Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2017, 13:26   #60
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- A które z nas powinno dziwić ją mniej, wychodząc z szafy?
- Chyba ty… w końcu to twoja szafa. I twój pokój. - ocenił kochanek Brytyjki. -Ostatecznie zawsze możemy próbować ją przeczekać. Trochę tu ciasno, ale znajdziemy sobie rozrywkowe pozycje.
Carmen parsknęła wesoło, po czym wstała i ostentacyjnie zaczęła się tłuc. Po chwili uchyliła drzwi szafy, by wystawić przez nie głowę.
Westchnęła ciężko.
- Gabrielo, czy mogłabyś kochanie zaczekac na zewnątrz? Tak, jestem w pokoju, ale jestem naga. I nie dam rady ubrać się w tej wąskiej szafie. Musisz na chwilę wyjść! - warknęła, jakby temat nagości nagle stał się dla niej niezwykle drażliwy.
- Aaale dlaczego.- zdziwiła się Gabriela słysząc jej słowa. -Przecież obie jesteśmy… kobietami. Czy coś się stało?
Niemniej nie czekała na jej odpowiedź, tylko od razu wyszła… zapewnie licząc na to że Brytyjka później zaspokoi jej ciekawość.
- Chcesz siedzieć w szafie, czy wyjdziesz oknem? - zapytała cicho Orłowa, gdy drzwi za Gabrielą zamknęły się.
- Wyjdę oknem… a ty… przyjdź do mnie. Ubrana… może jak pokojówka? W każdym razie kusząc do rozebrania.- rzekł żartobliwie Orłow.- Skończymy to co zaczęliśmy w szafie.-
Po czym owinięty jedynie swym szlafrokiem pognał w kierunku okna, by jak najszybciej opuścić pokój.

Spojrzała za nim, ubierając się w prostą sukienkę. Nie wierzył jej. Nie wierzył, gdy mówiła, że to ostatni raz. Cóż... będzie musiał zrewidować poglądy.
Kiedy zasznurowała sukienkę, podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Wejdź. - powiedziała krótko.
- Wiesz… nudziłam się i przyjrzałam się zdjęciom tego naszyjnika. Tego co go ukradziono w Paryżu. Nie są to za dobre zdjęcia, ale…- zaczęła Gabriela wchodząc i szybko zapomniała o czym mówiła, wracając do nurtującego ją pytania.- A czemu mnie wyganiałaś? Coś ci się stało i boisz się pokazać blizny? Albo rany?
- To chyba moja prywatna sprawa? Jeśli bym chciała, żebyś wiedziała, to bym nie siedziała w szafie jak głupia. - prychnęła - Co z tym naszyjnikiem?
- Oglądałam go pod lupą. To znaczy te zdjęcia i wiesz co? Klejnoty na tym naszyjniku mają rysy. - zaczęła wyjaśniać Gabi.- I to mnie zaciekawiło, bo tego typu kamienie szlachetne nie są łatwe do zarysowania. Myślę że te rysy zrobiono z premedytacją. Na naszyjniku wyryto mapę świetlną.
Widząc że Carmen nie bardzo rozumie, wyjaśniła.- Uderzasz promieniem światła w kryształ i on załamuje je w odpowiedni sposób. Oczywiście światłem spolaryzowanym, bo światło słonecznie wywoła szalone tęcze. Niemniej taki spolaryzowany strumień światła mógłby dać mapę w postaci odbitych i załamanych promieni. Taką mapę świetlną rzuconą… bo ja wiem… na ścianę, jak slajd z rzutnika.
- Mapa do grobowca... - po chwili namysłu powiedziała Carmen. Nic dziwnego, że wszyscy się tak zabijali o niego... dosłownie zresztą.
- Z pewnością, ale jest pewien problem. Potrzeba światła o określonej długości. Oprócz mapy, musi być soczewka odpowiednio rozszczepiająca promienie słoneczne. Urządzenie do odczytania mapy.- wyjaśniła Gabriela. Brytyjka zaś domyśliła się czym było owo urządzenie. Kluczem w rękach Szwajcara.
- To cenna obserwacja. - przyznała Carmen - Dzięki, Gabrielo. I jeśli mogę cię prosić... będę niedługo potrzebowała sukni na bardzo snobistyczne przyjęcie. Czy mogłabyś przygotować taką kreację dla mnie? Z twoimi gadżetami oczywiście. Przydałby się też podobny frak dla Orłowa.
- Fucha krawcowej. Nie tego się spodziewałam wstępując do armii ale… zobaczę co da się zrobić. Zajmie mi to pewnie z tydzień, albo dwa. Jakie gadżety by cię interesowały?- zapytała w końcu.
- Żaroodporne materie, ukryta broń, której nie znajdą nawet przy obszukiwaniu. Jeśli nie będę mogła ubrać mojej rękawicy, to lina. Najlepiej z małym mechanizmem wyrzutni. - powiedziała po chwili namysłu. Podeszła teraz do Gabrieli i dotykając jej ramienia, dodała - Naprawdę jesteś niesamowicie przydatna. Po prostu... misje to coś więcej niż spektakularne pościgi. Ale jak widziałaś... i to było. - uśmiechnęła się krzywo, przypominając akcję na pustyni.
-Tooo.. trochę potrwa… dwa lub trzy tygodnie co najmniej.- stwierdziła Gabriela po namyśle.- Opowiesz coś więcej o tym przyjęciu?
Carmen skinęła głową, przekazując dziewczynie wszystkie informacje, które dostała od Yue na temat konferencji w Singapurze, gdzie powinien się zjawić tajemniczy AC. Gdy skończyła, o czymś sobie przypomniała.
- W sumie mam jeszcze jedną sprawę do ciebie - powiedziała - Czy jesteś w stanie jakoś... hmmm... ułatwić nam śledzenie jednego człowieka? Wiesz, przy założeniu, że można by mu coś założyć... tylko najlepiej coś takiego, czego nie będzie świadomy... - wyjaśniła enigmatycznie.
- Robaka na przykład? Możemy parę mechanicznych chrząszczy przygotować. Wtedy jednego się przyczepia ofierze… “samiczkę”, a sparowany z nią “samiec” będzie ją tropił zachowując… jakieś dwadzieścia metrów dystansu. - Gabriela wyjęła z jednej ze swych kieszonek takiego robala.- Oczywiście wpierw muszę ich mechanizmy różnicowe poprzestawiać i inne funkcje zamontować. Ale to da się łatwo zrobić, choć jest pracochłonne.
- Jak długo ci to zajmie? - dopytywała się Carmen.
- Dzień przynajmniej, na przerobienie parki.- zamyśliła się Gabi chowając robaczka. - Niełatwo jest przerabiać tak małe automatony. To dość precyzyjna robota.
- A co byś chciała w zamian za to, że cię tym obarczę i poproszę o przygotowanie tego na jutro? - Angielka uśmiechnęła się przepraszająco.
- Za samą robotę nic… ale suknie będą musiały poczekać i to dłużej.- wyjaśniła Gabriela. Po czym zamyśliła się dodając.- Natomiast chcę masaż pleców, pupy i łydek. Oczywiście za cały ten pośpiech i nieprzespaną noc, bo to mnie czeka. Aaaa i to też oznacza, że z tym więźniem to musicie sobie radzić we dwójkę, lub ściągnąć kapitana McCree z lotniska, bo ja będę zajęta.
Carmen spojrzała na nią zdziwiona.
- Ach, ale to przecież do śledzenia naszego więźnia właśnie, gdy pozwolimy mu... uciec. - uśmiechnęła się szelmowsko, po czym dodała - A ten masaż to mam ja czy życzysz sobie jakiegoś speca? Bo wiesz, ja nie jestem w tym za dobra…
- Pewnie znalazłby się jakiś spec w tej posiadłości, ale ty mnie prosisz o zarwanie nocki, więc ty będziesz mogła na mnie poćwiczyć. Tylko plecy i ramiona jeśli to dla ciebie krępujące.- odparła z uśmiechem Gabi i skinęła głową.- Więc naszego więźnia trzeba będzie wypuścić tak jutro koło południa lub wieczorem. Wcześniej naprawdę nie zdążę.- posmutniała nieco po tej deklaracji.- Przykro mi.
- Jasne. Będzie miał nieco więcej czasu na przemyślenie swoich grzechów. Może nawet się nawróci... - odpowiedziała wesoło Carmen.
- Wątpię… chyba że chcesz go biczem nawracać, czy pejczem. Nawet nie chcę zgadywać co oni robili… ci rosyjscy bogacze, w tamtym pokoju.- westchnęła głośno Gabriela i dodała. - To biorę się za robotę. Im szybciej zacznę tym szybciej skończę.-
Po tych słowach ruszyła do wyjścia z pokoju.

Kiedy dziewczyna się pożegnała, Carmen została sama z mętlikiem w głowie. Niby Orłow chciał, by do niego przyszła, ale... koniec to znaczy koniec. Dziewczyna uznała, że Jan Wasilewicz nie potraktuje jej poważnie z tą deklaracją, jeśli nie poczuje się odrzucony. Postanowiła więc zostać w pokoju. Nie mając nic innego do roboty, napisała kilka raportów dla Lloyda.
Orłow nie przychodził, więc albo się obraził, albo rozzłościł. Na pewno skończyła mu się cierpliwość, na pewno już na nią nie czekał. Może to i lepiej. Gdyby teraz wparował do jej pokoju, jak długo Carmen wytrzymała by w swym postanowieniu? Jak długo opierała by się jego pocałunkom i dotykowi?

Samo ich wspomnienie wszak budziło motylki w jej brzuchu. Starała się więc nie myśleć. Wezwała za to kuriera, by dostarczył jej raporty pani konsul, by ta z kolei przekazała je łącznikowi z Londynu. Oczywiście wszystkie koperty były zalakowane.


Pokój stał się azylem Carmen. W nim najwyraźniej była bezpieczna, przed kochankiem i wspólnikiem zarazem. Jan Wasilijewicz najwyraźniej uniósł się dumą, co nieco ułatwiało życie Brytyjce. Nieco tylko. W końcu Orłow był tylko częścią problemu, resztę stanowił jej własny temperament, apetyt i to co przebudziła egipska wiedźma.

A propo apetytu, Brytyjka robiła się głodna. Odpuściła sobie obiad, ale kolacji już nie mogła. Burczenie w brzuchu było zbyt głośne.
Niestety w jadalni był on. Ubrany jak na zamożnego arystokratę przystało. I o dzikim spojrzeniu…


Tym które wywoływało przyjemne dreszcze na jej ciele.
Spodziewała się tego. Ona uciekała, on... polował. Skinęła mu więc głową i nie odzywając się usiadła za stołem.
-Więc zamierzasz się chować przede mną.- uśmiechnął się ironicznie Jan Wasilijewicz wędrując spojrzeniem po Brytyjce. - Ten twój pomysł nie bardzo mi odpowiada.
Nie oponowała. Nie było sensu, skoro inaczej pewnie by tego nie zaakceptował.
- Wiem. - powiedziała krótko, unikając jego spojrzenia - Co na kolację?
- Boeuf Strogonow. - odparł krótko mężczyzna wstając i podchodząc do siedzącej agentki. Dłonie jego spoczęły na jej ramionach.
- Możesz udawać, że da się cofnąć czas i to czego doświadczyłaś. Ale nie wiem czemu sądzisz, że cały świat zgodzi się z twoim kaprysem. Ja nie zamierzam.- nachylił się i mruknął jej do ucha.- Nie łudź się Carmen. Już jest za późno… już przekroczyłaś Rubikon. I dam ci kilka dni byś sobie to uświadomiła. A potem… powiedzmy że to będzie niespodzianka.-
Uśmiechnął się łobuzersko i jednocześnie złowieszczo. Był aroganckim, zapatrzonym w siebie egoistą… drapieżnikiem który zdobywa ofiarę, a nie czułym i wrażliwym kochankiem. Problem w tym, że to właśnie ta jego natura podniecała Carmen. Ta dzika bestia, która łamała jej opory pieszczotami i która niewoliła jej ciało pocałunkami.

Przełknęła ślinę, lecz jej spojrzenie było równie harde.
- Nie złapiesz mnie. A im bardziej mnie będziesz rozpalał... tym więcej znajdę sobie kochanków. Lecz to już nie będziesz ty. - Odparła cicho, by nie usłyszał, jak głos jej drży - Lepiej rozejrzyj się za pocieszycielką, bo wciąż będziesz mi potrzebny do pracy, skupiony na misji. A teraz siadaj na swoim miejscu. - warknęła.
- Z pewnością sobie znajdziesz… ale co z tego, żadnym z nich nie będę ja. - uśmiechnął się Orłow siadając na stole i spoglądając na nią z góry, kryjąc za uśmiechem irytację jej słowami. - A to co między nami się działo, to było coś… więcej… niż to co oni mogą ci dać.-
Machnął ręką dodając.- A co do pracy. Nie widzę tu Gabrieli, a powinniśmy omówić ten twój plan z wypuszczeniem więźnia.
- Już to obgadałyśmy, gdy do mnie przyszła. Siadaj na swoim miejscu, to wprowadzę cię w szczegóły. - prychnęła. Oboje wiedzieli, jak na siebie działają... szczególnie, gdy są tak blisko. I gdy on jest na górze…
Milczał dysząc coraz wyraźniej. Z pewnością rozważał zmuszenie jej do uległości, poprzez dociśnięcie do ściany i całowanie tak długo, aż straci wolę walki.
- Dobrze… mów więc. - warknął w końcu siadając naprzeciw niej.
Dziewczyna usadowiła się wygodniej. Bolały ją wszystkie mięśnie, tak bardzo była napięta, gdy w pobliżu znajdował się Jan Wasilijewicz. Nie zdradzając jednak swoich odczuć po krótce streściła mu rozmowę z Gabrielą, opowiadając nie tylko o planie śledzenia jeńca, ale także o projekcie ubrań dla nich. Tylko informacje dotyczące mapy, ukrytej w klejnocie, na razie postanowiła zostawić dla siebie. W końcu nie o to pytał ją Rosjanin.
- A szczegóły? Jak planujesz go wypuścić? Niedokładnie wiązanie dłoni, powolna jazda automobilu? Pozostawienie samotnie na tylnym fotelu? Co mu powiemy w kwestii powodu, dla którego go przewozimy? - zaczął pytać spokojnie Jan Wasilijewicz.
- Ucieczka z automobilu to najlepsze wyjście, by nie zdradzić, gdzie był przetrzymywany - przyznała Carmen, czując się nieco pewniej - Możemy po prostu zagrać bardzo złych agentów i utwierdzić go w przekonaniu, że wywozimy go żeby zabić... może utopić? To zawsze wymaga przygotowań. A w porcie z łatwością poczuje, że może się ukryć przed nami.
- To dobry plan. Tym bardziej że chyba nie wie gdzie jest i chciałbym aby tak było i po ucieczce. Pojedziesz za nami, czy będziesz skakała po dachach?- zapytał beznamiętnie agent rosyjski.
- Pojadę, a gdy dojedziemy do portu, poskaczę po dachach. Spróbujemy go śledzić niezależnie. Ty robalami, ja... na miarę możliwości.
- Zgoda… skoro to omówione, to wybacz… ale jakoś nie jestem głodny. Może poszukam tych kochanek o których mówiłaś? - mruknął Orłow wstając od stołu i ruszając do drzwi.- Smacznego panno Stone.
Słowa o kochankach nie brzmiały tak szczerze jakby chciał Rosjanin, ale gorycz i rozczarowanie już tak. Z drugiej jednak strony Carmen zdawała sobie sprawę, że znajdą się w tej posiadłości pokojówki, które z chęcią skorzystają z okazji, by spędzić noc w łóżku Orłowa. Ona również straciła apetyt, jednak wiedziała, że jej ciało potrzebuje strawy. Czekając aż posiłek zostanie podany, patrzyła w okno i wspominała widok, jaki miała za okiennicami w rodowej posiadłości. Angielska pogoda była kapryśna, lecz i tak dziewczyna tęskniła czasem za tamtymi widokami.


Samotny posiłek był dla panny Stone katorgą, lecz najgorsze dopiero miało nadejść wraz z nocą. Choć położyła się późno, wcześniej zgłębiając lekturę jakiegoś rosyjskiego romansu (a myślała, że to będzie o wojnie!), Carmen nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok i patrzyła w sufit. Sen jednak nie nadchodził. Nie pomagało oczyszczenie umysłu jak przed akrobacjami. Nie pomogły powroty do wspomnień z dzieciństwa. Raz po raz męczyła ją myśl o Orłowie. Co teraz robił? Czy też nie spał?

Zła na siebie, zerwała się z łóżka. Postanowiła przespacerować się do kuchni, by tam nalać sobie szklankę mleka z cukrem - sposób jej świętej pamięci matki na przegnanie nocny potworów i koszmarów, które czasem ją gnębiły, gdy była dzieckiem.

W nocy wszystkie posiadłości były takie same, o czym Brytyjka znów się przekonała. Mroczne i ciche korytarze, rzeźby których niewyraźne kształty budziły wyobraźnię i wydawały się potworami czekającymi tylko na okazję, by capnąć niewinną ofiarę. Oczywiście ta gra cieni mogła wpływać na małą dziewczynkę, ale nie na dorosłą kobietę… do czasu aż zobaczyła przemykającą cicho białą zjawę przez korytarz przecinający ten, którym sama szła!

Idącą tam gdzie Carmen planowała iść… do kuchni. Wyuczonym odruchem dziewczyna przywarła do ściany, po czym w jej cieniu pomknęła za zjawą. Nie wierzyła w duchy, za to w ludzkie potwory owszem.
Cicho niczym cień przemykała w kierunku kuchni uzbrojona… cóż.. w tym departamencie miała jedynie za broń swą pomysłowość i zwinność. W końcu planowała polować na mleko z cukrem, a nie na duchy. Niemniej miała jeszcze przewagę zaskoczenia, gdy zbliżała się do kuchni i lekko uchyliła drzwi by zobaczyć… uroczy tyłeczek Gabi wypięty w jej stronę. Co prawda czarnowłoca pomocniczka Carmen miała na sobie białą podomkę, ale ta okazywała się półprzeźroczysta w świetle bijącym z lodówki, więc Brytyjka mogła się delektować ironią losu. Bo to teraz ona mogła sobie pooglądać kształty buszującej w lodówce Gabrieli. I choć były one niemniej apetyczne niż zawartość lodówki rosyjskich magnatów, Carmen wycofała się cichaczem. Nie miała ochoty na towarzystwo. Postanowiła więc przejść się i... wrócić do kuchni za jakiś czas, gdy Gabi już tam nie będzie.

Posiadłość była na tyle duża, że nawet nie mając dostępu do połowy niej, Carmen mogła się w niej “zagubić”. Ciężej było jednak zgubić myśli i pragnienia. Uciekła od Orłowa, Yue się oddaliła sama wracając, a wspomnienie Aishy… wydawało się rosnąć w cieniach rzucanych przez meble. Obiecywało uwolnienie od wątpliwości i zmartwień oraz rozkosz, w zamian za całkowite oddanie się w niewolę. A przynajmniej tak się samotnej Brytyjce wydawało, gdy tak szła w ciszy. Pomyślała o Huai, lecz pani kapitan, mimo że ją intrygowała, wydawała się po prostu żeńskim odbiciem drapieżności Rosjanina, toteż Carmen nie uciekła myślami zbyt daleko. Tak samo jej stopy doprowadziły ją pod drzwi komnaty Orłowa. Mimo woli zaczęła nasłuchiwać odgłosów. Pochylając się przy ziemi, dziewczyna przyjrzała się czy przez szpary widać jakieś światło.

Odgłosy były wyraźne… szybkie oddechy i głośne jęki. Orłow nie spał i nie był sam. Łóżko protestowało przeciwko gwałtowności z jaką było wykorzystywane, a kochanka pojękiwała coś po rosyjsku wyraźnie czerpiąc satysfakcję z bycia wykorzystywaną przez arystokratę. Czy to samo można było powiedzieć o samym Rosjaninie? Tego Carmen nie wiedziała, słyszała jego oddech, ale brzmiał on gniewnie gdy brał w posiadanie ów przypadkowy substytut Brytyjki. To było jak samobiczowanie - stać pod drzwiami i słuchać tych intymnych odgłosów, a jednak nie potrafiła odwrócić się i odejść. Ze łzami w oczach i rosnącym w ciele podnieceniem słuchała jak jej kochanek brał inną. Dopiero gdy kobieta krzyknęła głośniej, dochodząc, a potem odgłosy trzeszczącego łóżka ustały, Carmen zorientowała się gdzie jest i co robi. Szybko więc uciekła do swojej komnaty, zapominając nawet o mleku, po które wyszła.

Oczywiście mogła się tego spodziewać, Orłow nie był mężczyzną który hamował swój apetyt. To było logiczne że weźmie jakąś służkę do łóżka. Przecież sama go popchnęła w ramiona innej. Z dudniącym sercem Carmen oparła się o drzwi plecami nadal słysząc w głowie jęki rozkoszy owej kobiety i dyszenie swego kochanka. Brał ją od tyłu? Dosiadała go jak ogiera? Gdy zamykała oczy widziała ich oboje rozgrzanych pożądaniem. Nie potrafiła wyobrazić sobie twarzy owej kochanki , dlatego pewnie zawsze była ona zasłonięta kurtyną jasnych włosów. Za to Orłowa potrafiła sobie wyobrazić aż za dobrze. Jak ją bierze od tyłu klęczącą na czworaka, władczo i bezlitośnie. Jak ona wije się pod jego ruchami. Łatwo udało się Brytyjce odpędzić Rosjanina od swojej alkowy, ale wytrzymanie w niej samej już takie łatwe nie było. Zaczerwienione wstydem policzki płonęły, lędźwie zresztą też, tyle że żądzą.

Położyła się na łóżku i przykryła szczelnie kołdrą, lecz to nie pomogło. Z poczuciem ogromnego wstydu i smutku sama rozładowała napięcie swego ciała. Niestety, nawet gdy leżała spokojniejsza, dysząc cicho w pustej komnacie, nie potrafiła zmrużyć oka. Raz po raz przed oczyma wyobraźni rozgrywały się sceny z pokoju Jana Wasilijewicza, z czasem bogatsze nawet o kakofonię dźwięków i ilość kochanek.


Carmen zasnęła dopiero nad ranem, gdy pierwsze promienie Słońca pojawiły się nad horyzontem. Nie były to jednak spokojne sny, lecz ciąg dalszy widziadeł z udziałem kochanka, który w pewnym momencie zyskał ciało demona, do którego przyrodzenia niemal lepiły się najpiękniejsze i najbardziej wyuzdane kobiety o odcieniach skóry z całego świata.
Z tych majaków została wyrwana przez czyjeś dłonie trącające ją delikatnie.
- Panienko… panicz Orłow chciałby z tobą pomówić w swoim gabinecie.- odezwał się cichy kobiecy głos.
- Później! - warknęła i przewróciła się na drugi bok, przykrywając kołdrą po czubek głowy.
- Oczywiście. Przekażę. - odparł cicho kobieta i wyszła zostawiając Carmen samą w pokoju.
“Czy to była ta służąca, którą Orłow wczoraj się pocieszał?” - ta myśl sprawiła, że Carmen nagle otworzyła szeroko oczy.
Szlag by to! Obróciła się wściekle na drugi bok i nakryła kołdrą, próbując jeszcze zasnąć. Sen już jednak nie nadchodził i z każdą chwilą Brytyjka zdawała sobie sprawę, że powoli zbliża się południe. Gabi powinna już skończyć robotę przy mechanicznych robaczkach.
Zła na siebie, Orłowa i cały świat wstała z łóżka i zaczęła się ubierać. A kiedy była gotowa, żwawym krokiem ruszyła do gabinetu Rosjanina - cokolwiek chciał, lepiej mieć to z głowy.

Orłow przywitał ją lekkim uśmiechem i pożądliwym spojrzeniem najedzonego drapieżnika. Nie na tyle jednak, by nie mieć ochoty na kolejny smakowity kąsek. Siedział za biurkiem z karafką brandy na nim i dwoma mechanicznym robaczkami.
- Gabi już skończyła robotę. I z tego co wiem ten robaczek podąża za drugim w pewnej odległości, więc śledzony obiekt nie ma szans zauważyć podążającej za nim osoby. Oznacza to też, że jeśli będziesz pilnowała naszego ptaszka z dachów… ja nie zdążę na czas z odsieczą.- agent od razu przeszedł do sedna sprawy.
Carmen czuła się nieswojo. nie tylko przez to jak zmieniło się traktowanie jej, ale także przez to co usłyszała w nocy pod komnatą Rosjanina... i co jej się potem śniło. Potarła dłońmi zmęczone oblicze, by pobudzić krążenie. Brak snu nie pomagał.
- Co proponujesz? - zapytała, by zyskać na czasie.
- Wyglądasz nieswojo. Wszystko w porządku? - spytał z pewną troską w głosie Rosjanin i zamyślił się dodając.- W sumie to nie był jakiś w wstęp do propozycji rozwiązania, tylko przedstawienie sytuacji. Uważasz że jest sens ryzykować? To pójdziesz dachami. Jeśli nie, ruszymy razem mając nadzieję, że żuczek wystarczy.
Spojrzała na niego bezmyślnie a potem na żuczki. Chwilę milczała, jakby analizując słowa.
- Możemy śledzić go razem. Jeśli nas odkryją... zawsze będziemy mieli dwa razy więcej siły ognia.
- Czyli jedziemy razem? - zapytał ostrożnie Rosjanin przyglądając się Carmen.- Czy wszystko… z tobą dobrze. Wyglądasz na rozkojarzoną.
- Taaa. - powiedziała, uciekając wzrokiem - Źle spałam, więc może lepiej żebym za dużo nie skakała. Powiedz mi na kiedy mam być gotowa i to załatwimy.
- Też miałem dość bezsenną noc, ale… no może trochę kawy po turecku potrzebujesz? - zadumał się Jan Wasilijewicz wpatrując się Brytyjkę łakomie dodając z ironią. - Bo przecież innego rozruszania ciała to ty sobie odmawiasz.
Na te słowa wstała i ruszyła ku drzwiom. Miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że wie doskonale o jego bezsennej nocy, lecz zamiast tego powiedziała tylko:
- Twoja służąca mnie obudziła, mówiąc, że to pilne. Przyszłam więc najpierw do ciebie. Nie jadłam i nie piłam kawy, więc bardzo możliwe, że o to właśnie chodzi. Teraz, jeśli pozwolisz, uzupełnię te braki, więc pytam się na-kiedy-mam-być-gotowa?! - ostatnie słowa powiedziała podniesionym tonem.
- Planowałem wyruszyć tak za dziesięć minut, albo dwadzieścia. Ale możemy i za godzinę.- ocenił Orłow i zamyślił się przyglądając bacznie Carmen. Jego mina mówiła jej że nie do końca wierzy jej tłumaczeniom.
- Daj mi pół godziny - zawyrokowała - spotkamy się na zewnątrz.
I nie czekając na jego reakcję, wyszła z gabinetu. Po chwili namysłu faktycznie ruszyła w stronę kuchni. Kawałek ciasta i czarna jak smoła kawa - to połączenie brzmiało niezwykle smakowicie.

Za dnia kuchnia pełna była służących w tych ich tutejszych “rosyjskich” uniformach. Uwijały się one jak w ukropie przygotowując obiad, jak i podstawę pod przyszłą kolację. Wkroczenie gościa do kuchni, wywołał więc konsternację i osiem par oczu wpatrywało się zdziwione w Carmen.
- Czy znalazłby się dla mnie kawałek placka... i kawa. Najlepiej bardzo mocna. - spytała nieco tym poruszeniem onieśmielona.
Służące zakręciły się po kuchni niczym pszczoły w ulu. Jedna z nich, zapewne główna kucharka i zarazem kobieta po czterdziestce wykrzykiwała polecenia po rosyjsku. Inna, młodziutka blondynka podeszła do Carmen i uśmiechając się przyjaźnie zaproponowała.
- Proszę udać się do małej jadalni, to pokój trzeci na prawo od… tego miejsca. Tam podamy posiłek.
Co mogła więcej zrobić? Ukłoniła się lekko i udała do wskazanego pomieszczenia.
Posiłek przyszło jej jeść samotnie. Gabi odsypiała zlecenie, a Orłow… z nim sytuacja byłaby skomplikowana. Wciąż miała świadomość, że gdy ona cierpiała to on pocieszał się w ramionach innej. Tyle że nie mogła mu tego wyrzucić w twarz. Sama go wepchała w te ramiona. Sama zdecydowała się przerwać tę więź między nimi i… teraz była jak narkomanka na odwyku.
Posiłek został przyniesiony i wyglądał smakowicie.
- Smacznego. - powiedziała uśmiechnięta służka przed wyjściem i Carmen miała wrażenie, że nie była to wygłoszona bezmyślnie formułka. One wiedziały. Cała służba wiedziała, że Orłow odstawił swoją kochankę na bok.
- Niech i tak będzie... - szepnęła do siebie Carmen. Teraz bardziej niż wcześniej będzie miała motywację, by ruszyć misję dalej i wyrwać się z tego miejsca. A potem... kto wie... może skusi się na wakacje u boku Yue? Niech ta zepchnie ją w strumień cielesnych rozkoszy, które nie mają ani początku ani końca, które nie potrzebują sumienia, moralności czy społecznej akceptacji, a jednak pozwalają czuć i wypełnić tym wewnętrzną pustkę.
Z tym nastawieniem Carmen spałaszowała ciastko i wypiła kawę.

Czy to za ich sprawą, czy też pod wpływem nowych przemyśleń, wstała jakby bardziej rześka od stołu. Spojrzała na wielki, stojący zegar. Miała jeszcze trochę czasu, toteż ruszyła szybko do swojej sypialni by się dozbroić i zabrać Barona.

Niech służące szeptają, niech śmieją się z niej... ona jednak była kimś więcej niż tylko kochanką rozbestwionego rosyjskiego bękarta!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline