Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2017, 15:31   #192
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Dziewczyna ocknęła się, czując ból w całym ciele. Znajdowała się w absolutnej ciemności. Czarnej i zimnej. Leżała jednak na czymś miękkim i takim, że jej obolałe ciało zagłębiało się w strukturę tego, na czym leżało.

Pamiętała jak spadała, ale samego uderzenia o ziemię już nie. Może dlatego, że nie chciała tego pamiętać a może z jakiegoś innego powodu. Tak samo jak pamiętała wypadek samochodowy, ale zderzenia z drugim samochodem, które pozbawiło ją życia bądź "tylko" świadomości już nie.

Teraz za to leżała gdzieś w ciemnościach i zastanawiała się, które uderzenie było dla niej tym ostatnim: twarde lądowanie czy samochodowa kraksa. Może te wszystkie dziwne zdarzenia ostatnich dni były jazdą umierającego mózgu, doświadczeń doznanych w trakcie śmierci klinicznej, o których kiedyś czytała. To by znaczyło, że ocknęła się w kostnicy albo w grobie, tak jak ci wszyscy ludzie z miejskich legend, którzy przeżywali śmierć, ale dusili się zamknięci w trumnie albo w lodówce.

Aria zerwała się w panice, czuła niepokój, przez który nie mogła złapać tchu, tak jakby naprawdę się dusiła, tak jakby naprawdę brakowało jej tlenu. Chciała się stąd wydostać, gdziekolwiek było to "gdzieś".

Kiedy jednak poderwała się z miejsca, całe jej ciało zapłonęło ogniem bólu. Fala cierpienia była tak potężna, że Aria znów musiała się położyć.

- Spokojnie - usłyszała z boku jakiś suchy, kobiecy głos. - Nie szarp się tak, po szwy puszczą i rozpadniesz się na kawałki.

W tych ciemnościach dziewczyna nie mogła dostrzec osoby, która mówiła, ale głos należał raczej do kobiety i to do kobiety, która miała bardzo, bardzo dużo lat.

- Co? Gdzie ja jestem? I kim ty jesteś? - Wyszeptała Taranis.

- Jak to, gdzie jesteś? - zdziwiła się właścicielka głosu. - Spadnie takie młode cuś, rozbryzga się na kawałki i zdziwione! Toż czasy nastały. I jeszcze nie wie, kim ja jestem. Słoma w głowie, rzekłabym, gdyby nie to że zbierałam twoją głowę szufelką, i było tam tylko mięcho i galareta. Żadnej słomy.

Arii coś zaczęło świtać w głowie, wyraźny znak, że mięcho i galareta nadal pracowały.

- Pozbierałaś mnie po tym jak skoczyłam z wieży i pozszywałaś? Dlaczego? Po takim upadku powinnam być martwa.

- Martwa, żywa. Jaka to różnica. Niektórzy żyją i są martwi. Inni są martwi a żyją. Nie gadaj tyle, muszę sprawdzić szwy.

- No dobrze. - Dziewczyna umilkła.

Palce, które ją dotknęły, były suche i patykowate, ale delikatne. Starucha mruczała coś do siebie wodząc nimi po twarzy dziewczyny. Trwało to długą, naprawdę długą chwilę, jakby kobieta chciała być dokładna.

– W porządku. Ładnie. Ładnie. Będziesz mogła wyjść z ciemności. Wędrować dalej. Tylko jest jedno ale …

- Jakie ale? - zapytała Aria.

- Lubisz smak krwi?

- Co takiego? A cóż to za pytanie? - Taranis poczuła lęk.

- Właściwe i trafne.

- Nie, nie lubię smaku krwi. - Aria przełknęła ślinę z obrzydzeniem.

- No to kłopot. Schudniesz, dziewczyno. Bo przecież musisz coś jeść. A krew będzie tym, co podtrzyma twoją stabilność, że tak powiem, metafizyczną. Pięknie cię pozszywałam, ale życie po takim upadku jest skomplikowane.

- Co to znaczy? Jestem teraz jakimś wampirem albo zombie?

- To co martwe i żyje musi pożywiać się życiem. Tak. Jesteś łaknącą.

- To mnie porozszywaj z powrotem. Nie mam zamiaru być wampirem. Wolę być martwa niż łaknąca. - Spanikowała Aria.

- Ty naprawdę wierzysz we wszystko co usłyszysz - zarechotała starucha i rozkaszlała się w ciemnościach. – Ale cię nabrałam! Ha, ha, ha. Ubaw po włochate pachy. Ha, ha, ha. Żyjesz dziecinko. Chociaż byłaś martwa to jednak nie można umrzeć kogoś takiego, jak ty. Nie można tak po prostu zrzucić ze skały. Iskra istnienia w tobie jest silna. Walnął piorun i trzymał cię w zawieszeniu. A ja byłam w pobliżu. Zawsze czaję się pod Gniazdem. Dużo spada na dół. Mięsa. Smacznego i soczystego. Ale nie jem żywych. Nie jem.

Poruszyła się w ciemnościach. Dziwnie ją było słychać. Jakby miała zbyt wiele nóg. Dziwnych nóg. Takich, które raczej nie mają stóp.

- No to tu mnie masz. - Przyznała Taranis - Naprawdę ci się udał ten żart, bo się nabrałam jak dziecko. Hmm, wybacz, że o to pytam, ale czy ty jesteś pająkiem, to znaczy pajęczycą?

- Po części tak. Po części nie. jestem Prządka Nocy. Mam na imię Szaquxquxuxaz.

Istota wydała z siebie serię dźwięków nie do wymówienia.

- Ale ludzie mówią mi Szaqu. - dodała po chwili - A ty jak masz na imię, dziecinko?

- Aria Taranis, chociaż niektórzy się upierają, że nazywam się inaczej.

- Jak?

- Burzowy Pomruk.
 
Ravanesh jest offline