Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2017, 16:24   #12
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alexander powoli otwierał oczy. Coś go obudziło... jakiś nieregularny dźwięk... Czy dotarli już do siedziby zbójców? Tego nie wiedział, w miejscu, gdzie się znajdował było ciemno i zimno, jakby wrzucili go do jakiegoś lochu albo jaskini. Zdążył jeszcze pod powozem mocą krwi pokazaną mu przez sire, oraz za pomocą jego vitae krążącej w nim, tylko lekko zatamować krwawienie nim odpadł od zmysłów z bólu. Sytuacja wyrwała się spod kontroli już jak ten młody fircyk zaczął strzelać, teraz stało się to po raz drugi. Gdyby był sam… Cóż, wtedy nie było by problemu..
- Ailo? - zawołał zduszonym głosem.
Nie odpowiedziała.
Kiedy jednak skryba wytężył słuch, dosłyszał kobiecy szloch gdzieś na zewnątrz swego więzienia oraz pełne uciechy chichoty i wiwaty bandziorów. Zaczął podnosić się co nie szło mu zgrabnie z wciąż związanymi rękoma, ale w końcu udało mu się stanąć na nogach. Zaczął ostrożnie iść w jednym z losowo wybranych kierunków aż trafił na skalną ścianę pochyloną głową odruchowo przy skuleniu z chłodu i niepewności gdzie jest. Niezbyt boleśnie.
Zaczął równie ostrożnie iść oparty o ścianę i kilka razy stracił równowagę, a raz mało co nie upadł. Po chropowatości i nierównościach zorientował się, że była to jakaś jaskinia, a przecież z każdej jest jakieś wyjście. Grota nie była duża, toteż po niedługim czasie poczuł pustkę, brak oparcia i wyrżnął jak długi. Ponownie zebrawszy się na nogi zaczął iść wzdłuż ściany za załamaniem i zorientował się, że droga prowadzi pod górę, a wzrok wychwycił lekką jasność. Najwidoczniej po prostu rzucili go do groty i sturlał się na sam dół . Nie było stromo, ale szło się wyjątkowo niewygodnie, tylko ta jasność, nieregularna, pochodząca chyba od rozpalonego ogniska dawała mu nadzieję. W końcu zobaczył wyjście będące o wiele jaśniejszą plamą w mroku jakby przejście do większej jaskini-matki. Ostrożnie wyjrzał sprawdzając co się tam dzieje.
Teraz też zauważył, że kobiece głosy są dwa. Jeden krzyczał, szlochał i wył z bólu, drugi popłakiwał cichutko.

Kiedy Alexander wychylił się zza załomu skalnego, zobaczył, że jaskinia, w której faktycznie się znajdował, była umiejscowiona na półce skalnej, do której dostać można było się jedynie wąską, bardzo prowizoryczną ścieżynką - doskonałe miejsce, by odpierać ataki.
Poniżej natomiast mieściła się niewielka polana. Okalająca ją równa linia drzew, stających w półkolu naokoło, sugerowała, że została niedawno oczyszczona. Na jej środku palono ognisko, obok którego suszyły się wielkie bale drewna. Do tych bali, a raczej utrzymujących je wsporników były przywiązane dwie niewiasty. Wokół jednej zgromadził się wianuszek kilku “wielbicieli”, stojących niecierpliwie w kolejce, do jej wypiętego zadka. Druga kobieta zaś przywiązana była tyłem, na stojąco. Najwyraźniej ktoś wpadł na pomysł, że zabawnie będzie patrzeć na reakcje Aili, podczas gdy zbóje wezmą w obroty niedawną dziewkę Pieterzoona. Nigdzie natomiast nie było widać łowcy, a to zaniepokoiło go najbardziej. Mimo wszystko nie ruszał się i nie wychylał bardziej obserwując scenę rozgrywająca się kilkanaście metrów od niego, oraz okolicę.

Kilka metrów obok, półoparty o skalną ścianę spoczywał Pieterzoon okryty jakimś futrem. Młody łucznik miał jak widać trochę oleju w głowie, bo pozostawienie dawnego herszta na drodze zaowocowałoby wieściami iż “Łysy” nie żyje. Przyciągając go tutaj nie ryzykował niczym i pokazywał kamratom pewien akt solidarności, na którą mogli liczyć pod jego przywództwem. Wielki bandyta i tak nie miał większych szans na przeżycie, Alexander nie widział stąd czy bydlak w ogóle jeszcze dycha. Z drugiej strony jakby niezrozumiałym cudem się wylizał byłby winien nowemu hersztowi życie.
Skryba zmarszczył brwi, dla Coiville i okolicznych siół lepszy był ogromny idiota manipulowany przez dziewkę, niż sprytny bandzior.

Na skraju polany pasły się konie uwiązane do drzew. To Alexa też nie zdziwiło. Pieterzoon, on, ta gwałcona teraz dziewczyna… dziwnym byłoby aby banici mieli w planach noszenie nieprzytomnych po górach, szczególnie wobec gabarytów dwóch z nich.
Starszy łucznik, oraz siedzący tyłem mężczyzna, który przed chwilą “zwolnił kolejkę”, a którego skryba nie zarejestrował przy napadzie, pociągali właśnie z gąsiorka siedząc przy ognisku zaledwie parę kroków od bali drewna. Nad banitką pracował właśnie nowy herszt, a choć teraz zakapturzona już nie była wciąż nie było widać jej twarzy. Czy to przez półmrok i cień jaki rzucał na nią gwałciciel czy przez to, że twarz wciśniętą miała między bale drewna, jedynie długie czarne włosy były widoczne w poblasku. Jej szloch był raczej wynikiem bezsilności, bólu… ale nie było znać w nim jakoby spotykało ją to po raz pierwszy.

Co innego Aila…

Coś takiego musiało spotkać ją pierwszy raz w życiu, choć i tak miała rzecz jasna lepiej niż koleżanka obok. starała się jak najbardziej odwracać głowę co w końcu zwróciło uwagę “obleśnego”, który niecierpliwie czekał na własną kolej wraz z “topornikiem”.
- Patrz, patrz - wycedził zbliżając się do przywiązanej dziewczyny i przekrzywiając jej głowę siłą. Rozochocony rozerwał suknię na jej piersi.
- Johan, żesz do… kurwy… com ci… - wysapał ze złością nowy herszt nie przerywając swej czynności.
- Owa, Dirk. - Johan odparł kładąc Aili dłoń na łonie w bardzo nieprzyzwoitym geście. - Klecha mówił, że tu ma być nietknięta nie? A nie że pomacać nie wolno. - Wymownie przeniósł rękę na pierś ściskając.

Alexander spiął się jakby chciał ruszyć do przodu, wręcz odruchowo. Usadził go fakt, że było ich tam w kupie pięciu, z bronią niedbale porozrzucaną, ale wciąż w zasięgu rak.
Zaklął bezgłośnie i bezsilnie.
Choć nie widział z tej odległości dokładnie twarzy dziewczyny, mógł przypuszczać, ze zbladła jak ściana... co niestety podkreśliło jej karminowe usta.
- Tam pomacać, można i poużywać! - zawtórował koledze jeden z oczekujących w kolejce do czarnowłosej dziewki, ten topornik. - Takie usteczka to lepsze nawet od szpary tej tutaj... na pewno ciaśniejsze! - zachichotał obleśnie, a obaj siedzący przy ognisku mu zawtórowali. Ten, który obmacywał Ailę po piersiach, już począł rozwiązywać jej więzy, by zmienić pozycję dziewczyny.
- Ino kiecki jej nie zadzierajcie - przestrzegł nowy herszt, używając sobie na kamratce i raz po raz zerkając w stronę prześlicznej szlachcianki, teraz łkającej jeszcze bardziej przeszywająco.

