Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 01:06   #578
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Z podziękowaniami dla Grave ;)



15 maj 2040 roku; Okolice Barstow; Kalifornia



Gdy ostatnie promienie słońca zniknęły znad horyzontu, zostawiając miejsce atramentowej czerni, mąconej raptem przez blask okruchów gwiazd, oddział Pazurów skończywszy ostatnie porwaki, mógł wreszcie odpocząć. Pięć ciał zaległo na zasypanej piachem podłodze, gromadząc się wokół rozpalonego w domu ogniska. Dzięki obecności ścian ogień nie był widoczny poza wnętrzem budowli, ukrywając ślady ludzi dla postronnego oka. Samochody w nocnej czerni nie wyróżniały się na tle Ruin i z daleka wyglądać musiały niczym kolejne wraki jakich pełno pozostawił po sobie dawny świat. Martwe, pordzewiałe zwłoki, zaścielające ziemski padół na podobieństwo pokrywających parchatego kundla liszai. Co innego żyjące na nim organizmy.
Jeden taki znalazł się bezpośrednio przed Alice, lecz aby się do niego dostać, musiała wpierw wdrapać się na drabinę i przeturlać się przez dach aż do miejsca, gdzie się rozłożył. Zakutany w koc przypominał bardziej kolejną stertę gruzu, niż człowieka i tylko oparty o krawędź dachu karabin wyborowy - teraz nonszalancko pozostawiony samopas - przeczył temu pozornemu nieprzygotowaniu.
- Przyniosłam ci kawę - okoliczności przyrody sprawiały, że lekarka mówiła szeptem, nie chcąc pobudzić śpiących na dole ludzi. Zasługiwali na odpoczynek, czekał ich od świtu ciężki dzień.

Strzelec skinął jej głową, wskazując miejsce obok siebie. Całkiem niezłe miejsce, trzeba było przyznać, wyłożone dodatkowym kocem, z dobrym widokiem na okolicę spowitą blaskiem gwiazd.
- Już myślałem, że się jednak nie zjawisz - rzucił cicho, chociaż nie na tyle by nie dało się wychwycić wesołych nutek w jego głosie.

- Czemu? Przecież coś ustaliliśmy i się zobowiązałam - uśmiechnęła się nieznacznie, co w panującym mroku pozostało niezauważone. Przez mgnienie oka skrzywiła się, widząc wymoszczone jak dla pisklaka gniazdo. Zajmowali się nią niczym zbutwiałym jajkiem, niańcząc i pilnując aby przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy przez dość beztroskie podejście do zasad bezpieczeństwa, a także dziedzin pokrewnych. Dla nikogo z dołu nie czekałoby podobne miejsce, choć z drugiej strony troska owa budziła wdzięczność. Chłód pustynnej nocy dawał się ostro we znaki, zmieniając oddech w obłoczki rzadkiej pary. Pomyśleć, że jeszcze parę godzin temu temperatura oscylowała w okolicach czterdziestu stopni Celsjusza… w cieniu.
- Byłoby wysoce nieuprzejme z mojej strony, gdybym zignorowała zaproszenie po tym, gdy oboje je zatwierdziliśmy - dodała, siadając na kocu tuż obok najemnika. Ledwo okryła się drugim kocem, drobne ręce poczęły walkę z zakrętką termosu. Do zapachu rozgrzanej ziemi, smaru i ludzkiego ciała, dołączyła subtelna woń kawy - Zgodziłeś się poświęcić swój cenny czas, celem podszkolenia mnie, więc ignorancja w tym przypadku… trzeba szanować drugiego człowieka, zwłaszcza gdy pochyla się nad nami i chce pomóc. Słodzisz? - zakończyła pytaniem. Nakrętka pełna czarnego, parującego płynu czekała aż ją przejmie.

Westchnął… Tak mniej więcej w połowie jej wywodu, jednak reszty wysłuchał już w ciszy, śledząc ruchy jej dłoni i chciwie wciągając powietrze nozdrzami. W mroku nocy rozbłysły jego zęby, gdy odsłonił je w odpowiedzi na jej pytanie.
- Nie - rzucił, biorąc od niej nakrętkę. - Gorzka, czarna i gorąca - mruknął jeszcze, zanim przyssał się do jej zawartości. - Mogłaś zmienić zdanie - odpowiedział po jakiejś chwili, nawiązując do jej nader obszernego wyjaśnienia dlaczego jednak się pojawiła. - Nie miałbym za złe, chociaż nie powiem, noc przyjemniej się spędza we dwoje.

Tym razem to ona westchnęła, rumieniąc się i okręcając szczelniej narzutą. Denerwowała się nie tylko nocną wartą, ale przede wszystkim jego obecnością. Wciąż trzymała w pamięci echo ich poprzedniej rozmowy i to spojrzenie, rzucane bezczelnie prosto w środek piegowatej twarzy. Sugestywne insynuacje, cała gama podtekstów… już nie pierwszy raz. Teraz jednak zeszli ciekawskim oczom z widoku, bunkrując się wysoko ponad ich głowami.
- Za dużo mówię, prawda? Wybacz… to przez stres - mruknęła przepraszająco, wbijając wzrok w rozgwieżdżone niebo.

- Możesz gadać - rzucił, wyraźnie rozbawiony jej stwierdzeniem. W następnej chwili poczuła jego ramię, które wślizgnęło się za jej plecy i przyciągnęło ją bliżej do jego ciała. - Chociaż nie masz się czym stresować - dodał żartobliwym tonem, podtykając jej pod nos nakrętkę z kawą.

Rzeczywiście, nie miała się absolutnie czym stresować. Najmniej zaś leżacym tuż obok karabinem tak wielkim, że nie miała wątpliwości co do realnej szansy na jego podniesienie. Przyjęła napitek, kupując parę cennych sekund przez zamoczenie w nim ust. Jeśli przed chwilą było jej zimno, teraz otoczona nie tylko kocem, czuła przyjemne ciepło. Częściowo emanował nim siedzący tuż obok snajper. Częściowo zaś pochodziło gdzieś z głębi wątłej klatki piersiowej, poruszającej się w przyspieszonym rytmie.
- Faktycznie, zero presji. Powiedz to panu Rewersowi - parsknęła w kubek i przymknąwszy oczy, oparła głowę o okryty mundurową bluza korpus. Szorstki materiał drapał skroń i policzek w rytm oddechu towarzysza. Gorycz kawy przyjemnie zmywała resztki sennego otępienia, pobudzając zmysły… a może czyniła to obecność drugiego człowieka?
- Jeżeli wydam ci się spięta to dlatego… wiesz, że nie miałam za dużo kontaktu z ludźmi spoza domu. - cichy szept odbił się od smoliście czarnej powierzchni, unosząc się razem z parą wodną ponad ich głowy. Mieli za sobą paskudny dzień, lecz należał już do przeszłości. Minął, wraz ze znikającą za linią horyzontu słoneczną tarczą. Zegar się resetował, system startował od nowa.
- Gubię się - w szept wdarły się gorzkie nuty, pusta nakrętka wylądowała na szyjce termosu - Nie wiem co robić. Nie rozumiem… umykają mi ciągi przyczynowo-skutkowe. Chciałabym… - zacięła się, przekładając ramię przez pas mężczyzny i przytuliła się ufnie. Odkaszlnęła i dokończyła niemrawo - Chciałabym się obudzić, ale to nie jest sen. To wszystko jest prawdziwie, cała ta wojna, kości i wraki. Ruiny. Gdyby nie ty i Tony - przełknęła ślinę, a między piegi wrócił cień żywszych kolorów, nierozpoznawalnych w mroku nocy - Wy też jesteście realni. Jesteś tutaj. Dziękuję Rich… to czego konkretnie chcesz mnie nauczyć? - spytała, zmieniając temat o sto osiemdziesiąt stopni.

Ten jednak nie odpowiedział na jej pytanie, przyciągając ją jeszcze bliżej i wyciągając dłoń w kierunku jej twarzy. Na policzku poczuła dotyk szorstkiej dłoni, który powoli zsunął się na jej brodę, by tam zatrzymać. Kciuk musnął jej dolną wargę, a następnie zsunął się niżej. Delikatnie, chociaż stanowczo, jej głowa została uniesiona, wprost na spotkanie czekających na nią ust, które łagodnie spoczęły na jej wargach.
- To nie tylko wojna, kości i wraki - wyszeptał jej, wprost w usta, wpatrując się przy tym w jej oczy. Z tak bliskiej odległości mogła dostrzec ciepły blask, który rodził się z ognia, szalejącego w ich głębi. Pocałunek był może łagodny i delikatny, pieszczotliwy wręcz, jednak to co wyzierało z jego oczu, co wrzało w ich głębi, miało inny posmak.

Ruch zaskoczył lekarkę, więc z początku przyjęła pocałunek biernie, nie wiedząc jak się zachować. Do tej pory podobne aktywności oglądała na filmach, brakowało jej doświadczenia i obycia, nie mówiąc o pewności czy postępują właściwie. Podobny zabieg podpadał pod fraternizację, mógł przysporzyć im obojgu nielichych kłopotów. Z każdą mijającą sekundą niepewność jednak zostawała wypierana przez kompletnie inne odczucie, rodzące się gdzieś w głębi trzewi. Spinner od samego początku się jej podobał. Wystarczył drobny kontakt warg, by wyzwolić zastrzyk endorfiny i pobudzić serce do wzmożonej pracy, objawiający się rozkosznym drżeniem w dole brzucha. Zmieniła pozycję, podnosząc się na kolana aby choć w ten sposób zniwelować część różnicy we wzroście. Koc opadł na ziemię, lecz coś takiego jak chłód straciło na znaczeniu. Oddała pocałunek, wpierw nieśmiało, lecz nagle jakby część podsystemów odpowiedzialna za racjonalność przepięła się, aktywując uśpione dotąd komendy. Dłonie dziewczyny wystrzeliły do przodu, ramiona oplotły szyję adwersarza i tam pozostały, przytrzymując ich twarze w bezpośrednim kontakcie.
- Jesteś tego pewny? - spytała cicho, gdy oderwali się od siebie na parę milimetrów - Czynności prokreacyjne z nieletnią... kiedyś groził za to prokurator i konsekwencje prawne z pozbawianiem wolności na czele.

Zamiast jej odpowiedzieć przywarł do jej warg, powstrzymując ją przed dalszym mówieniem. Tym razem jednak w pocałunku nie było nic z delikatnej pieszczoty. Dłonie odnalazły drogę ku jej piersiom, otaczając je szczelnymi kokonami stworzonymi z palców. Nacisk zwiększał się i zmniejszał rytmicznie, podążając za ruchami języka, który podjął aktywną próbę przedarcia się przez zasłonę zębów i wniknięcia do wnętrza jej ust. Całym ciałem napierał na nią zabierając kolejne milimetry przestrzeni.

Obłęd, inaczej nie dało się nazwać tego co wyprawiali. Zamiast pilnować, zajmowali się sobą przez co pozostała grupa śpiących pod nimi ludzi zostawała wystawiona na niebezpieczeństwo… lecz jak się opanować, gdy wzrok zasnuwa mgła pożądania, a w głowie wiruje od posmaku oddechu i dotyku aż nazbyt chętnego towarzysza? Mrok nocy skrywał detale, pozostawiając kontury sylwetek, wraz z lśniącymi szałem oczami. Miał rację, ich teraźniejszy świat nie składał się jedynie z koszmarów. Były też dobre sny, zupełnie jak ten. Zachęcona jego działaniami, wpuściła ruchliwy język głębiej, łącząc go ze swoim. Pion wydawał się niewygodny, Savage odchyliła się więc do tyłu, ciągnąc ich oboje tam gdzie przygotowane z wcześniejszą troską posłanie koców. Cholernik zaplanował całe zdarzenie, a teraz realizował plan. Na tym miała polegać nauka? Na ewolucji dzieciaka w kobietę? Chciała go o to spytać, niestety złączone usta utrudniały komunikację werbalną.

On zaś nie palił się do tego aby ich usta rozłączać. Wręcz przeciwnie, zdawał się być ich spragniony niczym człowiek, który po dniach spędzonych na upalnej pustyni, dorwał się wreszcie do źródła chłodnej wody. Spijał z nich, badając wnętrze językiem, na podobieństwo jego rąk, które przesunęły się teraz niżej, do jej talii. Prawa wsunęła się pomiędzy niewielką przestrzeń, która dzieliła ich ciała, i zajęła rozpinaniem paska. Lewa wsunęła pod przeszkadzającą warstwę ubrania i podjęła drogę powrotną, dążąc do ponownego spotkania z piersią dziewczyny. Bez wątpienia miał wprawę w postępowaniu z kobietami, bo obie czynności szły mu całkiem zgrabnie.

Dwa ciała ścisle do siebie przylegające, badające się nerwowymi, pospiesnymi ruchami, pełnymi niecierpliwości i oczekiwania. Na to co się stanie. Dwa organizmy dążące do połączenia w rytmie nadawanym przez odwieczny cykl życia. Każdy gatunek dążył do prokreacji, bedącej drogą ku rozrodowi przedłużającemu jego istnienie. Selekcja naturalna, zakodowany w łańcuchu DNA nakaz aby wybierać na partnerów tylko te jednostki, które mogły zapewnić potomstwu pulę najbardziej porżadanych cech dziedzicznych. Zwinność, spryt, siła - zestaw potrzeby, by przetrwać w nowym, powojennym świecie. Całująć Spinnera Savage stawały przed oczami krzyżówki genetyczne, dpozwalajace określić któe allele dominowały nad cechami recesywnymi. Allele dominujące i recesywne warunkowały daną cechę, bądź jej odmianę. W krzyżówkach cecha warunkowana była przez dwa allele genu. By ujawniła się cecha dominująca, wystarczył tylko jeden allel dominujący, drugi mógł być recesywny, ponieważ dominujący zdominuje allel recesywny i nie pozwalał mu się ujawnić fenotypowo.
“Cechami recesywnymi są: piegi, ciemne oczy, ciemne włosy, policzki z dołkami, kręcone włosy, długie rzęsy, duże usta, niski wzrost i umiejętność zwijania języka w rureczkę. Jeśli chcemy by cecha recesywna ujawniła się, muszą być dwa allele recesywne. Inaczej gdyby był dominujący, to zdominował by recesywny i cecha recesywna nie ujawniła by się. Tak więc jeśli ktoś ma cechę recesywną to musi on posiadać dwa allele recesywne. Genotyp takiej osoby to: aa.” - prosta formułka obijała się po rudej czaszce, podczas gdy dłonie lekarki na wyścigi walczyły z zapięciami mundurowej bluzy. Palce drżały z niepokoju, dotyk drugiego człowieka i jego ciepło tak kontrastujące z chłodem nocy, przyprawiały zmysły o szaleństwo, zaś serce o stan bliski zawałowi. Puls podskoczył, łupiąc w skroniach z częstotliwością karabinu maszynowego, lub tak się dziewczynie wydawało. Bardziej skupiała się jednak na ustach, wymianie oddechów z których ten obcy smakował kawą, determinacją i czymś nieuchwytnym, równie subtelnym co ziołowy posmak na końcu języka. Otaczała ich ciemna, pustynna noc i gdyby nie kaszel dobiegający z dołu, miałoby się wrażenie, że nawet wiatr ucichł, zostawiając zmysłowi słuchu odbiór spektrum dźwięków ograniczających się tylko do ich organizmów. Rozsądek niestety nie chciał dać się stłamsić do końca, pobudzony hałasami z obozowiska, powrócił do łask systemu nerwowego, przesyłając siecią synaps spostrzeżenia nie do końca przyjemne. Lubili się, może nawet bardzo… tylko zawsze musiało znaleźć się jakieś “ale”. Nieznana w równaniu, mogąca wywrócić je do góry nogami równie z łatwością, z jaką dziecko wywraca domek z kart.
Drobne ciało zamarło, zatrzymajac się gdzieś w połowie ruchu majacego zakończyć się finalnie zdjęciem najemnikowi munduru z ramion. Zamiast dokończyć, blade dłonie przeniosły się do jego twarzy, stanowczo ją odpychając.
- Robisz to dla zakładu? - spytała wprost, ten jeden raz nie chcąc bawić się w słowna gimnastykę i woląc zwięźle przekazać myśl bez niebezpieczeństwa zostania opatrznie zrozumianą. Przymknęła oczy, obracając twarz w bok, aby tym razem tak prosto nie przyszło mu jej uciszenie - W bazie słyszałam jak Ethan z Gregiem dysputowali na ten temat. Wedle finalnej konkluzji podobno potrzebuję… “bolca” celem naprostowania światopoglądu. Założyli się kto pierwszy osiągnie cel, czekali jednak aż pana Rewersa nie będzie w okolicy. Teraz go nie ma - wysunęła rękę spomiędzy ich ciał, zataczając w powietrzu niewielki okrąg. - Będę zobowiązana za odpowiedź prawidłową, dzięki której… - zacięła się i musiała odkaszlnąć dla niepoznaki,aby ukryć zdenerwowanie. Powoli wróciła głową na poprzednia pozycję, patrząc w ciemne teraz oczy wiszące tuż nad nią - Wolałabym abyś powiedział mi prawdę.

