16-08-2017, 10:14
|
#27 |
| Rozdział pierwszy Thundertree Eleint, Śródlecie. Poranek Rozmowa ze zwiadowcami uświadomiła niedowiarkom, że Thundertree faktycznie nie jest bezpiecznym miejscem; nawet i bez smoka. Z wyznaczeniem wart nie było więc problemu, a spętane konie umieszczono blisko wozu Zenobii. Na szczęście nocowali na tyle blisko traktu, że do obozowiska nie przypałętał się żaden potwór czy głodny drapieżnik. A może powodowała to bliskość smoczego leża? Ciężko było stwierdzić; nikt ze śmiałków nie znał się na smokach. Zresztą z tego co opowiadała Jorisowi Yarla to pająków smok wcale nie odstraszył. Poranek przyniósł mgłę i mżawkę. Po szybkim śniadaniu drużyna zadecydowała co zrobić z końmi i wozem, po czym ustaliła szyk i ruszyła przez powykręcany las w stronę ruin osady. Bujna roślinność zarosła już ślady wizyty Anny, Yarli i Marduka; jedynie opisywany przez nich wątły odór spalenizny drażnił nozdrza. Pierwszy, mocno zrujnowany budynek nieopodal wejścia do osady wydawał się resztkami farmy. Był już w połowie pochłonięty przez gęste podszycie a młode drzewa wyrastały już przez spękania w fundamentach. Chałupa wyglądała jakby jakiś olbrzym ją wręcz rozdeptał, robiąc sobie skrót ku zarośniętemu chaszczami polu. Shavri zbliżył się do niego; nic nie zaatakowało tropiciela, a wnętrze rudery wydawało się nieciekawe. Budynek po lewej był ruinami jakiejś gospody. Również i tam było pusto, a resztki spalonych ciał i rozbitych, próchniejących beczek nie dały drużynie żadnych odpowiedzi, podobnie jak leżące naprzeciwko duże domostwo, poprzerastane sporymi drzewami. Wydawało się, że jest to po prostu opuszczona osada; nic wiecej. Nic ich nawet nie zaatakowało, choć przeszli już spory kawałek. Ominąwszy szerokim łukiem wzgórze z wieżą drużyna kontynuowała przeczesywanie Thundertree. Kolejne domostwo było w całkiem dobrym stanie, z okiennicami i drzwiami zamkniętymi na skobel. Były w nim ślady czyjejś bytności, lecz miały z pewnością więcej niż kilka dni. Jeśli właśnie tu pomieszkiwał druid w czasie swoich okazjonalnych wizyt w ruinach, to najwyraźniej zdecydował się zmienić lokum. Dalej, prócz kilku obgryzionych przez małych padlinożerców ludzkich oraz pajęczych szczątków również nie było nic interesującego. Napięcie zaczęło opuszczać grupę; osada wyglądała na na prawdę opuszczoną - nawet przez drapieżne patyczaki. Idąc zarośniętymi dróżkami drużyna napotkała jeszcze jeden duży dom, który zdradzał ślady niedawnego zamieszkania - zapewne miejsce pobytu “smoczych kultystów”, o których opowiadał Marduk. Potem grupa weszła na plac z podniszczonym posągiem mężczyzny trzymającego tarczę i włócznię. Do sprawdzenia został im ostatni budynek; spory i w dość dobrym stanie. No i oczywiście - smocza wieża. |
| |