Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2017, 14:21   #85
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Poruszali się dosyć szybko. Jeśli widział ich ktoś, umykał z drogi. Mieszkańcy Italii byli nauczeni, że uzbrojeni ludzie nie przynoszą ze sobą szczęścia, tylko grabież. Jechali Via Appia, później skręcili na bok, potem znowu jeszcze przejeżdżając przez coraz bardziej puste okolice, które za pradawnych lat były całkowicie zaludnione. Wreszcie dotarli do owego rozwidlenia.
- Tamten trakt wiedzie ponownie do Via Appia, zaś tamten do młyna od strony rzeki. Jeśli chce się zajechać od młyna z drugiej strony, trzeba ruszyć tamtędy, oraz po dwustu krokach skręcić przez brzezinę na lewo - wyjaśniał Alessio. - Konie wy bierzecie? - spytał Gilli, bowiem tak zrozumiał polecenie Agnese.
Wampirzyca zeskoczyła z konia i podała wodze Gilli.
- Myślałam by podjechać na nich do rzeki, ale tak będzie lepiej. - Podeszła do markiza i poklepała go po udzie.
- Będziemy jakby co ratować się biegnąc do was, dobrze?
- Dobrze by było
- wtrącił się Alessio - ale małe szanse. Młyn leży nad rzeką, my podejdziemy z jednej strony, oni będą z drugiej. Ale faktycznie, wedle potrzeby nawet wyskoczymy przez okna pędząc do zagajnika, który jest niedaleko. Nocą nie powinni nas trafić.
Agnese wyszczerzyła się do faerie nie puszczając uda Alessandro.
- Ty będziesz biegł, a ja się w końcu najem, jak na wampira przystało. - Powoli i niechętnie puściła nogę narzeczonego. - Ruszajmy się. Jest jeszcze druga bitka zaplanowana na dzisiaj.
- Uważaj na siebie
- usłyszała jeszcze głos markiza, po czym pogrązyła ją ciemność pochmurnej nocy.


Nie było wprawdzie bardzo ciemno, bowiem faktycznie, gdzieniegdzie tworzyły się wyrwy wśród obłoków dające trochę promieni odległych gwiazd oraz Księżyca. Alessio prowadził pewnie. Mijali jakieś posiadłości sprzed setek lat, dawne sady, poniszczone płoty rozpadające się pod wpływem wilgoci. Wprawne ucho kobiety usłyszało wreszcie delikatny szum wody, leciutki szmer rzeki oraz wołanie rozmaitych stworzeń przyrody. Doszli wreszcie do skraju lasku, zaś ich oczom ukazał się młyn.


Wyglądał doskonale, porównując z okolicą. Widocznie został nie zniszczony, ale opuszczony przez właścicieli.
- Widzisz, to ten - pokazał jej Alessio. - Jesteśmy od tego brzegu, gdzie jest młyńskie koło, zaś pozostali nadejdą od przeciwnej. Jakieś pomysły? - zapytał uśmiechając się.
- Podpłynąć, wdrapać się przez najbliższy otwór i znaleźć małą. - Agnese mogła być już teraz pochmurna. Nie zamierzała ukrywać swego nastroju przed Alessio bo i po co. Zdjęła buty i przywiązała je rzemykami do paska.
- A widzisz kraty? - wskazał jej. - Chyba jak je ruszymy, jeśli narobimy hałasu, dziewczynka może oberwać. Tego zaś nie chcemy chyba.
- A widzisz tą drewnianą dobudówkę, nawet jak ma kraty to je wyjmę
. - Agnese nie miała ochoty do droczenia się z faerie. - To nie jest wysoko,a mała jest pewnie na górze.
- Masz na myśli tą nad kołem młyńskim, hm, tam chyba rzeczywiście nie ma. Wysoko może nie, jednak parę ładnych metrów. Po ścianie się nie wespniemy, ale … hm, rzeczywiście, tam nie ma krat. Chcesz się wspinać ryzykując upadek, czy spróbujemy zastosować metodę leniuchowania, czyli liczymy na podwózkę
? - spytał Alessio.
- Koło nie pracuje bo ci debile nie potrafią go obsłużyć, jak ruszy może ich zaalarmować. Możemy się po nim co najwyżej wspiąć, ale ten cholerny grat pewnie będzie trzeszczał jak siedem nieszczęść. - Wampirzyca podeszła do wody. - Chyba że masz jakąś sztuczkę na wyciszenie i nie uruchomienie mechanizmu w środku. Ja nie boję się upadku z kilku metrów.
- Potrafię się sam wspinać tak, że nikt nie usłyszy. Ale masz rację, to idioci, bez podwózki więc się obędzie, ech. Mamy dwie możliwości, albo wejdę tam pierwszy oraz przypilnuję,żeby nikt nie pojawił się na czas twojego wchodzenia, albo wezmę cię na barana. co wolisz? Dodam, że plusem jest to, że nie będziemy się musieli jednak moczyć, wejść tam się da właściwie niemal z brzegu samego.
- Widzę staruszku
… - Agnese odwróciła wzrok w stronę młyna. - To ja chcę się trochę orzeźwić, co by nie zrobić głupoty. Wspinam się zaraz za tobą, też co nieco potrafię. Idziesz czy płyniesz ze mną?
- Idę, niby po co mam się moczyć, żeby potem chlapać wodą na wszystkie strony. Osobiście obmyłbym twarz jedynie na twoim miejscu, ale nie jestem
- faerie ruszył do przodu skulony korzystając z okazji, że akurat nad tym kawałkiem Rzymu chmury przesłoniły czyste niebiosa. Podszedł do brzegu, po czym z precyzją linoskoczka wskoczył na murek przy piaście olbrzymiego koła. Przeskok nad stawidłem byłby niełatwy dla innego, ale nie dla faerie. Bez problemu utrzymał się, po czym sięgnął do piasty, podciągnął się oraz dalej zaczął się wspinać, faktycznie nie wydając najmniejszego odgłosu. chciał ruszyć do przodu, ale nagle jakaś gęba wyjrzała z okna ziewając. Przypadek, być może, bowiem zaraz schowała się, jednak faerie zdążył uciec pomiędzy wielkie drewniane szprychy. Potem wspiął się powoli, bardzo ostrożnie stając na płatach koła oraz zaglądając ostrożnie do środka.

Gdy jeszcze mówił Agnese weszła do wody, tak, że nie słyszała już końcówki jego wypowiedzi. Z ulgą przyjęła chłód wody na całym ciele. Płynęła pod wodą nie musząc oddychać, jej wyostrzony wzrok bez problemu dawał sobie radę mimo ciemności. Dotarła do młyna tuż po Alessio, widząc jeszcze ścieżkę, którą wybrał. Sprawnym ruchem wyskoczyła z wody i poszła w jego ślady. Gdy faerie był już prawie na szczycie koła, Agnese zaczęła także się po nim wspinać. Jej głowa lekko ochłonęła i teraz była w stanie skupić się na ostrożnym chwytaniu się kolejnych elementów. Dostrzegła także, że mężczyzna z góry kiwa uspokajająco głową, po czym macha zachęcająco ręką, wreszcie podnosi się wślizgują do ciemnego pomieszczenia w środku. Wampirzyca szybko dołączyła do niego i sama podciągnęła się wskakując do pomieszczenia. Szybko rozejrzała się po pomieszczeniu i zaciągnęła zapachem młyna, liczyła na swój wampirzy instynkt i lekki głód, który wywołał Alessandro.

Wnętrze było puste, ale czuła, że przed chwilą znajdował się tutaj jakiś człowiek oraz poszedł w drzwi do środka. Czuła go, ale przede wszystkim czuła także starość tego wszystkiego oraz taki duch bezproduktywności. Wszystko bowiem to stało nijakie od lat, powoli rozwalające się, chociaż przecież ktoś kiedyś włożył wielki wysiłek, ażeby to wszystko stworzyć. Deski skrzypiały, daszek przeciekał, zaś wszędzie walały się jakieś śmieci, które wcześniej pewnie do czegoś służyły, obecnie jednak nie dawało się poznać, jakie posiadały przeznaczenie. Oczywiście dostrzegała również obrys wspomnianych wcześniej, starych drzwi. Wampirzyca ruszyła przez środkowe przejście. Ostrożnie wyglądając zza ościeżnicy i upewniając się czy nikogo tam nie ma. Nie było. Za drzwiami korytarz prowadził gdzieś w głąb, niekiedy mając odnogi na lewo oraz na prawo. Stary oraz wzbudzający niepokój nawet potężnej wampirzycy, choć również podniecający w pewnym sensie, bowiem właśnie za drzwiami w lewo jej wrażliwy nos wyczuł krew. Agnese wskazała Alessio przejście, z którego coś wyczuła. Odparł gestem oraz przyłożeniem palca do ust. Ruszył do przodu, absolutnie bezszelestnie. Zaś wampirzyca usłyszała jakiś lekko szumiący dźwięk oraz średnio miły zapaszek. Znała go, kimkolwiek był osobnik poza tymi drzwiami, właśnie robił siku.
Wampirzyca otworzyła drzwi i nim mężczyzna zdążył zareagować, chwyciła go za gardło, uniemożliwiając krzyk i wgryzła się w szyję. Piła przytrzymując swoja ofiarę i gdy już była bezwładna ułożyła ją na podłodze. Zerknęła na stojącego w drzwiach faerie.
- Dobra - wyszeptał Alessio - powie nam teraz, gdzie jest dziewczynka, czy wszystko wypiłaś? - trochę patrzył na nią dziwnie, bowiem mężczyzna leżał w stanie, jak go schwytała, z opuszczonymi majtkami oraz trzymając się za penisa.
- A jest wiórkiem? Wobec tego nie wypiłam wszystkiego. - W głosie wampirzycy nie było śladu rozbawienia. - Wyczuję ją, to będzie jedyna, nie śmierdząca istota w tej całej budzie.

Wampirzyca ruszyła dalej wymijając Alessio. Tak dziś nie była noc na wchodzenie Agnese w drogę. Ostatnie noce doprowadziły ją do stanu, w którym najchętniej rzuciłaby to wszystko i zamknęła się w klasztorze. Skierowała swoje kroki w korytarz i teraz już nienaturalnie wyostrzyła swoje zmysły nadwrażliwością. Jej nozdrza zaatakował zapach moczu, z pomieszczenia, z którego wyszła, zapach starej mąki, kurzu, zdechłego szczura leżącego w rogu pomieszczenia po prawej. Wiedziała czego szuka, smakowitego zapachu dziecka, świeżej krwi. Nie miała zwyczaju pijać z małolatów ale doskonale znała ich zapach.

Ach wspaniały węchu wampirzy, zadziałałeś odpowiednio wsparty Nadwrażliwością. Wampirzyca wdychała powietrze, zaś jej umysł rysował sobie trasę do dziewczynki, której zapach słodziutki dotarł do jej wrażliwych nozdrzy. Tak, ale ona była jeszcze daleko, hm, gdzieś na strychu zapewne, bowiem wyczuła słomę obok oraz ptasie gniazda. Ale nie nad nimi, czyli nie w wieży nad kołem, lecz po drugiej stronie. Pomiędzy nimi było jeszcze jednak sporo śmierdzieli, jak właśnie ten, który wyszedł drapiąc się po jajach oraz ziewając. Stał na korytarzu oraz wytrzeszczał gały niczym kopnięty po jajach hipopotam.


Wampirzyca została niemal ogłuszona przez trzeszczenie podłogi pod jego buciorami. Szybko użyła temporis. Przyspieszyła nieznacznie, ale wystarczająco by błyskawicznie skrócić dystans i wgryźć się prosto w jego gardło. Jej nozdrza zostały zaatakowane przez zapach zjełczałego potu i alkoholu, ale piła, aż stracił przytomność, choć nie był specjalnie smaczny. Wyczuła we krwi sporo starej gorzały. Ułożyła kolejne ciało rozglądając się. Było cicho, ale słyszała gdzieś dalej jakieś kroki oraz kilka chrapiących niedaleko odgłosów, acha, oraz smród szczyn wsparty zapachem tanich trunków.

Piękna Florentynka Agnese skrzywiła się, jak tak dalej pójdzie upije się pijąc ich krew. Dała znak Alessio by podszedł. Gdy faerie był blisko przysunęła się do jego ucha, cały czas nasłuchując kroków.
- Mała jest na strychu w sąsiednim budynku. Przemkniesz się tam? Będę sobie powoli torować drogę i wyciągniemy ją razem. - Odsunęła się od Alessio, czekając na jego decyzję.
- Dobrze, spróbuję wejść do niej oraz po prostu utrzymać miejsce. Będziemy tam na ciebie czekać. Daj mi chwilę, zanim za mną ruszysz - następnie uniósł dłoń oraz ruszył w ciemność nocy rozwiewając się niczym dym. Tak naprawdę wampirzyca wiedziała, iż używał iluzji, jednak faktycznie wyglądało to, niczym magiczna sztuczka. Agnese rzeczywiście zatrzymała się na chwilę. Skorzystała z okazji by założyć buty, które przywiązała wcześniej do paska. Cały czas nasłuchiwała tamtych kroków starając się je zlokalizować. Obecnie jednak nie mogła tego uczynić. Po prostu wiedziała, że buty są gdzieś w części budynku, do której poszedł faerie oraz do której kierowała się ona. Po prostu szła kierując się zapachem, który przenikał przez cały młyn, ona zaś chwytała jego najdrobniejsze cząstki. Tutaj jakieś starocie, tutaj rodzina królików, tak kilku śpiących drabów, którzy chrapali głośno … Poruszała się jak najciszej była w stanie. Starając się ostrożnie wyglądać zza kolejnych zakrętów lub zaułków korytarza. Najchętniej przebiegła by się przez to wszystko, ale jak to zauważyła “sama księżna” powinna trenować swoją cierpliwość. W końcu dostrzegła go, siedzącego na schodach mężczyznę popierającego gorzałę, który to pewnie wzbudził jej zainteresowanie drepcząc sobie jak pociągowy koń bo korytarzu. Zdążyła wyszeptać dwa słowa nim czas zwolnił. Dopadła go nim zdążył zareagować i znów wgryzła się w szyję, tym razem jednak przytrzymała ceramiczne naczynie, które trzymał w dłoni by tłukąc się nie rozbiło się o podłogę. Piła nienaturalnie szybko, więc mężczyzna opadł po pierwszym łyku, gdy jego ciało przeżyło szok od błyskawicznej utraty krwi. Wciąż korzystając z temporis ruszyła po schodach. Szła powoli, ale z zewnątrz mogłoby sie zdać że przelatuje po kolejnych stopniach.
- Aaa …! - usłyszała jakiś krzyk, właściwie to dziwny był to dźwięk, niesamowicie niski, straszliwie gardłowy, niespecjalnie dający się odróżnić, wszystko dzięki owej tajemnej dyscyplinie, której podlegało także słowo oraz wszelakie krzyki. Wampirzyca poczuła jakby ktoś uderzył ją z obucha w twarz, szybko przytępiła zmysły, jednak efekt pozostał. Bolesne pulsowanie atakowało jej głowę, a przede wszystkim bębenki. Jednak szła dalej, teraz już dużo szybciej, nie zważając na hałas, który robi. Aż wszystko ponownie spowolniło.Contarini odkryła, że ów niski dźwięk, to po prostu krzyki. Usłyszała jak ktoś wrzeszczy.
- Kurwa! Smarkula się zamknęła tam.
- Wypierdolić kurwa drzwi.
- Sma se pierdolnij, ale w łeb, czym, są jakna pierdolona jedyne porządne w całym tym burdelu
.

Krzyki znacznie ułatwiły wampirzycy pracę, po prostu ruszyła biegiem w ich kierunku, wyciągając sztylet.
- Otwieraj mała! Podpalimy je, najwyżej wyjdziesz hehe, albo nie …
- Wyłaź, głupia pizdo
!
Mężczyźni ewidentnie się gdzieś dobijali wściekli straszliwie.
Wampirzyca wypadła na ostatnie piętro widząc pięciu mężczyzn, celebrujących zamknięte drzwi. Nim zdążyli się obrócić w jej stronę znów użyła temporis. Pierwszego dopadła wbijając sztylet w jego krtań. Drugiemu musiała już przywalić z pięści i na jego nieszczęście złamała mu nos ogłaszając go przy tym. Wgryzła się w szyję trzeciego, nie zważając, że ma tam jakieś parchy, osłaniając się jednocześnie jego ciałem od wyprowadzonego na nią ciosu mieczem. Brzuch mężczyzny przyjął większość impetu, jednak broń drasnęła jej brzuch. Rzuciła martwy ochłap pod nogi, sięgając po jego broń i zamachnęła się na kolejnego. Broń zagłębiła się w ciało. Wampirzyca widziała jak mężczyzna chce krzyknąć w spowolnionym tempie, chwyciła jego broń i używając potencji zamachnęła się na kolejnego. Miecz ciął przez gardło odcinając głowę i wbił się w drewnianą ścianę. Widząc wylewającą się z szyi juchę, zobaczyła jak czas wraca do swego tempa. Była cała skąpana we krwi, ale nawet nie planowała tego zlizywać z twarzy. Podeszła do charczącego mężczyzny, z jej sztyletem w gardle i wyciągnęła go. Rzezimieszek padł martwy.

Spokojnym krokiem podeszła do drzwi i zapukała.
- Alessio, jesteś tam?
- Tak, oczywiście
- rozległ się głos, a do niego doszedł kolejny głos ni to kobiecy ni dziecięcy.
- Sir Alessio, to pani przyjaciółka? Cóż kobieta tutaj robi?
- Ratuje nas, przede wszytkim zaś ciebie, jest wyjątkowa.
- Aha, to dobrze, cieszę się, że kobiety także potrafią rozprawiać się z takimi draniami
.
Agnese przysłuchiwała się wymianie zdań, wyciskając krew z włosów.
- Zawiąż jej oczy i chodźmy. - Głos wampirzycy był spokojny
- Eee, koniecznie? Posiadam jedynie własną koszulę.
- Dziękuje pani wybawicielko
- rozległ się ów głos dziewczęcy - ale czy to naprawdę konieczne? Rozumiem, że coś się tam stało - domyślała się.
Wampirzyca rozejrzała się po rozczłonkowanych zwłokach. Tu głowa tam ręka. Przetarła twarz, ale bez efektu. Zarówno ona jak i dłoń były całe we krwi.
- Tak… i zatkaj jej nos. - Agnese uśmiechnęła się. Miała trochę satysfakcji, ale nie był to widok dla dziecka. - Tors męski nie jest niczym gorszącym.
- Dobrze, widzisz Vittorio, chyba owi dranie mocno oberwali, zbyt mocno na widok dla młodej kobiety, jak właśnie ty.
- Myśli pan?
- Pospieszcie się bo zaraz będzie tu więcej tego nie przystosowanego dla młodych oczu widoku
. - W głosie Agnese nie było nawet śladu zniecierpliwienia. Odkleila przesiąkniętą krwią i wodą koszulę od swych nagich piersi. - Dobrze?
- Cóż, musimy jej słuchać. Lepiej jej nie denerwować. Poczekaj, zdejmę koszulę.
- Och, mam jakąś chusteczkę, pańska koszula jest zbyt elegancka, ja zaś nie powinnam oglądać więcej pańskiego ciała.
- Słusznie, poczekaj
… - chwile potem rozległ się głos alessio - Otwieram, jesteśmy gotowi.

Wampirzyca odsunęła się robiąc im przejście. Drzwi skrzypnęły oraz pojawił się w nich Alessio trzymając na rękach niczym księżniczkę dziewczynę. Była właściwie w tym dziwnym wieku, kiedy przestaje się być już mała dziewczynką, zaś jeszcze nie jest kobietą. Miała jasne włosy oraz strój skromny, lecz wytworny, ot taki przeznaczony dla młodej, bogatej szlachcianki do jakichś wypadów poza zamek lub posiadłość. Wampirzyca uśmiechnęła się do faerie co musiało być odrobinę przerażające.


Alessio miał dziwną minę.
- Przepraszam - odezwała się niesiona dziewczyna - kiedy mam zawiązane oczy, zawsze upadam. Przez to przegrywałam w ciuciubabkę. dlatego poprosiłam sir Alessio o pomoc, on zaś zgodził się mi pomóc, jak prawdziwy grande - uśmiechnęła się słodko. - Czuję krew - powiedziała nagle.
- Tak… jak się komuś dzieje krzywda, wtedy zazwyczaj jest krew. - Głos Agnese był ciepły, niemal hipnotyzujący. - Więc umówmy się, że nie zdejmujesz chusteczki, aż powiem.
- Daję słowo, piękna wybawicielko
- odezwała się dziewczyna.
- Ooo, skąd wiesz, ze jest piękna? - parsknął Alessio.
- Wszystkie wybawicielki są piękne. Gdybyś czytał wiersze doskonale byś wiedział - wyjaśniła mu pełna wyższości.
- Alessio czytuje wiersze. - Agnese ruszyła w dół schodów, nasłuchując nadbiegających posiłków. Wyszczerzyła się i szepnęła cicho. - Nadbiegających … posiłków.
Jednak posiłki nie nadbiegały, poza jednym, który przylazł zaspany, zapijaczony, przecierając oczy.
- Kurwa, co się stało? - mruknął do wampirzycy oraz jej towarzyszy. - Przynieśliście jedzenie?
Agnese podeszła do niego rozbawiona.
- Zależy co masz na myśli. - Uśmiech na zakrwawionej twarzy mógł nie przerazić kogoś zupełnie zalanego.
- Gorzałę - mruknął brodaty, spity przybysz w rozerwanej koszulinie oraz podartych spodniach. - Właściwie nie za bardzo widzę - mruknął - ale poznaję po głosie. Ty jesteś Hans - zwrócił się do wampirzycy czkając tak, że chyba muchy pozabijał latające wokoło.
Agnese chwyciła go za szyję.
- Dla ciebie może być Hans. - Wbiła mu nóż prosto w serce sprawnie wpasowując się między żebrami. Momentalnie zapadła cisza. Wysunęła sztylet i ruszyła dalej. Zaś za nią Alessio niosąc dziewczynę. Tym sposobem wyszli z młyna.
- Czy mogę już zdjąć opaskę, zaś piękna wybawicielka chyba nie ma na imię Hans, lecz jakoś, no nie wiem, jakiś sławnym królewskim imieniem. Hans przecież to głupie imię dla kobiety - stwierdziła dziewczyna.
- Porozmawiacie później - uznał Alessio.
Agnese całkowicie zignorowała małą.
- Idź przodem do reszty, zaraz dołączę. - Wampirzyca ruszyła w stronę wody i nie krępując się wskoczyła do rzeki. Szybko opłukała się, dokładnie wyciskając krew z włosów. Po dłuższej chwili wynurzyła się z wody. Udało się jej prawie umyć, nie licząc koszuli, która już chyba na stałe nabrała czerwonego koloru. Spokojnym krokiem ruszyła za Alessio czując jak stopy chlupoczą jej w trzewikach. Była dużo spokojniejsza i najedzona. Musiała nawet przyznać, że czuła jak lekko szumi jej w głowie. Dobrze, że nie napiła się z ostatniej ofiary, bo by szła zataczając się.
 
Kelly jest offline