Wtem Alexander poczuł, że nie jest sam. Jakiś cień padł na jego plecy, co wyczuł niemal szóstym zmysłem - tym, którego kiedyś używał w czasie walk. Gdy obrócił się gwałtownie, rozpoznał jednak sprężystą sylwetkę Italczyka. Młodzian nie tylko pozbył się więzów, ale skądś wytrzasnął kozik.
Bez słowa podszedł z nim teraz do Alexandra, a ten ze zdziwieniem na twarzy jakby odruchowo wyciągnął przed siebie skrępowane ręce. Być może była to kwestia pośpiechu w zamiarach Valentino widzącego wszak na co się zanosi przy pniach drewna, bo wciąż nerwowo tam zerkał. Gdy zbliżył się i sięgnął aby rozciąć więzy skryby potwornie mocny cios oboma skrępowanymi pięściami trafił go od dołu w podbródek. Głowa odskoczyła mu i zatoczył się oszołomiony próbując zogniskować wzrok. Wtedy dostał drugi raz, znów obiema złączonymi dłońmi z szerokiego zamachu w bok głowy. Jęknął głośno i padł bez przytomności.
- Jeszcze żyje, cholernie twardy bydlak… - pokręcił głową siwowłosy na ten jęk spoglądając w kierunku leżącego Pieterzoona.

Alex wciąż skryty przed ich wzrokiem za załomem skalnym kopnął Italczyka, który bezwładnie sturlał się do groty, po czym znów spojrzał w kierunku pni drewna. Ten obleśny niemrawo mocował się z mocnymi więzami Aili i z niecierpliwością zaczął już szukać u boku noża by je rozciąć.
Alexander patrzył.
Wiedział, że nie może i nie chce do tego dopuścić, ale gdzieś tam bardzo w głębi czaiła się nieśmiała ekstatyczna myśl, że mógłby po prostu patrzeć.
Po prostu patrzeć co jej robią.
Choć poczuł do siebie obrzydzenie iż choćby ulotnie przeszło mu to przez głowę, to irracjonalnie poczuł podniecenie na samą myśl. Ze wstydem odgonił to i wyszedł z jaskini zataczając się.
- Wody… - jęknął i stracił równowagę spadając z niewysokiej półki skalnej.
Poturlał się kawałek i z wysiłkiem ryjąc twarzą w trawie uniósł się na kolana.
- Wooodyy… - znów ni to jęknął ni to szepnął wyciągając przed siebie złączone jak do modlitwy, skrępowane dłonie.
Obleśny przestał gmerać przy więzach odruchowo odskakując ku porzuconemu tasakowi, ale uspokoił się widząc kiwającego się na kolanach księdza w pętach. Inni też spojrzeli w jego stronę.
Nagle ten, który zasugerował użyteczność ust szlachcianki wybuchnął śmiechem.
- Widzicie? Ksiądz też chłop, ma normalne potrzeby - powiedział, podchodząc do Alexandra z myśliwskim nożem w ręku. - Napić się musi, zjeść... a i pewnie coś by wydupczył.
Klepnął rannego mężczyznę po plecach.
- Pewnieście klecho nieraz marzyli o tych słodkich usteczkach, co? - Wskazał na Ailę. Dziewczyna, choć wyswobodzona z więzów, patrzyła przerażona to na zbója, to na Aleksandra. Tymczasem obleśny typ odłożył tasak i znów do niej podszedł. Ogromne łapsko położył na ramieniu kasztelanki, zmuszając by uklękła. Posłuchała, znów zalewając się łzami. Widać, że została już zaszczuta przez tych drabów. Nic zresztą dziwnego, dziewka, którą posuwał herszt nie w ten otworek w który powinien, kwiczała jak zarzynany prosiak. Ciężko się tego słuchało.
- No to co, chłopcy? - zagadała ten “pomysłowy”. - Damy świętobliwemu pierwszą kolejkę z panną szlachcianką. Niech korzysta z życia.
Odpowiedziały mu rubaszne rechoty. Nawet stary przy ognisku się zaciekawił. Tymczasem zbój machając nożem dał znać Alexandrowi, że ma podejść do klęczącej Aili. Ten zaś jakby posłusznie i wciąż lekko zataczając się uczynił to. Stojąc nad nią, klęczącą, z piersiami na wierzchu, z góry spojrzał w jej oczy. Chyba nigdy nie widział jej tak bezradnej i pięknej zarazem. Te zarumienione policzki, zaszkolne oczy, pełne i jędrne piersi, długa szyja, jakby zapraszająca, by zanurzyć w niej zęby...
- Nie... błagam... - szepnęła budząc wesołość gawiedzi.
- Widzicie? Mówiłem? Klecha nawet się nie wzbrania - chichotał ten z nożem, stojąc z boku Alexandra. Tymczasem spojrzenia jego i dziewczyny spotkały się. Jedno drgnienie brwi starczyło, by porozumieli się. W końcu może byli sobie obcy, ale z jednego źródła vitaę pili... Plan był w trakcie realizacji. Aila czekała na znak, nieświadoma pokus targających skrybą. I dobrze, że ich wzrok spotkał się jedynie na moment, bo gdyby dziewczyna zauważyła jego wypływające z głębi rozterki...
- Panie… daj mi siłę… - powiedział odchylając lekko głowę i przymykając oczy.
Słowom tym zawtórował rubaszny chóralny śmiech, bo zaiste wyglądało to jakby ‘ksiądz’ wystawiony na tak wielką pokusę walczył ze sobą odnosząc się do Boga. Żebyż tylko wiedzieli do jakiego “Pana” się odwoływał i o jaką siłę mu chodziło.

Krew Elijaha płynąca w nim dawała mu potęgę i siłę sama w sobie, jak Aili, ale sire pokazał też jak wykorzystywać jej moc. Esencja vitae wampira zaczęła nadawać jego mięśniom jeszcze większej mocy, a ghul skupiając się aż zadygotał z mocy przepełniającej go, co bandyci skwitowali kolejną porcją śmiechów.
- No malutka… pokaż na co Cię stać - Alexander uśmiechnął się do Aili otwierając oczy, a banici zawiwatowali.
Uznali to za początek zabawy.
Pod pewnym względem… nie mylili się.

Więzy prysnęły na wszystkie strony jakby kto rzemykiem związał niedźwiedzia. Rozrywając je Alex uderzył “pomysłowego topornika” prosto w twarz odsyłając go w krótki lot kilka metrów do tyłu. Nim ten jęknął głucho opadając na ziemię, skryba zszokowanego “obleśnego” posłał kopniakiem prosto w ognisko i pochylił się po miecz nowego herszta oparty o bal drewna, który ten wraz z pasem zdjął zabierając się za ciemnowłosą dziewczynę. Sam Dirk, jak nazwał go jeden z jego ludzi, chyba nawet tego nie zauważył bo powoli dochodził i wydając świadczące o tym odgłosy, zwiększył tempo wbijania się w gwałconą dziewczynę z twarzą na jej karku. Odwrócił się dopiero na krzyk bólu typa co wpadł w ognisko i się z niego momentalnie zerwał. Nie wypuścił swego tasaka, a “siwy” i nie uczestniczący w zajściach na drodze mężczyzna z paskudną blizną, zerwali się chwytając za miecze. Herszt zdziwiony i wściekły jakby nie mógł zdecydować się czy sięgać po nóż i ruszyć na skrybę, czy dokończyć to co zbliżało się doń falą przyjemności.
Alex uczynił krok i odgrodził od Aili tych trzech przy ognisku, oraz rąbniętego pięścią, co gramolił się niemrawo z ziemi. Wyciągnął miecz z pochwy i czując rękojeść usłyszał jakby chóry anielskie.
Tyle czasu…
Uśmiechnął się drapieżnie.



Nagle wszyscy znieruchomieli, przypatrując się sobie i gdyby nie szlochy gwałconej dziewki, można by pomyśleć, że za sprawą magicznej mocy zostali zaklęci w kamienie. Jednak kamieniami nie byli. Pierwszy przełamał ten moment konsternacji "oblech", którego skórzana kamizelka wciąż dymiła po spotkaniu z ogniem, a na ciele pojawiło się kilka paskudnych oparzeń. Mężczyzna uniósł tasak w górę i z krzykiem na ustach ruszył w kierunku Alexandra. Nie dotarł jednak do celu.
Moc krwi Elijahy była doprawdy niezwykła. O ile bowiem skryba zyskał dzięki niej nadludzką siłę, o tyle Aili dała ona niezwykłą szybkość i zwinność. Dopiero co klęcząca dziewczyna, podbiegła, czy raczej wykonała ślizg w stronę "oblecha", wyjmując z rękawa sukni ukryte ostrze. Wykorzystując swą niezwykłą szybkość, wpadła pomiędzy nogi mężczyzna, podcinając ścięgna dwoma płynnymi cięciami. Ten zwalił się na trawę z głośnym jękiem zdziwienia i bólu.
“Kto ją tego nauczył?” - pomyślał chyba każdy ze zgromadzonych. Nie było jednak czasu, by to rozważać. Pozostali zbójcy dobyli swych broni i ruszyli bowiem na dwójkę jeńców, wrzeszcząc i klnąc z wściekłości.
Pierwsze co zrobił Alexander to okręcił się unosząc miecz i ciął z potworną siłą. Jedynie końcówką miecza przejechał po plecach herszta wzdłuż kręgosłupa od karku po obnażone pośladki. Mężczyzna, który zdążył się jedynie unieść z brunetki i już miał sięgać po broń, z powrotem na nią opadł. Tym razem poruszał się na niej już tylko w drgawkach. Nie można było choćby zbliżyć się w porównaniu ruchów Alexa i Aili w kwestii jakiejś gracji, ale płynność z jaką po ciosie obrócił się z powrotem ku szarżującym na niego bandytom wskazywała jego wielkie doświadczenie w walce i ponadprzeciętną zwinność maskowaną potężną sylwetką. Siwy nie był wirtuozem i jego cios Alex odbił mieczem niczym natrętną muchę, ale ten z blizną był lepszym szermierzem. Pchnął wkładając w to pęd biegu i Alex już z większym trudem odbił swym ostrzem w bok jego cios, przez co banita stracił lekko równowagę, ale nie upadł.

“Obleśny” wijąc się na ziemi jedną ręką odruchowo sięgał do ran na nogach, w drugiej wciąż kurczowo zaciskał bitewny tasak. Emanując bólem i wściekłością próbował sięgnąć bronią ku dziewczynie zbierającej się z ziemi, gdy tymczasem “pomysłowy topornik” wstał wciąż lekko oszołomiony po ciosie Alexa.
Rzucił się do swego wielkiego berdysza opartego o pnie drewna. Choć Alexander wciąż walczył z szermierzem, miał go na oku, był gotowy na jego atak i powinien odeprzeć obu przeciwników, o ile tylko Aila poradzi sobie ze swoim “oblechem”. Dziewczyna w przeciwieństwie do niego nawet jeśli ćwiczyła, to nigdy nie walczyła w starciu, toteż mimo wspaniałych mocy krwi wampira, cechowała jej zachowanie typowa niepewność i strachliwość młodzika. Pewnie też byłoby gorzej, gdyby nie była tą kim była - zarozumiałą pannicą z wysokiego rodu, która nade wszystko stawiała swoją dumę.
Teraz też jej oczy błysnęły wściekle, gdy zbiła na bok cios tasakiem. Po chwili z dzikim okrzykiem rzuciła się na swego wcześniejszego oprawcę z niezwykłą szybkością, wbijając mu nóż prosto w twarz, a dokładnie w usta, z takim impetem, że dopiero jej dłoń zatrzymała się na krzywych zębiskach zbója.
Mimo iż ten od razu niemal wyzionął ducha, gdy ostrze sięgnęło mózgu, Aila spojrzała z nienawiścią w jego twarz.
- Ja ci dam usteczka... kurwi synu... - wysyczała, po czym splunęła na trupa.
Nie zdążyła jeszcze wyszarpnąć ostrza z jego gęby, gdy zaalarmowana, uniosła głowę.
- Uważaj! - krzyknęła do Alexandra.
Chciał powiedzieć, że ma sytuację pod kontrolą, gdy nagle na jego ramię spadł cios tępym obuchem. Mości Valentino odzyskał w międzyczasie przytomność i chyba zrozumiał już, że został wmanewrowany. Skryba syknął z tępego bólu i odskoczył wręcz odruchowo tnąc siwego od dołu przez podbrzusze, brzuch i pierś, na co starszy bandzior wyjąc w przedśmiertnym wrzasku uleciał nieco w górę i opadł niczym szmaciana laleczka.
Alex był na siebie wściekły.
Gdyby po ogłuszeniu łowcy po prostu zostawił go u wejścia do jaskini, ten pewne wciąż spoczywałby w objęciach Orfeusza. Najwidoczniej ocknął się turlając się w głąb groty gdy go tam wkopał i zareagował natychmiast wracając na górę.

Ten z blizną odzyskał równowagę po nieudanej szarży i miał za mało czasu by zastanawiać się nad tym co się dzieje. Mając Valentino bliżej uderzył z zamachu prosto w jego głowę. Italczyk wciąż oszołomiony lekko ciosami skryby i aktualnie skupiony na nim pewnie oberwałby kończąc świetnie zapowiadająca się karierę łowcy wampirów, gdyby nie… miecz Alexandra parujący ten cios. Valentino cofnął się odruchowo opierając plecami o trupa leżącego na ciemnowłosej dziewczynie i wyglądał jakby kompletnie nic nie rozumiał. Zdziwiony zerwał się z ciała banity i kobiet próbującej się wydostać spod martwego oprawcy i odskoczył stając tyłem do ogniska obserwując Alexandra nierozumiejącym wzrokiem.
Skrybie widzacemu to kątem oka przez myśl przeszło jak Elijah lubiący zabawiać się ludzkimi umysłami, byłby z tego dumny.

Topornik w tym czasie, jakby ufając w talent banity z blizną, po uchwyceniu mocno styliska skierował się na Ailę, choć ostrożniej widząc co zrobiła “obleśnemu”.
- Wydupczę cię kurwo, choćbym miał ci uciąć wcześniej głowę. Mi zajedno. - Cedził zbliżając się do niej bazując na długości swej broni.
Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana takim oświadczeniem. Kiedy mężczyzna natarł, dała sobie spokój z próbą oswobodzenia broni, która utknęła w czaszce przeciwnika. Zamiast tego sięgnęła do cholewy buta, gdzie miała ukryty własny sztylet. Znów z nadludzką szybkością wykonała ślizg w kierunku nacierającego topornika. Ten jednak znał już jej sztuczkę i mimo zwinności dziewczyny, uchwycił idealny moment, by kopniakiem odrzucić ją na trawę. Zamroczona Aila padła na plecy, a jej rozdarta na piersiach sukienka ukazała w pełni okazałości dwie cudowne półkule. Zbój stanął nad półprzytomną szlachcianką w rozkroku i zamierzył się swoim toporzyskiem. Mimo deklaracji chyba jednak szkoda mu było pozbawiać tak apetycznej panny życia, toteż zawahał się, co z nią zrobić.

- Czemuś mnie zbił? - warknął tymczasem Valentino w stronę Alexa. Młodzian odwrócony był do ogniska plecami, toteż nie widział co się dzieje z młodą kasztelanką. Jednak zerkając w jego stronę Alexander zobaczył. Nie miał jednak za bardzo możliwości, by pospieszyć teraz dziewczynie na pomoc.
- Boś już raz pokazał gówniarzu - skryba wymienił ciosy z banita z blizną - jak pomagasz. Na drodze! Ratuj ją na litość boską!
Dopiero na te słowa Italczyk odwrócił się widząc topornika z uniesionym berdyszem nad szlachcianką. Nie wchodząc dalsze dyskusje ze skrybą toczącym bój ze swoim przeciwnikiem puścił się biegiem ku Aili i jej katu, zdając sobie szansę, że nie ma szans zdążyć.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline