Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 20:22   #82
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Colonnowie należeli do starej szlachty. Wydali poprzez setki lat całą gromadkę kardynałów, wodzów oraz jednego papieża Marcina V, doskonałego administratora i wyjątkowego dyplomatę, który prowadził chrześcijaństwo bezpośrednio po okresie wielkiej schizmy zachodniej. Oczywiście rozrodzili się, podobnie jak Orsini, tworząc parę potężnych gałęzi, które niekiedy współpracowały ze sobą, czasami jednak rywalizowały. Obecnie większość Colonnów popierała Hiszpanów, jednak byli też tacy, którzy pracowali dla Florencji współdziałającej z monarchą francuskim. Alessandro jednak nie miał się co wstydzić swojego rodu. Kiedy Medyceusze handlowali jeszcze pietruszką na straganach jego przodkowie już kształtowali Italie podczas sporów Gwelfów i Gibelinów, stając zresztą po rozmaitych stronach. Jego sylwetkę, młodego, dumnego szlachcica, lecz ludzkiego pana jednocześnie, męskiego oraz szlachetnego, dodatkowo opromieniało uczucie. Markiz miał w sobie godność połączoną z uśmiechem. Podszedł do księżnej z respektem, ale bez specjalnego strachu. Pewnie uważał Agnese za najpotężniejszą wampirzycę na świecie, więc nie obawiał się innych istot jej gatunku, jeśli towarzyszyła mu.
- Wasza czcigodność - skłonił się przed księżną Rzymu - jestem niezwykle rad, że mogę gościć panią w moim domu. Wyświadczyła mi pani zaszczyt.
- Witaj, witaj markizie - uprzejmie skinęła władczyni. - Odwiedziłam jedynie przyjaciółkę i oczywiście bardzo chciałam poznać jej narzeczonego.
- Wiem, wasza czcigodność, ile zawdzięczam signorze Contarini. Oraz zdaje sobie sprawę, że odwiedziła pani przede wszystkim ją. Ale i tak cieszę się z tego, że mogłem waszą czcigodność poznać. Niewiele wiem o sprawach mojej narzeczonej, ale zdaję sobie sprawę, iż zaszczyt spotkania uczynił mi ktoś rzeczywiście wyjątkowy - markiz był grzeczny, jednak faktycznie wydawał się całkowicie szczery. Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło i ten niewielki niuans w rodzaju jej nastroju był łatwo wyczuwalny, szczególnie dla takiej wampirzycy jak ich gość. Agnese do tej pory przedstawiała mu księżną jako kobietę starą, potężną, zdolną do wielu rzeczy, ale rozsądną, oraz teraźniejszą sojuszniczkę. Alessandro widział więc w niej kogoś, kto pomaga signorze Contarini, skoro zaś tak, pomimo pewnej obawy, cieszył się oraz życzył dobrze. Stara wampirzyca nie utrzymałaby się tak długo na stołku, gdyby nie potrafiła wyczuć takich pozytywnych wibracji, dlatego także była zadowolona spoglądając z uśmiechem na rzymskiego szlachcica.

- Och, jaki jest pan uprzejmy - ucieszyła się. - Stare kobiety uwielbiają takie komplementy.
- Proszę wybaczyć, wasza czcigodność, ale jestem przekonany, że użyła pani słowo stare tylko dlatego, ażebym mógł im absolutnie zaprzeczyć - oświadczył szczerze markiz, ponieważ wojownicza wersja księżnej wyglądała na dwadzieścia parę lat. Na pewno poniżej trzydziestki.

Contarini stłumiła lekki śmiech. Może potem uświadomi Alessandra co do wieku,”jego księżnej”
- Agnese, znalazłaś sobie naprawdę słodkiego narzeczonego - roześmiała się wampirzyca. - Markizie, znałam doskonale wielu pańskich przodków, a nawet hrabiów Tusculum.

