Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2017, 21:09   #28
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Poszukiwanie miejsca, w którym można by się spotkać z przywódcą rzezimieszków oznaczało, że trzeba wyjść z w miarę bezpiecznych czterech murów zajazdu Ali'beba i pomyszkować trochę w mieście, a szczególnie w jego bardziej niebezpiecznych ulicach. Aby należycie zabezpieczyć swoje życie i zdrowie, awanturnicy znów podzielili się na dwie grupy.


Ianus Accipiter i witana niezbyt przychylnymi spojrzeniami wiedźma chodzili razem. Niechęć do kobiety parającej się magią okazywana przez wiernych Rusanamani miała też swoje plusy - mało kto ośmielał się ich zaczepiać, a zimne spojrzenia oczu czarownicy działały wręcz odstraszająco. Dochodziło do tego towarzystwo Thoera, bądź co bądź, przedstawiciela nacji z którą Sułtanat Anabazyjski od wieków rywalizował o górzyste tereny Res Hor'ab. Wszystko to powodowało, że nie szło im z górki.

Dziwaczna para odwiedziła już trzy kawiarnie, w których Rusanamani oddawali się spożywaniu pobudzającego, czarnego naparu, paleniu wonnych ziół w fajkach wodnych i plotkowaniu na wszystkie możliwe tematy. W żadnej z nich nie natrafili na nikogo, kto wiedziałby coś o Rashidzie lub miałby wytatuowaną na szyi kropkę, znak przynależności do szajki.

Trafili też pod jedną ze świątyń Fahima. Pękaty niczym dynia, pomalowany na biało budynek zwieńczony był spiralnym minaretem, górującym nad okolicznymi domami. Na ścianach niczym złoty wąż, wiły się wersety z świętych ksiąg. Jak przy każdym meczecie, przed bramą wiodącą do wnętrza siedzieli żebracy i inwalidzi, prosząc wiernych o jałmużnę.

Gdy usiłowali pomówić z jednym z żebrzących mężczyzn, we wrotach świątyni ukazał się niski, odziany w białą kandurę brodacz. Czerwono-czarną kefiję utrzymywał mu na głowie a'ghal przeszywany złotą nicią. Ubiór jednoznacznie wskazywał na imama boskiego przybytku. Gdy kapłan zobaczył wiedźmę i cudzoziemca pod drzwiami swej świątyni, stanął jak wryty i zawył.

- Przeklęci! Trzykroć przeklęci! - krzyczał wymachując rękami. Na jego krzyki kręcący się wokoło ludzie zareagowali, zatrzymując się i przyglądając. Żebrak skulił się i odpełzł pod ścianę. - Fahimie ! O Fahimie! I Prorocy! Jakimże prawem pozwalasz chodzić po ziemi owej przeklętej poczwarze? - zaczął szarpać brodę i targać twarz paznokciami. Po placu przed świątynią przeszedł szmer. - I to w towarzystwie niewiernego psa! Wierni Rusanamani nie zniosą takiego widoku! Niech ziemia, po której stąpają owe bezbożne stworzenia zapłonie i więcej nie wyda plonu! Ukamienować!

Wrzeszczał jak opętany, z zalaną krwią twarzą, machając ociekającymi posoką rękami. Jego białą szatę znaczyły krople krwi. Lud zareagował. Wierni przyłączyli się do lamentu. Ktoś podniósł kamień, który odbił się od ściany tuż przy ramieniu Thoera. Za nim poleciały kolejne.


Dwójka czarnoskórych w towarzystwie Gmanagha i jego psa, w tym samym czasie przemierzała inne rejony miasta. Stanowili osobliwy widok, nie wzbudzając zaufania a raczej ciekawość połączoną z nieufnością. Takie podejście lokalnej ludności nie sprzyjało zdobywaniu informacji. Wędrówka po spelunach i z rzadka uczęszczanych zaułkach była równie nieowocna, jak zbieranie kwiatów zimą. Ale przewrotni bogowie bądź jakieś zrządzenie losu sprawiło, że w końcu natrafili na ślad...

Już nieco zrezygnowani zmierzali z powrotem do seraju, w którym nocowali, gdy niespodziewanie zza rogu wyszedł jakiś mężczyzna. Znajdował się nie dalej niż dwadzieścia kroków od nich. W momencie, w którym zobaczył kto zbliża się z naprzeciwka, odwrócił się i zaczął biec, znikając za rogiem, zza którego właśnie wyszedł.
 
xeper jest offline