Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2017, 23:52   #10
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Kiedy otulona płaszczem Aila de Barr wyszła na plac zamkowy, wszystko już było gotowe do podróży. Konie zaprzęgnięte, dary dla opactwa spakowane w wielkiej skrzyni koło stangreta. Jednak to nie ona była ostatnią z podróżnych, którzy stawili się na placu. Valentino ponoć wrócił po coś do swej komnaty i teraz to na niego wszyscy czekali.

Blondwłosa piękność potoczyła wzrokiem po otoczeniu szukając drugiego ze swoich towarzyszy podróży - tego, z którym przyszło jej spiskować mimo niemal otwartej wrogości między nimi. Tego... o którym śniła tej nocy, choć wcale myśleć o nim nie chciała.
- Jesteś gotowa Pani? - Pytanie raczej nie dotyczyło gotowości do podróży, ta była wszak widoczna. - Mam tu coś dla Ciebie, choć nadzieję pokładam, że nie będzie potrzebne. - Podał jej niewielki sztylecik do rozcinania rzemieni, którymi związywano pergaminy, lub do rozcinania listów.
- Boisz się, że z większym ostrzem mogłabym z tobą konkurować? - zapytała, nie patrząc na niego, choć nożyk przyjęła i schowała w rękawie sukni. - Niech każde z nas wykona swoją robotę skrybo, to wszystko pójdzie dobrze. Po prostu... nie zawiedź.
- Nie zawiodę. Bądź jeno ostrożna... -
Przez chwilę zastanawiał się czy powiedzieć jej o tym co Valentino rzekł mu w spowiedzi, ale zrezygnował. Wścibskie uszy miały to do siebie, że były wyczulone. Poza tym, nie chciał by Aila zdradziła się emocjami. Łowca z Watykanu chcący wytropić jej ukochanego sire… Taka wieść zrzucona nagle mogła mocno naszkodzić.
- Gdzież ten Italczyk, Tylko zwłokę czyni. Jeremi! - zwrócił się do sługi stojącego obok karocy. - Idź poszukaj gościa naszego, rzeknij mu, że czekamy.
- Tak Panie! -
Chłopak rzucił się entuzjastycznie w kierunku donżonu.

Kiedy młody mężczyzna wyszedł na plac, był dziwnie blady. Jednak zachowywał się normalnie. Wsiadł do powozu, witając się uprzejmym skinieniem głowy z Ailą i Alexandrem.
- Wybaczcie, szanowni państwo, że kazałem wam czekać.
- Nie czekaliśmy długo -
odparła szlachcianka, lekko się rumieniąc na policzkach. Jej zachowanie zmieniało się niemal zupełnie, gdy piękny studencina znajdował się w pobliżu.
- A nawet gdybyśmy musieli - kanclerz zarządcy Kocich Łbów uśmiechnął się - cierpliwość cnotą jest. Pójdźmy jednak, nie ma co zwlekać. - Otworzył drzwiczki przepuszczając do środka najpierw Ailę, a potem Valentino.

Italczyk zajął miejsce naprzeciw dziewczyny jakby potwierdzając tym skromność, dobre wychowanie i… śluby o których mówił Alexandrowi. Żaden hultaj-awanturnik nie odpuściłby miejsca obok blond-piękności widząc jak względem niego się ona zachowuje, a i wytłumaczenie mógłby łacno znaleźć. Obok potężnej osoby Alexa w karocy było trochę ciasno.
Woźnica strzelił z bata i karoca ruszyła. Przez jakiś czas siedzieli w niezręcznym milczeniu, które Alexander postanowił w końcu przerwać.
- Ciężka noc paniczu Valentino? - zapytał Italczyka wymownie wpatrując się w jego bladość, której nie zauważył w półmroku kaplicy. - Tuszę, że z nas trojga przynajmniej Panna Aila dobrze spała. - Uśmiechnął się spoglądając ku siostrzenicy Torina.
Dziewczyna znów spąsowiała, tym razem tak bardzo, że nawet Alexandrowi musiało to dać do myślenia. Ponieważ jednak nie do niej mówił, odwróciła głowę ku maleńkiemu okienku, nagle bardzo pochłonięta widokiem oddalających się Kocich Łbów.
- Nie, noc miałem całkiem normalną. To raczej... rodzaj przeczucia - wyznał młodzian, łypiąc niepewnie na towarzyszącą im pannę. Widać wciąż jej nie ufał, zapominając, że zagrożenie może przyjść z najmniej oczekiwanej strony. - Modliłem się i... cóż, powiedzieć, że to wizja, o zbyt wiele. Ogarnęło mnie jednak poczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Na te słowa Aila błyskawicznie zebrała się w sobie i popatrzyła badawczo to na Italczyka, to na skrybę.
- Może nam waść coś więcej opowiedzieć? - zapytała łagodnie, używając jednego ze swoich słodkich uśmiechów. - To brzmi... jak cud, skoro to podczas modlitwy się stało.
- Pan zsyła niemożliwe do niezrozumienia wizje jedynie najbardziej świątobliwym -
odezwał się Alex spoglądając na dziewczynę jakby tylko częściowo skupiał się na tym co mówi. - A takie przeczucia, to… - pokręcił głową - to może być i palec Boży ostrzegający tych co wiarą wielce przepełnieni i w służbie jego pozostają.
Valentino przytaknął skwapliwie ruchem głowy. Dla Alexandra po ich spowiedzi rano oczywistym to wyglądało, że się nieopatrznie zdradza. Reakcja Italczyka mogła znamionować iż wiele bardziej w teologicznych naukach się zagłębia niż przymiotach historyka, za którego się podawał. Była szansa, że Aili mogło to umknąć, szczególnie, że dziewczyna była nieco rozkojarzona, toteż skryba wymownym ruchem brwi skwitował niemą zgodę rzekomego scholara.
- Może to być duże niebezpieczeństwo jak i małe, ot któż odgadnie - kontynuował. - Jeden co takiego poczuje i w nocy strzecha jego domostwa zapłonie. Inny w drogę się wybierając bandytów spotka. Trzeci śluby jakie poczyniwszy nagle odnajdzie się w sytuacji gdy wielce będą wystawione na to, że może je złamać. - Wzruszył ramionami. - Zbyt my maluczcy, aby rozumieć w pełni boskie wskazówki.
Aila wydawała się przyjąć takie tłumaczenie, bo nie zadawała więcej pytań. Znów wróciła do obserwowania krajobrazu za oknem, skupiona na swoich myślach.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline