Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 01:06   #579
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zaraz też poczuła delikatne klepanie po plecach, a pod nos został jej podstawiony termos z kawą.
- Powoli, mała - usłyszała rzuconą rozbawionym tonem radę. - Na początku trzeba delikatnie, małymi partiami. Stopniowo przyzwyczajać płuca i całą resztę.
Tym razem to on miał okazję walnąć tyradę, chociaż najwyraźniej nie zamierzał z okazji korzystać bo po tych paru zdaniach zamknął się i tylko delikatnie pocierał plecy dziewczyny, czekając aż pierwsze efekty zbyt gwałtownego zaciągnięcia się przez niewprawną w paleniu osobę, miną.

- J… jak-khe, khe, można to… lubić? - spytała odzyskując zdolność mówienia po dobrej minucie. Z wdzięcznością przyjęła napitek, przepłukując opuchnięte, drapiące gardło. Papierosy należały do używek wysoce szkodliwych, zmniejszały pojemność płuc poprzez zwężenie pęcherzyków płucnych. Miały również w składzie połowę tabliczki Mendelejewa. Palenie przyczyniało się do pogłębienia wad serca, układu oddechowego, a także prowadzić mogło do pojawienia się nowotworów - drobnostka w świecie, gdzie nawet przy prostym oddychaniu pochłaniało się resztki radioaktywnego pyłu sprzed dwóch dekad. Mimo nieprzyjemnego początku Alice wzięła kolejnego bucha, tym razem się nie zaciągając. Na początek musiało wystarczyć.
- Wybacz… z tego wszystkiego nie spytałam jak ty się czujesz.- uniosła głowę, łowiąc spojrzenie mężczyzny przed panujący wokoło półmrok - Bardzo się rozczarowałeś? Mówiłam, że nie jestem w tym dobra, przepraszam - spuściła głowę, kotwicząc wzrok na kubku.

Przez chwilę po jej słowach panowała cisza. Chwila ta zdawała się przeciągać nieskończenie, pozwalając by pod rudą czupryną zaczęły się rodzić coraz to gorsze scenariusze odpowiedzi, która przecież w końcu nastąpić musiała i nastąpiła.
- W życiu nie słyszałam nic głupszego, mała - stwierdził Spinner, chwytając ją za brodę i unosząc jej twarz tak, żeby znalazła się tuż przy jego. Skręt wylądował mu w dłoni, żeby nie przeszkadzał w tłumaczeniu czegoś, co jemu wydawało się oczywiste, jej zaś najwyraźniej nie.
- Gdyby nie to że powinnaś trochę odpocząć po pierwszym razie to bym cię wziął jeszcze raz, nie bacząc ani na tych na dole ani na nic innego. Jesteś śliczna, słodka i cudownie ciasna w środku, więc przestań pieprzyć głupoty. Nawet gdybym mógł to bym cię nie zamienił na inną laskę, nie ważne jak doświadczoną, a może wręcz tym bardziej że doświadczoną. Rozumiemy się? - Zakończył pytaniem, ozdobionym wesołymi błyskami w oczach i szerokim uśmiechem. To że w jego oczach nie tylko wesołe iskierki lśniły tylko podkreślało niedorzeczność jej obaw.

- Najwidoczniej nie słyszałeś o teorii pustej ziemi i rasie Reptilian, ukrywających się pośród ludzi i rządzących nimi zza kurtyny. To dopiero niedorzeczność. Przecież wiadomo, że wewnątrz naszej planety znajduje się płynne jądro z metalu. Co do jaszczuroludzi teraz… cóż, wypada się wstrzymać z osądem - parsknęła w kubek, czerwona po końce uszu. Naprawdę uważał, że jest ładna? Dziwna, obca, irytująca - to prędzej. - Jeszcze raz, tak… od razu? Nie… nie jestem zmęczona, to ty… ty wykonałeś całą pracę. Ja tylko…cóż, no wiesz - dukała mało składnie, robiąc wszystko byle na niego nie patrzeć. W końcu westchnęła, policzyła w myślach do dziesięciu i zadała nurtujące ją pytanie - Co teraz?

