Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2017, 11:26   #86
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zagajnik był miejscem, w którym na nich czekała dziewczyna oraz Alessio. Nikogo oprócz nich. Ona już nie miała przepaski na oczach. Widocznie faerie pozwolił jej zdjąć. Na widok nadchodzącej wampirzycy skłoniła się w absolutnym wdziękiem, który stanowił połączenie talentu oraz wieloletnich szkoleń.
- Piękna wybawicielko. Jestem ci niezwykle wdzięczna za pomoc. Postaram się być jak najbardziej miła, uprzejma oraz posłuszna, dziękując tobie oraz sir Alessio za pomoc. Mam nadzieję, że powiadomić moją rodzinę o uratowaniu mnie - wyraziła przypuszczenie. Chyba liczyła, iż wybawiciele nie są kolejnymi bandziorami.

Agnese dygnęła lekko w odpowiedzi. Bez sukni było to dziwne, ale jeśli mała była z wysokiego rodu i tak rozpoznała jej wprawę.
- Jestem Agnese Contarini i tak… jeśli zdradzisz nam kogo mamy powiadomić, to tak uczynimy. - Podniosła wzrok na Alessio, było w nim widać lekki niepokój. - Gdzie reszta?
- Jestem córką hrabiego Tagliacozzo. Mam na imię Vittoria - przedstawiła się dziewczyna. - Ale nie traćmy proszę czasu, jeśli macie jeszcze kogoś, kto jest dla was ważny, spieszcie mu na pomoc. Ruszę z wami, lub wedle waszej woli, poczekam gdzieś w ukryciu - powiedzieć by można, iż dziewczyna naturalnie przejmuje kierownictwo. Faktycznie należała do wysokiego rodu, ponieważ wychodziło jej to absolutnie zwyczajnie.
- Wolę byś poszła z nami, jak dam ci znak, po prostu się schowasz, dobrze?
- Tak się stanie, signora Contarini. Nie chciałabym być ciężarem dla moich wybawicieli, zaś walczyć po prostu nie potrafię - przyznała. - Choć patrząc na ciebie, chciałabym się kiedyś nauczyć.
Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Warto chociaż móc się samemu obronić. Ruszajmy się.


Tym razem szli od drugiej strony rzeki, ale krajobraz był taki sam jak poprzednio. Widać było, iż niegdyś ten obszar należał do gęsto zamieszkanych. Właściwie to było bardzo dziwne tak patrzeć oraz wyobrażać sobie, że kiedyś tysiąc dwieście lat wcześniej, wszystko to wewnątrz murów aureliańskich oraz daleko dookoła zamieszkiwali ludzie. Obecnie dawny środek Rzymu cezarów był obecnym Rzymem. Reszta dawniej miejskiego terenu przypominała połączenie lasów, siół oraz nieużytków. Takim właśnie terenem, zdradzającym niekiedy jakiś fragmentem dawne znaczenie, ale ogólnie niezamieszkałym oraz zaniedbanym. Wśród zmysłów najbardziej wampirzycy przydały się tutaj uszy. Doszedł ją szczęk oręża ze strony, którą właśnie powinni nadejść ich towarzysze. Drgnienie przeleciało przez jej serce, zaś Alessio po prostu ponownie chwycił dziewczynę na ręce i ruszyli biegiem.

Szczęk broni nie był regularny, za to coraz regularniejsze były okrzyki. Rzężenia, chrapanie koni towarzyszyły im niemal non stop.
- Wal ich! Od prawej sukinsynu! - darł się jakiś, mający nos niczym kartofel.
- Schwytaj gnoja, i tą babkę. Ten do okupu, ta do wypierodolenia.
- Mam jednego! Dostał.
- Kurwa, trafili ....
- Zajebać! - wrzeszczał jakiś chrapliwy głos.
- Aaach ....
- Poddajcie się, bo spalimy do cna! - wydzierał się inny zapominając, że podpalenie kamiennych murów jest po prostu niemożliwe. Stanowczo nawet rozniecenie ognia na tak mokrym drewnie, jakie można było uzyskać dokoła, stanowiło wyzwanie. Wszak poprzedniej nocy lało, gdzieniegdzie utworzyły się kałuże, trawy i drzewa nasączone zostały wilgocią. Marne szanse były więc na zrealizowanie takiego głupiego pomysłu.

Ogólnie widok objawiający się przed oczyma Agnese, Alessio oraz Vittorii, kiedy dotarli wreszcie na miejsce, nie wyglądał ciekawie. Budowla nie wydawała się wielka. Był to dawniej pewnie jakiś zajazd, obecnie zrujnowany, ale kamienny. W nim właśnie schronili się markiz Gilla i reszta, a raczej ta część reszty, która przetrwała pierwsze starcie.


Ruiny miały także pozamykane, pozabijane dechami drzwi i okna. Była to jednak słaba zapora, mająca niewątpliwie wiele lat. Obrońcy ustawili się na piętrze, skąd mogli odpierać ataki, zaś napastnicy przez chwilę otaczali zniszczony budynek. Widać było, że napastnicy próbowali zaatakować ot tak szturmem, ale gdy obrońcy siedzą wyżej mając osłony, wbrew pozorom wcale nie tak łatwo jest bez pomyślunku zdobyć coś takiego. Przed budynkiem leżały dwa padnięte konie, na których wcześniej jechali Agnese i markiz. Także kilka ciał, lub ciężko rannych, być może także jej ludzi, albo Kowalskiego. Nie dawało się rozpoznać wszystkich leżących. Ileś ciał miało odcięte łby, które leżały gdzieś na boku. To pewnie robota najemników Kowalskiego walących potężnymi dwuostrzowymi toporami.


Otaczających domostwo było pewnie dwudziestu paru. Przedtem chyba grupa liczyła więcej, lecz leżeli teraz na trawie wśród oparów krwi, który straszliwie działał na wampirzycę, nie licząc nawet niebezpieczeństwa ukochanego, przyjaciółki oraz reszty. Oblegający wydawali się wściekli, zdesperowani oraz pragnący zwyczajnie krwi oraz złota. Nie byli maruderami, raczej miejscowymi gangsterami, którzy zaryzykowali. Prawdopodobnie najpierw spróbowali zastraszyć orszak. Kiedy się nie udało, zrobiło się zamieszanie,ktoś sięgnął za broń, ktoś ruszył do walki. Gilla oraz reszta odparli atak początkowy, potem nie mając innej możliwości, po prostu wycofali się do budynku, bowiem zawsze tak łatwiej się jest bronić przed jakimkolwiek wrogiem.

- Otoczyć sukinsynów. Każdy kto się wychyli, ma dostać strzałą! - wrzasnął któryś wściekle, najpewniej dowódca, bowiem wyglądał najlepiej, zaś bary miał niczym bawół. - Ty, ty, tamten Pinios. Odpowiadacie za to! - niemniej w nocnej porze nie strzelało się z łuków bardzo dobrze, szczególnie takich długich, jak tamci mieli. Ponadto samo ustawienie broni do strzału, naciągnięcie, chwilę trwało. Łucznicy mogli więc co najwyżej blokować obleganym ucieczkę, jednak wziąć szturmem trzeba było piechotą wchodząc do środka oraz wspinając się po schodach. Pewnie właśnie tak planował dowódca.


Wydawało właściwie się, iże on mógł kiedyś być żołnierzem, może nawet oficerem, który zrezygnował z wynajmowania swoich umiejętności na korzyść ograbiania innym.
- Reszta przygotować cokolwiek, stoły, dechy czy co tam, zasłonimy się. Oraz zatłuc skurczybyków, poza dziwką oraz hrabią. Kto pierwszy dostanie się na piętro, będzie miał prawo wyjebać ją bezpośrednio po mnie - dodał zachętę dla swoich ludzi, którzy w większości stali pod zamkniętymi podporą drzwiami.


Wampirzyca spoglądając dostrzegała jakieś czupryny, ledwo wystające zza resztek okna nad tymi drzwiami. Zerknęła na Faerie.
- Schowajcie się i zasłoń jej oczy. Idę po narzeczonego.
- Nie! - odparła dziewczyna starając się mówić cicho. - Jeśli ktoś nas zaatakuje, jak ucieknę bez patrzenia? Nie chce oglądać okropieństw, nie będę patrzyła. Schowam się tam oraz będę cichutko - wskazała na jakieś resztki kurnika. Właściwie nawet miała sporo racji. Istniała nadzieja, że nawet gdyby chołota wygrała, przeszkapiliby kurnik. Była bowiem to po prostu kolejna rozwalona, obrośnięta bluszczem budowla, jak wszystkie inne.
- Skryjemy się tam - wskazał Alessio na tamtą ruderę. - Nie bój się, nie będzie patrzeć - ruszył z dziewczyną ku wspomnianemu kurnikowi.
 
Aiko jest offline