Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 09:51   #18
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział pierwszy

Phandalin
Eleint, Śródlecie


Pozostałą część dnia nowa drużyna Jorisa spędziła na kompletowaniu ekwipunku, zbieraniu informacji i rozmowach; tudzież bumelowaniu - w zależności od charakteru.

Przeborka postanowiła poszukać dawnej mieszkanki Thundertree i w krótkim czasie została skierowana do domostwa cieślowej. Ku rozczarowaniu wojowniczki Mirna Dendrar nie miała wiele do powiedzenia; opuszczając Thundertree była jeszcze dzieckiem, a po trzydziestu latach z okładem niewiele pamiętała. Wieś jak wieś, leśna osada z dość zwartą zabudową, jakiś kwadrans czy pół świecy marszu od neverwinterskiego traktu. Dużo mniejsza od Phandalin, rzut kamieniem z jednego końca na drugi. Z ciekawszych miejsc był tam duży budynek służący za koszary dla straży oraz wieża (czy raczej niska baszta) maga. Opowieść o spopielonych zombie i roślinnych wynaturzeniach pokrywała się z informacjami Jorisa; wspomniany przez niego druid bywał tam jedynie okazjonalnie. Nieco rozczarowana Przeborka pokręciła się jeszcze po Phandalin, ale nikt nie był na tyle głupi by zapuszczać się w tak niebezpieczny rejon, więc nie mogła liczyć na dokładniejsze informacje. Zaszła też do Składu Barthena; właściciel zgodził się przechować jej majątek przez dowolny czas za sztukę srebra dopiero gdy wspomniała osobę Jorisa. Faktycznie wyglądał na uczciwego; na pewno bardziej niż burmistrz. Wojowniczka dobiła targu i poszła poczynić ostatnie przygotowania do drogi.

Tymczasem Marv ruszył na poszukiwanie swojej chlebodawczyni, którą zastał w obozowisku przeglądającą pergaminy ze spisem towarów.
- Nie, żebym się zdziwiła, ale… - westchnęła po wysłuchaniu słów włócznika. - Na razie czekam na przybycie właściciela kopalni, co może nastąpić dziś, lub za dekadzień wedle słów karczmarza. Posłałam umyślnego, więc raczej wcześniej niż później. Interes idzie nieźle, więc zostaniemy tu kilka dni niezależnie od sprawy z kopalnią. Poza tym mam jeszcze jeden pomysł. Sądzę, że zdążysz wrócić; jeśli nie, zastaniesz nas w Triboarze. A właśnie - Lena uśmiechnęła się przebiegle. - Słyszałam, że ten Joris, z którym wyruszasz, i jego towarzysze są współwłaścicielami kopalni. Niewielki procent, ale jednak. Może dałoby się ich namówić na sprzedaż udziałów lub współpracę? Jesteś rozsądnym młodzieńcem; miej to, proszę, na uwadze. Shavri też jedzie jak rozumiem? - bardziej stwierdziła niż spytała. Podróżowali razem na tyle długo, że handlarka mogła z dużym powodzeniem przewidzieć zachowanie beztroskiego tropiciela. Mina Marva starczyła za odpowiedź. Lena roześmiała się. - Dasz sobie z nim radę. - włócznik nie był do końca pewien czy chodziło o Shavriego czy smoka, ale chyba o tego pierwszego. - Widziałam na rynku kapliczkę Tymory, nie zaszkodzi poprosić jej o pomoc.
Lena nie była zbyt religijna, lecz przed każdą podróżą składała datek w świątyni patronki szczęścia na równi z datkami dla Waukeen, patronki kupców. Jak dotąd się sprawdzało.


