Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2017, 17:42   #26
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri z przyjemnością wziął środkową wartę. Był tak zadowolony z tej wyprawy, że ochoczo postanowił dać swoim kompanom szanse na porządny kawał snu i niewstawanie w środku nocy. Miał czas na to, żeby pobyć sam ze swoimi myślami i pomodlić się w duchu, podczas gdy oczy i uszy lustrowały okolicę.
Noc szumiała, cicho trzaskała i chrobotała, a on przepełniony był radością. Cieszył się jak dziecko z nowej przygody i z kontaktu z lasem. Bardzo mu tego brakowało. Rodzina stanowiła sens jego życia, ale jeśli miał mieć z niego jakąś swoją radość, musiało to być z dala od miast.

Kira spała spokojnie na starym, wysokim dębie i Shavri nie miałby pojęcia, gdzie jej szukać, gdyby nie to, że widział, jak po zachodzie słońca odlatywała w tamto miejsce.
Tropiciel uśmiechnął się i dla dania zajęcia mięśniom, zszedł z drzewa i ruszył obejść obozowisko. Najpierw zaszedł do zwierzaków pociągowych pogłaskać te z nich, które nie spały jeszcze. Gdy gładził Mirrę po chrapach, spojrzał na masywny kształt Lucka i natychmiast przypomniał mu się Marv. Chłopak odruchowo skulił się. Jego klacz trąciła go przyjaźnie nosem, domagając się dalszych pieszczot. Shavri zaczął ją gładzić po szyi, ale jakoś tak machinalnie, myślami pozostając przy rudowłosym. Ciężko będzie odbudować jego zaufanie. Shavri zastanawiał się nawet, czy mężczyzna pozbył się sztyletu z kości demona – bardziej pamiątki po zwycięstwie niż faktycznej broni. Traffo wiedział, że nie ośmieli się go o to zapytać. Mógł więc tylko zdać się na własne obserwacje.

W miarę, jak obchodził ostrożnie obóz, zerkał w kierunku posłań. Był ciekaw, jak będzie im się szło na tej wyprawie. Cóż byli bardzo różni od siebie. Ba, Shavri był nawet pewien, że jego speszenie względem siebie zauważyła nie tylko kuta na cztery nogi krasnoludka, ale i starsza pani, która mogła być jego babcią, gdyby nie to, że spaniała wrażenie całkowitej jej odwrotności. Z tego, co zauważył, daleko jej było do kapłanki, którą przez pół swojego długiego życia była Sofia Traffo. Shavri jednak nie zamierzał sądzić po pozorach i obiecał sobie być uprzejmy względem nich i postarać się je poznać. Minął barłóg Trzewiczka i uśmiechnął się w duchu. Gadatliwy i przyjazny niziołek zdawał się być kompanem idealnym, gdyby nie to, że Shavri miejscami nie rozumiał, co ów mówi. Pierwszy raz spotkał też kogoś, kto mówi więcej od niego i szczerze mu to zaimponowało.

Shavri stanął na chwil parę, wytężył wzrok i słuch, ale nic go nie zaniepokoiło. Przystanął nad swoim legowiskiem i rozejrzał się po obozie. Było ich całkiem sporo. Wszyscy pod wodzą Jorisa, którego Shavri zdążył już w myślach nazwać Jorisem Roztropnym. Miło będzie podpatrzeć kolegę po fachu, bo zdaje się, że i on zna się na tropieniu. Cóż. Na pewno też zna się na strzelaniu. Shavri jęknął tęsknie na widok łuku, jaki zauważył przy nim. Strzelanie z niego musiało być bardzo przyjemne. Młody tropiciel nie przypominał sobie, żeby miał kiedyś w rękach taką broń. Z drugiej strony zawsze wolał walkę kontaktową, ale w ciąż… łuk Jorisa był niewątpliwie dziełem sztuki.

A jeśli już mowa o walce kontaktowej… Wzrok Shavriego powędrował w kierunku legowiska Przeborki. O rany, jakąż ta kobieta musiała mieć siłę. Shavri zastanawiał się, ile z jej postawnej sylwetki stanowiła zbroja do momentu, kiedy jej broń nie przeleciała obok niego, napierając nań furkoczącym powietrzem. Takim ciosem byłaby w stanie przekroić na pół nie tylko tę nieszczęsną zaczarowaną paprotkę… Wzdrygnął się i pomyślał o smoku, po czym natychmiast zbeształ się i zlustrował okolicę ponownie, nakazując sobie pełną czujność.
Dobrze, że była z nimi Torika. Będą jej prawdopodobnie bardzo potrzebowali. Sprawiała wrażenie bardzo ciepłej, życzliwej i spokojnej osoby. Shavri czuł się spokojniejszy, wiedząc, że była pośród nich. Miał nadzieję, że pod tym pięknym kocem było jej ciepło.

Westchnął, wrócił do punktu, z którego zaczął wartę i zerknął na gwiazdy. Były ich tam miriady zachwycające pięknem, ale Shavi szukał tylko tej jednej. I ze zdziwieniem odkrył, że duża, mrugająca na czerwono gwiazda, z której uczynił sobie czasomierz, schowała się już za niemal nieruchomą koronę sędziwego buka. A więc jego czuwanie dobiegło już końca i czas obudzić kolejną osobę.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 14-08-2017 o 17:50.
Drahini jest offline