Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2017, 20:30   #212
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Na zewnątrz, Carradine usiadł w jednym z licznych krzeseł, odpalił cygaro, po czym omiótł wzrokiem zebrane z nim osoby.
- Teraz możemy spokojnie porozmawiać o tym i owym, Becky mi wspominała, iż macie kilka spraw, w których mógłbym pomóc? - Powiedział z lekkim uśmiechem.

Fenn zabrał ze sobą szklanicę whisky, rozsiadł się wygodnie na innym krześle, wziął łyka ze szklanki i nie połykając pociągnął cygaro. Smak alkoholu oraz wybornego tytoniu mieszał mu się w ustach. Było wybornie, chociaż brakowało mu jednej z dwóch rzeczy, albo świstającego ostrzału zamiast whisky, albo butelki Hyrgolu też zamiast whisky, niestety ten trunek był rzadziej widziany poza systemami zamieskzałymi przez Valarian, po prostu mało ras go tolerowała, większości wywracał żołądki do góry nogami i po chwili wychodził spoworotem na świat, niestety już nie nadający się do picia, i mniej ładny. W końcu przełknął co miał w ustach a dym wypuścił do góry.
- Dobra zielenina. Nie ma co. - pochwalił cygaro - Nie wiem ile ci nasza Panna Ryder zdradziła, ale mamy zalegający trochę sprzęt w ładowni, a i swoje potrzeby. - zrobił chwilową pauzę - Widzisz, nasza szefowa potrzebuje wyspecjalizowanej opieki medycznej której u nas brak. Do tego narzeczona kumpla - tu skinął głową w stronę Nighta - Straciła serce, i to bynajmniej nie na jego rzecz. - zaciągnął się jeszcze raz cygarem i oparł się wygodniej, wziął w dwa palce cygaro uniósł trochę do góry i spojrzał się na nie - Naprawdę wyborne.


Wbrew opiniom co niektórych uczestników imprezy Night bawił się całkiem nieźle. Miał ciszę, spokój i nawet namierzył coś co wydało mu się rodzimą planetą Blorelin, na którą chętnie przesłałby teleskopem nanity zombifikujące. Niestety brakowało guzika z uruchomieniem funkcji. Na szczęście "zoom" skończył się na ustawionej odległości i nie groziło zbliżenie na filetowe, niewyględne ryje. Z perspektywy nawet ładna okolica. Miał, dopóki na *jego* taras nie zwaliła się rozgadana, głośna banda troglodytów, robiąca właśnie przerwę w rytuałach godowych. Odchylił się od wizjera, wyprostował i zaszczycił biznesmenów krótkim spojrzeniem.
- Taak, choć może wystarczy przepuścić kapitan trochę prądu przez głowę, a się na powrót załączy - najprostsze rozwiązania bywały najlepsze.

- Potrzebny jest specjalista neurobiolog specjalizujący się w psionice i związanych z nią problemach, chirurg plus cyberserce i…- zamyślił się Doc wyliczając.-I możemy sprzedać trochę broni.
Pozostały jeszcze inne drobne detale, jak ubicie pewnego Blorelina i fakt, że Unia ma ich za groźnych terrorystów i chce dopaść za wszelką cenę. Ale nie należało być chciwym, tym bardziej że hojność Carradine’a miała pewnie swoje granice.

- Dokładniej po pięć karabinów oraz pistoletów plazmowych, i 5 lekkich pancerzy. Do tego sporo paliwa. dopowiedział Fenn - Wziąłeś listę? - Fenn spojrzał się na Doca - Czy jesteś nią w ogóle zainteresowany by Ci ją pokazywać? - znów przeniósł wzrok na gospodarza.

- To by było jak próba naprawy przy pomocy taśmy klejącej - Vis wyraźnie oburzyła się na pomysł Night’a, co widać było nie tylko po jej nieco zszokowanej na ową propozycję minie ale i gniewnym smagnięciu ogonem. Zaraz jednak zdała sobie sprawę że niechcący wtrąciła się w sam początek jak nic ważnej rozmowy, która mogła w sposób znaczny pomóc załodze Fenixa, więc grzecznie się zamknęła i tylko od czasu do czasu zerkała na Nighta w sposób niezbyt przychylny, które to zerkanie nie trwało dłużej niż minutę czy dwie bowiem uwaga Darakanki ponownie skupiła się na rozmowie, w której co prawda czynnego udziału brać jak zwykle nie zamierzała, ale posłuchać wypadało. No i zawsze mógł się pojawić temat związany z zakresem jej wiedzy i umiejętności. Może jakiś ciekawy okaz robota do naprawy? Nadzieję zawsze można było mieć.

- Hmmm… czyli tak: macie trochę broni do sprzedania, paliwo, potrzebujecie pomocy dla swojej kapitan, która ma coś z… sorry za wyrażenie… z głową, do tego i cyberserce dla kolejnej pannicy… i Becky wspominała o zapasach żywności i napitku procentowego... - Carradine puścił kolejnego dymka - Czy będzie nietaktem, jeśli się spytam, co przytrafiło się jednej i drugiej kobiecie? Szczególnie jeśli chodzi o waszą kapitan, może to pomoże z decyzją, czego lub kogo jej tak naprawdę potrzeba? - Gospodarz spojrzał na Fenna - To co usłyszałem, jak na razie wystarcza - Lekko się uśmiechnął - Nie jestem wielkim fanem detali… to co mi wymieniłeś, na razie wystarczy.
- Stację orbitalną napadli bandyci i niemal wyrżnęli wszystkich. W tym czasie Leena przebywała w jednym pokoiku z Lusotegae i ślimak mógł coś telepatycznie kombinować, by ratować swoją skórę.- wyjaśnił krótko Bullit i zapalił skręta, którego przygotowywał powoli i z pietyzmem.- Taka jest moja teoria.

Fenn siedział i się nie odzywała na razie, nie znał się, jajogłowy bełkot, nawet jeśli powiedziany tak że znał chociaż te słowa. Jak na jego gust z tego co znał Crazza raczej by tak nie kombinował, ale nie miejsce i nie czas by kłócić się o to z Dociem. Zresztą jego nie odwiedziesz od wszędobylskich teorii spiskowych i wrogach czających się w każdym cieniu. A i tak Fenna nie było przy tym, kto wie czy może Bullit nawet nie ma racji? Ludzie pod stresem śmierci są zdolni do wielu rzeczy, widział na własne oczy, był tam. Zaciągnął się tylko ponownie cygarem głowę mając odwróconą na panoramę miasta.

Night poprawił przyciemniane okulary, które na czas używania teleskopu przesunął sobie na czoło. Pochylił głowę, przyłożył dłoń do ust i jedynie lekkie zmarszczki wokół oczu zdradzały rozbawienie. Miał wrodzony talent do irytowania dziewczyn. Działał na Xiu, Becky i Vis równie wyśmienicie. Przy Xiu musiał się co prawda hamować, istniała realna groźba przestawienia przegrody nosowej. Za to bez niej mógł już w pełni oddać się sztuce rzucania sarkazmu na prawo i lewo, z czego często i z pełną premedytacją korzystał.
- To byłoby jak próba defibrylacji, z tym że w odniesieniu do mózgu - odpowiedział całkiem poważnie. - Mimo zaawansowanego skoku technologicznego, do dziś elektrowstrząsy i pobudzanie umysłu do pracy impulsami z elektrod jest z powodzeniem stosowane - udał obruszenie.

Stary Night, nie zmienił się. Wciąż wkurza laski nie wysilając się nawet, tak samo było z szeregową Carlson, co prawda zawsze potem dostawał opierdol od przełożonych ale jak widać mało skutecznie. Fenn uśmiechnął się pod nosem nie kryjąc tego.

Carradine pyknął znów cygaro, po czym rozejrzał się po zebranych.
- Koszty wszystkiego, czego potrzebujecie, wynoszą około 25 tysięcy. Wy z kolei za broń zgarniecie gdzieś 13, do tego te “jakieś” i “ileś-tam” tego paliwa, powiedzmy, że będzie to 15 tysięcy… jak uregulujecie więc pozostałe 10? - Wymownie odchrząknął.
- Cóż… - wzruszył ramionami Doc zaciągając się papieroskiem swoje produkcji.- Dziękuję za to wyliczenia i mogę stwierdzić, że nie mam żadnej odpowiedzi na to pytanie. Może poza jedną… Nie zamierzam być czyimś dłużnikiem. Więc chyba możemy odłożyć rozmowę na czas, aż już uzbieramy te 10 kawałków.

Uzbierać dziesięć kafli, to nie takie proste. Fenn zastanawiał się skąd Doc chciałby to dozbierać, potrzebowaliby jednego większego skoku na coś. Patrząc na siły jakimi dysponują, mięśniak który nie grzeszy rozumem czy co ważniejsze umiejętnościami, zahukana laska i tylko On z Nightem i Doc’iem nadający się na podobne ekscesy, chociaż Młot za tragarza robiłby wspaniale…. akcja musiałaby być jednak zgrana na ostatni szczegół, i szybka. Suzh wstał z siedzenia i podszedł do balustrady. Po takim wybryku trzeba będzie też się schować gdzieś. Ale to nie jego decyzja. Oparł się plecami o poręcz i puścił dymka w niebo.
- To chwilę zajmie. - skomentował krótko.
- To może przysługa za przysługę, i rachunek będzie się zgadzał? - Gospodarz spojrzał na Bullita.
- Zależy o jakiej przysłudze mówimy. - stwierdził krótko Doc.
- Skopiecie tyłki kilku osobom, które mi nieco zatruwają życie, nic wielkiego, i bez trupów. Ot danie nauczki paru płotkom, ale żeby nie było to ze mną powiązane... - Carradine wypuścił kolejną chmurę dymu.

Fenn uniósł jedną brew. Zaczynało się robić ciekawie, facet wystawił w końcu swoje różki, chociaż wciąż były mniejsze od tych co nosi na głowie.

Bullit nawet nie udawał, że jest zdziwiony. Podobnej odpowiedzi można było się spodziewać po takiej osobie jak Carradine. Niby wszystko łatwe.. napuścić na nich Bixa i po sprawie.
Ale diabeł tkwił w szczegółach.
-A dokładniej? - zapytał Doc pytając się o nie.

Były dwa rozwiązania, jedno proste i nudne polegające na skorzystaniu z zapasów awaryjnych Iss oraz drugie oferujące choć cień ekscytacji.
- O właśnie - Night z ciekawością wsłuchał się w słowa Ziddiana. - Ostatnio tak bardzo nic się nie dzieje, że załoga z nudów tylko się pruje po kątach. Podejmujemy się wszystkich zleceń, z wyjątkiem... - potarł skronie - Jak to szło Doc... nie gwałcić, nie... coś tam. W każdym razie jesteśmy najlepsi po tej stronie trawersu i lepszych nie znajdziesz. Szkoda, że do oklepu, marnotrawstwo zasobów - zamilkł, a może choć z raz odmóżdżająca, dobrze i terminowo płatna robota, czemu nie.

Gospodarz spojrzał do wewnątrz budynku, wypatrując chyba, czy czasem nie idzie Becky…
- Chodzi o zniszczenie pewnego lombardu na ruchliwej ulicy. Wewnątrz są tak 3-4 osoby, 1-2 za ladą, 1-2 na zapleczu… wpadacie tam, kujecie im gęby, lombard rozwalacie, obojętne mi jak, byleby zrobić jak największe szkody. Goście są uzbrojeni, mają pistolety, może 1 czy dwie większe pukawki, przy wejściu jest jednak śluza ze skanerem broni więc uzbrojonym się łatwo nie wejdzie… no i na samej ulicy mają też ze 2 uzbrojonych ludzi, co robią za czujki. - Ziddiane wyszczerzył ząbki.

Szykowała się zabawa na miarę widów akcji. Wpieprzenie im się przez ścianę, albo wjazd ciężarówą przez śluzę. Bixowi jak nic musi się podobać. Fenn spojrzał na niego kątem oka i oczywiście zauważył wielki grymas zadowolenia. Jak nic już sobie wyobrażał takie numery.
Spojrzał się wprost na Doca.
- Da się zrobić. Ale też potrzeba chwili. Nie wejdzie się tam na hura. - kto by pomyślał że coś takiego powie, chociaż nie, kiedyś to było u niego normalne.

- Brzmi jak formalność z najtrudniejszą częścią z "nikogo przypadkowo nie zabić" - strzelec włożył dłonie w kieszenie. - Są otwarci całą dobę? Albo... lepiej w dzień, wbić się w lokal szambiarką i zalać wszystko ekstrementami, yoł - popatrzył po reszcie w zamyśleniu. -Oczywiście ową chwilę poświęcimy kłótni czyj pomysł rozpierdolu jest bardziej odjechany.

- Pierdolenie - powiedział machając ręką Bix - Brzmi jak pikuś, sam bym to rozpierdolił. Wejdę tam i stłukę wszystkich na kwaśne jabłko.
Mózg Bixowi wyłączył się wcześniej na kilka chwil, gdy gadali o wyliczeniach i chyba nie spostrzegł słowa "uzbrojeni".

-Przydałby się zestaw jakiś pukawek… oszałamiających.- Bullit nie bardzo się znał na broni służącej do unieszkodliwiania. Na jego rodzinnej planecie jeśli coś nie służyło do potencjalnego zabicia wrogi, to było złomem.

- Załatwmy sobie taką sikawę, jaką was olałem na planecie pedałek - Bix już usłyszał wieści o dobrej zabawie i się rozkręcał. Na swój bixowy sposób.

- Coś się powinno znaleźć - Odezwał się w końcu Carradine - Pistolety i karabiny, czy jak? No cóż… myślałem, że macie odpowiednie zabawki, a tu jednak nie... - Gospodarz wzruszył ramionami.

- Mogę tam przypierdolić z mojej zabawki. I będzie demolka jak się patrzy - nie wiadomo czy Młotek mówił o popkornówie czy działku Tsunami, ale jedno było pewne - trupów rzeczywiście może nie być. Pytanie czy odparowane zwłoki liczą się jako "brak trupów".

- Widać wolimy zabawki dla dużych chłopców. - Fenn skomentował uśmiechając się pod nosem - Może się przydać wszystko, karabiny, pistolety, pałki, rękawiczki. Jeśli mają być obici oczywiście rękawiczki szokowe i pałki nadają się do tego lepiej. - pociągnął cygaro i popił whisky - Chociaż kolbą w pysk też boli.

- Mamy, ale do ostatecznych rozwiązań. Nie jesteśmy podwórkową łobuzerią. Becky panu nie wspomniała? - zdziwił się Doc. Skoro on rozgryzł tego lowelasa po kilku minutach, to spodziewał się że Carradine też już wiedział z kim ma doczynienia. To już była druga jego wpadka, podważająca jego kompetencje jako dobrze poinformowanego człowieka.

- Owszem, opowiadała to i owo… jednak jakoś umknął nam fakt, skrupulatnego przeanalizowania uzbrojenia poszczególnych załogantów Fenixa, oraz siłę ognia i ogólne możliwości, jakimi dysponuje każdy z nich - Ziddiane przewrócił teatralnie oczami.

- I wyszło ci z tego, że jesteśmy łobuzerką ganiającą z kijami?- nie tylko on potrafił teatralnie przewracać kijami. - Tak czy siak, nie mamy… wolałbym żebyś sam dostarczył nam broni do rozpierduchy. W ten sposób oszczędzimy sobie paru nieporozumień po wykonanej robocie. Nie powinno to być trudne. W końcu mówimy o paru pałkach, taserach… granatach łzawiących i maskach. A nie o małym czołgu.
Wzruszył ramionami dodając. - A po robocie możemy ci zwrócić ocalały sprzęt.

- Więc nie dość, że wam podsuwam pod nos fuchę, dzięki której nie będziecie mieli długu, to jeszcze mam dać i do jego wykonania narzędzia, które moooże odzyskam w całości? Wracając więc do wcześniejszego zagadnienia, tak, teraz was już uważam za łobuzerkę z kijami - Gospodarz wzruszył ramionami, po czym omiótł wzrokiem zebranych na tarasie, podnosząc się z miejsca, szczerząc zęby - Jeśli nie ma więc nic więcej do obgadania...

Vis słuchała, stojąc u boku doktorka i popijając z przyniesionego ze sobą kieliszka. Alkohol kończył się co prawda powoli ale biorąc pod uwagę czas spędzony na tarasie, powoli widać już było dno w naczyniu. To, z oczywistych powodów, niezbyt Darakance się podobało, być może dlatego wysiliła się w końcu by zabrać głos, mimo iż nie miała tego w planach. Znacznie lepiej rozmawiało się jej tylko z Doc’iem niż w większym gronie, nawet jeżeli owe grono składało się w większości z osób jej znanych.
- Gdzie znajduje się power station obsługująca dzielnice, w której znajduje się ten cały… lombard? - zapytała gospodarza, snując swoje, nieco różniące się od reszty, plany. Nie widziała sensu w pakowaniu się do tego przybytku otwarcie, a później ściąganie na siebie uwagi władz, tym bardziej że i tak mieli na głowach dość osób i organizacji chcących ich za wszelką cenę dorwać. Wywalenie prądu całej dzielnicy powinno spowodować wystarczający chaos by przy zastosowaniu minimalnych środków, wykonać zlecone im zadanie. No i nie byłoby przy tym problemu z wejściem do środka wraz z odpowiednią ilością broni. Co prawda nie była pewna czy jej tok rozumowania jest właściwy bo nigdy planowaniem takich akcji się nie zajmowała, ale wiedziała że dywersja zwykle pomaga w podobnego typu zabawach. Gdyby jeszcze do tego dało się zablokować komunikację w obrębie lombardu…

I tyle zostało z "najlepszych po tej stronie trawersu". Night przysłuchiwał się z drwiącym uśmieszkiem lekcji pod tytułem jak nie budować wizerunku firmy. Za to wyczuł dokąd zmierza pytanie Vis, spojrzał na Darakankę i wzniósł w oszczędnym toaście butelkę wody źródlanej. Naprawdę była dobra.
Odwrócił się w stronę sali, szukając sposobu na przetrwanie imprezy. Mrużąc oczy, zlustrował pomieszczenie. Telewizor, choć przyciągający ogromną czarną taflą, odpadał. Zmiana muzyki na bardziej znośną tylko sprawi, że biedactwa pogubią się w taktach. Wyraźny mocny bit był dla niektórych niezbędny jak pomocnicze kółka w rowerze. Granie na automatach to szczyt nerdostwa, a do jacuzzi nie miał stroju. Westchnął zrezygnowany. Zostawały lotki i bilard. Zmielił przekleństwo. Normalnie by się upił, gdyby po wczorajszym nie miał wypalonych wnętrzności z wątrobą błagającą już tylko o dobicie, ale Ziddian był przecież dobry w załatwianiu przeszczepów.

- Tylko nie z kijami. - Fenn mruknął do siebie - Sprawa jest prosta. Chcesz żeby ktoś już nie wstał? Mamy do tego sprzęt. Chcesz się bawić w subtelności? Nam nie było to potrzebne. Dostarczysz sprzęt, będzie prościej, mniejsza szansa na rozgłos. Nie dostarczysz? Też damy radę. - wzruszył ramionami zaczynając się nudzić, przepychanki słowne nie były jego żywiołem, i widać Doca też nie specjalnie.
Spojrzał na puste szkło w ręce, cygaro też powoli się kończyło, szkoda bo smaczne. Przeniósł wzrok na salę, na stół, na dziewczyny śmiejące się z czegoś, widać tam było zabawniej. Nie czekając na zaproszenie odbił się od balustrady i ruszył do środka.
- Jak będzie w końcu wiadomo czy i kogo mam obicie to dajcie znać. - rzucił na chwilę odwracając się w progu.

- Dokładnie tak. - zgodził się z Fennem Bullit mając w nosie obrażoną minę ich gospodarza. Jeśli był z niego taki centuś, że żałował im paru elektrycznych pałek, to jak bardzo kręcił w sprawie rzekomego “łatwego” zadania? Niemniej interes to interes… A oni mieli mały wybór jeśli chodzi o ratowanie Isabell i Leeny. Co zmieniało faktu, że Doc niekoniecznie wierzył w dobre intencje lub charakter “ chłopaka Becky”... Co Dave’owi przypomniało o pasażerze na gapę, tym którego chciała wcisnąć im na pokład pilotka. Co się z nim stało?

- Pierdolenie - powtórzył Bix, bo miał już wyrobione zdanie na temat całej sprawy. Jeżeli mógł uratować Kapitan i Izkę-pedałkę obijając mordy to jakby dwa w jednym - Jak się cykacie, sam pójdę rozjebać ten burdel. Kilku cwaniaczków z pukawkami nie robi mi różnicy, rozciągnę ich po asfalcie, ani się obejrzą. Możecie osłaniać mnie, jak chcecie. Wiecie, odstrzelić kolanko jakby ktoś chciał uciekać.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 10-08-2017 o 20:47.
Cai jest offline