Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2017, 11:54   #20
Guren
 
Guren's Avatar
 
Reputacja: 1 Guren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputacjęGuren ma wspaniałą reputację
Kilka dni później

Zbliżał się czas spotkania, na którym Jill miała zostać przyjęta do Szczepu. Korra nieco się uspokoiła, ale ciągle napomykała o wyjeździe. Dziadek zabrał ją na kilka wizyt do świata duchów i pokazał jej jak zmieniać się po kawałku. W końcu nadszedł ten dzień. Ubrała stare ubrania jakie do niej przywiązano i przyszykowała się do wyjścia. Gdy była prawie gotowa, przyszła do niej Korra.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała z troską.
- Nie chcę, ale muszę! - oświadczyła córa rodu Waterson prostując się dumnie.
- Nic Nie Musisz! Gdybyś mnie posłuchała i wyjechała do Seatle. To miasto magów i pazury Garou tam nie sięgają. Nadal możesz tam wyjechać, inaczej ktoś cię zabije. Prędzej czy później. Jeden na pięć wilkołaków dożywa czterdziestki. Nie chcę dla ciebie takiego życia!
- Mamo, na świecie całe mnóstwo ludzi dostaje diagnozę, która zmienia ich życie - alergia, ślepną, głuchną. - Jill położyła dłoń na ramieniu matki. - Jeśli chcesz przeżyć dłużej, to trzeba nauczyć się żyć według tej diagnozy. Równie dobrze mogę za pół roku dostać szału i zostać zastrzeloną przez jakiegoś funkcjonariusza. A tutaj wiedzą jak sobie z tym radzą... Nie wiem, jakoś lepiej się czuję z myślą, że nie jestem jedynym wilkołakiem, więc na razie spróbuję żyć jak wilkołak.
- Nic nie wiesz córuś. Nic! - rzekła Kora przecierając oczy - Wiesz jak zginęła babcia? Żona Elijaha? Wielu moich przyjaciół z dzieciństwa? Wiesz, że ktoś może cię zjeść żywcem? Albo obrać ze skóry? Albo… Albo staniesz się tancerzem? Zaczniesz słyszeć Szept żmija? Zrozum, to nie komiks, tu źli wygrywają! - krzyknęła matka.
-[¡] Dziadek jednak przetrwał wystarczająco długo, by odchować wnuki do dorosłości. Ludzie potrafili przetrwać obozy nazistów. Mi też może się udać.
-Gdybyś zapytała tych co przetrwali obozy czy chcieliby ich uniknąć gdyby mogli co by odpowiedzieli? - zapytała Kora. Dziadek zapukał.
- Skończyłyście, aby wasze babskie takie tamy? Mamy jeszcze odebrać Abigail! - zawołał dziadek zza drzwi.
- Tak, tak już idę dziadku! Pa mamo!- złapała plecak wychodząc.
- To jedźmy już do księżniczki....
Korę pożegnała córkę spojrzeniem, w którym widać było mieszaninę rozpaczy i… dumy. Z dziadkiem wsiedli do starego Camaro, które senior wygrał kiedyś na loterii i włożył weń więcej kasy, niż był wart. Następnie pojechali przed dom wielebnego Johnson.

Dom wielebnego Johnsona
Był to duży piętrowy dom z niewielką przybudówką znajdujący się naprzeciw kościoła.
- Pamiętaj, gdy wejdziesz tam, bądź czujna jakbyś wchodziła do jaskini Lwa. I weź to. - podał jej spray na insekty. Gdy Jil wyszła, otworzył jej pięćdziesięcioletni mężczyzna. Afroamerykanin z dużą łysiną okoloną siwymi włosami.
- Witaj Jill, dobrze cię widzieć, żałuję, że tak rzadko nas odwiedzasz. Może przyszłabyś do nas na niedzielne nabożeństwo? Podczas tego wybuchu gazu otarłaś się przecież o śmierć. A znasz się na Scautingu - tłumaczył uściskawszy Jill.
- Kochanie, nie nagabuj gości! To nie ładnie! I tak postąpili bardzo miło, że zaprosili naszą Abigail do klubu “Młodych na rzecz ochrony przyrody” - zawołała z głębi pokoju Marta Johnson, twardziej stąpająca żona wielebnego.
- Moja bratanica to dowód działania Boga na ziemi. A po za tym jest bardzo miła. Ostatnio przygotowała mi mapy parku narodowego. żartowała, że włamała się do Pentagonu. - wielebny się zaśmiał.
- Prawda, Abi jest bardzo zdolna. I dosyć oryginalna. - żona wielebnego zaprowadziła ją do pokoju Abigail i zostawiła ją przed drzwiami.
Gdy otworzyła drzwi została porażona… różem Całe pomieszczenie było biało-różowe. Pościel była w stokrotki, leżało złożone w czworokąt. Na stoliku stało opakowanie pringelsów, a obok nóż i tabliczka czekolady pokrojona tak, że każda kostka była oddzielnie. Na szafce na jednej półce stały figurki Fluttershy, na następnej SailorMoom, a na kolejnej Supergirl. Książek było sporo, dotyczyły Hakerstwa, hodowli patyczaków, działalności wywiadu, zmian klimatu, rozprawy o komiksach, zafoliowane tomy Spidermana, matematyki, budowy komputerów… Nigdzie nie było Abigail… ani żywego ducha. Choć było tu czysto, że mucha nie siada. Dosłownie.
- Dzień dobry? Abigail jesteś gotowa? - zawołała Jill nadal czujnie rozglądając się po pokoju. Strach było tam wejść, więc wolała nie przekraczać progu.
Odpowiedziała jej cisza… całkowita i niezgłębiona. A potem spod mebli zaczęły wyłazić pająki. Tysiące pająków, Zebrały się w wielką kupkę na środku pokoju i…
Zespoliły w drobną blondynkę z kucykami, może o rok młodszą od Jill, ubraną w żółty żakiet, różową bluzkę i granatowe spodnie. Na twarzy miała przyklejony, wróć! Przyszyty uśmiech.
- Dzień dobry! Nazywam się Abigail Johnson. Jesteś Jil? Moja najlepsza przyjaciółka? - zapytała.
- Lepiej twój.... - Indianka w swojej pamięci zaczęła przeszukiwać szufladkę w mózgu "wieczory u Lloyda". Jak to się nazywało? "Kame?" "Nami" "Naka". A tak! - Twoja Nakama!
- Czyli towarzyszka broni? Więc nie przyszłaś mnie tu pożreć? Bardzo cię cieszę, bo bardzo nie chcę być pożerana. - mówiła cichym, nieco bezbarwnym głosem. Jill mogła przysiąść, że mruga dokładnie co trzy sekundy.
Nagle wystrzeliła ręką w kierunku dziewczyny. Ruch był błyskawiczny, jak cios karateki.
- Chcesz batonika? Batoniki są dobre - Abi pomachała batonikiem przed twarzą Jill. To chyba był Mars.
- A poproszę... - szamańska wnuczka starała się zachować jak najspokojniejszy ton. Skoro baton NIE jest rozpakowany to chyba nic jej nie grozi?
Abigail skinęła głową i położyła baton na stole, wyjęła papierowy talerzyk, wzięła linijkę i pokroiła batonik na pięć równych części i podała.
- Masz tu batonik. Jest smaczny. Od tygodnia jem je na śniadanie. Jak je zjesz to nie będziesz jadła mnie - przez ułamek sekundy popatrzyła się autentycznie błagalnie na Jill, a potem znowu stała się po prostu uśmiechnięta.
-Nigdy nie zamierzałam cię zjeść -wzięła do ust kawałek batona.
- To rozerwać na strzępy? Rozszarpać na kawałki? Urwać głowę? Tak zwykle dzieci Gai robię z dziećmi Anasy. Nawet teraz matka mego rodzaju każe mi uciekać. Słyszę jak krzyczy… ale nie chcę tego robić. Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? - zapytała blondynka.
- I dlatego nie zrobię ci krzywdy - Jill postarała się uśmiechnąć.
Wydawało jej się, że póki co, to Abigail bardziej się boi Jill, niż Jill boi się Abigail.
- Oj to wspaniale. Zjedz batonika, a ja się spakuje - abigail wyjęła plecak, do którego wsadziła śpiwór, laptopa kosztującego trzy pensje Jill i cztery paczki emenemsów. Potem wyszły. Dziadek czekał przy samochodzie i patrzył na Abi spode łba.
- Czyli nie użyłaś sprayu - mruknął.
- Czy to by mi nie zaszkodziło? - zapytała Abigail.
- No właśnie - mruknął dziadek.
 
__________________
You are braver than you believe, stronger than you seem, and smarter than you think. Kubuś Puchatek aka Winnie the Pooh

Ostatnio edytowane przez Guren : 23-08-2017 o 09:51.
Guren jest offline