Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-08-2017, 13:42   #27
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Sprawa rozszarpanego pastuszka

_____Świt jeszcze nie nastał na wschodzie jedynie nieco niebo rozjaśniło się. Jednak pochodnie doskonale oświetlały okolicę. Doliny nie pokrywał też mgła obecna zeszłego wieczoru.
Kapłan Lathandera, gdy zobaczył wzburzony tłum dwoma gwiazdami szybko wydał kolejne polecenia całej sforze psów, odwołał rozkaz chronienia, drugim nakazał by podążały za nimi. Nie chciał mieć więcej trupów niż było to potrzebne. W końcu psy były tylko zwierzętami i mogły poszarpywania uznać za atak i rozszarpać, w ich mniemaniu, atakujących.
Gdy zobaczył ciało podjął natychmiast decyzję.
- Bea zbierz wszystkie dzieciaki w sali wspólnej, tam będą bezpieczne. Uspokój je tak jak ty umiesz, grając, opowiadając znasz wiele legend o bohaterach Lathandera.
Po tych słowach zwrócił się do wójta.
-Godwinie wyślijcie z akolitką Beą, kogoś by potwierdził ten rozkaz w Waszym imieniu. Wyślijcie też tam chociaż jedna osobę dorosłą. Może być jakaś kobieta niech i ona ma dodatkowe baczenie. Niech też przygotuje dla nas posiłek.
Bea gwiazdami wydał komendy czterem psom, które ustawiły się natychmiast obok niej.
- Panie Godwinie proszę o wyznaczenie tej kobiety, lepiej będzie dla wszystkich jeśli dzieci i młodzież będzie zebrana w jednym bezpiecznym miejscu. - Bea świdrowała swoimi piwnymi oczami wójta.
Tymczasem Bertrand zbliżył się z Samum do ciał wydając jej uprzednio komendę sygnałem ręki.
- Mości Dolonie proszę do mnie musimy przyjrzeć się ranom. Mam nadzieję, że dzięki nim czegoś się dowiemy.
Potem już pochylony odwrócił się do wójta.
- Wyślijcie też kogoś po waszych myśliwych, trzech braci Hyzia, Zyzia i Dyzia. Niech się tu stawią.
-Przecież właśnie to czynię - rzekł Dolon już pobieżnie oglądając ciało. Kątem oka rzucił Lugolasowi spojrzenie pełne dezaprobaty dla jego pomysłu z barykadowaniem wszystkiego co się dało. W przypadku ciała szukał przede wszystkim wskazówek, które mogłyby mu powiedzieć czym charakteryzowało się to, czyli najpewniej jakieś pazury i zęby, czym został wypatroszony i zjedzony. W głównej mierze liczył tutaj na jakiekolwiek ślady na kościach, które to mogły powiedzieć najwięcej.

Ilaria natomiast nie wyglądała jakby chciała garnąć się do oglądania trupa z bliska. Stojąc tak, że jeden z kapłanów zasłaniał jej większość widoku zmasakrowanego ciała, dogryzała swoje śniadanie, które wyciągnęła wcześniej z kieszeni.
- To z czym w końcu mamy do czynienia? Wilkołak, ghul czy co? - zapytała zaklinaczka kapłanów wpatrujących się w martwego mieszkańca wioski.

Elf nie zwrócił większej uwagi na spojrzenia jakie mu spode łba rzucał Dolon, miał w tej chwili większy problem, bardziej naglącej natury. Szczególnie dobrze zdradzał to bledszy niż zwykle odcień jego skóry, niektórzy mogli powiedzieć, że nawet nieco zielonkawy.
- Wybaczcie… - wydusił słabym głosem - muszę na stronę…

_____Wprawnemu niziołczemu oku od razu rzucił się w oczy kształt ran zadanych najprawdopodobniej żuchwą. Nie przypominały one, żadnych obrażeń dokonanych przez zdziczałe pyski zwierząt. Zdawało się, że wszystkie ugryzienia i obszarpania, wykonała jakaś humanoidalna istota. Rozkład uzębienia, choć przystosowany do rozrywania i odrywania, był całkiem smukły. Dokładniejsze oględziny pozwoliły niziołkowi stwierdzić, że jedynie rana na łydce, jest nieregularna. Na myśl nasuwał się pomysł o pochwyceniu pyskiem by doprowadzić do obalenia. Coś, co treser zwierząt potrafił sprawnie rozpoznać, jako cechę szczególną polowania w stadzie. Co więcej, rana nie była śmiertelna. Zarówno Dolon, jak i Bertrand dostrzegli, że ugryzienia i ślady rozerwań, nie były jednakowego rozmiaru. Szczególnie widoczne to było w miejscach wydartych zębami tkanek. Tam gdzie ofiara miała miększe części, ugryzienia mniejszych szczęk były liczniejsze, tam zaś gdzie ciało stawiało większy opór, wielkość szczęk cechowała osobnika bądź osobniki większe. Czego nie dostrzegł Bertrand, a dość wyraźne było to dla niziołka, szarpnięcia i ugryzienia, poza raną na łydce, były bardziej precyzyjne, coś czego w pierwszej chwili Dolon nie rozszyfrował, ale w końcu rzuciło mu się to w oczy. “Nieruchoma żywa ofiara” , zdecydowanie 98% ran zostały zadane gdy młody chłopak jeszcze żył. Co ciekawe, ofiara wcale nie broniła się przed rozszarpaniem. Właściwie, za przyczynę zgonu można by podać dwa powody. Wykrwawienie i wyrwane od strony przepony serce. Ale zastanawiającym było, że ten chłopak, a nie był on na pierwszy rzut oka chucherkiem, wcale się nie bronił.
Na prośbę i ponowne ponaglenie Bei, Godwin powiedział jej, którą z kobiet ma złapać by potwierdziła jego polecenie. Wyraźnie cieszył się i podzielał pomysł Bertranda o zebraniu najmłodszych pod opieką akolitki i psów obronnych. Nie minęła chwila jak Bea udała się z powrotem do wioski. A jeszcze mniej czasu upłynęło, jak Godwin podążył za nią, zostawiając czwórkę bohaterów samym sobie. Jakby nie spojrzeć, to do najemników należało oglądanie zmasakrowanego ciała. Starszy wioski nie musiał tak mocno się wpatrywać w denata.
I co myślicie? Mi to wygląda na zwierzęta, stadne drapieżniki czyli nawet mogłyby to być likantorpy. - zapytał Bertrand podnosząc głowę znad ciała i spoglądając na Dolona.
- To w żadnym wypadku nie mogą być zwierzęta. Ślady po ugryzieniach wskazują na to, że istoty, które go rozszarpały miały wąsko rozstawione uzębienie. Być może były to właśnie wspomniane likantropy, co mogło tłumaczyć fakt, iż nie dokonał tego jeden osobnik, a grupa. Świadczą o tym ślady po ugryzieniach, które nie są równe, a rana na nodze jest praktycznie jedyną, która nie jest regularna, to jest chłopak szarpał się. I tutaj właśnie widzę coś najbardziej niepokojącego. On nie bronił się. Nie licząc rany łydki mogę stwierdzić, że reszta została zadana na nieruchomej ofierze, która nie stawiała oporu. Innymi słowy chłopak nie bronił się i został rozszarpany żywcem. Bezpośrednimi przyczynami śmierci jest wykrwawienie oraz wyrwanie serca… - zrelacjonował swoje oględziny Dolon.
Bertrand pokręcił głową.
- Bardziej to skomplikowane, niż myślałem i pogmatwane. Nie slyszalem ani nie czytałem by likantropy ugryzieniami paraliżowali swoje ofiary. Wiem, że tak robią , paraliżują swoje ofiary, ghule i ghasty. Chyba, że to taki likantrop, który był przed przemianą czarodziejem? potem powiódł wzrokiem wkoło. Dostrzegł czarodziejkę.
-Panno Ilario czy jesteście w stanie wykryć użycie czaru po dłuższym okresie?
Bertrand postanowił i sam sprawdzić, nie był dobry w określaniu rodzaju magii, w tym specjalizowali się czarodzieje, lecz samo użycie magii potrafiłby wykryć, o ile tylko nie minęło od niego zbyt wiele czasu. Sięgnął po symbol Lathandera, wypowiedział w niebiańskim zaklęcie wykrycia magii.
Niestety oględziny pod kątem jakiejkolwiek pozostałości magicznych efektów na ciele nie dały efektu. Właściwie, kapłan nie wykrył najmniejszego drżenia od magicznej emanancji.
Dolon dostrzegł i usłyszał, iż Bertrand odprawił właśnie jakieś czary. Po braku jakichkolwiek tego oznak od razu skojarzył to z zaklęciem, które sam rzucał wczorajszego dnia.
-Jakieś ślady magii? - zapytał.
- Ja nic nie wyczułem. Wiem, że parający się magią tajemną potrafią lepiej wykrywać magię i określać jej rodzaj. - pokręcił przecząco głową Bertrand.
Dolon skinął głową ze zrozumieniem, po czym raz jeszcze pochylił się nad ciałem. Chciał sprawdzić, czy nie zdradza ono oznak zatrucia, czyli jednej z możliwych przyczyn paraliżu. Dodatkowo szukał jakiś niezwykłych cech, które mogłyby rzec coś więcej o napastnikach. Może zostawiły po sobie jakiś zapach? Kawałek skóry, futra, może ząb?

