Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2017, 14:38   #19
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan oddał jeńców pod opiekę Ludy, choć nie było to łatwe... Miłek z Montwiłem poczęli już sposobić się do przypalania pięt drugiemu z knechtów. W ramach początku nowej znajomości. Koncept by mu odpuścić był im z początku zupełnie obcy. Reagowali gwałtownym zaprzeczeniem i negacjom. Dopiero gdy Jan im rzekł, że ten tu już ciekawe rzeczy gada... odpuścili. Choć młody diabeł nie wiedział na jak długo. Luda nie chciała natomiast pomocy przy leczeniu. Choć Tzimisce deklarował, że coś tam się zna i chętnie się douczy... Znów spotkało go stanowcze zaprzeczenie. Machnął ręką i poszedł łupy dzielić. Tych było całkiem sporo. Trzech jeńców w tym jeden rycerz. Trzy konie rycerskie. Do tego zbroje w tym elementy płytowe po trzech rycerzach. Miecze długie i topór wysokiej jakości. Trochę gotowizny i osobistych szpargałów. Rzeczy po pięciu knechtach. Wpierw Jan zapytał Montwiła co chciałby zabrać dla siebie. Wypadało jemu jako starszemu i najsilniejszemu wybrać i brać co by tylko zechciał. Zechciał na szczęście dla Jana mało. Wziął tylko największego rycerskiego wierzchowca. O nic więcej się nie upominając. Podział między spokrewnionymi został zatem zakończony. Reszta była do dyspozycji Jana. Mógł podłóg zwyczaju łupem się podzielić. Miłka ghula Niedźwiedzia uwzględniając w szczególności. Mógł zagarnąć dla siebie. Miłek jednak okazywał się kompanem miłym Janowi. Stąd wręczył mu wszystko prócz wierzchowca co należało do rycerza którego Jan zabił. Cała broń w tym miecz długi solidnej jakości oraz zbroja, osobiste szpargały i gotowizna. Rzeczy knechtów przypadły zbrojnym do podziału. Synowi Glande co najlepiej się w boju spisał i rannego rycerza szybko powalił przypadł jeszcze solidny topór.
Gdy podział dobiegł końca, Luda zakończyła swoje gusła. Choć bardziej trafnie należałoby je nazwać szczerą najprawdziwszą magią. Wszyscy trzej więźniowie byli już zdrowi. Luda wyglądała na bardzo zmęczoną.

Jan wziął tymczasem Miłka i knechta na bok. Gdy ten jako pierwszy zakończył leczenie u Ludy.
- Ten chce żyć. I skłonny do rozmowy.- powiedział do ghula - spytaj go gdzie strażnikiem był, wie coś o przejściu jakimś. Dziecko gdzie złapane? Skąd i dokąd jadą. Niech gada jak na spowiedzi. Tak mu rzeknij. - zasugerował Miłkowi.
Miłek zaś ognisko pokazał, i pięty knechta, uśmiechnął się miło, i bukłak dobył z tobołka. Odkorkował, zapachniało słodko miodem i gorzko ziołami.
Początku rozmowy Jan nie dusłyszał, bo Luda strzepnąwszy spódnice stanęła u jego boku.
- Jeśli upraszałam bogów by go uleczyli tylko po to, by dłużej męki znosił… to będziesz miał kłopoty, Janie ze Skrzynna.
- Za kogo mnie masz? - prychnął. Miał wszak subtelniejsze metody.
Wyglądała na wycieńczoną i zaraz potem udała się na spoczynek, dziewczynkę zabierając ze sobą. Jan małej rzekł, że jeszcze na chwilę podejdzie.
- Chodźże, Janie, posłuchał, co mój nowy druh Knut powiada.
Knut, okazało się, uciekł z ryskiej komturii pod wodzą Erwina Hannesa, owego rudego brodacza, który poległ. Gdy mistrz udał się na Ozylię paktować z buntownikami, w komturii nastały straszne porządki i trzej rycerze wraz z kilkoma knechtami postanowili wracać do domu.
- A smarkulę - uśmiechnął się Miłek - ukradli z przytułku dla dzieci, co je zakon jako zakładników słowa ich ojców trzyma. Jan odnotował w głowie ten fakt jako nad wyraz przydatny.
- Tych ran gdzie się nabawili? Dzieciaka wybrali konkretnego czy przypadkiem? Wiedzą coś o jego ojcu bo nie wierzę, że nie pytali. I ten tunel… Spytaj gdzie on, niech bardzo dokładnie opisze i czy do Rygi prowadzi? Niech nam przybliży w jaki jej punkt ewentualnie. Więcej szczegółów chciałbym poznać.
- Nie, wzięli ją, bo jest córką jednego z wodzów Zemgalów, a przez Semigalię chcieli iść na południe. Tunel z zamku wiedzie do jednego z domów na podgrodziu. Wychodzi w spichrzu w zamku w Rydze. Oczy się Miłkowi zaświeciły jak wilkowi, gdy do ataku bieży. Jan spodziewał się takiej reakcji. Nie chciał jednak zatajać tunelu przed nowymi sojusznikami. Choć czuł, że informacja cenna jak diabli i może tego żałować. Tzimisce począł dopytywać o szczegóły. Gdzie przejście w domu dokładnie przejście, jak uruchamiane. Czy straże jakie. Gdzie rozrysował nawet na piasku zarys grodu. Co by mu wszystkie ważne punkty wskazać. Ze szczególnym uwzględnieniem wyjścia z tunelu, jego okolicy. Lokalizacja dziecięcego przytułka skąd małą wzieli. Newralgicznych punktów obrony. Gdzie słaba, gdzie mocna...
Następnie począł mówić dalej...
- Co się w komturii działo, żeście tak nagle się oddalili? - podpytał ciekaw szczegółów. Miłek dłuższą chwilę jeńca podpytywał, potem długo się na przeżartej kurzajkami prawicy wspierał.
- Więc… - zaczął, gdy go Jan popędził - wygląda na to, że zastępca mistrza, Korff, jest świętszy od kawalerów mieczowych… co akurat nie osiągnięcie, uwierz, i ty, Diabeł, byś w zachwyt popadł, jakie tu za starych czasów po komturiach wyprawiali… ale ów Korff świętszy i od Krzyżaków… W dużym skrócie i ogólnie, nasz ryży rycerz doszedł do wniosku, że się na wojownika bożego, nie rzeźnika umawiał, znalazł kilku, co myślało podobnie, i uciekali do domu.
- Dużo ich tam teraz? I spytaj czy wie ilu na Niedźwiedzia poszło? Może wie coś przydatnego w tym temacie.

Według knechta, Ulrich von der Lühe poprowadził dwudziestu rycerzy i dwa razy tyle zbrojnych. W Rydze rycerstwa jest dwie seciny, ale ostatnio ciągle przybywali nowi, i chętni do nowicjatu. Jan pozwolił Miłkowi dalej pociągnąć jeńca za język. Nigdy nie wiadomo co jeszcze powie. Zabronił go jednak krzywdzić. Co Miłek przełknął z trudem oczywiście.

Młody diabeł poszedł do dziewczynki. W drodze do obozu zamienił z nią kilka słów. Czas dokończyć rozmowę. Wiedział już, że dziewczynka mówi po Яemgalsku. Jak przemówił do niej w języku Kurów, to się okazało, że też zna. Gdy odezwał się do Agabka po polsku przy niej, zastrzygłą uszami i kulawą polszczyzną też skomentowała. W sumie powiedziała na początek niewiele. Przedstawiła się jako Namei, córka Żbika. Podziękowała za ocalenie. Tata jest wodzem. Na pewno was hojnie wynagrodzi.

Jan podszedł do dziewczynki na końcu. Gdy ją uwolnili posadził ją z Hamsą gdy ten oprzytomniał.
- Skoro jesteś taki rycerski. Będziesz jej pilnował i bronił. To twoje zadanie Hamsa. - po czym zwrócił się już do dziewczynki.
- Ja jestem Jan ze Skrzynna, to jest Hamsa Vlaszy - wskazał chłopaka - Zaopiekujemy się tobą i oddamy tacie. Powiesz mi coś więcej. Gdzie twój tata i czy dużo wojów ma żeby złych rycerzy bić?
- Ja jestem Namei - powtórzyła jeszcze raz swoje imię i pociągnęła, zmagając się z trudną i nieopanowaną wymową języka Lachów. - Czy jesteś ty słaby na głowie, Janie ze Skrzynka?
- Podobno nie. Czemu pytasz? - bycie miłym diabłem miało swoją cenę.
- Mówisz, jakby ty był - przyjrzała mu się podejrzliwie.
- Mówię w waszym języku słabo. Uczę się dopiero. Ty w moim też słabo. Jakoś się dogadamy do ojca wrócisz. - mała okazała się nie taka mała jak Jan myślał.
- Jesteś z nami bezpieczna. Jak daleko stąd ziemie twojego taty i ilu ma wojów? - powtórzył pytanie. Uniosła mały, przybrudzony paluszek przybrudzony ziemią za paznokciem i wskazała pod Jana buty.
- Stoisz na niej. A wojowie… skąd wiedzieć ja?
Niby racja. Skąd dziewczynka miałaby wiedzieć. Chociaż mogła też widzieć drużynę ojca przed niewolą. I mniej więcej ocenić ich liczbę.
- Dwa roki - pokazała mu na palcach, na wszelki wypadek, żeby dobrze zrozumiał - w niewoli. Dwa roki dużo… dużo… roków.
- Pani Luda się tobą zajmie a Hamsa będzie strzegł. Jedziemy na razie do przyjaciela. Potem powiadomimy twojego tatę.
Namei obrzuciła chłopaka takim wzrokiem, jakby konia na targu oglądała.
- To bardzo… dwo-rne - wypluła z siebie obce słowo, którego ani chybi w niewoli się nauczyła i kojarzyło się jej źle. - Dziękuję. A przyjaciel kto?
- Zwą go Niedźwiedziem. - Jan uśmiechnął się polubił małą zadziorę.
- Niedźwiedź wielki i kudłaty - mała kiwnęła główką, spojrzała z ukosa na Hamsę i przeczesała palcami skołtunione włosy. - Knechty gadać, że minąć trzeba jego ziemie. Bo tam rycerstwa jak mrówców, biją a palą. Bo on jest… jest… - zagapiła się w czoło Jana, jakby się tam wypisało słowo, którego jej brakło.
- Czartem? Poganinem? Czy zwyczajnie potworem? - o wapierzu nie wspominał celowo - bzdury gadają. Pretekstu szukając do grabieży.
- Chodzą plotki, że on jest strzyyyygoń - dziewczątko zrobiło wielkie oczy - Ale to nieprawda. On jest… niekupny.
- Niekupny? Wyjaśnij. - choć Jan uważał, że Nosfratu jako jedyny w okolicy karku nie zginął przed zakonem. Nie kupili go handlem, ani nie zastraszyli.
- Dawali mu różności, a on nie i nie - przybliżyła Namei.
- Wiesz czy jeszcze ktoś taki jak on? I ty skąd wiesz o tym?
Namei nawinęła na palec kosmyk włosów i spojrzała się Diabłu w oczy. Zaczął myśleć, że może być starsza, brał ją za pacholę ledwie wyrosłe przez jej mikry wzrost. Tymczasem patrzyła nieruchomo i z nutą pobłażania. Jeszcze nie kobieta, ale już nie dziewczynka.
- Małe dziecię i słabej płci - przemówiła grubym głosem, naśladując kogoś. Najpewniej zakonnika z Rygi. - mowy naszej nie zna, może bezpiecznie posługiwać. Na Żmudzi Kontrym i Turtgaiła zakonnikom jak wrzód bolają. Gadali, że wokół wszędzie ich poplecznicy, a oni jako te chwasty, ciachnąć trza.
- Ciachanie to nie wszystko. Na nich trzeba trwałego sposobu. - zakończył rozmowę z Namei - Dziękuję za rozmowę. - uścisnął dłoń dziewczynki.

Jan przez chwilę myślał co dalej zrobić. Oddział jego liczył obecie ośmiu ludzi z wioski Gladne. Dwóch jego własnych i Hamsę. To jedenastu do tego Miłek i dwóch jego ludzi którzy wyszli żywi z krótkiej walki z Dziwożonami. Czternastu... do tego dwóch ludzi których dał Glande jako rekompensatę. Łącznie pietanstu zbrojnych zakończył obchód wzrokiem obozu. Pietnastu ludzi i dwóch spokrewnionych. Do tego czarodziejka, dziewczynka i trzech jeńców. Jeśli trafią na duży oddział zakonników, nie byli bez szans. Jednak nie widział tego optymistycznie. Nakazał zamaskować ich pobyt na dzień jak się tylko da. Jeńców zakneblować i związać. Wpadł mu również do głowy pewien wybieg. Na koniec tej nocy i na początku następnej napoi krwią swoją Rycerza. Zmieszał z Miłkowym winem, tak by nikt aktu nie widział. Dał kielich do wypicia niczym psu w gardło go wlewając. Tak by wypluć się nie dało, i przełknąć trzeba było. Sprawdził na koniec czy usta puste nim odszedł. Dlaczego tak uczynił? Ot diabelskie motywy. Po pierwsze chciał zyskać w ten sposób sojusznika, który chętnie opowie o Rydze i planach o jakich mu wiadomo zakonników. Wiedzieć powinien więcej niż knechci. Po drugie Jan nie zamierzał brać za niego okupu. Stąd odda go Strudze albo zakonnikom gdyby kiedyś przyszło się układać. Dezerter i zdrajca i porywacz zakładników pożyje tam raczej krótko. Więc czy uczyni z niego sługę krwi czy nie... nie miało znaczenia. Długo i tak nie pożyje. Taki przymyszony i oczarowany więzami sługa dawał jeszcze trzecią możliwość... Gdyby spotkali zakonnych można było w fortelach z jego użyciem przebierać.
 
Icarius jest offline