Bohaterowie mieli wrażenie że korytarz ciągnął się w nieskończoność. Kilka zakrętów, wzniesień i spadków, żadnych odnóg. Pomimo tego Simon dalej dzielnie szedł przodem, jakby rozważnie wybierał trasę. Waightstill był już solidnie wkurzony, przeciskanie jego wielkiego ciała było co raz trudniejsze. A może to on był coraz bardziej zmęczony?
Jakiej ulgi dostał Waightstill, gdy korytarz się skończył i Bartnik znów mógł rozprostować kości. Wylot korytarza wychodził na kolejną jaskinię, rozmiarami przypominającą to poprzednią, w której zginął Max. Jednakże ta była zupełnie inna, biła z niej jasność tak wielka że bohaterowie potrzebowali sporo czasu aby przystosować swój wzrok do takiego natężenia światła. Blask bił ze sklepienia i dokładnie oświetlał każdy skrawek podłoża. Spojrzenie w górę było możliwe, lecz tylko na chwilę, takie mocne biło z niego światło. Tym razem bohaterowie byli ostrożni i nie od razu weszli do jaskini, lecz oczekiwanie nic nie zmieniło, a ze swojej pozycji nie mogli dojrzeć tego co znajduje się dalej. Widzieli tylko wejście do następnego korytarza, po drugiej stronie jaskini. Z czasem gdy ostatni z bohaterów opuścił korytarz światło błysnęło jeszcze mocniej, tak że ochotnicy zostali na chwilę zamroczeni, a gdy odzyskali wzrok zauważyli świetlistą postać stojącą przed nimi. Na środku sali stała osoba, wyglądem przypominająca dużego, dobrze zbudowanego mężczyznę. W jednej z rąk trzymała halabardę opartą o sklepienie, a druga oparta była na biodrze. Postać stała w tej pozycji, w bezruchu.