Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2017, 11:35   #20
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zaraz za pierwszym zaklęciem aktywowały się kolejne; o ile przyczyna wciąż była tajemnicą, to środki ochronne sanctum tworzyły razem i były doskonale znane Elaine. Z głuchym pluskiem czas w środku zwolnił, kupując im kilka sekund na reakcję.Napastnicy - kimkolwiek byli - dali się sprowadzić na manowce ścieżkom przeznaczenia i zaatakowali sąsiednie mieszkanie. Rozciągnięty w czasie wrzask przerażonej kobiety urwał się razem z wszystkimi innymi dźwiękami z tamtej strony.
- Zabierajmy się stąd. - Elaine wyciągnęła dłoń w stronę Bláithin
- To mój dom - mocno uścisnęła rękę Elaine i zanurkowała pod biurko sięgając głęboko pod blat. Z jakiegoś powodu - zagrożenia czy wcześniejszej kłótni Elaine nie udało się skoncentrować i stworzyć spójnego Imago zaklęcia. Spojrzała co też robi jej mentorka, cały czas zerkając na drzwi wejściowe.
- Pewnie pobiegną za nami…

Nagły, krótki błysk światła. Rękaw kobiety stłumił go do akceptowalnego do oczu poziomu i pod białym materiałem w końcu było widać kształt: długie, wąskie ostrze.
- Możesz też wyjść balkonem
- Yhym… - Elaine machnęła dłonią, zmuszając powietrze by naparło na drzwi wejściowe, utrudniając ich wyważenie. - Zbierajmy się… i weźmy kodeks.

Znów nie udało się uzyskać efektu; jak na złość chwilę później rozległo się pierwsze, głuche uderzenie. A chwilę później - mimo spowolnienia czasu - drugie, mocniejsze. Zwyczajne drzwi raczej nie wytrzymują takich uderzeń.
Druga z kobiet także skupiła się nad spleceniem zaklęcia. Elaine przeklęła cicho i podeszła do balkonu, otworzyła drzwi sprawdzając czy dadzą radę się tędy wydostać.


- Blaithin, mogłybyśmy się ruszać? - Elaine zerknęła na swoją mentorkę, jednocześnie rozglądając się w mieszkaniu za czymś, czym mogłaby jej pomóc zejść.
- No idź już - mruknęła. Ale w żaden sposób nie przejawiała chęci ucieczki. Raczej wolę walki, z sztyletem w rękawie i zaburzeniem temporalnym za tarczę. Przy kolejnym uderzeniu drzwi wygięły się o parę centymetrów i coś zaczęło zassać powietrze z ogromną siłą. Spowolnienie świata pozwoliło obejrzeć ten niezwykły spektakl: w miarę rozchodzenia się fali podciśnienia, kolejne i kolejne przedmioty podskakiwały.
- Nigdzie bez ciebie nie idę. - Elaine prawie prychnęła.
- Więc czas na lekcję tego co robi się kiedy ktoś nachodzi cię w domu - Elaine nigdy nie widziała żeby kobieta rzucała tyle zaklęć naraz. Ale tak jak sama mówiła: Elaine dawno ją wyprzedziła..Bláithin z trudem używała dwóch Yantr.
Całe pomieszczenie było jak przed burzą. Spiętrzony strumień gotowy do spuszczenia na tego kto przekroczy próg.
Elaine wysunęła zegarek na dłoni, skupiając się na drzwiach. Czas jakby na chwilę zwolnił zgrywając się w dziwny sposób z oddechami obu kobiet, poczuła jak zaklęcie wywołuje falę, która kończy się uderzając w płaszczyznę ościeżnicy. Przez chwilę widziała jak powietrze na niej faluje zupełnie jakby upadła na nie kropla.

Kolejna fala podciśnienia i drzwi pękły w pół, znikając w olbrzymiej, pełnej brudnych kłów paszczy.
Istota która przekroczyła próg była jedną z gorszych rzeczy które Elaine widziała w życiu - a już na pewno najgorszą, jeżeli brać pod uwagę tylko wygląd. Tak naprawdę będąca jedną wielką paszczą, pełną wielkich, zakrwawionych zębów doprawioną haczykowatymi kolcami i niewielkimi kończynami. Była większa od kobiet. Nie można było oczekiwać że jest mniej niż zaprawiona w walce. Jej przeciągły skowyt zupełnie nie wyglądał jakby przybyła tu żeby dołączyć do herbatki. I z całą pewnością nie była zachwycona tym co się stało kiedy przekroczyła próg. Jej ekstatyczne ruchy zwolniły jakby wrzucono ją w głęboką smołę.


Elaine pstryknęła monetą, która na chwilę zawirowała w powietrzu. Na chwilę obraz rozmył się i zmatowiał lecz po sekundzie pojawiły się znane jej czerwone linie. Spodziewała się że potwora wysłano by zniszczył ją lub jej mentorkę, jednak linie uparcie cięły zawartość jej torby i była pewna, że nie chodzi o szkicownik.

Bláithin podeszła do sprawy bardziej bezpośrednio. Sztylet, kiedy opuszczał jej rękę, nie był już tylko bronią. Niezwykłość samego ostrza, skradzionego z Królestwa Ołowiu była, po raz pierwszy, najmniej ważna. Kilkusetgramowy obiekt miał już pęd małego samochodu i podążał najbardziej szkodliwą nogawką możliwości. Wbił się w samą górę otwartej paszczy, tam gdzie normalna istota miałaby głowę i po chwili, w kinowym spowolnieniu wyszedł drugą stroną w fontannie wyrwanych wnętrzności.

Elaine chwyciła opadającą monetę i sięgnęła drugą ręką do torby, w której miała grimuar i szkicownik. Chwyciła obie oprawy. Przed jej oczami nadal majaczyły czerwone nici powiązań. Poczuła jak pod jej palcami powstają różowawe nitki, delikatnie przesuwając się między palcami. Nici delikatnie oplotły dwie książeczki, tworząc między nimi pozorne podobieństwo, po czym gdy Elaine zaczęła wyciągać szkicownik, jedna z tych nici popłynęła w stronę potwora. Do nici doplatały się inne, sprawiając że nabierała koloru. Zbierała szanse, szanse na to, że potwór się pomyli. Przypadkowo upadające cienie, właściwie ułożoną dłoń Elaine, chwilowe zamglenie wzroku bestii przez atak, który zafundowała mu Blaithin. Powoli wysunęła szkicownik i pomachała nim przed oczami bestii.
- Chcesz tego bydlaku?

Stwór zamarł, rozpłaszczony na futrynie. Zsunął się po niej, wciąż wściekle próbując zrzucić z siebie spowalniający czas. Obrócił się przodem do trzymanego przez Elaine szkicownika i powoli - inaczej niż przedtem - ruszył w stronę kobiet
- Niestety będziesz musiał go złapać. - Elaine wyrzuciła szkicownik przez otwarty balkon, starając się zejść potworowi z drogi. Moneta w jej dłoni zaczęłaprzesuwać się między palcami.

Krótki strumień czasu zadrgał od Bláithin do stwora. Kobieta kocim krokiem ruszyła w bok pokoju, zachodząc istotę od prawej strony. Ale wstrzymała się z dalszym działaniem, najwyraźniej wierząc w sztuczkę Elaine.
I to chyba słusznie. Stwór rzucił się w stronę balkonu, dematerializując się w locie. Niestety, jego rozchlapane wnętrzności zniknąć nie miały zamiaru.
- Wysłałaś go odpowiednio daleko?

Elaine słyszała słowa Blaithin jakby przez wodę. Czerwone nici losu znów wyostrzyły się w powietrzu. Widziała plączącą się na ulicy siatkę powiązań i majaczącego potwora. Podrzuciła monetę i zobaczyła jak na chwilę linie prostują się by powrócić w odrobinę zmienionym układzie. Schwytała monetę i spojrzała na Blaithin.
- Nie opanowałam jeszcze teleportacji. - Elaine zerknęła do torby upewniając się że grimuar tam jest. - Ale będzie lepiej jak stąd zniknę z grimuarem.
- Uprzątnę … - urwała w pół kroku na balkon i nagle rzuciła się w bok. Dopiero wtedy z dołu rozległ się potężny, nienaturalny dźwięk ciężarówki uderzającej w wynurzającego się zza Zasłony stwora. To nie było zwykłe zderzenie; to było coś pomiędzy tym przykrym chrzęstem który wydają zgniatane robaki a bulgotem zapadającego się w błoto pojazdu. Krwawe, przemieszane odpryski samochodu i doleciały aż na balkon.
- ...uprzątniemy z Morganą i jej Strażnikami ten bałagan. Leć - dokończyła, wychodząc zza kotary.
- Uważaj na siebie dobrze? - Spytała podchodząc do drzwi.
- Na tyle na ile się da przy takich nowościach.

Elaine skłoniła się swojej mentorce i opuściła jej apartament. Swoje kroki skierowała od razu w stronę konsylium. Zakup płócien… i szkicownika, będzie musiał trochę poczekać.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 11-08-2017 o 12:08.
Aiko jest offline