Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2017, 16:33   #26
Gienkoslav
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
_____Na komendę w niebiańskim psy zaczęły chronić kapłana. Bertrand założył jeszcze płaszcz zimowy podniósł tarcze i przewiesił przez plecy. Potem podszedł do drzwi, przy których Dolon przesuwał już sprzęty, którymi wieczorem elf zaparł drzwi. Spomiędzy szurania wywołanego przesuwaniem meblowego wyposażenia, dało się słychać mocne uderzenia w drzwi d zewnętrznej strony. Po chwili do odgłosów pukania, dołączyły się krzyki i nawoływania miejscowych. W odpowiedzi na znajome głosy, dzieciarnia nocująca z poszukiwaczami przygód, zaczęła odpowiadać i uspokajać roztrzęsionych rodziców. Nie minęło nawet 5 minut jak drzwi zostały odbarykadowane i roześmiana dziatwa wybiegła przywitać się z rodzicami. Ci łypali dziwnie na najemników ni to z ulgą, ni to z wyrzutem. Bertrand uspokoił psy widząc, że polecenie ochrony, może przynieść więcej kłopotów. Na przód wyszedł Godwin.

-Mam nadzieję, że się wam dobrze spało. Niestety, nieszczęście znów spadło na naszą wioskę. Musicie koniecznie położyć temu kres. To już zbyt długo trwa. Dziś rano znaleźli młodego Mirka, który wedle słów jego matki, miał zostać z w obórce z krowami i wyprowadzać je jeszcze przed świtaniem. Został.... Zabity - roztrzęsiony głos sołtysa zdradzał targające starcem emocje, od poddenerwowania, przez żal po strach. Po wypowiedzi Godwina kilkoro rodziców zaczęło niemal bluzgać na przyjezdnych, że jeszcze nic nie zrobili.

_____Stojący najbliżej drzwi kapłani, zostali niemal zaciągnięci bez dalszych wyjaśnień. Psy strażnicze podążały za nimi, powarkując lekko na zbyt nachalne "przepychanki". Ich wyszkolenie nie pozwalało zaatakować bez komendy, co zdecydowanie ułatwiło utrzymanie balansu na cienkiej nitce negocjacji. Wystarczyła iskra by ten mały tłumek zamiast skupić się na priorytetach, zamienił kapłanów w kozły ofiarne. Godwin znów zdradzał swoją "bezkonfliktowość" bezradnie podążając wraz z tłumem, ale na jego twarzy pojawiał się grymas ulgi. Bądź co bądź, psy do małych nie należały i mogłoby to skończyć się jatką. Dla mieszkańców Starego Stawu oczywiście. Bea, a także zaciekawiona dzieciarnia, przez chwile niepilnowana przez swych rodzicieli, podążała na miejsce "wypadku".

_____Ciało leżało rozszarpane, nosiło widoczne ślady pazurów, odrywających kawały mięsa oraz drobnych, ostrych zębów odgryzających kęsy. Wszelkie miękkie części ciała zostały wyjedzone. Pozostawiono mięso przylegające do kości oraz twardsze fragmenty. Wnętrzności pożartych jelit rozrzucone wokół trupa. Nasuwał się wniosek, że do ataku doszło tuż przed świtem. Mięśnie, chociaż wystawione na poranny mróz, nadal utrzymywały zanikające ciepło, a krew gdzieniegdzie jeszcze wyciekała, parując i zamarzając w kontakcie ze śniegiem i przechłodzoną ziemią. Chłopak leżał na ścieżce prowadzącej na łąki. Sylwetka ułożona, jakby zatrzymano go w pół kroku. Jedna z pozbawionych palców rąk sięgała do łydki. Gdyby nie obrażenia, można by było stwierdzić, że chwytał się za nogę. Na resztkach twarzy spięcie mięśniowe pozostawiło grymas bólu.
Biały puch dookoła denata był rozdeptany. Właściwie, mnożyły się tam ślady butów.
Przy ciele klęczała rozhisteryzowana matka szlochając i kołysząc się w przód i w tył. Kobietę pocieszała inna próbując ją uspokoić. Na widok dzieciaków, dwóch mężczyzn zasłoniło ciało i pogoniło dzieciarnie. Jedynie Bea została nosząc odsłonięty symbol Lathandera na ubraniu, więc jej dorośli nie wyganiali.
Tuż po gromadce, przepychającej niczym prąd rzeki Dolona i Bertranda oraz Beę, na ścieżkę przyszedł Lugolas z zaklinaczką. Przeczucie powiedziało elfowi, że są blisko miejsca, które odwiedzał w nocy. Chociaż, w szarówce mglistego poranka, wszystko mogło wydawać się podobne. Bystry wzrok elfa szybko wyłowił delikatną ścieżkę wydeptaną w śniegu, prowadzącą do i od denata.

- Dobra, rozejść się wioskowi plotkarze! - wśród tłumu rozległ się głos w którym obaj kapłani rozpoznali Everta. - Nie czas gapować na tragedie! Pochowamy go gdy matule mą chować będziem. Teraz dajcie tym dwóm i młodej pannie pracować! Znają sie na rzeczy i trza im spokoju!

O dziwo, większość osób posłuchała rozchodząc się natychmiast i patrząc na najemników nieprzychylnym wzrokiem. Jakby chcieli im bezgłośnie powiedzieć "przecież mieliście nas bronić i zabić poczware!". Ostatnie nieproszone sylwetki odchodziły z ociąganiem, splunąwszy pod nogi Lugolasowi. Bertrand przypomniał sobie o poglądach rasowych wspomnianych przez cieślę. Krasnolud z pomocą swego krewniaka odciągnął rozpaczającą matkę. Drugi z krasnoludów nosił wyraźne ślady poparzeń na dłoniach i przedramionach. Skinął głową kapłanom za przykładem cieśli. Poza trupem, został jeszcze Godwin oraz jakiś wystrojony i dość otyły mężczyzna.

- Proszę, zróbcie co macie. Musimy go pochować. - powiedział Godwin. Bogacz zaczął szeptać coś do ucha sołtysa energicznie gestykulując.
 
Gienkoslav jest offline