Pozostała część nowej kompanii również zabrała się za pakowanie i zakup niezbędnych przedmiotów. Dla Jorisa, Tori i Turmaliny problemem był brak wierzchowców, w które - jak się okazało - zaopatrzona była większość nowej drużyny. Co prawda w osadzie nie było handlarza końmi, ale znalazłoby się kilka osób chętnych wypożyczyć konie swoim bohaterom. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Choć zważywszy na cel ich podróży można to było raczej nazwać kaucją…



O świtaniu wszyscy zebrali się na ryneczku i ruszyli w długą i nudną drogę do Thundertree, umilając sobie czas opowiastkami z podróży. Przynajmniej niektórzy, bo część ekipy wolała solidnie pomilczeć i skupić się na ewentualnych zagrożeniach. Na szczęście nadal żadne istoty nie zajęły miejsca wybitych przez bohaterów goblinów, toteż miecze pozostały w pochwach.
Po kilku godzinach drużyna skręciła na trakt w stronę Neverwinter, szybko zrównując się z dwuwozową, dobrze chronioną karawaną. Po wymianie zwyczajowych uprzejmości Przeborka zagadała o Thundertree i smoka, nie chcąc przepuścić okazji do zasięgnięcia języka. Kwaśne miny kupców wskazywały, że dobrze trafiła. Choć, jak się okazało, nie do końca…
- Dajcie spokój z tymi bajaniami o smoku. Prędzej tam bandyci siedzą, tośmy widzieli na pewno.
- Ano… Elf złoty gonił jednego i zarżnął na naszych oczach! Pewnikiem się o łupy pokłócili.
- Szalony był, ślepia mu się jarzyły i jakieś bajki wygadywał o smoczych sługusach.
- Mieliśmy zgłosić to straży w Neverwinter, ale nie wiem czy jest sens…
- Bajania… kto by chciał smokowi usługiwać i w czym? Dziewice na złotych talerzach podawać?

Ochroniarze zarechotali zgodnie choć widać było, że dziwne spotkanie kilka dekadni wcześnie wywołało w nich zrozumiały niepokój. Kupcy zaproponowali nawet by drużyna im towarzyszyła, lecz podróż z powolnymi wozami znacznie opóźniłaby wędrówkę, a Joris chciał jeszcze rozeznać teren przed zmrokiem. No i wolał nie wdawać się w dywagacje na temat szalonego elfa, co do którego personaliów miał swoje podejrzenia... Kupcy opisali więc dokładnie miejsce w którym odbyli dziwne spotkanie i życzyli drużynie szczęścia.

[media]http://orig09.deviantart.net/21fa/f/2011/315/4/0/the_misty_wood_by_chaoyuanxu-d4fvdy0.jpg[/media]

Słońce stało dość nisko gdy śmiałkowie znaleźli zarośnięty trakt i ruszyli nim, prowadząc konie za uzdy. Zwierzęta parskały niespokojnie; im głębiej szli w las, tym bardziej dziwne i zdegenerowane stawały się okoliczne rośliny. Po drodze znaleźli kilka rozwleczonych, objedzonych przez mrówki szkieletów. Rany na kościach wyglądały jednak na zadane bronią, nie pazurami i zębami; przynajmniej nie większymi niż lisie.

W końcu stanęli u wejścia do zrujnowanej wsi. Kiedyś musiała być bardzo bogata - domu miały kamienne podmurówki, lub były wręcz całe z kamienia, a na niewielkim wzgórzu stała spora wieża. Jej dach zawalił się, podobnie jak przyległej chaty oraz większości innych budynków. Część domów wyglądała jednak na mniej lub bardziej nietkniętą. U wejścia do zrujnowanego Thundertree stał duży drewniany znak z napisem:


NIEBEZPIECZEŃSTWO!
ZOMBIE I ROŚLINNE POTWORY!
ZAWRÓĆ PÓKI MOŻESZ!


Drużyna cofnęła się, rozbijając obozowisko nieopodal traktu. Zostawiwszy konie pod opieką mniej wprawnych w leśnym poruszaniu kompanów tropiciele (wraz z Przeborką, która uparła się by również iść) ruszyli na obchód okolicy. Brak śladów większej zwierzyny wskazywał na to, że informacje o smoku mogły być prawdziwe. Zwierzęta nie zbliżały się do Thundertree; zresztą roślinność była tak gęsta i splątana, że i oni musieli obejść osadę szerokim łukiem. Raz czy dwa coś zaszeleściło w krzakach, ale grupka nie dostrzegła żadnego przeciwnika. Dopóki ten nie pokazał im się sam - kilka humanoidalnych kształtów dosłownie wyrosło przed trójką zwiadowców, wyciągając w ich stronę gałęzie, ostre jak sztylety.


 
Sayane jest offline