Mężczyzna wręcz zamarł. Colonnowie bezpośrednio wywodzili się z owego wielkiego rodu. Założyciel rodziny Piotr z Colonny był młodszym synem hrabiego Grzegorza II. Jego brat Grzegorz III został kolejnym hrabią Tusculum, a Piotr założył swój ród określany właśnie jako Colonna. Lecz było to wiele wieków temu. Niby wiedział, chociażby po Agnese, ile może trwać istnienie wampirów, jednak teoretyczna wiedza, to jedno, zaś praktyczna, kompletnie co innego. Spotkanie starej wampirzycy, która znała założycieli jego rodu dobitnie pokazywało, jak bardzo wampiry mogą różnić się od przeciętnych ludzi.
- Proszę wybaczyć, ale … naprawdę wierzę, choć wasza czcigodność stanowczo nie wygląda …
- Hahaha - wampirzyca roześmiała się - chyba właśnie usłyszałam najmilszy komplement od prawdziwie dawna.
- Pani, gdybyś dała się Alessandro poznać pod taką postacią jak mi, myślę, że mogłabyś usłyszeć dużo szersze spektrum komplementów. - Agnese mrugnęła do księżnej. - Z przyjemnością zaprosiłabym cię już Pani, na nasz ślub, jednak nadal nie ustaliliśmy terminu.
- No cóż, myślę, że po konklawe znajdzie się czas na tyle, żeby pomyśleć o ślubie oraz zaproszeniach, zaś postać Fredegondy … pomyślę, pomyślę córciu. Jeśli twój narzeczony woli takie panie, niż względnie ładne blondynki, jak ta moja postać, lub piękne blondynki, jak twoja, to jest zaiste wyjątkowym mężczyzną - uśmiechnęła się leciutko ironicznie księżna.
Agnese wyszczerzyła się.
- Jest ze mną mimo świadomości mego wieku, pani. - Wampirzyca przeniosła rozbawiony wzrok na Alessandra. - Najwyraźniej ma takie skłonności.
- Eee … - markiz pojął, że obydwie panie urządziły sobie leciutkie kpienie z niego, choć pełne sympatii. Spiął się więc w sobie próbując odzyskać pozycję na arenie dyskutantów. - Szlachetne panie, wprawdzie ogólnie uważa się, że mężczyzna zawierający ślub powinien być nieco starszy od swojej wybranki, wszak kobiety dorastają szybciej, jednak przy wielkiej miłości drobne różnice przestają mieć znaczenie. Proszę więc wierzyć mi, że uczynię wszystko, by moja narzeczona była szczęśliwa pomimo tej właśnie odwrotnej niźli zazwyczaj sytuacji. Zaś co do nieznanej mi pani Fredegodny, jeśli pojawiłaby się w tym pałacu z waszą czcigodnością, również zostałaby przyjęta z pełnym honorem - stwierdził.
- Jestem pewna markizie, jestem pewna - księżna chciała chyba znowu parsknąć wesoło, ale powstrzymała się. Jakby bowiem nie było, nie wypada sobie kpić z przyzwoitego gospodarza.
- Muszę go jeszcze troszkę nauczyć. - Wampirzyca uśmiechnęła się, ale po chwili na jej twarz wypłynęła lekka niepewność. - Księżno… będę oczekiwała informacji po jutrzejszej nocy.
- Proszę bardzo, właściwie informacja będzie ogólnodostępna oraz ogłoszona przed każdym wampirem, który chciałby posłuchać. Droga córuchno, jednak tak naprawdę naprawdę, nie będzie ci potrzebna tak czy siak. Kiedy obiecuję bowiem, że rozwiążę jakąś sprawę, to możesz ją uznać za rozwiązaną - odparła księżna tonem chłodnym, niczym alpejskie śniegi.
- Pani, proszę o to tylko z egoistycznych pobudek, jakimi jest spokój mego ducha. - Agnese skłoniła się. - Gdyż mimo wszystko martwię się o twe zdrowie, Pani.
- Czyżby groziło coś mojemu zdrowiu? - stara wampirzyca spojrzała na nią dosyć cierpko.

Agnese też spoważniała. Jej palec zatoczył krąg po krawędzi kieliszka. Jakoś ciężko było jej uwierzyć, że księżna mogła potraktować takie słowa, jako podważenie jej autorytetu, lub wątpliwości dotyczące jej siły. Contarini wiedziała jedno, nie ufała osobom, które ją wykorzystują, a owszem, czuła się wykorzystywana.
- W tym wieku… - Jej głos mimo powagi był nadal spokojny i raczej miły. - cóż, jak Alessandro zauważył dobrze się trzymasz, Pani.

Agnese odwróciła wzrok. Jeśli stara wampirzyca nie chciała jej porad to nie, Jeśli łudziła się, że Alessandro się nie dowie, niech się łudzi dalej.
- Agnese, lubię cię. Jesteś świeżym powiewem w Rzymie, ale nigdy, przenigdy nie staraj się mną sterować. Wierz mi, nikomu się jeszcze nie udało, a wielu nie udało się potem nic innego. Jeśli chciałabyś o coś mnie prosić, doradzić, lub zaproponować, powiedz mi to, a wysłucham cię naprawdę życzliwie. Jesteś tutaj przyjezdną, więc jest to moja rada, ale też jedyna. Poradzę sobie, bez względu czy się do niej zastosujesz, czy nie - powiedziała bardzo poważnie spoglądając na Agnese swoim spojrzeniem, które widziało już wieki.
- Pani, jeśli cię o coś szczerze proszę, to nie by tobą sterować. Ani nie leży to w moim interesie, ani nie widzę takiej potrzeby. Mam swoje małe podwórko, które ledwo udaje mi się opędzić i nie czuje się na siłach by oceniać i ingerować w twoje sprawy. - Wampirzyca spojrzała ponownie na księżną. - Chcę byś tylko wiedziała, że pozbawiasz mnie satysfakcji z zemsty, a zemsta jest czymś ważnym w moim klanie.
- Więc masz dwa wyjścia, Agnese - stwierdziła poważnie księżna - albo posłuchać mnie i wyrzec się zemsty na moim podwórku, wtedy będziesz się dalej cieszyć moją łaską, albo nie posłuchać mnie i wtedy zostaną za tobą ogłoszone krwawe łowy, jak za nimi. Teraz zaś żegnam panią, signora. Proszę dobrze przemyśleć moje słowa. Pana także markizie. Pana przyszła żona jest kobietą wszelkich cnót, może czasem tylko zbyt niecierpliwą. Ale wierzę, że małżeństwo nauczy ją tej niełatwej sztuki - stara wampirzyca podniosła się lekko skinąwszy Agnese oraz znacznie głębiej markizowi. Potem kierując się ku drzwiom wyjściowym.

- Już podjęłam decyzję dając ci to upoważnienie, Pani. - Jej głos był nadal bardzo miły i ciepły. Nawet nie dało się wyczuć, że powstrzymała parsknięcie. - Czy pozwolisz, że cię odprowadzę? - Nie nauczyły ją tego dwa małżeństwa i nie nauczy trzecie. To nie ona jako księżna porywa się na samodzielną walkę jak szczyl. Jej ojciec był mieczem, ona walczyła dla księżnych, nie bez powodu. Życie tych wampirów było zbyt ważne. Nie chciała jej troski mówi się trudno.
- Tak, Agnese, możesz, jeśli żywisz taką ochotę - odparła księżna. Dała całkiem dobitnie Florentynce do zrozumienia, że tutaj ona jest panią i nie życzy sobie wystąpień przeciwko sobie oraz swoim decyzjom. Zaś Agnese, cóż, mogła jedynie się zastanowić, czy lepiej jej utrzymać przyjaźń władczyni Rzymu, czy zaskarbić sobie niechęć. - Będzie mi miło, markizie, jeśli ty także - zwróciła się do Alessandro, który nie odzywał się podczas rozmowy nie całkiem pojmując zawiłości polityki wampirzej. Colonna odkłonił się z potwierdzeniem. Księżna więc powoli ruszyła ku drzwiom.

Słysząc ich kroki Gilla otworzyła drzwi. To już na korytarzu Agnese przejęła prowadzenie, jak to podkreśliła była to jej domena i miała pełne prawo do tego by mieć na oku wszystkich gości. Uśmiechając się lekko odprowadziła księżną do jej karety. Dopiero tutaj skłoniła się nisko.
- Pani, jestem zawsze gotowa na twe rozkazy. - Jej ton był miły i nie było w nim cienia zawahania czy niechęci. Agnese wyprostowała się, cały czas się uśmiechając. - Pozwól sobie życzyć udanej nocy.

Stara wampirzyca poważnie skinęła dziękując.
- Tobie również, Agnese. Jesteś młoda, bardzo młoda, dla mnie urodziłaś się minutę przed swoim narzeczonym, młodzi zaś czasem mówią zbyt dużo. To przywilej młodości, ale też entuzjazm oraz porywanie się na największe szczyty. Pewnie tak już jest i nawet książęta nie mają na to wpływu. Udanej nocy tobie także, tobie zaś markizie oraz twojemu domostwu pokój, radość i prawdziwe szczęście - wsiadła do karety, zaś za nią jej obstawa. Później brama otwarła się oraz księżna ruszyła do swojej siedziby.

Agnese skrzyżowała ręce na piersi i odprowadziła wzrokiem karetę nim nie zamknięto bramy. Dopiero teraz pozwoliła na to by na jej twarzy pojawiła się irytacja. Nie odzywając się obróciła się, zamiatając suknią posadzkę i ruszyła w stronę swoich pokoi. Wiele chciała skomentować, ale księżna najwyraźniej lubiła mieć ostatnie słowo, tak samo jak lubiła pysznić się i mówić głupoty. Ewentualnie głupotą było myślenie, iż to głupoty, kto wie? W każdym razie księżna wyjechała, brama się zamknęła. Dokładnie kiedy usłyszeli trzask przekręcanego klucza wielkości łokcia, do Agnese podszedł Kowalski, który przez całą wizytę księżnej trzymał się daleko.
- Signora, czeka Filibert na panią. Umieściłem go w jednym z pokoi dla służby niedaleko tylnego wyjścia.

Agnese uśmiechnęła się do maga.
- Dobrze, udam się tam teraz. Spotkajmy się za jakieś pół godziny u mnie w gabinecie, dobrze? - Mimo radosnej miny, w jej głosie nadal dało się wyczuć lekką złość.
- Dobrze, już prowadzę - takich pokojów pałac zawierał bowiem sporo. - Zaś za pół godziny, cóż, nie ma innego wyjścia, ale będziemy mieli niewiele czasu do ranka - przypomniał Kowalski, że będą się musieli po prostu streszczać.
- Możecie być tam wcześniej, pojawię się jak tylko skończę tę rozmowę. - Wampirzycy, aż nazbyt dobrze czuła ogarniające ją zmęczenie, w połączeniu z frustracją po rozmowie z księżną miało to zgubne efekty. Najchętniej by wbiła teraz komuś nóż… najlepiej w gardło.
 
Aiko jest offline