Spinner także zamarł, patrząc na nią długo jednak nic nie mówiąc. Cisza przeciągała się, naruszana jedynie przez odgłosy z dołu. Powoli, jakby musiał stawiać czoła jakiejś niewidzialnej sile, która broniła mu do niej dostępu, zniżył ponownie głowę tak, że niemal dotykał jej czoła swoim.
- Nie mam zwyczaju brać sobie kobiet tylko dlatego żeby wygrać zakład - oświadczył stanowczo, chociaż głos drżał mu nieco od buzującego w jego ciele pożądania. - Szczególnie gdy przy okazji mi na takiej zależy. Gdyby to inna osoba mi coś takiego zasugerowała to dostałaby po mordzie. A teraz z łaski swojej zamknij się i przestań myśleć - dodał, całując ją lekko w nos, a następnie sięgając ustami niżej, jednak na tyle wolno by w razie chęci, mogła go powstrzymać, co też zrobiła, ujmując jego twarz w dłonie i wstrzymując ją w miejscu.

- Zdefiniuj zwrot “zależy mi”. Określ w przybliżeniu ilość przedstawicieli płci przeciwnej, mogących się pod niego podpiąć w tym konkretnym przypadku - poprosiła, a drżące nuty w jej głosie jasno informowały, że odpowiedź jest istotna. Po wybuchu bomb kwestie społeczne nabawiły się nieprzyjemnego schorzenia, mogącego dostać łatkę “upadek norm oraz obyczajów”. Bycie częścią grona satelit, krążącego wokół Pazura średnio się dziewczynie uśmiechało. Pomijając wzmożone prawdopodobieństwo zarażenia chorobami wenerycznymi, pozostawała też ta ważniejsza - niby zwykła, archaiczna dzisiaj… normalność. Chęć budowania relacji takimi, jakie powinny być bez względu na czynniki społeczno-przyrodnicze.

Uśmiechnął się, który to uśmiech miał w sobie nieco wyższości, takiej jaką to zwykle dorośli okazują dzieciom.
- Powinienem pamiętać, że ciebie czasem lepiej nie dopuszczać do głosu - mruknął, wznawiając przy tym działania lewej dłoni, zogniskowane w okolicy jej piersi. - Zależy mi… No zależy - w miarę swoich ograniczonych możliwości wzruszył ramionami. - Nie chcę żeby coś ci się stało, mała. Żeby cię ktoś skrzywdził. Żebyś sama sobie nie zrobiła krzywdy… - Jego uśmiech poszerzył się. - I jeżeli obawiasz się o konkurencję to spokojnie, nie interesują mnie haremy. Interesuje mnie za to taka jedna ruda, ciągle gadająca, pakująca się nie tam gdzie trzeba i wiecznie gubiąca, dziewczyna. Znasz może jakąś?

Westchnienie ulgi, po którym nastąpił głęboki, uspokajajacy oddech. Nie miała żadnych podstaw aby mu nie wierzyć, wręcz przeciwnie. Analizując te trzy miesiące na powierzchni, w większości w towarzystwie właśnie jego, wynik wychodził jasny i przejrzysty. Potwierdzenie tezy wywołało u Alice czystą, niczym nieskrępowaną radość. Pisnęła głośniej, zaś drobne dłonie wystrzeliły do góry, obejmując pochylającą się nad nią sylwetkę za szyję. Przytuliła się z całej siły, walcząc z ochotą aby głośno się śmiać - podobnie niestosowne zachowanie mogło obudzić kogoś pod nimi, a tego raczej oboje nie chcieli.
- Niezmiernie się cieszę Rich, naprawdę - wyszeptała mu do ucha, łaskocząc oddechem małżowinę i bok szyi - Również… bardzo mi na tobie zależy. Wolałam nie wychodzić z żadnymi propozycjami przez wzgląd na dysproporcję wieku, a także inne czynniki… do tej pory nie przechodziłam inicjacji. Nie mam za sobą doświadczeń w aktywnościach fizycznych, tych koedukacyjnych… i w poziomie - entuzjazm lekarki jakby odrobinę przygasł, szybko jednak odzyskała rezon - Będziesz musiał udzielić paru lekcji.

On zaś roześmiał się cicho w odpowiedzi.
- O lekcje możesz być spokojna - zapewnił, sięgając w dół by wznowić próby wyłuskania jej ciała z okowów ubrania. Próby te były gorączkowe, całkiem jakby nauczyciel nie mógł się owych lekcji doczekać. Jecznośnie poczuła jego usta na szyi, niezmiennie zachłanne, pochłaniające kolejne milimetry jej ciała, badające je i oznaczające muśnięciami zębów, jako swoje.

Każdorazowy kontakt wspomnianych powierzchni wzbudzał dreszcz, przeszywający mniejsze ciało na wskroś. Savage chciała jeszcze doprecyzować, podpytać czy w takim razie będą teraz chodzić na randki i za ręce, a także co na podobny przejaw bliskości wzajemnej powie ich przełożony i opiekun? Myśli złośliwie uciekały gdzieś w dal, wyparte bliskością drugiego człowieka - jego ciepłem, ciężarem. Dotykiem nie tylko warg, lecz również szorstkiej tkaniny. Już nie czuła chłodu, choć okrycie z koca zleciało na bok, zrzucone w nerwowych konwulsjach pozbywania się ubrań. Nie tylko on się niecierpliwił. Żar barwiący piegowatą skórę na głęboki szkarłat przeszedł z twarzy na szyję, rozlewając się falą po piersiach oraz żebrach, sunąc w dół aż do lędźwi. Pulsujący regularnie, nieznośny płomień dający się ugasić tylko w jeden sposób.
- Już nie będę mówić - obiecała, przykładając rękę do ogolonego gładko policzka i wychyliwszy się, złączyła ich usta w długim, mokrym pocałunku. Wolną ręką szarpnęła za mundur, ściągając go najemnikowi do połowy pleców. Przesunęła się pod nim, by po krótkiej gimnastyce objąć go nogami w pasie. Zaplotła kostki na wysokości części lędźwiowej, trochę powyżej miednicy. O dziwo zamiast specyfikacji i anatomicznej nomenklatury, rudą czaszkę wypełniły skojarzenia bardziej przyziemne, fizyczne.

Jej ochota jak najbardziej przypadła do jego gustów, co mogła usłyszeć w zduszonym przez złączone wargi, pomruku. Jego lewa dłoń przerwała swą dotychczasową czynność i znalazła drogę, która doprowadziła ją do miejsca nowo powstałego złączenia ich ciał. Ruchy palców były pewne i nakierowane na pokazanie rudej nowych sposobów na doświadczanie przyjemności, płynącej z damsko-męskiej integracji. Prawa dłoń z kolei wciąż próbowała wyswobodzić ciało dziewczyny ze zbyt dużej jak na tą okazję, ilości ubrań.

Na pierwszy ogień poszły zapięcia habitu, potem koszuli uwalniając drazniąco powoli piegowate ciało na widok nocy. Guzik po guziku, nap po napie i sprzączka po sprzączce, wyciągał lekarkę z warstw ochronnych, nie zapominając w międzyczasie drażnić rejonu do tej pory używanego tylko w celach fizjologicznych, wywołując cichę jęki gubione w przestrzeni złączonych ust. Okazywało się, że z pozoru zwyczajne fragmenty skóry mają dziesiątki milionów zakończeń nerwowych, bardzo wrażliwych. Wcześniej dziewczyna tego nie odnotowywała, teraz zaś każde muśnięcie palcami przez materiał odczuwała niczym chlaśnięcie rozgrzanym do czerwoności batem. Bliskość przez bariery stawała się nieznośna, temperatura rosła wraz z każdym kolejnym oddechem i pomrukiem. Chłód nocy odszedł całkowicie na bok, zostawiając pole do popisu rozgrzanym ciałom. Do dźwięków szamotaniny dołączył metaliczny klik rozpinanego paska, potem drugiego, do których dołączył syk suwaka. Po chwili wahania lekarka wsunęła dłoń w powstałą wyrwę, badając delikatnie zawartość obcych spodni. Z medycznego punktu widzenia doskonale wiedziała czego się spodziewać. Z punktu widzenia dnai codziennego… nigdy wcześniej nie miała okazji przeprowadzać podobne badania. Korzystała więc skwapliwie, wciskając palce pod materiał bielizny i wodząc opuszkami po wypukłości pod spodem.

Badanie to jak najbardziej przypadło Pazurowi do gustu, jego ruchy przyspieszyły, bez wątpienia mając za zadanie jak najszybsze wydostanie ciała kochanki z okowów. Wprawne dłonie radziły sobie ze swoim zadaniem całkiem nieźle, czy to tym związanym z ograbianiem dziewczyny z odzieży, czy też tym bardziej intymnym, które nabierało mocy, jednocześnie sprawiając rosnącą z każdą chwilą przyjemność. Tyle tylko, że bariera, która broniła dostępu do owych rejonów, którymi tak skrzętnie owa dłoń się zajmowała, zaczęła stanowić nie lada problem. Wśród pomruków zadowolenia, wywołanych działaniami drobnych, kobiecych dłoni, podążył za jej przykładem i miast dalej zadowalać oboje igraszkami, które wciąż można było za względnie bezpieczne uznać, wydobywać zaczął na światło gwiazd kolejne, nader istotne rejony jej ciała. Działania jego były pospieszne, acz delikatne. Pilnował też skrupulatnie by jej usta zajęte były czynnością inną niż mówienie.

Plan działał dopóki nie przyszła pora na zdejmowanie spodni i bielizny. Wtedy też siłą rzeczy zsunął sie ku dołowi, uwalniając wiecznie kłapiący otwór gębowy rudzielca. Wysawiona na chłód piegowata skóra z automatu pokryła się gęsią skórką, choć chłodu dziewczyna nie odczuwała. Jej mózg skutecznie utonął w oparach pożądania, wygłuszających zbędne bodźce na rzecz wyczulenia wyspecjalizowanej grupy zmysłów tkich jak dotyk, smak, zapach. Więc… to już? Teraz? Co prawda do tej pory wyobrażała sobie scenerię pierwszego zbliżenia zgoła inaczej niż na zasypanym piaskiem dachu, lecz towarzystwo skutecznie przeważało wszelkie minusy. Poza tym dookoła panowała cisza, nad ich głowami rozpościerał się granat nieba upstrzonego lśniacymi diamentami gwiazd. Określenia kameralne i romantyczne pasowały jak ulał.
- Co z zabezpieczeniem? - wysapała, zagryzając wargi i unosząc biodra, aby ułatwić partnerowi wypakowanie jej do końca. Mimo gorączki chwili jakaś część analitycznego umysłu uparcie nie chciała dać się spacyfikować i odpuścić. Posiadanie dziecka a teraźniejszych realiach niosło ze sobą masę komplikacji, których Alice nawet nie potrafiła do końca pojąć, co dopiero się im przeciwstawić.

Skrzywił się, chociaż nie zaprzestał zsuwania z niej spodni i bielizny. Za dłońmi, które się tym zajmowały, ruszyły usta, wpierw skupiając się na piersiach, a później powoli schodząc w dół. W trakcie tej drogi, zdołały oderwać się od jej ciała na czas wystarczający by jej odpowiedzieć.
- Mam coś w sam raz na tą okazję - rzucił, unosząc wzrok i jednocześnie wysuwając język i muskając nim jej pępek. - Przestań się wreszcie kłopotać nieistotnymi sprawami. Samobójcą nie jestem - dodał, nawiązując do tego, co by go zapewne spotkało gdyby Cass dowiedział się, że sprawił dziecko jego podopiecznej. Liczył na to, że ta odpowiedź zamknie jej usta, a jak nie to powinny podziałać jego wargi, które zdołały dotrzeć do wzgórka łonowego i ani myślały na nim poprzestać.

- A czy wiesz, ze prezerwatywy zapewniają dziewięćdziesiąt dziewięć procent skuteczności antykoncepcji... o ile nie są przeterminowane, albo uszkodzone? P..poza t-tym… aach - jeśli miała jeszcze coś do powiedzenia, zuchwałe poczynania jego warg skutecznie odwróciły uwagę od tego co… co właściwie miała powiedzieć? Nabrała ze świstem powietrza drżąc przy każdym pocałunku. Ruda potylica wbiła się w koc, dłonie chwyciły ramiona kochanka, zaciskając kurczowo palce na barkach. Schodził co raz niżej, drażniąc i pieszcząc wrażliwą skórę tuż przy granicy sfery intymnej. Uwolnione ze spodni uda rozsunęły się odruchowo na boki, lędźwie podążały ku górze, ułatwiając dostęp i zmniejszając niecierpliwe oczekiwanie, odliczane coraz płytszym i bardziej chrapliwym oddechem.

On zaś, wyraźnie zadowolony z efektów swojej pracy, nie zamierzał przerywać, badając językiem i wargami te jakże czułe miejsca, które miał przed sobą. Dłonie zaś… Te także pracowały w efekcie czego już po chwili mógł sobie zarzucić jej nogi na ramiona, dzięki czemu znalazł się w dogodnej pozycji by do zabawy językiem, dołączyć także zabawę palcami. Delikatną co prawda, będącą ledwie muśnięciami tuż na granicy i lekkim tylko wniknięciem w jej wnętrze. Nie dość by naruszyć delikatną barierę, ale i wystarczająco by poczuć ją pod opuszkami palców. Jego oddech przyspieszył, napędzany pragnieniem, odsunął je jednak na bok, skupiając na obdarowywaniu jej doznaniami, na badaniu jej ciała. Tak z zewnątrz jak i wewnątrz, gdzie w końcu dotarł także jego język.

Policzki piekły Savage, sama nie wiedziała czy z podniecenia, czy podświadomego wstydu. Wszak pierwszy raz ktoś obcy zajmował się nią w ten sposób, fundujac oralne pieszczoty. Gdzieś z tyłu czaszki niczym stado przerażonych ptaków, tłukły się myśli o tym, że nie przygotowała się do tego, nie miała ze sobą niczego do umycia, ani… dobrze chociaż, że owłosienie ze względów higienicznych usuwała systematycznie, ale czy to wystarczyło?
Korowód pytań, tonących w huku pulsu, wybijającego na skroniach werble melodii o utracie kontroli. Dziewczyna jęknęła ochryple i sięgnąwszy miedzy uda, wplotła palce w ciemne włosy na znajdujacej się tam głowie. Zacisnęła je kurczowo, przygryzła wargi starajac się pamiętać o ludziach piętro niżej, tylko… coraz ciężej szło sie skupić na czymkolwiek poza serwowanymi przez najemnika atrakcjami.

Spinnerowi zaś wcale nie spieszyło się do tego by je przerwać. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie człowieka, któremu to zajęcie sprawia wiele przyjemności. Czując jej palce w swoich włosach wydał z siebie coś na kształt warkotu połączonego z jękiem i z nową werwą zabrał się za dokładne badanie jej wnętrza, okazjonalnie przechodząc z powrotem ku górze, by zająć się także łechtaczką. Jego wargi obejmowały ten delikatny punkt, zasysając i drażniąc czubkiem języka, podczas gdy palce kontynuowały swoją zabawę, wnikając i badając jej wnętrze. Druga dłoń zsunęła się pod jej udo, przyciągając ją bliżej do jego ust, nie pozwalając się wyrwać.
Nie pozwolił jej jednak dojść, przerywając zanim ten moment nastąpił i ponownie wspinając się ku górze. Delikatne muśnięcia palców miały teraz za zadanie utrzymać ją na skraju, podczas gdy wargi pokonywały drogę powrotną do jej ust. Jednocześnie druga dłoń zajęła się nieco gorączkowymi ruchami, mającymi na celu znalezienie jakże istotnego w tej chwili rekwizytu, który został gdzieś w kieszeni spodni.

- A...aa jak… ktoś… ktoś tu przyjdzie? - lekarka wydała z siebie skamlące pytanie, szukając ustami jego ust. Mniejsze ciało przygniecione większym trzęsło się niczym w malignie, nieprzytomne oczy wodziły po lśniących u góry gwiazdach, zahaczając też o te odbite w parze oczu tuż na wyciągnięcie ręki.

- To szybko stąd pójdzie - mruknął, ofiarowując jej swoje usta, ale tylko na krótką chwilę bo akurat poczuł znajomy kształt. Szybko złapał za opakowanie i to nim zajął na krótki czas usta, rozrywając je i wyjmując zawartość. Najwyraźniej nie zamierzał uczyć jej technikaliów związanych z zakładaniem prezerwatywy bo zrobił to sam i to szybko, po czym znowu znalazł się tuż nad nią, wbijając wargi w jej usta, dłonią zaś powracając do pieszczenia wewnętrznej strony jej ud, powoli przy tym napierając i inna częścią ciała, która była jak najbardziej gotowa do tego by skosztować prezentowanych wdzięków.

Więc to już, teraz. Tutaj, tej nocy i na tym zapiaszczonym dachu. Z tym mężczyzną, przyciskającym ją do podłogi. Naturalna, odwieczna kolej rzeczy. Akt prokreacji, zaprogramowany w ludzkim genomie i nie tylko ludzkim - każdego zywego organizmu. Mechanizm mający na celu zapewnienie przetrwania gatunku. Bardzo… przyjemny mechanizm. Zabiegi najemnika działały pobudzająco, windując podniecenie na nieznany dotąd poziom, lecz gdzieś w sercu wciąż tliła się obawa. Kolczasy, atawistyczny lęk mieszkajacy pod rozpaloną do czerwoności skórą w tym momencie wrażliwą ponad wszelkie normy, zwłaszcza na dole, w okolicach intymnych, odczuwjącycj napieranie obcego elementu niczym smaganie rozpalonym do białości żelazem.
- Proszę… bądź delikatny - oderwała się od niego, by wyszeptać proste, podszyte obawą zdanie. Obawiała się bólu, czytała co prawda i znała teoretyczny przebieg zbliżenia… jednak teoria do praktyki miała się… nijak.

Słysząc jej prośbę wstrzymał swe działania na krótką chwilę by skupić się w pełni na niej, na jej twarzy, którą musnął delikatnie opuszkami palców i na jej ustach, które otrzymały podobną pieszczotę którą obdarowały ją jego wargi. Wstrzymanie się kosztowało go jednak wiele. Ledwo panował nad oddechem i potrzebami ciała pobudzonymi przez drobne ciało, które miał pod sobą. Chętne ciało, czekające tylko na to, żeby się w nie zagłębić.
- Będę - zmusił usta do wypowiedzenia obietnicy, tuż przed tym nim ponownie zajęły się kosztowaniem jej warg. Nie czekając dłużej, bo zwyczajnie nie miał już na to siły, wsunął się w nią, pilnując w miarę swoich możliwości by nie wyrządzić jej krzywdy. Raz, bo mu na niej zależało, a dwa, bo wiedział że gdyby ją skrzywdził to by miał przerąbane do końca życia, które mogłoby okazać się wyjątkowo krótkie.

Dziewczyna wciągnęła ze świstem powietrze, zmaierając bez ruchu i tylko rozszerzone oczy łowiły obraz najbliższej okolicy, z jego twarzą na czele-kolażem plam czerni i szarosci w królujacej niepodzielnie nocy. Centymetr po centymetrze rozpychał się w niej, aż do momentu, gdy ich biodra prawie się zetknęły. Dopiero wtedy się rozluźniła, gdy zamiast bólu przyszło coś kompletnie innego. Do tej pory zachodziła w głowę jak pocieranie o siebie naskórków może przyprawiać o niekotnrolowaną euforię i rozkosz. Dowiedziała się ledwo zaczął się powoli wycofywać. Rozedrgany jęk przetoczył się między złączonymi ustami, dłonie kurczowo wczepiły się w skórę górujących nad lekarką pleców. Mniejsze ciało zadrżało, lędźwia poruszyły się niecierpliwie, wychodząc naprzeciw kolejnemu pchnięciu.
Po którym nastąpiło kolejne i kolejne, a każde nieco szybsze, nieco głębsze. Kontrola powoli zanikała wypychana przez żądzę. Głos, który przypominał o konieczności bycia delikatnym, zagłuszony został przez szumiącą w uszach krew. Serce waliło coraz szybciej, tak jak coraz szybszy był oddech. Dłonie odnalazły drogę ku łagodnym wzgórzom piersi i sterczącym z nich dumnie sutkom. Usta pieściły wargi, język podjął taniec z językiem. Coraz głębszy, gwałtowniejszy, odpowiadający ruchom lędźwi. Świat wokół przestał się liczyć. Zniknął dach, zniknęli ludzie śpiący na dole, zniknęły obowiązki i obawy. Istniała tylko ta chwila i te złączone ze sobą ciała dążące do tego samego celu. Spinner wprawnymi ruchami dłoni pobudzał ciało swej młodej kochanki, wprowadzając je na coraz do wyższe poziomy rozkoszy prowadząc ją prostą drogą do szczytu. Brał i dawał, pogłębiając ich zespolenie, biorąc ją w posiadanie, a gdy to mu nie wystarczyło zsunął dłoń niżej i uniósł nieco jej udo, układając na własnym, zgiętym ramieniu. Chciał więcej i dążył do tego by dostać to co chciał. Górował nad nią, przygniatał i pochłaniał. Zarówno ustami jak, dłońmi, jak i resztą rozpalonego, spoconego ciała.

Był większy, cięży i silniejszy, do tego znajdował się na górze, skutecznie odcinając kochance ewentualną drogi ucieczki. Dbał o to, by mu się nie wywinęła i nie zmieniła nagle zdania, chcąc przerwać wzajemne poglębianie znajomości. Przygotował zawczasu teren, zadbał o odpowiednie warunki, trzymając się skrupulatnie planu aż do momentu, w którym drobne ciało pod spodem wyprężyło się, wydając z siebie zduszone kwilenie prosto w jego usta. Ruda potylica wbiła się w koce pod spodem, oddech i tak płytki urwał się na parę sekund. Świat Savage zamarł, wypełniając się nagłym błyskiem podobnym uderzeniu pioruna. Elektryzującym tkanki i rozchodzącym się pulsacyjnymi falami ukropu od bioder aż po najdalsze członki. Połączone wargi skutecznie tłumiły hałas, blade palce zaciskały się i rozluźniały, orając pazokciami napiętą skórę barków Pazura. Wybuch supernowej, trzęsienie ziemi wywołane biciem skrzydeł motyla.

Usta które tłumiły odgłosy spełnienia, wygięły się w iście samczym uśmiechu zadowolenia. Teraz i on ruszył ku szczytowi, uderzając raz po raz, wnikając w nią coraz szybciej i głębiej by w końcu znieruchomieć i wystrzelić. Jego ciało zwiotczało na kilka sekund, przyciskając ją do dachu. Na szczęście nie trwało to długo bo zaraz uniósł się nieco, łapiąc oddech i uśmiechając się z zadowoleniem.
- W porządku, mała? - zapytał, gdy już był w stanie wydać z siebie głos. Czy było rozsądnym zadawanie jej pytań w takiej chwili? Pewnie nie ale wolał się upewnić że jej nie skrzywdził. Dłoń jego powędrowała ku jej twarzy, a palce rozpoczęły powolną wędrówkę od czoła przez linię włosów ku policzkowi i nieco w tył, tam gdzie znajdowało się ucho, za które założył kosmyk jej rudych włosów.

Spełnienie pozostawiło po sobie zmęczenie i niecheć, aby ruszać się z miejsca… najlepiej już nigdy się z niego nie ruszać. Rozgrzane ciało rozpoczęło proces studzenia, oddech normował się powoli, zaś zresetowany mózg powoli, acz wyjatkowo niechętnie przygotowywał się do podjęcia współpracy. Pierwsze uruchomiły się podsystemy techniczno-merytoryczne i działając na zasadzie skojarzeń, podtykały lekarce ciągi danych, zagłuszające zewnętrzne bodźce dźwiękowe.
- Normozoospermia… prawidłowa ilość powyżej dwudziestu milionów plemników w każdym mililitrze ejakulatu. Szczytową objętość normospermia osiąga u mężczyzn w wieku trzydziestu-trzydziestu pięciu lat. Parametr ten gwałtownie spada po przekroczeniu pięćdziesiątego piątego roku życia. Jak każda wartość może posiadać odchylenia od normy - szeptała, wpatrzona w rozgwieżdżone niebo. Głaskała mechaniczne plecy partnera, dziwnie osowiała i nieobecna - Odchylenia od standardowej objętości ejakulatu to: aspermia, hipospermia, bądź hiperspermia. Odchylenia co do jakości plemników w ejakulacie to: teratozoospermia, asthenozoospermia. W skład ejakulatu wchodzą wydzieliny jąder, najądrzy, prostaty, pęcherzyków nasiennych oraz gruczołów opuszkowo-cewkowych… tak? - drgnęła nagle, jakby dopiero zdała sobie sprawę, że nie jest sama, a Spinner ciągle znajduje się na niej. I w niej.

- Mnie nie pytaj - odpowiedział, rozbawiony jej słowotokiem, na którego treść nie bardzo zwracał uwagę. Skoro tyle gadała to znaczyło, że wszystko z nią było ok.
Jako że i on doszedł już nieco do siebie, podniósł się i wysunął z niej, wzdychając przy tym, a następnie zajął efektami ich zbliżenia o których najwyraźniej rozwodziła się Alice. Zużyta prezerwatywa wylądowała gdzieś na dachu, a Spinner przyjąwszy pozycję siedzącą sięgnął po spodnie by z ich kieszeni wyłuskać paczkę fajek i zapalniczkę.
- Poleż chwilę - poradził jej, skupiając się na wyjątkowo palącej potrzebie wciągnięcia w płuca substancji smolistych. Po namyśle i po tym jak wsunął jeden z własnoręcznie wyprodukowanych skrętów między wargi, wyciągnął paczkę w jej stronę, zapraszając do skorzystania. Nie sądził, żeby jeden jej zaszkodził chociaż pewnie jak nic zaszkodzi jemu gdy ruda zacznie jeden z tych swoich wywodów.

Rozłączenie przyniosło ze sobą poczucie dziwnej pustki, zwłaszcza w tym wciąż lekko pulsującym miejscu miedzy nogami. Nagła lekkość i pluszowa wata otaczająca myśli miękkim kokonem sprawiły, że na piegowatym obliczu zagościł szeroki uśmiech. Kłapiące szczęki skleiły się, stawiając na ciszę wbrew naturalnej, wrodzonej potrzebie gadania. Było… cudownie, spokojnie i cicho. Co prawda wartowanie wybitnie nie polegało na zajmowaniu się sobą, ale terenem otaczającym obóz… jednak w owej chwili Savage nie umiała się tym przejąć. Wedle zalecenia pozostała w pozycji poziomej jeszcze pół minuty, po czym usiadła na kocu, drżąc w pierwszych zarejestrowanych podmuchach nocnego chłodu. Racja, wszak temperatura odbiegała od zwyczajowej normy, niezdrowym było pozostawanie na zewnątrz bez ubrania. Wystarczyło kilkadziesiąt minut, by ciało zaznało pierwszych symptomów hipotermii. Hipotermia - Alice jakoś od zawsze lubiła ten temat, fascynował ją w pewien pokrętny sposób, lecz nie tak, jak mężczyzna naprzeciwko.
“Co teraz?” - proste pytanie zakołatało wewnątrz rudej czaszki, niepewność wróciła z przymusowego wygnania, krążąc nad nią na podobieństwo stada wron. Aby je odgonić przyjęła papierosa i zabrawszy ze sobą koc, przetransportowała się najemnikowi na kolana.
- Zmarzniesz, jesteś spocony. Szybciej wytracisz ciepło i się przeziębisz - ograniczyła się do zdawkowego stwierdzenia, okręcając płachtą szorstkiego materiału jego i siebie tak, że finalnie przypominali dość niekształtny naleśnik o ludzkim nadzieniu.

Spinner dodatkowo otulił ją ramieniem, przyciskając do siebie i ruchem kciuka pobudzając do życia zapalniczkę.
- Dobrze, mamusiu - mruknął, z wprawą utrzymując przy tym skręta między wargami, a następnie odpalając go i zaciągając się głęboko z widoczną przyjemnością. Odwróciwszy głowę na bok, wydmuchał dym tak, żeby nie kadzić nim prosto w twarz dziewczyny, a następnie podsunął jej płomień. Na jego twarzy rozbawienie mieszało się z ciekawością. Czyżby miało to być dla niej noc pierwszych razów? Coś mu się zdawało że nieźle mu się za to oberwie ale w obecnej chwili jakoś nieszczególnie miał ochotę myśleć o konsekwencjach. Znacznie bardziej zainteresowany był jej reakcją na pierwszego bucha.

Alice wetknęła rulonik między wargi i ostrożnie przystawiła końcówkę pod płomyk, oświetlajacy ciepłym blaskiem ich splecione, zakręcone w koc ciała, a zwłaszcza twarze. Teraz, w jego blasku, mogła się przyjrzeć Spinnerowi dokładniej. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ani złego. Chyba… był zadowolony, bo rozbawienie miał wpisane w pakiecie niczym jakiś pieprzyk, lub znamię.
- Dziękuję - powiedziała nie do końca pewna za co konkretnie. Za uwagę, troskę, obecność, czy papierosa. Zaciągnęła się i ledwo gryzący dym przebył drogę z jamy ustnej do oskrzeli, oczy stanęły jej w słup, zachodząc automatycznie łzami. Zrobiła się czerwona, po chwili blada i znów czerwona. Niewielkim ciałem wstrząsnął spazm ostrego kaszlu i trwał, gdy dziewczyna zgięła się w pół, krztusząc się i prychając niczym zniesmaczony kot.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline