Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2017, 02:33   #24
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dziw to był niesłychany, ale drużyna zebrała się właściwie sama nim jeszcze Joris opuścił gospodę. Cieszyło też, że nikt dokumentów nijakich podpisywać nie chciał, bo Sildar wspominał, że i takie misje i najemnicy się zdarzają gdzie o wszystkim pisma decydują. A jak myśliwy sięga pamięcią tak żaden jego koślawy podpis nie przyniósł mu niczego dobrego…

Pogwarzył więc jeszcze chwilę z leciwą mateczką, która o bogowie, chyba iście kurtyzaną była, Riką i Shavrim, by ostatecznie ruszyć za swoimi sprawami. A tych z okazji jutrzejszej wyprawy się nieco namnożyło.

***

Stare spróchniałe drzwi wyciągnięte z zapajęczynionych zakątków magazynu Barthena dudniły co chwila gdy Nilsa wypuszczała kolejne strzały. I nie zdziwiło Jorisa, że jako jedyna ćwiczyła poza czasem na ćwiczenia zorganizowanym. Choć trochę zafrasowało. Jakby z każdym strzałem... oddawała jakąś cząstkę swojej złości, której nie udało się jej pozbyć po nieszczęśliwym finale przygody z Czerwonymi. A teraz sądząc po ściągniętych w wąską kreseczkę ustach, zła była bardziej niż zawsze, bo drzwi owszem jeża przypominały, ale ciężko było mówić o zadowalającej celności. Co niekoniecznie praktyka mogła poprawić.
- Zaczekaj - zawołał podchodząc do niej - Zaczekaj chwilę Nilsa.
Oczywiście nie zaczekała. Posłała pocisk z wprawą, ale nadal niezbyt celnie. Zaklęła i uniosła spojrzenie. Pokręcił głową.
- Za-cze-kaj - powtórzył powoli choć z wyraźną naganą w głosie, co i jego zdziwiło - Niewypuszczoną strzałę zawsze zdążysz wystrzelić. Wystrzelonej jednak nie wrócisz.
Słowa te jednak mimo iż jego własne zdziwiły go jeszcze bardziej. Kto by pomyślał, że uda mu się powiedzieć rzecz tak mądrą, że aż się niedobrze robiło… Ponownie pokręcił głową, choć już tym razem nad sobą.
- Po prostu zaczekaj. Załóż ponownie strzałę, wyceluj w środek, ale nie strzelaj. O tak… A teraz zamknij oczy i policz do pięciu… Otwórz oczy. Gdzie jest cel?
- Chyba… po lewej - odparła zdziwiona.
- Cofnij prawą stopę. O cal. I próbuj dalej.

Co rzekłszy oddalił się pogryzając jabłko.

***

Na wyrębie poza wypadkiem nic nadzwyczajnego się nie działo, toteż założywszy na noc kilka sideł w okolicy i ostrzegłszy o nich drwali i mistrza wyrębu wrócił do miasta. Musiał zamówić u Elsy prowiant i napitek na drogę dla wszystkich członków drużyny. Uznał, że trzy dni powinny być wystarczające na wyprawę i powrót z niej. Z przechowywaniem problemów być nie powinno, jak się miało sakwę, którą dysponowali. Zostawił też u Barthena wieść dla Gundrena, że w razie gdyby nie wrócili, zorganizował i przysłał w okolicę na pomoc Sildara z jakimiś ludźmi. Poszli też z Riką na urządzony przez Turmalinę festyn, ale nie siedzieli długo, bo i zabawy nijakiej tam nie było, a jedynie okoliczni i tak już niezbyt trzeźwi górnicy pili i jedli jakby jutra mieli nie doczekać. Odprowadził więc półelfkę na noc do świątyni i zakupiwszy dodatkowo jeszcze jeden flakon u siostry Garaele, ruszył do swojego pokoju u Stonehilla by sprawdzić swój ekwipunek. Co oczywiście sprowadzało się głównie do łuku.

Już późnym wieczorem ukląkł na podłodze pokoju i zamknął oczy. Słowa modlitwy nie przychodziły ani łatwo, ani szybko. Więzły w gardle. Bo choć szczere, to do tej pory zawsze wypowiadane były jak do odległej przyjaciółki, a nie prawdziwej bogini. Żałował, że nie jest teraz z Riką i nie dzieli się z nią tym przeżyciem. Ona to rozumiała. A jednak coś niechętnego jakby wstyd ujawniało się w jego sercu na myśl, że miałby się zwierzyć z tej słabości.
Gdy jednak ułożył się na posłaniu i zamknął oczy… spał nad wyraz lekko i spokojnie.

***

Rankiem stawił się na placu ćwiczebnym w pełni gotowy, choć w przeciwieństwie do większości najemników bez wierzchowca. Na koszulę przywdział koszulkę kolczą, a u pasa niósł z jednej strony krótki toporek do miotania, a z drugiej morgensztern. Plecaka żadnego o dziwo nie miał, a jedynie przerzuconą przez ramię sakwę. Natomiast na plecach poza kołczanem spoczywał długi łuk o pięknie wygiętym łęczysku i cięciwie przywodzącej na myśl linkę stalową. Bezsprzecznie było to lewe oczko w głowie myśliwego. Prawe bowiem w półpłycie nieopodal żegnało się z siostrą Garaele.
- Oddam całą i zdrową - obiecał myśliwy uśmiechając się do elfki, po czym z iskrzącym spojrzeniem przyciągnął selunitkę za rękę do siebie i szepnął jej do ucha - To dziwne, ale... bardzo stęskniłem się za tym widokiem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline