-
Obawiam się że nie ma szans na wolny pokój, wszystkie są zajęte przez klientów - twarz karczmarza mówiła bardzo wyraźnie że nie da się zastraszyć. Nawet groźbą rozwalenia dachu.
Za to Turmalina była czerwona ze złości, można by rzec - jak gotowany rak.
W końcu - jak to?
Dla Bohaterki?
-
Zobaczycie jak następnym razem pojawią się Czerwoni albo jakiś troll - Turmalina położyła ręce na swoich rozłożystych biodrach i patrzyła się na karczmarza z góry, pomimo że była dobre dwie głowy niższa -
Będę siedziała nieopodal i przyglądała się jak ściągają z was podatek. LUB SKÓRĘ!!! JAK ŚMIESZ!!! Pogadam sobie z burmistrzem. Z pewnością będzie miał coś do powiedzenia na ten temat. A teraz wynoszę się stąd. Nie kłopocz się z utwieraniem mi drzwi, poradzę sobie...
Uderzone falą ziemi wspomniane drzwi otworzyły się gwałtownie i szeroko, a gdy Turmalina przekroczyła próg, górny zawias odmówił posłuszeństwa i puścił.
-
SKANDAL!!! - można było usłyszeć oddalające się fochy krasnoludki.
Pół godziny później Turmalina pojawiła się jednak w gospodzie z powrotem. Gwar ucichł, a wszyscy przezornie odsunęli się pod ściany tworząc pustą przestrzeń między nią a szynkwasem, za którym aktualnie stał oberżysta.
Krasnoludka szybkim, energicznym krokiem przemierzyła podłogę stukając rytmicznie podkutymi (a jakże!) trzewikami, w ciszy sięgnęła do sakiewki i położyła trzy srebrne monety na blacie.
-
Na naprawę drzwi. Przepraszam, poniosło mnie. Nie będę się naprzykrzać, chcę tylko rozłożyć się z namiotem pod gospodą. Wynajmę teren do jutrzejszego wieczora.
Gospodarz bąknął coś tylko o tym że jest mnóstwo bezpańskiego wolnego terenu, ale krasnoludka nalegała. Dlaczego? Wkrótce dane mu było się dowiedzieć, jemu i całemu Phan.
Niecałe dziesięć, dwadzieścia minut później gospoda zaczęła pustoszeć. Z początku nie było to podejrzane, gości zawsze to ubywało, to przybywało, ale gdy sala pełne stoliki zaczęły przypominać zwierzęta na wymarciu, karczmarz przerwał swoje pełne godności polerowanie szklanek i postanowił wyjść na ganek i się rozejrzeć.
W drzwiach niemal przewróciło go dwóch wozaków, już mówił "Zaprasza.." gdy przerwali mu.
-
My tylko po kolegów.
Co jest grane? Wtem z zewnątrz usłyszał gwar, normalnie zarezerwowany dla wiejskich festynów i gospody właśnie. Wesołe okrzyki, szczęk naczyń, toasty, mlaskanie, a nad tym wszystkim wyraźny głos Turmaliny Hammerstorm
-
Sama wszystkiego nie zjem, wołajcie kolegów, przyjaciół! Zapraszam wszystkich!
Rozpromieniona krasnoludka w jednej dłoni dzieżyła kufel z piwem, w drugim ciasto z kruszonką. I stała pośrodku wielkiego pawilonu, zastawionego stołami, jadłem i napitkiem na ponad sto osób!
Krasnoludka podeszła do Stonehilla o wręczyła mu kufel piwa.
-
Co macie tak nos na kwintę, gospodarzu? Wyczarowałam sobie namiot. A że czar tworzy od razu jadło i napitek dla setki chłopa to przecież skąpa nie będę i się podzielę. Spróbuj golonek, są wyborne, miód też. Uszy do góry, nie na codzień trafia się niezapowiedziany festyn!
Biedakowi opadła szczęka. Nie wiedział co powiedzieć, w głowie tylko liczył straty, obroty z przerobu obu karawan właśnie poszły się sypać. Zapasy które poczynił na tę okazję licząc na zysk uderzyły go po kieszeni a tu taka rzecz.
-
Nie bądź taki smutny! Jak jutro wrócimy z głową smoka, wyczaruję znów sobie namiot.
W tym momencie świat biednego karczmarza się zawalił, kufel upadł na ziemię, a on sam trzasnął ledwo naprawionymi drzwiami.
Do wieczora mieszkańcy i przyjezdni raczyli się jadłem i napitkiem, wznosząc toasty za zdrowie i powodzenie Turmaliny Hammerstorm.
* * *
Wczesnym rankiem Turmalina stawiła się gotowa do wymarszu. Tym razem suknia była ciemnobordowa, materiał mocniejszy, całość szyta tak, by nie przeszkadzać w podróży. Całość dopełniał gorset ze skóry tłoczonej w kwietne wzory i biżuteria, dyskretna ale po kunszcie widać było że można było kupić za nią ćwierć Phandalin. Miała przy sobie nieodłączny plecak z zapasami i arbaletę, tę samą która towarzyszyła jej na dotychczasowych przygodach.
-
Oszalałam - oznajmiła zgromadzonym, a zwłaszcza Torice i Jorisowi -
Oszalałam, że idę zabijać jakieś smoczysko. Ale jak puszczę Was samych to skończycie jako gadzia przekąska. A na to pozwolić nie zamierzam. I tak już jestem w plecy z memoriałami, więc nie ważcie mi się dokładać nowych. To w drogę!