Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2017, 13:39   #25
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Drzewiaste stworzenia, bardzo podobne do zarastającej wszystko wokół krzewiny, pojawiły się tak niespodziewanie, że zaskoczona Przeborka zareagowała wyuczoną, instynktowną pamięcią mięśniową - wielki miecz błyskawicznie znalazł się w jej dłoniach, od razu kreśląc w powietrzu szeroki łuk potężnego cięcia; ostrze runęło w dół znad głowy wojowniczki, tnąc bezlitośnie... krzaki zeschłych jeżyn, które fakturą i kolorem przypominały na tyle “drewnostworki”, że wojowniczka w zamieszaniu wzięła je za czwartego, nieistniejącego przeciwnika. Skłębione gałązki poddały się naciskowi broni, chciwie oplątując zadziory miecza swoimi kolczastymi “mackami” - i zamiast gładko wyprowadzić kolejny cios, wojowniczka sapnęła z frustracji i wysiłku, usiłując wyrwać z zdradzieckich chaszczy zakleszczoną stal.
Shavri, dobywając mieczy, gorąco żałował, że zamiast nich, nie ma w rękach dwóch pochodni. Te rzecz jasna leżały spokojnie w jego jukach. Nic to. Powietrze świsnęło od potężnego ataku Przeborki, z którego jednak niewiele wynikło. Z obawy o towarzyszkę, młody tropiciel zaatakował swoimi ostrzami tego samego stwora, na którego tak widowiskowo się zasadziła.
Nie próżnował również Joris pomny na opowieści dotychczasowych towarzyszy, by mieć się w okolicy opuszczonego sioła cały czas na baczności. Co prawda nie wiedział jak owe krzaki, o których Yarla napomknęła, wyglądały, ale z gotowymi ostrzami wyczekiwał nieoczekiwanego. Toteż i ni strachem ni biernością nie zareagował. Wzniósłszy obie bronie minął jednego z chaszczorów i runął na jego kompana. Morgensztern zapewne nie wywrze na skorowaciałej skórze odpowiedniego wrażenia, ale toporek był tu jak ulał. A że przy ogniu z zaradnych jeno Tori i może Marv zostali, to opał się przyda…

Chwilę później we trójkę stali nad porąbanymi chaszczorami. Nawet nie było z czego ostrzy wycierać. Starcie było krótkie i mogło dodać pewności siebie. Wszak tylko Joris został lekko trafiony, a i to wyłącznie przez przypadek, bo dałby sobie głowę uciąć, że był poza zasięgiem stwora. Ale nie to zaprzątało myśliwemu głowę. Nigdy nie bił się z ożywionymi krzewami. Jakby coś zmieniło je nagle w... zwierzęta? Czy zatem weszli na ich terytorium? Czy może nadal działała tu jakaś zła magia?
- Widzieliście już kiedyś coś podobnego? - spytał pozostałą dwójkę strzepując z głowicy morgenszterna resztki zmiażdżonej kory.
Przyjrzał się pniakowi, który przy odrobinie dobrej woli patrzącego mógł skojarzyć się z głową.
Shavri podszedł do niego i kucnął obok stworzenia, żeby je oglądnąć. Nigdy czegoś takiego nie widział, przypominało humanoida, ale zarośniętego roślinnością. Owszem, miało pnącza, ale nie widać było korzeni. Biorąc to pod uwage, a także sam atak, Shavri wyszedł z założenia, że atak owych stworzeń mógł być polowaniem. Swoimi wnioskami podzielił się z drugim tropicielem i Przeborką.
- No, chyba, że zaaatakowały nas po prostu dlatego, że weszliśmy na ich teren - burknął, wstając. - Zastanawiam się też… czy nie trzeba ich pokazać Trzewiczkowi. On ponoć potrafi rozpoznać magię - zauważył ostrożnie. Prawdą było, że nie miał pojęcia, jak to działa i czy niziołek potrafiłby wskazać na magiczne pochodzenie agresywnych krzaczorów.
Tak, czy siak zdaje się, że trzeba będzie dobrze przemyśleć miejsce obozowiska lub jego ewentualnej obrony.
Joris dumał chwil kilka nad słowami kolegi po fachu po czym skinął głową. Uniósł toporek i w dwóch uderzeniach “łeb” patyczaka odrąbał, a następnie zabrawszy go do onych oględzin skinął na kompanów.
- Rzućmy jeszcze okiem czy śladów innych w otulinie ruin nie znajdziemy i wracajmy. Yarla o pająkach wspominała to i sieci jakie być tu winny. Na te szkarady mam ja już sposoby… Smok zaś zieje… spodziewałbym się jakiś wypalonych miejsc…
- Póki nie zćmieje całkiem, więc nie za długo i nie za daleko w głąb wioski - rzucił Shavri spokojnie, przystając na pomysł Jorisa. Starcie, choć krótkie, wypełniło okolice odgłosami walki. Inni, co ją słyszeli albo czmychnęli, albo czekali na swoją okazję. Przeszedł go dreszcz strachu i fascynacji zarazem na myśl, że mityczna bestia wspomniana przez Jorisa mogłaby być tak blisko, ale nie dał po sobie tego pokazać. Nie był tak szalony, żeby brać pod uwagę spotkanie z nią w trójkę. Nawet biorąc pod uwagę tak zacną kompanię.
Schował miecze, zamieniając je na łuk. Rozważył w myślach wezwanie do siebie Kiry gwizdnięciem, ale zrezygnował z tego pomysłu.
- Jestem gotów, jeśli i wy jesteście - odparł, zerkając na drugiego tropiciela i mając na myśli jego draśniecia. Krew wabi różne stwory…

Szczęściem żaden ze stworów więcej ich już nie niepokoił. Zwiad jednak również nie przyniósł dalszych rewelacji. Śladów nie znaleźli żadnych i niczego nie zobaczyli. Joris był jednak przekonany czym podzielił się z Shavrim i Przyborką, że coś w Thundertree nadal żyje. I mimo iż raczej nie smok w tym przypadku to i też nie jelonka się tam spodziewa.

***

Przed zmrokiem wrócili do obozu, a Joris wysupłał z plecaka łeb chaszczora.
- O zaklinaniu roślin słyszałem. Ale żeby same się zaklinały i broniły swojego terenu? - pokręcił głową - Słyszałaś o takiej dzikiej magii Rika?
Spojrzał na kapłankę. Co prawda Shavri wspominał jako fachowca Trzewiczka, ale jakoś praktyczny Joris nie spodziewał się odpowiedzi po sprzedawcy cudownych ostrzałek i olejków. - Więcej nie widzieliśmy, ale na pewno między domostwami jest tego jeszcze dużo.
- W pobliżu magicznych złóż metali i portali do innych planów często manifestują się żywiołaki - powiedziała Turmalina nieproszona wtrącając się do rozmowy - może z roślinami jest podobnie? Hmm, po krótkim zastanowieniu nie ośmielę się zjeść w tych okolicach sałatki!
- Ja słyszałem o klątwach tak potężnych, że potrafiły zrobić podobne rzeczy - Marv dodał ostrożnie, ale bez przekonania w głosie. - Dopóki nie zbadamy tego dokładnie to nie dowiemy się co się tu wydarzyło. Może ten smok to tylko wielki koń ze skrzydłami? - uśmiechnął się półgębkiem. Nie przepadał za przypuszczeniami, ale teoria o dzikiej magii jak dla niego była porównywalna z teorią o klątwie.
Kapłanka przyglądała się przez chwilę odciętej głowie, ściągając delikatnie brwi w skupieniu.
- Podobno istnieje taka magiczna anomalia, która potrafi przemieniać wszystko na swojej drodze w różne… dziwne rzeczy, ale nigdy się z nią nie spotkałam, aż do teraz. Nazywa się “dzika magia” jak sam ją nazwałeś… - Tori ostrożnie dobierała słowa, by nie zostały opacznie zinterpretowane.
Popatrzyła znacząco na myśliwego, jakby chciała mu przekazać myśli, których bała się wypowiedzieć.
Smok.
Smok miał na pieńku z druidem, ale dlaczego skoro był istotą natury? Może potrafił czarować a magia ta nie była sprzeczna z dogmatami życia, jakie wyznawał opiekun lasu.
- Też słyszałam o takiej sztuczce. Nazywa się "Ludzka głupota" - skomentowała Turmi.

Stimy aż klasnął w dłonie i roześmiał się, o dziwo, próbował by był to stłumiony śmiech. Na głowie miał swoje przedziwne “Vigogle”.
- Drzewa, faktycznie mogłyby być zmienione przez dziką magię lub rykoszet portalny. - rozbawienie Stima narastało, aż wybuchnął - Haha! Co za szalony pomysł! Kto na to wpadł, co? - Stimy faktycznie wyglądał, jakby uważał, że oni wszyscy żartują i jakby chciał pogratulować udanego dowcipu, a może go sprawdzają? W każdym razie całość przypominało mu kiepskie straszne opowieści przy ognisku, jakie opowiadali sobie z niziołkami za młodych lat w lesie obok wioski, niźli rzeczywistą historię.
Półelfka popatrzyła na krasnoludkę, po czym zdziwiona reakcją przyjrzała się niziołkowi. Potrząsnęła włosami, marszcząc nos.
- To może być nic takiego… w zasadzie…. w Thundertree była wieża maga? I alchemik..? Podczas wybuchu wulkanu mogło zniszczyć się coś… co zniekształciło tutejsze rośliny swą magią… tak… Tak, trzymajmy się wersji, że był to “rykoszet”. - Kapłanka popatrzyła na śmiejącego się mężczyznę o wzroście chłopca. - Nic wam się nie stało? Jesteście cali? - spytała z troską, unieruchamiając spojrzenie ponownie w Jorisie.
- Czyli… - Trzewiczek powskazywał palcem przypadkowe osoby - ...wy tak na poważnie? To może spójrzmy na sprawę szerzej. Jak to szło? Idziemy do druida, bo widziano przerośniętą jaszczurkę, cośtam o umarłych i jeszcze atakujące drzewa? Coś przeoczyłem? - niziołek, jakby dopiero teraz zaczął się interesować powodem wyprawy, a to dlatego, że zwyczajnie interesowała go magia, a tutaj zdecydowanie zaczynał dostrzegać dla niej miejsce. - Skąd tak właściwie o tym wiecie? Jak dawno temu doszło do wybuchu?
- Myślisz Żwirku, że coś tam mogło zostać? Bo jeżeli zostało coś do rozwalenia, to ja się na to rozwalanie piszę - podekscytowała się Turmi - Wiecie, moja moc wzrosła po kopalnianej ekspedycji, lepiej czuję skałę. Czuję że mam siłę na całą wieżę lub dwie, a co dopiero na pozostałości! Aż mnie w palcach korci by spróbować.
Shavri westchnął.
- Proponuję od jutra systematycznie i bardzo ostrożnie przeszukać dom po domu. Może dowiemy się czegoś więcej w ten sposób. A póki co iść spać. Jest nas na tyle, że spokojnie możemy obdzielić warty tak, żebyśmy się wszyscy wyspali. Ja chętnie wezmę środkową.
- Wezmę pierwszą - odparł mu myśliwy nieco nieobecnym głosem - A zaczniemy od znalezienia druida. Do tej pory z dala od wieży. I to się ciebie i twoich mocy Baryłeczko też tyczy.
Nie był pewien co sądzić o tej całej dzikiej magii. I o jednoczesnej obecności druida i smoka. W lot więc uchwycił spojrzenie kapłanki, bo i jemu te wątpliwości nie były obce co potwierdził jej skinieniem głowy. Tematu jednak nie podnosił. Nie miało to sensu przy Turmi. A może i Trzewiczku. Czas pokaże. Choć cień zwątpienia nasunął się na myśli Jorisa. Czy aby na pewno powinni tu przybywać…
Odegnał myśl precz.
- A to? Nieee… Ino mi rękaw trochę poszarpał patyczak. Nic co by wymagało uwagi.
Niziołek spojrzał na Jorisa, trąc przy tym koliście nadgarstkiem nos, by pozbawić się uporczywego swędzenia.
~ Sam się nie pokaleczył więc... to może nie być znowu taka zwykła wyprawa do druida i z powrotem. Szczęściem mają mnie ~ pomyślał Trzewiczek i uśmiechnął się. Szykował się już do spania, a do stróżowania wolał się nie wychylać.
Torikha bez słowa pogrzebała w swoim plecaku, po czym wręczyła ukochanemu puzderko z maścią o silnym ziołowym zapachu, po czym zabrała się do zdejmowania zbroi.
- Obudźcie mnie koło nadiru. To będzie trzecia-czwarta warta? - Układając się na posłaniu, przykryła się czerwonym kocem w orientalne wzory i jeszcze chwilę podumała zanim udała się w lekką drzemkę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline