-
V? Hej, V, proszę nie mów że kontynuujemy tę pieprzoną misję! - Odezwała się Luna, na co Violet jedynie w milczeniu przytaknęła głową.
Rozkaz był rozkazem, sytuacja była może nieciekawa, straszna, czy nawet i makabryczna, ale nie należało panikować. Inaczej skończą jak załoganci Arki...
***
W bloku energetycznym było jeszcze gorzej. Latające w zerowej grawitacji resztki porozrywanych ciał. Do tego i dziwny przekaz z ich statku, a następnie jeszcze dziwaczniejszy z samej Arki.
-
V, nadal uważasz, że… - Chorąża zaskomlała, a Cotisowi powoli już chyba biło. Do tego zaczął niebezpiecznie wymachiwać pistoletem.
-
Tak, nadal uważam, że mamy do wykonania zadanie. Inaczej co, uciekamy na złamany pysk i liczymy na co innego? Na kolejny statek w pobliżu? Jakby tu była Ceska, mogłaby Ci wyliczyć jakie mamy szanse... - Violet mówiła spokojnym, choć stanowczym głosem, trzymając odrobinkę mocniej niż przed chwilą swój karabin w obu dłoniach -
Cotis, proszę przestań panikować i nie machaj tak tym pistoletem... uspokoisz się? - Ostatnie słowa wypowiedziała wpatrując się czujnie w chłopaka. Jej palec znalazł się w tym czasie bliżej spustu niż wcześniej.
-
Póki się trzymamy razem, jesteśmy bezpieczni. Nie wiemy co się tu stało, nie wiemy co się dzieje na naszym statku. Trzymamy się razem, nie rozdzielamy, i pilnujemy się na wzajem, będzie dobrze - Mrugnęła do obojga -
To jak, mogę na was liczyć?
.