- Teraz odpoczniesz, dopijemy kawę, dopalimy skręty i zajmiemy się pilnowaniem terenu - odparł, chociaż palec który zsunął się z jej podbródka i właśnie wraz z resztą dłoni zmierzał ku jej prawej piersi, przeczył nieco tym słowom. - Nie jestem zmęczony, mała. Wiem jednak że lepiej jest odpocząć między jednym a drugim razem, szczególnie tym pierwszym. Nie chcę ci sprawić bólu. Aż tak samolubny nie jestem - dodał, pochylając się nad nią i całując ją w czubek głowy. - W międzyczasie możemy pomyśleć jak przekazać Cassowi że jego mała dziewczynka przestała być dziewczynką i że ani myślę z niej rezygnować - dodał wesoło, wyraźnie próbując zbagatelizować świeżo powstały problem.

- Aż tak samolubny? Strach się bać - zaśmiała się cicho, łapiąc go słowo i wzdychając kiedy ciepła dłoń zetknęła się z jej klatką piersiową. Rozsiadła się wygodniej, przekręcając plecami tak, aby Pazur robił za fotel z ciepłym i niezwykle miłym oparciem. Popalała papierosa, przepijając go kawą co niwelowało chęć aby wypluć płuca. Milczała do końca kawy, ciepło oraz bliskość drugiego człowieka i ciesząc się z czegoś, czego jeszcze nie potrafiła prawidłowo nazwać. Pozytywne uczucie, choć obarczone masą komplikacji.
- Myślę, że pan Rewers może się… odrobinę zdenerwować. Trzeba to przekazać jakoś delikatnie, żeby się nie martwił. Ciągle się martwi, nie chcę żeby miał do ciebie pretensje, albo pomyślał coś niestosownego. Kwestia wieku… pewnie stwierdzi, że za wcześnie. Powinnam się bawić lalkami, a nie… - zamilkła i westchnęła ciężko, opierając się mocniej o żywy piec za sobą - Nie chcę abyś odniósł wrażenie, że w jakikolwiek sposób żałuję. Po prostu… też się martwię. O was obu. Bycie zarzewiem kłótni między wami nie plasuje się wysoko na mojej liście marzeń życiowych. Moglibyśmy… poczekać jeszcze trochę, o ile chłopaki zachowają dyskrecję. Sądzisz, że coś słyszeli? - spytała, klepiąc wymownie dach, poniżej którego spała pozostała piątka Pazurów.

- Jak na mój gust to już dawno z lalek wyrosłaś, a im wcześniej zaczniesz się bawić pistoletami i nożami, tym dla każdego lepiej - stwierdził, otulając ją dodatkowo kocem. - No a czy słyszeli czy nie to się okaże rano. Nie zwlekałbym też zbyt długo z poinformowaniem Cass’a, bo im dłużej się go będzie w niewiedzy trzymało tym bardziej będzie wkurwiony. Lepiej mieć to już za sobą żeby nie musieć kryć się po kątach.. czy dachach - dodał, owiewając jej kark swoim oddechem. - Będzie co będzie, mała. Czasu się nie cofnie, a nawet gdyby się dało to co najwyżej po to by zaliczyć powtórkę.
Jego usta znalazły drogę do do jej ucha, na którego kontemplacją spędziły kolejne sekundy. Jeżeli nawet martwił się tym co miały przynieść kolejne dni to usilnie starał się tego po sobie nie pokazywać, żeby nie obarczać jej ciężarem swoich zmartwień. Całkiem dobrze radziła sobie z ich wyszukiwaniem i rozdrabnianiem na czynniki pierwsze.

Pozorna sielanka, preludium przed burzą. Jeszcze było spokojnie, lecz na horyzoncie czaiły się już czarne chmury, równie ponure co dwumetrowy łysol stacjonujący niecałe sto mil na wschód. Lekarka przekrzywiła kark, ułatwiając mężczyźnie sprawiajace przyjemność zabiegi i choć daleko jej było do spokoju, próbowała go zachować. Spokój był ważny, bez niego człowiek nabierał tendencji do bezowocnego obracania się w kółko.
- Tata… będzie rozgoryczony. Zapewne dla niego jeszcze na wszystko mam czas… myślę że zrozumie. Będzie z początku zły, ale zrozumie - na usta cisnęło się jej stwierdzenie “kiedyś”, nie dodała go aby nie siać defetyzmu. Najbliższe tygodnie zapowiadały się dość nerwowo.
- Wolę skalpele i bandaże - westchnęła, gdy powrócił wraży temat, stanowiący przysłowiową kość niezgody między rudą dziewczyną, a otoczeniem - Abstrahując od powagi sytuacji… zaplanowałeś wartę tak, że etap strzelania mamy już za sobą - uśmiechnęła się, sięgając w dół między ich ciała. W ciemności wymacała interesujący ją organ i pogładziła go opuszkami palców - Niech tak zostanie. Nie psujmy chwili.

Zapewne miał zamiar coś powiedzieć, jednak ruch jej dłoni skutecznie przeobraził słowa w sapnięcie. Nie dało się też ukryć, że zdecydowanie nie był on zmęczony wcześniejszymi igraszkami, a przynajmniej nie była nimi zmęczona badana przez nią część męskiego ciała.
- Nie, zdecydowanie nie psujmy tej chwili - zgodził się z nią, przechodząc od ucha w dół, wzdłuż linii szyi aż po bark. Dłonią zaś nakrył jej dłoń podejmując kolejną lekcję, tym razem mającą na uwadze odpowiedni sposób trzymania i obsługi broni.

- Wreszcie się w czymś zgadzamy - ruda pozwoliła sobie na drobną docinkę, zmieniając ułożenie. Przekręciła ciało tak, aby móc siedzieć twarzą do twarzy mężczyzny, dzięki czemu operowanie rękami przestało stanowić aktywność tyle niewygodą, co problematyczną dla nierozciągniętych mięśni. Dała sobą pokierować, podłapując tempo i stopień nacisku. Nic skomplikowanego… góra, dół, znowu góra i dół. Mieć wzgląd na przyspieszający oddech i wraz z nim zwiększyć częstotliwość ruchów oraz wzmocnić nacisk, lecz nie tak, aby sprawić ból, wszak nie o to chodziło. Wolną ręką wodziła po ciepłym torsie, obrysowując palcami linie mięśni i drapiąc pobudzająco co trzeci wzgórek. Choć panowała ciemność, widziała przed oczami rycinę z encyklopedii medycznej, ukazującą budowę tkanki mięśniowej człowieka.
- Dwugłowy ramienia - mruczała cicho, pocałunkami zaznaczając o czym konkretnie mówi. Druga dłoń zwiększa tempo pracy, wpadając w rytm odpowiadający oddechowi kochanka - Płaski, gładki… dwuwarstwowy. Wrzecionowaty.

Nawet nie udawał że słucha, zbytnio skupiony na jej i ich wspólnych działaniach. Widząc, że nauka przychodzi jej z łatwością, oddał jej swobodę ruchów. Nie znaczyło to jednak, że jego dłonie pozostały bez zajęcia. O nie… Tą, która wcześniej zajmowała się działaniami instruktażowymi podjęła działania mające na uwadze ponowne, dokładne zbadanie rejonów między udami dziewczyny. Druga zajęła się masowaniem piersi, chociaż dość ciężko było mu się skupić na tym zajęciu. W końcu poddał się, przeniósł dłoń na jej kark i przyciągnął ją ku sobie, wbijając wargi w jej usta, powstrzymując przy tym kolejne, kompletnie niepotrzebne słowa, które uparcie wypowiadała.

To co wyprawiali było wyjątkowo mało higieniczne, choć piekielnie przyjemne. Nierozsądne również, a także mało profesjonalne. W gruncie rzeczy równie dobrze mogli po prostu “iść na spacer”, podczas, gdy ktoś inny pełniłby wartę. Taką pożądaną i regulaminową. Prącie pod palcami sztywniało i pęczniało, budząc się do życia z werwą świadczącą o wytrzymałości i kondycji posiadacza… odrobinę przerażające i podniecające. Delikatne zakończenia nerwowe wnętrza dłoni wyłapywały każdą nierówność, wzgórek i zagłębienie, malując za zamkniętymi powiekami lekarki obraz iście anatomiczny - z wektorami i przypisami po łacinie. Chciała się nim podzielić z Richem, lecz ten przesłał jej niewerbalne “zamknij się”, przy okazji zajmując uwagę własnym dotykiem, pod którego naporem mniejsze ciało wiotczało i ponownie dostawało gorączki.
Naraz pod rudą kopułą zaświtała kompletnie nowa idea, a otoczony kokonem amoku mózg uznał ją za świetnie rozwiązanie, przesyłając do kończyn serię impulsów rozpoczynających działanie. Ramiona dziewczyny odepchnęły stanowczo najemnika, przerywając kontakt i sugerując mało subtelnie aby uwolnił jej usta. Zaraz też rozpoczęła operację wyplątania z gościnnych ramion, zachowując podejrzaną ciszę.

Niechętnie bo niechętnie ale ją wypuścił. Pobudzone jej działaniami ciało domagało się więcej ale przecież na siłę tego więcej brać nie zamierzał. Przez głowę przeleciała mu myśl, że coś zrobił nie tak, chociaż niczego takiego jakoś nie mógł się doszukać w swoich działaniach. Nie żeby zawsze rozumiał jej zachowanie, ale..
- Wszystko w porządku? - zmusił się do wypowiedzenia pytania, chociaż serce wciąż waliło mu jak po biegu, a oddech rwał. Zwinną miała tą rączkę, trzeba jej to było przyznać. Teraz jednak powinien się skupić na tym co się z nią działo bo jakoś słabo widział swoją przyszłość jeżeli jej przypadkiem zrobił jakąś krzywdę.
- Możemy odczekać jak chcesz, mała - zapewnił, przyglądając się jej uważnie.

Ona zaś zsunęła się z jego kolan, ladując na skotłowanym kocu. Drugi zarzuciła troskliwie na jego odkryte ramiona, całując przelotnie w usta i kierując się w dół, tam gdzie żuchwa, obojczyk i splot słoneczny.
- Mam imię - odpowiedź padła dopiero na wysokości pępka, co nie przeszkadzało rudej głowie schodzić jeszcze nizej.

Zrozumienie przyszło nieco zbyt późno.
- Co ty do… - Nie udało mu się dokończyć. Gwałtownie wciągnięte powietrze odebrało mu na chwilę zdolność mowy. Podniecenie i obawa walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa. W ich tle zmagały się ze sobą inne pragnienia i wątpliwości, które z szybkością pocisków wypluwanych przez karabin maszynowy, przewalały się przez jego umysł. Co ona do cholery wyprawiała? Co on wyprawiał pozwalając jej na to? Czy w ogóle powinien… Kurwa, przecież robiła to pierwszy raz, a jak jej ząbki się omksną… Powinien ją powstrzymać, do diabła i nawet położył dłoń na jej głowie z myślą o tej czynności, tyle że ta postanowiła żyć własnym życiem i zamiast chwycić za rude włosy i odciągnąć usta dziewczyny od wrażliwej i nader cennej części jego ciała, zaczęła wręcz nagląco przyciągać ją, namawiając do dalszych prób i testów. Kompletnie mu odwaliło, tego jednego był pewien.
- Tylko... ostrożnie - jęknął, dołączając do pierwszej i drugą dłoń, którą zaczął masować drobny kark. Po chwili dotarło do niego co powiedziała zanim jej usta zajęły się przyjemniejsza niż mówienie czynnością. - Alice…

Zawodny zmysł wzroku zszedł na dalszy plan, zastąpiony przez dotyk. Lekarka zamknęła oczy, skupiając się na wrażeniach serwowanych przezpozostałe zmysły. Wpierw zbliżyła twarz niepewnie, spięta i nagle zestresowana. A jak popełni błąd i zrobi Richardowi krzywdę? Nagle zbierze się jej na kichnięcie, przepona skurczy się, posyłając sygnał do reszty układu nerwowego, w tym szczęk?
“Uważaj na zęby, uważaj na zęby, uważaj…” - wałkowała w kółko, otulając ustami sztywną główkę. Gdzieś na granicy rejestracji zmysłów słyszała wykładowy ton, tłumaczący, że męski układ moczowo-płciowy składał się zarówno z narządów służących wydalaniu substancji szkodliwych dla organizmu poprzez produkcję moczu, jak i z organów, dzięki którym mężczyzna jest był do podejmowania aktywności seksualnej i przedłużania gatunku. Ze względu na to, że układy moczowy i płciowy mężczyzny miały na pewnym odcinku wspólny przebieg były one często określane jako jeden system – układ moczowo-płciowy. W praktyce przede wszystkim poczuła słony smak wydzielin fizjologicznych, zmieszany z syntetyczną pozostałością lateksu i płynu nawilżającego. Nad wszystkim górował zapach mężczyzny tak intensywny, że kręciło się od niego w głowie. Cofnęła głowę, łapiąc trzon penisa w dłoń i powtarzając wyuczony już ruch. Usta próbowały mu wtórować, pochłaniając kolejne, twarde centymetry w ciepłą, wilgotną jamę ustną. Nie czując sprzeciwu, Savage nabrała odwagi, schodząc wargami coraz niżej. Pieściła językiem podstawę, nabierając tempa aż do momentu, gdy przeliczyła się i zaatakowała zbyt łapczywie. Stęknęła, szybko rozwierając usta nim atak kaszlu zaciśnie jej szczęki. Dopiero wtedy rozkaszlała się, przekrzywiając głowę w bok.
- W...wybacz - sapnęła, pracy ręki jednak nie przerwała czekając aż oddech wróci do normy i pozwoli podjąć próbę. O ile górujący nad nią Pazur również pozwoli. Przekręciła twarz, zadzierając brodę ku górze. Próbowała złowić jego spojrzenie, niestety mimika i detale tonęły w mroku, zmieniającym oczodoły w dziury wypełnione czernią.

