Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2017, 16:09   #61
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na zaplanowaną akcję Orłow nie wybrał żadnego “konia” z rodzinnej stajni. Nie nadawały się do tej akcji. Zamiast tego wybrał do akcji staruszka majordomusa Swiatlina. Bo też i automobil który służył majordomusowi nie był nowoczesny czy szybki. Był za to pojemny...


I Harim… z szarym workiem na głowie i związanymi z tyłu rękami zajmował całe tylne siedzenie pojazdu. Orłow stał przy zamkniętym samochodzie czekając na Brytyjkę i poprawiając rękawiczki. Był tym, kim go znała, skupionym na zadaniu gwałtownym i brutalnym agentem. Niebezpiecznym drapieżnikiem, przy którym należało uważać… i który tak ją podniecał.
Nie reagowała jednak nań już tak żywiołowo, świadoma tego jak szybko zapełnił pustkę po niej w swoim łóżku, a może i sercu?

- Nie przydałeś się nam Harim. Módl się do swojego boga, by był dla ciebie litościwy. - rzuciła w kierunku jeńca, siadając na miejscu obok kierowcy.
Orłow usiadł obok niej na miejscu kierowcy i uśmiechnął się lekko do niej i wskazał gestem dłoni na bramę. Harim zaś leżał nieruchomo zapewne nie wiedząc co zrobić. I dobrze… to jeszcze nie był czas na jego ucieczkę. Ręce miał związane za plecami, ale sznur którymi je związano był podcięty.
Po czym ruszyli powoli w kierunku bramy, by ją przekroczyć i skierować się szerokimi ulicami w kierunku dzielnicy portowej.
Kiedy byli już blisko, Carmen znów się odezwała, nie patrząc na Orłowa.
- Trzeba będzie wszystko przygotować. Moi ludzie nie mieli wczoraj czasu. - zaczęła kreować scenkę, w której więzień zostanie sam, by skorzystać z okazji i uciec.
- Będzie krótko, wycieczka jachtem, beton… jakaś mila w dół morskiej toni. Żadnych śladów. - odparł spokojnie Rosjanin przejeżdżając kolejne uliczki i zbliżając się do dzielnicy portowej. Słychać było nerwowe szamotanie się Egipcjanin. Pęknięcie sznurów na nadgarstkach było kwestią czasu.
- Bardzo dobrze. - odparła z zadowoleniem Carmen, nie potrafiąc ukryć uśmiechu rozbawienia. Jechali powoli, nie tylko po to by dać szansę ucieczki więźniowi, ale także dlatego że uliczki portowe Kairu robiły się coraz bardziej zatłoczone. Carmen słyszała jak mężczyzna się szamocze i szarpie. Do jej uszu dotarły też dźwięki pękających sznurów. A potem… zaległa cisza. Harim wyczekiwał na okazję do ucieczki.
Kiedy Orłow zatrzymał wóz, ona wstała i ostentacyjnie zamknęła za sobą drzwi.
- Idę sprawdzić łódź. I ani się waż gdzieś leźć. Zapalisz sobie na jachcie. - mrugnęła do Jana Waslijewicza. Po czym rozejrzała się poszukując odpowiedniej uliczki, by czekać na swego partnera. Ten nie ruszył od razu. Dla zachowania pozorów siedział przez kilkanaście minut i dopiero wtedy ruszył w kierunku agentki.

Schowali się w wąskiej uliczce, gdzie najpewniej nikt nie zaglądał, bowiem na jej końcu znajdujące się jedyne drzwi i tak były zabite dechami. Kiedyś marzyli o takim miejscu, by dać upust swoim uczuciom. Teraz było to co najmniej niewygodne dla Carmen.
- Kiedy wypuścimy żuka? - zapytała, by skupić myśli na zadaniu a nie scenerii.
- Jak zdecyduje się uciec. Nie musimy się spieszyć. Gabi powiedziała, że nie musi widzieć celu który ma śledzić. Żuk podąży za rozpylanym chemicznym śladem.- stwierdził Rosjanin i spojrzał na Brytyjkę pytając.- Czy ty się na mnie gniewasz?
To pytanie zbiło ją z tropu, przez co spojrzała na niego. Prosto w te przeszywające oczy. Szybko uciekła wzrokiem.
- Nie. - odparła cicho - Po prostu nasza sytuacja teraz... jest trochę niekomfortowa. Muszę przywyknąć. Tylko tyle.
- Nie przywykniesz. Nie jesteś nawykła do ograniczania się. - uśmiechnął się ironicznie Orłow przyglądając dziewczynie. - Z dużo gorącej krwi w tobie.
- Więc będę musiała znaleźć sobie substytut. Tak jak ty w nocy. - wysyczała, nie wytrzymując.
- Jesteś zazdrosna? Ale czemu? Sama mnie odprawiłaś. Chyba nie spodziewałaś, że będę płakał w poduszki, co? - odparł bez cienia triumfu w głosie. Za to z nutką pożądania. A Carmen ze wstydem zrozumiała czemu. Obserwując pojazd nachyliła się i instynktownie wypięła pośladki ku mężczyźnie. I zrobiła to… celowo choć nie do końca świadomie. Prawda bowiem była taka, że ich związek nie opierał się na żadnych górnolotnych uczuciach, ale na czysto zwierzęcym pożądaniu. I teraz, gdy byli sami w tej ciasnej uliczce, jej ciało chciało by Orłow je posiadł i zaspokoił. Już była podniecona, a fakt że musieli czekać aż Harim ucieknie i zniknie im z oczu, podświadomie podsuwał jej różne scenariusze na zabicie czasu. To była obsesja, byli uzależnieni od siebie nawzajem jak od opium.
I z tym uzależnieniem chciała skończyć. Odsunęła się nieco i wyprostowała.
- Wybacz - powiedziała cicho - Nie powinnam tego wyciągać. Twoje prawo. Ja... muszę sobie z tym poradzić. Dlatego wolałabym żebyśmy w najbliższym czasie pracowali osobno... w miarę możliwości.
- Dziś poradzić, a jutro żałować. Nie żyjemy wystarczająco bezpiecznie i długo, by bawić się w umartwianie. Jutro możesz być martwa, albo ja… - stwierdził Rosjanin nie zgadzając się z nią. - Tylko to co pochwycimy w dłoń, to nasze.
Tymczasem Harim wreszcie ostrożnie wyślizgnął się z automobilu i rozglądał dookoła poszukując w tłumie przechodniów swych “oprawców”.
- Cicho... - zganiła Orłowa Brytyjka, która z zadowoleniem przyjęła możliwość przerwania tej niewygodnej rozmowy. Przyciśnięta do ściany, obserwowała Araba.
Ten powoli przekradał się tuż przy wozie, aż wyczuwając okazję wskoczył w grupę egipskich robotników portowych, by wmieszać się w tłum i zniknąć wśród podobnych do niego Arabów.
- Zaczynamy? - Carmen zapytała towarzysza, który dysponował drugim żuczkiem.
- Nie. Jeszcze nie. Musi się od nas oddalić. W innym przypadku mógłby nas zauważyć. Musimy być pewni, że na nie dostrzeże. - stwierdził Orłow wyciągając mechanicznego robaka. Agentka więc tylko skinęła głową. Patrzyła w kierunku głównej ulicy, gdzie zniknął ich jeniec, czekając na sygnał.

W końcu Orłow wyjął i uruchomił chrząszcza. Ten mechaniczny robak rozłożył skrzydełka i wystartował. Jego odwłok migał na zielono. Raz szybciej, raz wolniej. Robak po kilku wahadłowych ruchach wybrał w końcu powietrzną ścieżkę, a jego kuperek zaczął coraz intensywniej migotać na zielono. Chrząszcz złapał trop.
Oboje ruszyli więc jego śladem przedzierając się przez tłumy przechodniów i przeciskając przez ciasne uliczki. Mieli nadzieję, że wynalazek Gabrieli nie zawiedzie, bo jeśli by coś nie wyszło, to zgubili Harima. Na razie jednak wyglądało, że robak działa cały czas trzymając się jednej ścieżki i migotając odwłokiem z szybkością lampy stroboskopowej. W końcu dotarli oboje w pobliże dużego zaniedbanego magazynu i tu robaczek się zatrzymał nie chcąc lecieć dalej.
- Chyba dotarliśmy na miejsce.- stwierdził Orłow.- Gabi mówiła że oba automaty utrzymują określony dystans od siebie, żeby przypadkiem nie wpaść na śledzoną osobę.
- W takim razie rozejrzyjmy się. - odparła Carmen, przyglądając się budynkowi - Tylko ostrożnie. To może być pułapka.
- Idziemy razem czy osobno?- spytał Rosjanin sięgając po swój ciężki rewolwer. - I którędy proponujesz iść?
Wskazała dach.
- Dasz radę, staruszku? - zapytała z uśmiechem.
- Dam radę… zawsze daję. Ostatnio to ty miałaś problemy z dachami i musiałem cię tulić.- uśmiechnął ironicznie Orłow przypominając jej Paryż. I pocałunek na jego dachach.
W odpowiedzi tylko prychnęła i ruszyła do najbliższego budynku, by znaleźć tam ścianę, po której da się wspiąć.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline