Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2017, 12:26   #57
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Trafiły razem do speluny. Yue ubrana bardzo po męsku, biała marynarka, kamizelka, białe spodnie… lakierki. Biały kapelusz i burgundowa koszula. Nadal śliczna i egzotyczna, ale w tym stroju całkiem inna. No i uzbrojona. A Carmen choć wciąż odziana w swoją śliczną sukienkę, również się dozbroiła za radą przyjaciółki. Prócz swojej normalnej rękawicy miała przy sobie więc zestaw noży do rzucania - nie tylko za podwiązką, ale także pod połami bolerka.

[media]https://okinawaassault.files.wordpress.com/2012/01/casablancar.jpg[/media]

Lokal wydawał się bardziej europejski niż Carmen się spodziewała po Egipcie, ale Yue wyjaśniła sprawę.
- Wybrzeżemi portami egipskimi rządzi sycylijska mafia. Jak i całym przemytem w basenie Morza Śródziemnego. Czasem można tu spotkać znaczących Sycylijczków.- uśmiechnęła się Yue. Wzruszyła ramionami. - Oczywiście nie mogę cię żadnemu przedstawić, bo… mogłabym sobie narobić kłopotów. Ale mogę paru wskazać paluszkiem.
- Nie musisz. - odpowiedziała uśmiechem agentka, biorąc Chinkę pod ramię - Przyszłam tu towarzysko, a nie w ramach pracy. No chyba, że chcemy poplotkować o nich. Plotkować lubię. - zachichotała.
- Poplotkować… - zamyśliła się Yue i poczekała aż pojawi się kelner, by złożyć u niego zamówienie na zapiekankę z owocami morza. Carmen nie chcąc ryzykować, przezornie zamówiła to samo. A gdy mężczyzna się oddalił Yue zapytała. - Więc lady Stone wróci kiedykolwiek na salony, czy uciekłaś permanentnie?
- Zdziwisz się, jeśli powiem, że o tym nie myślałam? Jakoś tak zakładam, że... z którejś misji nie wyjdę cało i całe moje problemy z arystokracją się w ten sposób skończą. - zaśmiała się, choć mówiła całkiem serio - A ty masz jakieś plany? No wiesz... na godną starość.
- Jest wiele małych wysepek wokół południowo-wschodniej Azji. Na jednej z nich jest posiadłość… Tam mam zaufanych ludzi i kilkoro kochanków. Tam czeka mnie emerytura i być może ty w skąpej bieliźnie. - rzekła żartobliwie przyglądając się Carmen i wzruszyła ramionami. - Jeśli dożyję odpowiedniego wieku i uda mi się wyplątać z moich więzów tam się ukryję już nie wyściubię stamtąd nosa.
-Kochanków? Nie kochanek? - zdziwiła się Carmen, po czym dodała pytanie - I oni tam tak grzecznie czekają na ciebie? To się nazywa wygodne życie…
- Kochanków obojga płci… nie tylko mężczyzn. - mruknęła zmysłowo Yue. Wzruszyła ramionami dodając. - Czekają grzecznie, trochę pracują przy posiadłości, trochę flirtują między sobą. Taka to moja rajska wysepka. Większość z nich nie urodziło się w bogatych bądź szcześliwych rodzinach. Niektóre to klejnociki podniesione z ulicy. Nie mają dokąd wracać, ani za czym tęsknić.
- To brzmi doprawdy intrygująco. - Carmen podparła podbródek dłonią - Może kiedyś zaprosisz mnie na wakacje?
Sama nie wierzyła w to co mówi. W ciągu tej misji stała się nagle prawdziwą kobrą - głodną nowych wrażeń, dumną... i wyuzdaną.
- Nie obawiasz się tego, że już może z nich nie wrócisz z tych wakacji? Że utkniesz tam naga w jednym z łóżek pieszczona przeze mnie i moją kapitan ochrony? - “postraszyła” Yue bezczelnie gapiąc się w dekolt kochanki. Ona zaś albo tego nie zauważała, albo - co bardziej prawdopodobne - prowokacyjnie ignorowała.
- Nie do końca wierzę, byś chciała mi to zrobić - odparła Carmen, mrużąc oczy - Lubisz mnie, bo jestem inna od twoich zabawek. No i też mogę ukąsić... nie jestem zwierzątkiem domowym. Jak i ty.
- Nie są moimi zabawkami, ty też nią nie jesteś. Zresztą kto powiedział że zatrzymywała bym ciebie w moim zakątku siłą. Jest tyle innych… przyjemniejszych sposobów. - mruknęła Chinka prowokacyjnie oblizując wargi. - Zresztą spójrz na siebie. Rodziny w sumie nie masz, założyć nie planujesz chyba, miejsce które byłoby ci domem… istnieje? Rodowe korzenie ucięłaś, a lojalność wobec ojczyzny nie jest paliwem na całe życie. - uśmiechnęła się ciepło. - Może kiedyś uznasz, że nie warto wracać z wakacji na rajskiej wyspie.
Carmen przeciągnęła się.
- Yue, diabelska z ciebie kusicielka. Może... teraz jednak muszę skupić się na tym, co tu i teraz.
- Tu i teraz jestem ja, ty… spelunka pełna podejrzanych typów i zdecydowanie za dużo ubrań na nas i za mało alkoholu w nas. A potem może pojawi się jakaś rozrywka. Czasem tancerka, czasem jakiś jakiś grajek lub śpiewaczka. - odparła ze śmiechem Yue zerkając na zbliżającego się do nich kelnera z zamówieniem.
- Brzmi jak dobrze zapowiadająca się historia z damą w opresji. - Angielka rozejrzała się po zakazanych mordach bywalców knajpy. Odruchowo wypatrywała tego drapieżnego spojrzenia, jakim często w tłumie obdarzał ją Orłow.
- Niestety nie zauważyłam tu żadnych dam do ratowania, ani przystojnych lordów. - zaśmiała się Yue, podczas gdy Carmen dostrzegła parę drapieżnych spojrzeń doczepionych jednakże, do niezbyt ciekawych facjat.
- Zawsze mogę udawać. Patrząc na to jak się ubrałaś, nie pozostaje mi nic innego jak odgrywanie delikatnej szlachcianki, uczepionej twego ramienia.
- To będzie problematycznie. Zwykle to ja byłam egzotycznym kwiatkiem owiniętym wokół ramienia jakiegoś ważniaka. Więc nie bardzo wiem jak się zachować w nowej roli. - zachichotała dziewczęco Yue.
- Prawie uwierzyłam... - mrugnęła do niej Carmen.
- Naprawdę. - stwierdziła Chinka z nieśmiałym uśmiechem. - Rolą kobiety w Singapurze jest stać u boku mężczyzny. Także i ja nie powinnam się chwalić władzą jaką posiadam podczas spotkań towarzyskich.Chinka musi być skromna, uprzejma i delikatna. Nie to co kobiety Zachodu.
- Dlaczego więc wybrałaś taki strój? To chyba nie przypadek. - zainteresowała się Carmen.
- Daje tutejszym informację, że nie jestem zainteresowana jak duże armaty mają w spodniach. I że jeśli będą się narzucać… mogą skończyć bez nich. To nie jest grzeczna restauracyjka. - przypomniała jej Yue.
- Jak na razie nic ciekawego się nie wydarzyło. - odparła jej towarzyszka z zawadiackim uśmiechem.
- Jeśli nic ciekawego się nie wydarzy. My możemy zadbać, by jednak coś się wydarzyło, prawda? - dłoń Yue spoczęła na udzie Carmen, gdy Chinka się uśmiechnęła zawadiacko.
Nie zdążyła wyrazić słowami swoich pomysłów, bo na środek lokalu wyszła skromnie odziana panienka, owinięta w szereg półprzezroczystych welonów.
- Wygląda że tym razem czeka nas pokaz przeznaczony, głównie dla męskich oczu.- wyjaśniła Chinka, podczas panna owa zaczęła z gracją się poruszać i wić zmysłowo, co jakiś czas “gubiąc” fragment swej garderoby.
- Nie udawaj, że tobie takie pokaz nie odpowiada. Zresztą w wykonaniu mężczyzny byłoby to chyba dziwne. - na myśl o wdzięczącym się jak ta panna Janie Wasilijewiczu Carmen uśmiechnęła się półgębkiem. Dzięki upojnym chwilom spędzonym z Yue była odprężona i patrzyła na tancerkę, czy kim tam panna była, wyłącznie z ciekawości.
- Jestem koneserką piękna i zdaję sobie dobrze sprawę z potencjału właściwie zrzucanych z siebie ciuszków. Takich rzeczy nie uczą na Dalekim Wschodzie.- odparła z chichotem Chinka.
- W sumie... masz rację. Można się rozebrać i rozebrać... Ja nigdy nie miałam cierpliwości do tej sztuki. - powiedziała Carmen, przyglądając się występującej przed nimi dziewczynie.
- Z tego co wiem, to rodzaj przedstawienia. Wystarczy więc wzorem aktorów odciąć się od własnych pragnień i skupić się na pragnieniach klienteli. - wyjaśniła z uśmiechem Yue.
- Na szczęście nie w moim zawodzie. Ode mnie tylko oczekują, bym wylądowała na drabince po drugiej stronie namiotu. - dziewczyna mrugnęła, po czym spoważniała - W sumie nigdy o tym ni mówiłyśmy, ale... nawet nie wiesz jak się cieszę, że po tym co robiłaś... jako... no wiesz, dama do towarzystwa, gdzie słowo “dama” zdaje się pasować najmniej, udało ci się odkuć i złapać tego przysłowiowego byka za rogi. I że nie straciłaś przyjemności, mimo że... pewnie miałaś powody.
- Moja droga… po żywocie sieroty w dokach Singapuru oddawanie innym się w ramach płatnej miłości jest przyjemną odmianą losu.- uśmiechnęła się gorzko Yue.- los prostytutki nie jest najgorszą z egzystencji w tamtej okolicy, zwłaszcza dobrze płatnej i luksusowej kurtyzany.
- Rozumiem. Z mojej obserwacji wynika, że choć w moich stronach nazywa się to małżeństwem i wymaga od kobiet służenia tylko jednemu mężczyźnie, status żony niewiele różni się od kurtyzany. Ot, w zamian za spokojne i dostatnie życie ma służyć mężowi w łożu i dać mu potomków. To też jeden z powodów mojej ucieczki... - westchnęła - Żeby zachować majątek, powinnam jak najszybciej wydać się za mąż. W mojej ówczesnej sytuacji najlepiej za jakiegoś bankiera albo prawnika. I pewnie znalazłby się jakiś wdowiec... ze dwa razy starszy... i takie tam. - uśmiechnęła się lekko.
- Ja nie miałam takich zmartwień, bo nie miałam rodziny. Aranżowane małżeństwa są obecne w każdym miejscu na świecie.- głaskając udo Carmen Chinka powoli acz metodycznie ją podwijała, by wreszcie odsłonić okrywającą udo bieliznę i muskać skórę Brytyjki palcami.- Jednak bycie kurtyzaną to co innego… żona to coś, co przede wszystkim ma dać dzieci. I je wychować. Żonę się utrzymuje. O żonę sie dba. Kurtyzana to sen… za który się płaci. Chwile spędzone z kobietą, która tobie nie pyskuje i niczego się nie domaga, która zawsze jest uśmiechnięta i wdzięczna, która jest ucieleśnieniem twych wszelkich nawet absurdalnych fantazji. Która jest taka jaką sobie wymarzysz. Kurtyzana to kosztowny sen, a te… nawet najpiękniejsze, trwają dość krótko.
- Jedno i drugie wiąże się ze sprzedawaniem siebie. O takie podobieństwo tylko mi chodziło. - odparła Carmen, siedząc spokojnie. Nie reagowała, ale też nie przeszkadzała Yue.
- Obawiam się, że nie miałam z tym problemu.- zachichotała cicho Chinka i dodała melancholijnie. - Ale współczuję ci… bankierzy i prawnicy są nudni. Żyć z takim na co dzień. To pewnie byłby koszmar.
Jej palce błądziły po odsłoniętym udzie czasem wślizgują się pod sukienkę. Delikatne zmysłowe, nienachalne ale i trudne do zignorowania budziły przyjemny dreszczyk na skórze Carmen i pokusy z nim związane.
- Doprawdy jesteś nienasycona - dziewczyna spojrzała na towarzyszkę z rozbawieniem - Nie wolałabyś uwieść kogoś bardziej namiętnego? Ot choćby ta tancerka…
- I to mówi kobieta, która nie tak dawno rzucała się na mnie jak wygłodniała wilczyca?- odparła ze śmiechem Yue i dodała spoglądając na tancerkę. - Ją? Nie. Ją bym nie zdołała. Pewnie znalazłoby się kilka kobiet w tym lokalu i pewnie sporo mężczyzn, na liście moich potencjalnych ofiar. Ale ona… nie.
- A to czemu? - zainteresowała się Carmen, ignorując wzmiankę o wilczycy.
- Jest skupiona na pracy i nie spojrzała na nikogo z większym zainteresowaniem. Także na na nas nie.- wyjaśniła Yue sięgając palcami między uda Carmen i prowokująco wodząc nimi po jej skórze.
Angielka chrząknęła znacząco.
- Wiesz, że mam do ciebie słabość. Obierasz łatwy cel?
- Nie wiedziałam, że przyszłyśmy tu polować. - odparła żartobliwie Yue nie przerywając pieszczot, ale i nie posuwając się w nich dalej. - Czyżbym aż tak cię nużyła, że chcesz mi kogoś rzucić na pożarcie, a samej uciec?
- Raczej czytam gesty. Może cię to zdziwi, ale mój apetyt na pieszczoty da się zaspokoić. I ty to dziś zrobiłaś. - odparła, przemilczając obietnice, czy raczej groźby Jana Wasilijewicza co jej zrobi, gdy spotkają się nad ranem.
- Doprawdy… nie bierzesz pod uwagę, że wodzenie paluszkami po twych… intymnych rejonach… jest przyjemnością samą w sobie. - mruknęła zmysłowo Yue i uśmiechnęła się żartobliwie dodając. - Poza tym sama sytuacja ma dla mnie dodatkowy dreszczyk wynikający z łamania dobrych obyczajów. Nawet w tej obślizgłej norze jaką jest ten lokal, moje zachowanie względem ciebie jest niestosowne i skandaliczne.
- No i masz publiczność. Nie myśl, że o tym nie wiem - Carmen zaczesała włosy Chinki za jej ucho czułym gestem, po czym złożyła na jej ustach delikatny, ale jakże rozbudzający wyobraźnię pocałunek - Aż dziw, że jeszcze nie napadli nas jacyś adoratorzy…
- Na szczęście tutaj nam to nie grozi.- zachichotała Yue nachylając się, by delikatnie ukąsić szyję Carmen, która wędrując spojrzeniem po sali, już zauważyła ich zainteresowanie, a czasem oburzenie, tym publicznym okazywaniem sobie czułości. - Tutaj nie przychodzą osoby, które nie potrafią się bronić przed natarczywością innych… lub które nie mają kogoś, kto zajmuje się chronieniem ich spokoju.
- A co jeśli jedna z tych osób, których lepiej nie napadać, postanowi napaść inną? - odparła agentka, nieco odginając kark, by ułatwić Chince dostęp - Chcesz mi powiedzieć, że nikt tu nikogo nie morduje ani nie gwałci?
- Boisz się o mnie? Czy o siebie?- mruczała Yue wodząc delikatnie językiem po szyi Carmen. - Ci tutaj nie muszą gwałcić, stać ich na porządne prostytutki, bądź są ich właścicielami. Nie muszą mordować, od tego mają swoich ludzi, aczkolwiek… taka możliwość, zagrożenie takie dodaje dreszczyku sytuacji, nieprawdaż? Nawet jeśli jest mało prawdopodobne.
- Kto powiedział, że się w ogóle boję? - uśmiechnęła się w odpowiedzi Brytyjka, mrucząc cicho - Lubię walczyć. A walka z dodatkowym dreszczem emocji... - przypomniała sobie pogonie jej i Orłowa po dachach Paryża a potem Kairu i na samą myśl jej uśmiech stał się jeszcze szerszy - ... brzmi pociągająco. Jestem niestety trochę dzika... zawsze byłam.
- Może znajdzie się ktoś kto pośle za nami paru porywaczy…- zaśmiała się cicho Chinka delikatnie kąsając ucho Carmen. - Wybrałyśmy złe miejsce, powinnyśmy wybrać podłą spelunę i udawać dwie pijane idiotki. Z pewnością znalazłybyśmy sporo potencjalnych gwałcicieli.
- Może innej nocy. Dziś... chyba starczy mi już emocji. - odparła Carmen, podpierając podbródek na ręce i ziewając dyskretnie.
- Więc... gdzie cię podwieźć?- zapytała zadziornie Yue dając Brytyjce buziaka w policzek.
- Mam ochotę na niezbyt bezpieczny spacer nocą... po dachach. Jeśli nie masz nic przeciwko. - mrugnęła doń Carmen.
- Prowadź więc.- stwierdziła Yue wstając od stolika, po czym stwierdziła.- Powinnam się inaczej ubrać.
- A jak mi spadniesz? - spojrzała na nią akrobatka.
- To mnie złapiesz. Poza tym przeszłam szkolenie kunoichi.- odparła z uśmiechem Yue. - Tylko w łóżku jestem mięciutka.

Na te słowa agentka wywiadu tylko skinęła głową, po czym wstała od stolika. Wyszły przed restauracyjkę… wiatr od morza przynosił zapach soli, ryb,oraz oleju napędowego i dymy z parowców. Było ciemno i ponuro. Po ulicach krążyli pijani, lub szykujący się od upicia, marynarze. Oraz portowe prostytutki łowiące klientów.
Po kilkunastu minutach poszukiwań Carmen znalazła jednak to czego szukała, budynek o ścianach starych i sypiącym się tynku. Pełnym szczelin pozwalających w miarę szybko wdrapać się na górę.
- No to zgrabne tyłeczki przodem. - Carmen uczyniła zapraszający gest - Jak spadniesz, to prosto na moją twarz.
- Najpierw udowodnij, że twój tyłeczek nie jest zgrabny.- zaśmiała się Yue, ale po chwili zaczęła się zwinnie wspinać na górę. O wiele zwinniej niżby można sądzić, po jej kusząco krągłych kształtach.
Angielka chwilę przyglądała jej się z uśmiechem, po czym również zaczęła piąć się do góry, starając się asekurować towarzyszkę.
Yue radziła sobie dobrze… Może nie szła tak szybko i pewnie, jak Carmen. Ale na pewno nie raz wędrowała w ten sposób. Będąc już na płaskim dachu starego magazynu wciągnęła powietrze głośno powietrze i powoli wypuściła.
- Już łatwiej byłoby nam się wspinać nago niż w tych strojach.- zażartowała.
- Niestety kiedyś będziemy musiały zejść, a wtedy nam się przydadzą. - odparła Carmen, wyciągając pewnie rękę do Chinki. W końcu to było jej królestwo.
- Chodź.
- Zgoda..- uśmiechneła się Chinka podając swą dłoń i pozwalając Carmen wybrać kierunek ich “wędrówki”... a te mogły być różne. Od statków w porcie, przez przybytki wszelakiej rozkoszy (zarówno dla podniebienia, jak i żoładką, jak i oczywiście łóżkowej), urzędy (chronione przez proste Deus ex machiny), zapomniane magazyny i te będące pod ochroną.
Carmen już miała wybrać dzielnicę czerwonych latarni, gdzie spodziewała się pobudzić apetyt Wężowej Księżniczki, gdy przyszedł jej do głowy szatański pomysł. Wiedziała, że będzie go żałować, a jednak... postanowiła mu ulec. Poprowadziła więc towarzyszkę tropem swego kochanka z zamiarem podejrzenia rosyjskiego agenta “w akcji”.
Wkrótce dotarły naprzeciw owego przybytku i Carmen dostrzegła światło w górnych oknach budynku. A Yue miała ukrytą przy sobie...składaną lornetkę z podświetleniem obrazu. Więc podała ją Brytyjce, gdy wyraźnie spoglądała w okna.
- Szukasz czegoś… kogoś?- zapytała.
- To, że nasze wywiady współpracują, nie oznacza to, że mojemu... koledze po fachu ufam. - powiedziała, po czym gnębiona poczuciem winy, dodała - Ten wieczór jednak spędzam z tobą. Jeśli chcesz, możemy iść dalej. Po prostu pomyślałam, że też cię to może ciekawić, skoro pytałaś o Rosjanina wcześniej.
- Ale nie od strony twojej pracy… poza tym to twój wieczór. To ty wygrałaś zakład. Gdyby było inaczej, wiłabyś się teraz na moim łóżku poznając szaleńcze rozkosze grupowej orgii.. na przykład.- rzekła z uśmiechem Yue przysiadając się obok Brytyjki.
- Cholera, chyba następnym razem nie będę się tak starać. - odparła z uśmiechem Carmen, przykładając lunetę do oka.
Dostrzegła w oknie Orłowa, Rosjanin uśmiechał się i był rozluźniony. I już bez marynarki, w koszuli i kamizelce. Jego rozmówczyni nie wyglądała aż tak staro jak to przedstawiał.


Ale z pewnością była drapieżnikiem, od czasu do czasu trącając koszulę by jej dekolt był wyraźniejszy. Uśmiechała się przy tym zalotnie i lubieżnie. Miała jasny cel… zaciągnąć Rosjanina do łóżka i z pewnością zdoła go osiągnąć, tym bardziej że Jan Wasilijewicz nie mógł być nieprzystępny, by jej nie urazić.
Angielka wyprostowała się, podając lunetę Yue.
- No proszę, nawet nie kłamał co do tego, gdzie będzie. - szepnęła spokojnie. Nie przychodząc tutaj, przypuszczała jak to się skończy. W sumie, myślała, że zobaczy Orłowa w akcji i po prawdzie była ciekawa swojej reakcji na to oraz czy znajdzie jakąś różnicę jeśli chodzi o zachowanie Rosjanina “w pracy” a względem niej.
- A miał powody by kłamać?- zapytała zaciekawiona Yue obserwując sytuację przez lunetę. - A ty by tu przyjść?
- A ty nigdy nie sprawdzasz swoich partnerów biznesowych? - odparła dość ostro Carmen - Możemy iść. Myślałam, że cię to zaciekawi. Zresztą w ogóle czas na mnie…
- Może i ciekawi, ale nie chcę spędzić czasu na dachu podglądając sama Orłowa i słysząc twoje dąsy tuż obok.- westchnęła Yue i zerknęła na Carmen.- Zresztą czego ty się spodziewałaś. Że będzie się na randce zachowywał jak zestrachany prawiczek?
Angielka prychnęła.
- Bynajmniej. Chodziło mi raczej o to czy tę randkę ma, czy nie knuje czegoś na boku.
- Och… doprawdy? Przypominasz teraz rozwścieczoną kotkę. Aż kusi mnie, by przytulić ciebie i pogłaskać po główce, aż się uspokoisz.- zażartowała z łobuzerskim uśmiechem Chinka.
- Ktoś tu lubi być podrapany? - Carmen nie mogła się nie uśmiechnąć - Dobrze, niech będzie. Przyznaję, że przywiodła mnie ciekawość. Czy mogę już sobie iść i spalić się ze wstydu we własnej sypialni?
- Dlaczego ze wstydu? Uważasz że spędziłaś gorszą noc od niego? Uważam że jestem lepszą kochanką od tej rudej. I w każdej chwili jestem gotowa ci to udowodnić. - uniosła się dumą Yue.
- Ze wstydu, że tu przyszłam. Jesteś cudowną kochanką Yue. O wiele lepszą niż Orłow, jeśli chcesz wiedzieć. Po prostu... - zmieszała - Ty i ja jesteśmy trochę jakby z innych światów. Dlatego pewnie się fascynujemy wzajemnie. Natomiast ten Rosjanin... jest podobny do mnie. Dziki, temperamentny, uzależniony od adrenaliny... wykonuje ten sam rodzaj niewdzięcznej roboty.
- No to chodźmy, a po drodze kupimy tobie najmocniejszy grog dostępny w Kairze. Z pewnością ulula cię do snu. - zadecydowała Chinka.
Ostatnie spojrzenie w okna, po czym Carmen przytaknęła głową i ruszyła za Chinką.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline