"Jestem cały czas. Nie ukrywam się."- odzywał się głos. "- Odwlekasz tylko nieuniknione. Jesteś ostatnim ogniwem trzymającym mnie w mym więzieniu. Poddaj się losowi, którego nie możesz uniknąć i zgiń."
Brzmi przeraźliwie banalnie. Ale lepszy taki kontakt, niż żaden, prawda? - Potrafię się zabić. Szybko. Nie będziesz się musiał tym kłopotać. Ale mylisz się, moja śmierć nic ci nie da. Nie jestem ostatnia.
“- Oczywiście że jesteś. Nie żyje już nikt z was. Ty jesteś ostatnim ogniwem moich kajdan. Ostatnią żywą strażniczką.-” odparł chrapliwie głos. -” Gdy umrzesz ja będę wolny niewolnico Issar.”
- Z nas?
- “ Z was. Tych którzy otworzyli wrota mego więzienia stając się mymi strażnikami. Gdybyś nie dała siebie oznaczyć niewolniczym znakiem Issar dla uspokojenia nerwów, to by wszystko już dawno się zakończyło.” - te słowa obudziły coś w mej pamięci, niejasne wspomnienie kobiecej ręki malującej znak na twym ciele. Dla uspokojenia twoich nerwów i jako substytut króliczej łapki. Coś co miało mi bardziej poprawić samopoczucie niż naprawdę zadziałać.
Kręcę głową, choć tamten nie może tego widzieć. A może może? - To się nie trzyma kupy. Zaatakowałeś mnie, zanim ją spotkałam . Kim jesteś? Na pewno są inne sposoby na żeby cię uwolnić.
“ - Tyle wieków minęło, a śmiertelnicy są jeszcze głupsi niż byli.-” odparł ze śmiechem głos. “- Myślisz, że żeby być służką bogini, to trzeba ją spotkać. Co za arogancja! I ignorancja.
- Nie znam sie na boginiach. Ani bogach. Wybacz. A ty jesteś kim?
“- Głupie pytanie. Ja jestem Pazuzu… ten który włada złymi wiatrami. Ta wiedza i tak nie jest ci potrzebna. Bo twoim przeznaczeniem jest umrzeć, tak jak pozostali.-” odpowiedział potwór kryjący się...gdzieś we wnętrzu elektronicznego gadżetu.
Pięknie. Trafiłam do jakiegoś surrealistycznego cyrku. - Hej, Pazuzu! - wołam. - Mogę ci pomóc opuścić więzienie. Chcesz?
“- Oczywiście że chcę. Wystarczy że podetniesz sobie nadgarstki i poczekasz aż twój żywot opuści cię wraz z krwią.-” odparł sarkastycznie głos.- ‘W innym przypadku zabiję cię osobiście, w bolesny i bardzo nieprzyjemny sposób.”
- No chyba cię popieprzyło - stwierdzam.
A potem łapię to, co tam mam pod ręką - designerski tłuczek do mięsa - i walę w wyświetlacz. raz, kolejny raz, coraz mocniej.
Spodziewałam się szyderczego śmiechu, wszak wyładowywałam jedynie swój gniew. Wszak Dave powstawał z martwych raz po raz. Zamiast tego, było jedynie gniewnie sarknięcie i starożytna obietnica piekła tysiąca tortur. Wydawało się więc że sprawiłam tym laniem drogiego kawałka elektroniki jakiś rodzaj niewygody dla Pazuzu. Niemniej, moja sytuacja nie uległa poprawie. Maszyna umilkła, a ja znalazłam się sam na sam z “duchem” żądnym mej śmierci.
Nie namyślam się długo. Podchodzę do okna i otwieram je, patrząc w ciemność i ścianę wody.
Dobra. Nie zostanę tu dłużej, to pewne. Paziutek prędzej czy później się pozbiera i mnie dopadnie. Nie znam się na parapsychologii. W sumie nawet nie wiem, czy boginie i dżiny to parapsychologia...
Wchodzę do bawialni, przyglądam się zgromadzonym na barku butelkom. Nie kieruję się smakiem, tylko procentami. Wybieram coś, 40 %, nazwa nic mi nie mówi. Odkręcam i pociągam dwa łyki. Krzywię się i krztuszę, ale kolejne dwa wchodzą lepiej. Ciepło rozlewa się po przełyku i w żołądku. Zabieram butelkę ze sobą i podchodzę do okna w kuchni.
Zmoknę, trudno. Może powinnam poszukać kurtki? Nie ma czasu. Przekładam nogi przez parapet i zeskakuję na zewnątrz, na trawnik. Idę w zacinającym deszczu w stronę budki, gdzie siedział cieć.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |