Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2017, 19:41   #23
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan skupił się na obronie Ludy. Tylko ona mogła ich wyciągnąć z tego bagna. Dostrzegał ironię, że to diabłów robota. Oddawał też strzał, za strzałem gdy tylko dostrzegł cel. Czy rozsądnie było tu przyjść? Mógł zostać na kurniku, mógł pojechać suknię Biruty potrzymać. Mógł też okolicznym pokazać, że jest działa i chować się nie zamierza. Tylko jak wielu ludzi zginie w skutek tej decyzji?

Jedna strzała przeszyła gardło psa, dwie kolejne utkwiły w mięsistym garbie na jego plecach… nie wywołując jednakże żadnego dostrzegalnego efektu. Młody Tzimisce rzucił łuk, sięgnął po miecz i tarczę. Ostrzem odbił cios pazurów, szczytem tarczy grzmotnął w pysk pierwszego ogara, poprawiając mu po ciosie Montwiła. Z zębów psa kapnęło coś, widział wyraźnie, zanim cofnął się w krąg, który utworzyli wokół Ludmiły. Coś gęstego i żółtego. Stopami zaś wyczuł delikatne drżenie ziemi. Jan pomyślał, że gorszą wiadomością od ogarów wielkości koni… są ogary wielkości koni z trującym jadem na gigantycznych kłach. Ojciec pewnie podziwiałby kunszt twórcy z zakresu tworzenia. Po czym urwałby bestii nogę odsyłając do pana. Syn jego Jan jednak czuł, że już się napatrzył. Zbyt wiele i za blisko…

Gdy poczuł drżenie ziemi…. Także myśl przemknęła, że jak to nie Luda… To już większych kłopotów im nie trzeba. Skupił się na bronieniu kobiety ze wszystkich sił. Gdy odpierał kolejny atak, słyszał trzeszczenie tarczy i zaczął obawiać się, że zaraz w drzazgi pójdzie jak nic. Lewe ramię mu zadrżało, bestie były silne ponad miarę. Montwił pięścią zdzielił atakującą go bestię, a potem za bary się z nią wziął, jak zapewne traktował niedźwiedzie. Jan usłyszał trzask łamanych kości, a chwilę potem znalazł się na ziemi.
Jan starał się wykonać jedyną rzecz jaką mu pozostała. Wsadzić miecz w otwartą paszczę bestii nim ta się nim poczęstuje. Pchnąć ze wszystkich sił jakie miał. Najlepiej nawet tych których nie miał. Teraz wiedział jak mniej więcej czuli się rycerze z bajań. Gdy smok otwierał swą puszczę. Gdy chciał pchnąć ogar pyskiem uniknął ciosu ale i pozycję na Janie zmienił. Diabłowi młodemu udało się wtedy spod ogara wywinąć. Takie szczęście w nieszczęściu. To co zrobił chwilę później było już jednak imponującym wyczynem. Wskoczył na ogara bo jak wielki jak koń to i dosiąść można. Wbił mu miecz trzymając oburącz prosto w czaszkę tak, że do podłoża z hukiem przytwierdził. Zza pasa wyszarpnął długi sztylet i dźgnął w czaszkę tworu, tuż obok miejsca, gdzie zagłębił się jego miecz. Wbił ostrze raz i drugi, zgrzytnął metal o kości, lecz mimo straszliwej rany bydlę ciągle żyło i walczyło, próbując go zrzucić ze swego grzbietu. W końcu udało mu się, Jan zarył policzkiem po ściółce, poderwał się zaraz, rozumiejąc, że znalazł się z dala od kręgu, a przez to pierwszą stał się ofiarą. Ten z którym walczył, z czaszką przebitą jego mieczem szedł ku niemu, przyskoczył i kolejny… Jak przez mgłę posłyszał wysoki krzyki Ludmiły w dodatku nie po kurońsku. Uśmiechnął się wtedy. Kuroński okrzyk byłby najpewniej agonalny, obcy zaś to może czary. Chwilę później z ziemi spod jego stóp wystrzelił gruby korzeń, wijąc się jak wąż. Pochwycony w drzewne sploty ogar kąsał grubą korę, raz po raz, uparcie i… bez skutecznie.

Jan skoczył ponownie podnosząc tarcze po drodze ku kręgowi. Tam rozejrzał po ziemi i zabrał miecz martwego Strugi woja, co go w krzaki bestie wciągnęły. Wstrzymał się diabeł z kolejnymi heroizmami tym bardziej, że były z grubsza bez owocne. Przez ramię spytał Ludy.
- Jak dam krwi to idzie te korzenie wzmocnić jakąś formułą? Ewentualnie wezwać na pomoc coś jeszcze?
Niewiasta spojrzała na niego oczami o białkach wywróconych na drugą stronę, przekrwionych i szalonych. Włosy stanęły jej dęba, wokół wiły się korzenie i pojął, że choć Luda patrzy na niego, to nie widzi, a na pewno nie słucha. Po około dwóch minutach dwa rogi zabrzmiały w oddali. Wyostrzone zmysły podpowiedziały Janowi, że to z dwóch miejsc niewiele od siebie oddalonych. Ogary zawróciły na ten sygnał. Został jeden z mieczem w głowie Jana oplatany przez korzenie. Ten jednak również o wolność się szarpał z całych sił.
- Ten jeden ciężko ranny i korzenie go oplatają i smagają raz po raz. Spróbujemy go w dwóch skończyć? Reszta wszak ucieka. - zwrócił się do Montwiła. Gangrel skinął głową. Rycerz związany z Janem podążył za nim. By suwerena chronić i zło zniszczyć. Nawet się nie zawahał. Choć cenę zapłacił, rany odniósł. W trójkę i z pomocą zaczarowanych korzeni co ogara oplatały, dokończyli Janowego dzieła. Tak w duchu bogom Jan podziękował, że ogary zawróciły. Bo marnie ich los by wyglądał. Tym bardziej szalona się wydawało, co rzekł po chwili do Montwiła. Łeb ogarowi ucinając na trofeum. Co prawda uszkodzone... jednak Krzesimir naprawi.
- Wysłałbym wszystkich do Strugi. I zrobił coś może dziwnego. Mianowicie jeźdzmy do nich obaj teraz. To tylko pozornie szalone. Jestem z rodu Tzimisce Polskiego, znaczny mój dziad i ojciec. Chrześcijanin nie poganin z lasu jak tamci nas widzą. Ogary nas napadły, jak myśmy tędy szli. Ty mój ochroniarz. Ja do rycerzy w gości spytać co się dzieje? Jakby się gęsto zrobiło to my jeszcze goście Jawnuty. Jak nam krzywdę zrobią, to na niejeden odcisk nadepną.
- Wszystko pięknie ładnie jak połdupek dziewicy. Jeno jeden połdupek. Bo mnie to tu nie z urody znają - odparł Montwił. Jan z kolei nie znał się na zmienianiu twarzy mocą krwi Tzimisce. Miał jednak inny talent, emocji po człowieku jego woli nie było widać, nigdy gdy nie chciał. Stąd Jan mimo, że pietra miał nie małego rzekł bez wahania w czasie czy głosie.
- Pojadę sam. Jakbym nie wrócił pchnij wieści do Biruty. Co się stało i jak. Tylko ludzi chroń moich i ziemię wtedy jak własną. Rozwiem się kto oni i może czy Niedźwiedzia dorwali. - i po minie Montwiła wiedział, że szacunku właśnie u niego zdobył bez liku. Ledwo Jan usta zamknął a otworzyły inne niemal równocześnie. Miłek rzekł, że idzie zwiadu dokonać samodzielnego. Pana trza mu szukać. Luda chciała iść z Janem. Jej nikt z Krzyżactwa nie zna, może poddankę udawać. Gdyby młodego diabła zamknęli to będzie pod ręka. I jej Jan chciał odmówić. Jednak ojciec nauczył każdy plan przemyśleć. Słowa zgody na jej pomysł nie były mu po myśli z troski. Jednak racji odmówić nie mógł. Lepiej mieć pole do działania niż nie mieć. Na Miłka, Jan spojrzał krytycznie i odmówił zdecydowanie. Niby to nie jego decyzja, bo i Miłek nie jego. Głupio jednak byłoby dać się mu zabić. Przytoczył argument, że on Jan zwiad wykona. Miłek zaś o ludzi Niedźwiedzia zadba. Na co ghul bez ceremonialnie stwierdził, że na ludzi sra mówiąc krótko. Pan najważniejszy przecie! Janek twarz w ręką obtarł wziął dwa wdechy. Nawet jego dobra wola miała granice. I począł tłumaczyć jak dziecku. Pan mocą krwi posiadał moc niewidoczności. Jak uciec chciał to uciekł. Miłek jako ghul natomiast jest aż nadto widoczny, żeby łeb mu urwać. Żywy jest swojemu panu potrzebny. Janek sam się rozezna lepiej i panu pomoże jeśli będzie okazja czy potrzeba. Ludzi może srać ale pilnując ich będzie użyteczny. To wszak własność jego pana i musi ją chronić. Mała pomoc ale ważna. Niedźwiedzia to poszukać w takich okolicznościach jeno sam Diabeł. Miłek z oporami się z argumentami w końcu zgodził. Luda potem go przed Jankiem tłumaczyła. On ponoć nie tutejszy i do plemienia nieprzywiązany.

Kamir zdał wtedy szybki raport. Uciekinierów było już tuzin mniej. Padł jeden z wojów Strugi. Hamsa i Nemei znikneli, jednak po dwóch pacierzach ich znaleźli. Jak ich ogar pogonił, schowali się mało heroicznie choć skutecznie niemal na czubku świerka. Swoich ludzi Jan następnie zobowiązał, dziewczynki maja pilnować jak oka. Żeby im nie zwiała. Jak siusiu to obstawić okręgiem choćby czy kobity z nią wysłać broń boże nie jedną. Wspomniał Jan, że ona mądra i sprytna. Żeby się nie dali podejść jak dzieci... dziecku. Kazał siedzieć u Strugi i czekać. Montwiła słuchać pod nieobecność Janka. On ich też będzie chronił w razie kłopotu. Krzyżakowi nakazał Vlaszego strzec wraz z dziewczynką. Obiecał, że wróci do wioski niedługo. Jemu natomiast w gościach nakazał się zachowywać. Może on Rycerz a oni poganie. Jednak ich dach i ich prawa. Jemu milczeć i kłopotu nie robić. Kiedyś z czasem im prawdę bożą wytłumaczą. Nie jednak teraz nam się z nimi wadzić o cokolwiek. Smarkom dał łeb ogara do pilnowania. Nosy ich skrzywiły się niemal symetrycznie. Jan im wyłożył wtedy, że to nauka. Jak podrosną i przyjdzie im flaki wypruwać w tej czy innej sprawie. Śmierdzieć będzie gorzej.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 24-08-2017 o 19:46.
Icarius jest offline