Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2017, 20:43   #28
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wybrzeże Lustrii, Wielki Ocean
18 Vorgeheim, 2528 K.I.
Południe

Nieprzyjacielski okręt znajdował się w zasięgu kilkunastu jardów, kiedy na jego pokład spadła wystrzelona z rąk Wolfganga kula skondensowanych płomieni. Ognisty pocisk zniknął w tłumie wrogów, ale mag wiedział, że dosięgnął swego celu, albowiem wyczuł subtelną zmianę w przepływie otaczającej go energii Dharr. Trafiony kultysta zginął na miejscu, obrócony w stertę popiołów, a wraz z jego śmiercią ocean zaczął stopniowo łagodnieć.
Było to mocno zastanawiające zjawisko - kimkolwiek nieprzyjacielski czaromiot był, nie mógł samodzielnie władać tak potężną magią, a zatem źródłem jego niebywałej potęgi, która ostatecznie nie uchroniła go przed gwałtowną śmiercią, musiał być trzymany przez niego kostur. Przez dłuższą chwilę Wolfgang walczył z pokusą pozyskania broni nieprzyjaciela, zdając sobie jednocześnie sprawę z wielkiego ryzyka jakie niosą ze sobą artefakty Chaosu, lecz jego rozważania przerwała niespodziewanie szarża wdzierających się na pokład demonów.

Dwa okręty zbliżyły się do siebie niebezpiecznie blisko, niemalże ocierając się burtami. Reling nieprzyjacielskiej fregaty był na tyle wysoki, że z poziomu Szkaradnej Ladacznicy początkowo nie dało się dostrzec tego, co działo się na pokładzie obok. Zanim jednak wyłoniły się pierwsze demony, w powietrze zostało wystrzelonych kilkanaście lin z kotwiczkami, które w zdecydowanej większości znalazły punkt zaczepienia na okręcie ekspedycji. Na kilka krótkich chwil zapadła przejmująca cisza, którą szybko przerwał mrożący krew w żyłach skowyt nacierających demonów.
Pierwsza linia nieprzyjacielskiego natarcia, która przeskoczyła przez niewielką przestrzeń dzielącą oba okręty, niemalże natychmiast cofnęła się pod gradem ołowiu z muszkietów krasnoludzkich strzelców, którym przewodził Bardin Mordinsson. Nie zatrzymało to jednak przeciwnika, albowiem na ich miejscu błyskawicznie pojawiła się kolejna fala demonów i w ruch musiały już pójść szable.
Diederich, sprawnie dowodzący regimentem żołnierzy okrętowych, wysunął się naprzód, gotów odeprzeć abordaż przerażających poczwar. Wraz ze swoimi ludźmi starał się utrzymać zajęte pozycje, lecz niebywała agresja i pogarda dla własnego życia tych szkaradnych istot, zmusiła ich do stopniowego wycofywania się w głąb pokładu. Na szczęście dla nich, obrońcy mieli znaczącą przewagę liczebną, dlatego udało się sprytnie przekuć ową chwilową słabość w decydujący dla wyniku starcia manewr taktyczny.
Diederich nakazał swym ludziom powoli wycofać się, zaś dowodzący flankami Borriddim oraz Weddien starali się zamknąć nieprzyjaciela w morderczym kotle. W międzyczasie, nie bacząca na ryzyko Lexa oraz Orrgar Arrgrinsson toporami wyrąbywali sobie drogę do wrogiego dowódcy. Był to górujący nad resztą poczwar Krwiopijca Khorne’a, którego krasnoludzki zabójca natychmiast rozpoznał po charakterystycznej, przypominającej rogatego diabła sylwetce. Orrgar rzucił się na demona z bojowym okrzykiem i ślepą furią w oczach, kładąc pokotem wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Towarzysząca mu norsmenka nie była wcale gorsza - wycinając w pień zastępy wrogów, dotarła do “khorniaka” i wspólnie z krasnoludem zasypała go lawiną ciosów, nie czując nawet cienia strachu. Ich pogarda dla własnego życia była równa demonom, które jeden po drugim padały od skąpanych we krwi toporów, zaś umiejętności walki stawiały ich w szeregu z najlepszymi wojownikami Starego Świata. Nie było więc zaskoczeniem, kiedy Krwiopijca Khorne'a legł na zbrukane juchą dechy pokładu, nie mając najmniejszych szans w starciu z barbarzyńskim szałem swoich przeciwników.

Tymczasem znajdujący się na kasztelu Berthold zdołał przyzwać chmarę widomych istot, które swym kształtem przypominały kruki. Ptactwo najpierw wzbiło się wysoko w powietrze, po czym z prędkością strzał pikowało w dół, dziurawiąc na wylot demony, by następnie zniknąć w drewnianym pokładzie statku, nie wyrządzając mu najmniejszych szkód.
Uwięzione w morderczym kotle poczwary, były stopniowo wybijane przez ogarniętych żądzą krwi marynarzy i żołnierzy, dowodzonych przez ludzi Barona. Przekonani o nieuniknionym zwycięstwie, nie cofali się już, ani nie odczuwali strachu. Wiedzieli bowiem, że tego dnia oczy wszystkich bogów zwrócone są ku brzegom Lustrii i to im dedykowali tę ofiarę.
Pozostała garstka najemników dawała z siebie wszystko, przybliżając i tak już nieuchronną victorię. Doktor Aureolus w pocie czoła opatrywał ciężko rannych, dobijając co bardziej beznadziejne przypadki. Eomund zasypywał gradem strzał przeciwników, Wolfgang z wypisanym na twarzy szaleństwem miotał kulami ognia, zaś Sylvain wycinał w pień złapane w kleszcze demony. Na koniec swoje pięć minut chwały miał też Erwin, który jednym celnym granatem zmiótł ostatnią ostałą przy życiu grupę przeciwników.

Całe starcie było krótkie, intensywne i niesamowicie brutalne. Po przeciwnikach została sterta bezwładnych, rozczłonkowanych ciał, zaś pokład Szkaradnej Ladacznicy był tak zbrukany juchą, że na samą myśl o sprzątaniu tego bałaganu, niejednemu marynarzowi robiło się niedobrze. Nie przeszkadzało to jednak we wznoszeniu radosnych okrzyków zwycięstwa, śpiewaniu marynarskich szantów i ostatecznym zatopieniu nieprzyjacielskiego okrętu, który z drobną pomocą widowiskowej magii Wolfganga rozleciał się na miliony drobnych kawałków. Tak pięknego pokazu “sztucznych ogni” nie oglądał dotąd nikt w Starym Świecie i ten widok na długo zapadł wszystkim w pamięć...


Nieznany ląd, Lustria
18 Vorgeheim, 2528 K.I.
Wieczór

Po zatopieniu wrogiego okrętu i przywitaniu się z załogą siostrzanego Skidbladnira, ekspedycja ruszyła w stronę nowo-odkrytej wyspy, przekonana o bliskości Lustrii. Nieznany ląd okazał się być częścią archipelagu - łańcucha połączonych ze sobą płytką mielizną wysp, które prowadziły w stronę kontynentu. Nie był on jednak opisany na mapach, które otrzymała przed wyprawą załoga, dlatego wprowadziło to dowództwo w jeszcze większą konsternację. Mimo lekkich uszkodzeń doznanych podczas sztormu oraz morskiej potyczki, postanowiono płynąć dalej, trzymając archipelag w zasięgu wzroku. W ten sposób po paru godzinach dopłynęli do wybrzeża Lustrii i po krótkiej obserwacji linii brzegowej, zdecydowano się wylądować na piaszczystej plaży zlokalizowanej w rozległej zatoce.

Skidbladnir zakotwiczył w pobliżu lądu, natomiast Szkaradną Ladacznicę planowano wyciągnąć na brzeg, w celu naprawy powstałych uszkodzeń. Był to jednak duży okręt, a teren niepewny, dlatego wpierw postanowiono wyciąć kilkanaście drzew, których pnie, po ułożeniu obok siebie, pozwoliłyby na szybkie przetransportowanie statku z powrotem do morza. Ze znalezieniem odpowiednich do tego materiałów nie było jednak problemu, albowiem przed sobą mieli rozległą dżunglę, nad którą w oddali górował aktywny wulkan, co można było łatwo wywnioskować z unoszących się znad krateru kłębów gęstego, szarego dymu.
Po wstępnym uzgodnieniu planów zrzucono szalupy i wysłano kilka grup ludzi w stronę lądu. W jednej łodzi płynęli najemnicy wraz z baronem, których celem była obrona reszty ekspedycji, a w pozostałych szalupach znajdowali się myśliwi, drwale oraz krasnoludzcy inżynierowie, kierowani przez Bardina Mordinssona, który w tamtej chwili stał na szpicy swojej łodzi i przez lunetę obserwował linię brzegową.

Kiedy już wylądowano na plaży i zabezpieczono teren, drwale wzięli się do roboty. Padły z hukiem pierwsze drzewa, które następnie pozbawiono gałęzi i skrzętnie ustawiono obok siebie, tworząc prowadzącą w stronę morza trasę z powalonych pni. Kiedy wszystko już było gotowe, a do zmroku pozostawało wciąż kilka godzin, do Albrechta Kratenborga podszedł z prośbą Bardin Mordinsson. Świadkami tej rozmowy byli też stojący obok najemnicy, którzy początkowo w milczeniu przysłuchiwali się konwersacji.
- Trza bydzie posłać ludzi na zwiad - zaczął Bardin z typowym dla krasnoludów gburowatym, niemalże prostackim głosem. - Twoi się chyba do tego nadajo, nie? Nie wimy gdzieśmy wylądowali, a ta góra wulkaniczna wygląda bardzo obiecująco. Wim, że wokół nas morze pierdolonych drzew, ale może stamtąd da radę coś wypatrzyć… - wypowiadając te słowa wcale nie patrzył na Albrechta, zupełnie tak jakby za wszelką cenę nie chciał utrzymać z nim kontaktu wzrokowego.
Słysząc zawartą w pytaniu krasnoluda sugestię, Baron skrzyżował ramiona na piersi i uniósł prawą brew w niekrytym zdumieniu. - Dotąd nie mieliśmy okazji zamienić więcej niż kilka słów i teraz przychodzisz do mnie z czymś co brzmi jak podszyty nieśmiałą grzecznością rozkaz? To nie są wyłącznie Twoje życzenia, prawda Bardinie?
- Eee… - Krasnolud podrapał się po łysiejącej głowie, po czym spojrzał spod łba na arystokratę, obdarzając go wzrokiem łgarza, którego kłamstwo wyszło właśnie na jaw. - Lorenzo mnie prosił, abym przekazał jego rozkazy.
- A kim on kurwa jest, że mi rozkazuje? - Odparł Albrecht, nerwowo przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - I do tego wysługuje się innymi... Sam nie mógł przyjść i mi to powiedzieć?
- Powiedział tysz, że on jest kapitanem i jeśli chceta wrócić na jego łajbie, to macie się go słuchać. Ja się tam nie bydę wtrącał w te wasze niesnaski, ale pamiętajta o umowie jaką żeśmy zawarli. On dowodzi, czy się to nam podoba, czy nie… - Mówił dalej krasnolud.
- Całe szczęście, że jeszcze mam swój statek - odpowiedział mu Baron, patrząc wymownie na stojącą nieopodal Thorę. - Ale niech mu będzie. Szanuję zawarte umowy, jakkolwiek bzdurne one by nie były - wypowiadając te słowa, zwrócony był już w stronę najemników. - Wdrapiecie się na tę pieprzoną górę, tak jak nakazali i stamtąd rozejrzyjcie się za czymkolwiek wartym uwagi. Na mapach Lustrii oznaczonych jest co najmniej kilka przybrzeżnych wulkanów, które pasowałyby do tego miejsca. Postarajcie się zwrócić uwagę na śródlądowe akweny oraz jakiekolwiek znajdujące się w zasięgu wzroku góry. To powinno mocno zawęzić nasze poszukiwania… Pamiętajcie, że to ma być szybka wycieczka, jeśli macie zamiar wrócić tu przed zapadnięciem zmierzchu.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-08-2017 o 22:49.
Warlock jest offline