_____Obwąchując rany i obszukując potencjalne miejsca pozostawienia tropów Dolonowi udało się w przybliżeniu ustalić pewną możliwość. Niektóre ślady po pazurach, i po ugryzieniach, a co najważniejsze, rana zadana “podczas ruchu”, miała lekki swąd trupiej wydzieliny. Lekarski zmysł niziołka od razu wykluczył denata jako źródło tego zapachu. Było to zbyt wcześnie, ciało wystawione na mróz już niemal wystygło ale zgon nastąpił przecież niedawno. Można by rzec, niecałą godzinę lub mniej temu. Wniosek przyszedł sam. Odpowiednia zębatka wskoczyła tam gdzie miała i szufladka z podręcznikami kapłańskimi, traktujących o wynaturzeniach przeciw śmierci, ukazała się w pamięci kapłana. Paraliż, wywołany przez agresora.
Widząc jak niziołek obwąchuje rany Bertrand przypomniał sobie po co zabrał psy i w dodatku te psy.
- Coście tam wyniuchał mości Dolonie jaką truciznę czy też woń nieumarłych trupojadów, które jak wiadomo potrafią pazurami i ugryzieniem paraliżować. Jeśli trupojadów, to zaraz puszczę psy po tropie truposzy.
Dolon przytaknął.
Tymczasem Lugolas szedł powoli, tropem śladów które zwróciły jego uwagę. W normalnych okolicznościach nie krył by się z tym, lecz po ostatnich wydarzeniach przekonał się, że jeśli coś ma być załatwione szybko i skutecznie to lepiej o tym nie informować czcigodnego lathanderyty. Tym bardziej nie miał ochoty wysłuchiwać długiej przemowy na temat tego, dlaczego nie powinien iść po śladach, czy dlaczego nie nadawał się do tropienia w ogóle. Nie, tym razem załatwi sprawę po cichu, jak coś znajdzie to może się podzieli informacjami, jak nie to nie ma sensu brać sobie na grzbiet dodatkowego ciężaru imieniem Bertrand.

_____W pewnej chwili, natrafił na jedno miejsce gdzie przez noc nasypało nieco więcej śniegu. W tym konkretnym, można było dokładniej rozeznać się w tropach. Bystre, choć amatorskie, oko Lugolasa naliczyło 3 osobniki. Co więcej, wszystkie ślady były pazurzaste jednak nie, jak to się wydawało w nocy, aż tak duże by brać pod uwagę likantropa. No chyba, że byłby to szczurołak o których często mówiło się w lochach, by nastraszyć więźniów. Ponadto, tylko na jednym ze śladów można było dostrzec podeszwę buta. Pozostałe pięć odcisków było “bosych”. Zajęci oględzinami kapłani nie zwracali uwagi na rozglądającego się elfa. Trop prowadził niejednoznacznie w kierunku sztolni i stawów. W kolejnej większej zaspie, złodziej odkrył przyczynę swej wczorajszej obawy. Był to mianowicie but. Zdobienia na nim wyglądały na misterne w swej prostocie. But raczej należał do osobnika młodego. Gdyby porównać z kalendarzem ludzkim, był to but podlotka. Pachniał rozkładem oraz bardzo słabo wyczuwalną wonią spalenizny. Przód był przedarty, jakby nagle noga właściciela zaopatrzyła się w pazury. Materiał rozchodził się, aż w końcu najwyraźniej zsunął z nogi.

_____Bertrand rozejrzał się wokół, psy czekał na jego następne rozkazy, lecz w pobliżu nie widział nigdzie elfa. Pamiętając jednak jego wcześniejsze zachowanie zadał kolejne pytanie.
- Gdzie to podział się Lugolas? Czyżby tak martwego się zląkł, że z dziećmi do sali gromady się udał, lub do wychodka, bo zaraz, gdy zobaczył tego nieszczęśnika, cały pozieleniał na twarzy.
Następnie wydała tylko gwizdami rozkaz psom trop trupa, po czym wskazał na ciało. Największe nadzieje pokładał w Samum. Suka miał najlepszy węch i największe doświadczenie. Normalnie nie zabrałby kapłan Lathandera ciężarnej suki na tropienie w nocy lub pod ziemię, lecz jako że zbliżał się świt , było to bezpieczniejsze. Psy przez chwilę pokręcił się niezdecydowanie wskazując martwe ciało. Bertrand doskonale o tym wiedział. W końcu były to tylko zwierzęta i wskazały najbliższe martwe ciało. Poklepał po głowach psy. Potem powtórzył w niebiańskim.
- Nie to. Trop trupa.
Po drugim rozkazie ruszyły śladem. Samum wychwyciła trop przy ziemi a po jej obu stronach oddalone od siebie o dwa jardy, po dwa psy wspinacze węszyły w powietrzu.

_____Niecałe piętnaście kroków dalej, psy jak i ich właściciel natknęły się na kucającego i oglądającego coś Lugolasa. Gdy podeszli, dostrzegli, że elf trzyma w ręce podziurawiony but. Spiczastouchy “przyłapany” na oględzinach, zrelacjonował swoje podejrzenia odnośnie odzienia. Tropy zmierzały poza obszar zabudowań.

Za niewielką zaspą Bertrand w końcu dostrzegł elfa. Zaspa i fakt, że w przedświcie jedynym z niewielu źródeł oświetlenia była halabarda Bertranda, spowodowało, iż nie zauważył on Lugolasa od razu.
- Ciekawe. Mruknął, oglądając but.
- Mamy teraz dwie opcje wracamy i czekamy na świt, gdy będziemy mogli prosić naszych bogów, o nowe czary Dolonem. Idziemy dalej by odkryć miejsce dokąd doprowadzą nas po tropie psy. Jeśli jakaś byłaby to jaskinia, domostwo, to wracamy nie wchodząc by się przygotować.
- Zdecydowanie lepiej było by przygotować się na ewentualność wszelaką. - ochoczo poparł pomysł powrotu Lugolas.
- Trop jest bardzo świeży to też chyba lepiej byłoby przygotować się do ewentualnego starcia. Modlitwy nie powinny zająć wiele czasu, a jakieś szybkie śniadanie można zawsze zjeść po drodze. - poparł tę propozycję Dolon.
- Przejdźmy zatem jeszcze kawałek by wyjść tropem za wioskę, potem będzie łatwiej psom ponownie podjąć bo mieszkańcy nie zadeptają. - stwierdził kapłan Lathandera.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-08-2017 o 13:47.
Cedryk jest offline