Próbował zmusić się do tego by zacząć myśleć racjonalnie. Właściwie to próbował zacząć myśleć i to by było na tyle. Dotyk jej ust, języka, rytmiczne przesuwanie dłonią w górę i w dół powodowały, że ta funkcja została wyłączona, a jemu zwyczajnie brakowało sił na to, żeby znaleźć przycisk włączający.
- Spokojnie ma… Alice, nic się nie stało - zdołał wydukać niczym znajdujący się na swojej pierwszej randce mięczak. Jedyne co miał w głowie to błagalny jęk, żeby powróciła do przerwanego zajęcia. Tym bardziej, że ruch jej dłoni utrzymywał go w stanie stałego napięcia, któremu nie tak znowu wiele brakowało do kulminacyjnej chwili. Pewnie powinien powiedzieć coś jeszcze, coś właściwego starszej i bardziej doświadczonej połówce tego duetu, tyle że w tej chwili jedyne do czego był zdolny to namawiające i wyjątkowo samolubne przyciągnięcie jej głowy z powrotem w rejony, które wymagały uwagi ze strony jej ust i języka. Pieprzyć ryzyko, raz się żyło…

Nie kazała się prosić, uspokojona brakiem oporu i pretensji, ponownie pochyliła głowę, wracając do przerwanej pracy. Odnalazła zgubiony rytm, ciesząc się że chyba nie było aż tak tragicznie. Na długą chwilę ciszę pustynnej nocy mąciły tylko przyspieszone oddechy, ściszone posapywanie i mokre klęśnięcia z jakimi dziewczyna uwalniała tą jakże istotną część najemnika z gościnnych ust. Rozłąka nie trwała długo, ruda czupryna unosiła się do góry i opadała nieprzerwanie, aż nagle ciałem mężczyzny wstrząsnął spazm, poprzedzany pulsowaniem wyczuwalnym na języku. W jednej chwili słone ciepło zalało jej gardło i choć myślała, że jest na to przygotowana… nie wyszło tak jak się spodziewała. Kubki smakowe momentalnie zdrętwiały, przesyłając do mózgu sygnał z rodzaju tych mało przyjemnych. Żołądek automatycznie zwinął się w supeł i podjechał lekarce do gardła. Szybko się wyprostowała, zatykając usta ręką, zdezorientowana i przerażona. Zawartość ust drażniła śluzówkę, wnętrzności domagały się uwolnienia zawartości… co byłoby wielce niestosowne i niewskazane. Co miała zrobić? Wypluć, gdzie? Połknąć? Przecież to smakowało tak okropnie! Zebrawszy resztki opanowania, zdecydowała się na drugie rozwiązanie, zmuszając mięśnie przełyku do pracy. Kłopotliwy ładunek z trudem, ale dał się zepchnąć razem z żołądkiem do jamy brzusznej. Dopiero wtedy dziewczyna wzięła głęboki wdech, niczym wynurzający się na powierzchnię jeziora topielec. Spanikowane zielone oczy wbiły się w Pazura, lustrując jego reakcję. Wygłupiła się, do tego czuła nudności i niesmak na odrętwiałym języku.
- Ugh - mruknęła nim zdążyła się w ów jęzor ugryźć - Shake waniliowy to to nie był…

Spinner nie odpowiedział od razu, czekając aż oddech wróci mu do normy, a serce przestanie walić w piersi. Jakoś do tej pory żadna nie narzekała, ale też nie powinien chyba spodziewać się niczego innego po osobie tak niedoświadczonej jak ten mały rudzielec.
- No dzięki - parsknął w końcu, przyciągając ją do siebie. - Wiesz jak podbudować faceta - dodał, przytulając jej drobne ciało i otaczając kocem. - Ekspert ze mnie żaden ale pewnie z czasem i kolejnymi doświadczeniami smak przestaje być taki zły. Przynajmniej się nie porzygałaś - pochwalił, muskając jej nos ustami. Głos zdradzał zadowolenie połączone z nutkami rozbawienia, którego iskry wyzierały także z jego oczu. Ramiona obejmowały ją ciasno, przyciągając coraz bliżej do jego rozgrzanego ciała. Całkiem jakby chciał ją ochronić nie tylko przed chłodem ale i całym światem. Mały, rudy skarb który za dużo gadał. Zaraz jednak się opamiętał i sięgnął do kurtki po manierkę. Nic tak nie działało na złe smaki jak porządne wypalenie kubków smakowych. Z tą myślą odkręcił zakrętkę i podał jej naczynie.

- Wybacz proszę… to było wyjątkowo nieuprzejme. Nie chciałam cię urazić, przecież… na przyszłość postaram się powstrzymać od podobnych przejawów impertynencji, obiecuję - przyjęła poczęstunek od razu przytykając szyjkę manierki do ust. Tym razem smak alkoholu zadziałał niczym zbawienie, choć poczucia wstydu z popełnionej gafy zmazać nie mógł. Westchnęła, moszcząc się pod męskim ramieniem i zadzierając rudy łeb do góry.
- Kiedy się urodziłeś, Rich? Chodzi o miesiąc i dzień - wypaliła nagle, przekazując naczynie właścicielowi.

- Nie uraziłaś - pokręcił głową, rozbawiony. - Jeżeli wierzyć matuli to będzie trzydziesty pierwszy lipca.
Po co jej ta wiedza była potrzebna, tego był pewien że się zaraz dowie bo raczej małe były szanse na to żeby się powstrzymała. Poprawił koc, który zsunął się nieco w trakcie jej moszczenia się, po czym sięgnął po fajki.

- Ostatni dzień lipca… czyli zodiakalny lew - Savage klasnęła w dłonie czymś wyraźnie rozbawiona. Odkaszlnęła i podjęła cichym głosem, dzieląc uwagę między Spinnera a niebo nad głową - Lew to znak zodiaku, podlegający żywiołowi ognia, na który szczególny wpływ ma Słońce. Mówi się, że to jeden z najszczęśliwszych znaków zodiaku, a osoby urodzone wtedy, kiedy panuje, zawsze chodzą z podniesioną głową. Zodiakalne Lwy są pełne godności, dumy, a także honoru, są bardzo energiczne i pełne życia, mają dominującą, silną osobowość. Spójrz - uniosła rękę, wskazując na wielką, bladą tarczę wiszącą wysoko nad ich głowami - O tej porze roku na półkuli północnej łatwo można namierzyć gwiazdozbiór lwa, dwunastą co do wielkości konstelację. W naszych czasach przez gwiazdozbiór Lwa przebiega trzydzieści pięć i osiem dziesiątych stopnia ekliptyki: dwie-piąte znaku Lwa, cztery piąte znaku Panny. Liczba gwiazd widoczna nieuzbrojonym okiem: około siedemdziesięciu. To księżyc, łatwo rozpoznać. Wyobraź sobie żelazko, takie z rączką. Sam kształt. Kontur. Księżyc znajduje się w podstawie… stopie, mniej więcej pośrodku. Wyżej masz pozostałą część. Korpus i głowę. Tamta jasna gwiazda to Regulus - palec przesunął się odrobinę ku górze - Wyobraża serce Lwa i ma piętnaste miejsce pod względem jasności wśród gwiazd. Jego położenie wskazuje miejsce lwiego serca. Łacińska nazwa gwiazdy oznacza „małego króla”. Gwiazda nazwana tak przez Mikołaja Kopernika. Niebiesko-biała gwiazda ciągu głównego, odległego od nas o siedemdziesiąt siedem lat świetlnych.

Słuchał jej wpierw z zainteresowaniem jednak dość szybko ograniczył się do słuchania jednym uchem. Nie żeby to co mówiła go nudziło, tyle tylko że nie widział zastosowania dla tej wiedzy w obecnych realiach. No ale przerywać też jej nie przerwał, skupiając większość swojej uwagi na wyjęciu skręta, wsunięciu go do ust i odpaleniu. Kłąb dymu powędrował wysoko, tam gdzie palec Alice wskazywał tą całą gwiazdę… Regulus.
- Brzmi nieźle - podsumował tą część, którą dało się jeszcze przełknąć.

- Nieprawdaż? - w swojej naiwności dziewczyna wzięła zdawkową odpowiedź za dobrą monetę i nawijała dalej z prędkością karabinu maszynowego - Astrologia jest szalenie interesująca, tak samo jak rozciągające się nad naszymi głowami niebo. Cały układ słoneczny poruszający się z niesamowitą prędkością poprzez kosmos robi wrażenie...tym większe, że wszak jesteśmy tylko małym pyłem w tej machinie. Istnieją miliony gwiazd podobnych naszemu słońcu, gdzieś w odległych zakamarkach wszechświata istnieje planeta równie pełna życia co nasza. Obca cywilizacja, zapewne skrajnie różna od naszej… a może nie do końca? Ile ich tam jest, na jakim poziomie ewolucyjnym się znajdują? Obserwują nas i nasze zmagania, czy wręcz odwrotnie? Dopiero poznają proste figury geometryczna, ot choćby koło? Lubię myśleć, że są gdzieś tam i że kiedyś… - zatoczyła ręką koło nad głową i w jednej chwili zesztywniała, opuszczając głowę. Z drobnego ciała uleciało powietrze, jakby ktoś przekuł je niewidzialną szpilką.
- To co spotkało naszą rasę, planetę… w tym musi być sens. Byliśmy krnąbrni, bawiliśmy się w Boga… ale ciągle jeszcze mamy szansę. Podnieść się z kolan, choć to plan długoterminowy i wciąż niepewny… mogłabym prosić o jeszcze jedną kolejkę? - spytała, ruchem brody pojazujac manierkę.

- Jasne - podał jej naczynie, chcąc nie chcąc zastanawiając się przy okazji nad jej ostatnimi słowami. Co dalej? Zwykle nie było czasu żeby się zastanawiać nad “co dalej”. Pewnie… Następny dzień czy tydzień, a nawet miech, ale poza tym?
- Można mieć nadzieję na to lepsze jutro, czemu nie - mruknął, wydychając kolejny kłąb dymu, który wzniósł się nad nimi na obraz grzyba. - To raczej niczemu nie szkodzi. Przynajmniej dopóki nie żyje się samymi marzenia, bo wtedy zwyczajnie nie żyje się na tyle długo, żeby którekolwiek z nich zrealizować. Ludzie, jakby nie spojrzeć, to twarde skurwiele. Czy wystarczająco twarde… Czas pokaże. Jakby się zebrać do kupy, obmyślić co i jak, ustalić zasady, terytorium, pomyśleć nad zapleczem, to kto wie. Do tego jednak trzeba odpowiednich ludzi. Takich którym by zależało, obeznanych w zasadach działania społeczności większych niż garstka człeka z gnatami w łapach.

Miało sens, morze sensu... gdyby nie jeden szczegół nadrzędny, który dopóki istniał, nie wróżył ludziom spokoju na tym nie najlepszym ze światów. Lekarka westchnęła, lecz zamiast wylewać wątpliwości, objęła strzelca i położywszy mu głowę na ramieniu, przymknęła oczy.
- Trzeba wierzyć Rich. W coś, w kogoś. Wiara jest ważna, potrafi przenosić góry. Nadaje życiu sens. - wyszeptała pogodnie, jeżdżąc policzkiem po rozgrzanej skórze w okolicach jego obojczyka - Ilekroć spełnia się twoje marzenie, postępujesz jeden krok w stronę Boga. Ale im bliżej jesteś, tym lepiej Go widzisz, i może okazać się, że jest zupełnie inny, niż sobie wyobrażaliśmy.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline