Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2017, 22:59   #18
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Mówiąc, że pomoże Aili w pochówku mijał się niejako z prawdą. Oficjalnie był zamkowym kapelanem, a ona była trochę rozbita czy to śmiercią wuja czy jego “testamentem”. Alexander nie chciał jej obarczać nadmiernie i zdecydował się zająć szczegółami obrzędu.

W wielkim hallu pod schodami do komnat kłębiła się służba przemieszana ze zbrojnymi. Wieść o śmierci starego rycerza poruszyła mieszkańców zamku i większość odruchowo skupiła się w pęczniejącym tłumku rozprawiając co to teraz będzie gdy Pan zmarł. Na widok Alexandra rozmowy przycichły do szeptów, po czym umilkły całkiem. Jako kanclerz i kapłan, oraz z racji słusznej postury i tak cieszył się na zamku wielką pozycją, nie mniejszą od Torinowej krewniaczki, teraz zaś Jan i Louis musieli rozplotkować to co w testamencie stało. Niektórzy już wprost patrzyli na niego jako na przyszłego pana, co wzbudzało w skrybie irytację.
- Co się stało wiecie, czas nam przygotować zmarłego na ostatnią wyprawę, do domu Pana - odezwał się w końcu. - Bernard, zbroję i miecz wyczyść i wypoleruj, ale tak jakby na królewski dwór wizyta miała być. Niech no ja jedną skazę zobaczę, a źle będzie. Źle bardzo. Tomaszu - zwrócił się do stajennego - rumaka pana wyszczotkuj, kopyta wyczyść Grzywę przystrzyż i rząd doprowadź do porządku. Jean, Lucien, Thijs, Dominiq, krzyż zbijcie z heblowanego drewna wysoki i w centrum dziedzińca w ziemię wkopcie, a pod nim mary ustawcie pokryte czerwonym suknem, na pół chłopa wysokie. Giselle, Eva, dajcie panience tuzin momentów by sama z wujem w swym żalu została i nikt jej nie przeszkadzał, przez ten czas pomożecie mi kaplicę wysprzątać. Potem idźcie obmyć ciało i przybrać je dostojnie. Ty Bernard jak się ze zbroją uwiniesz, to weź kogo do pomocy by pana w nią ubrać gdy dziewki swoje skończą. Reszta co zajęcia nie ma ważkiego dziedziniec wysprzątać i świeżą słomą wysypać. No, chyżo.

Tumult się zaczął gdy wymienieni rzucili się wykonywać polecenia. Wciąż była w nich niepewność, ale choćby chwiejny plan działania i zajęcie dawał im oparcie.


Kiedy Aila wyszła z komnaty wuja z przytknietą do oczu chustką, wszystkie polecenia zostały już wydane. Stanęła więc na balkoniku hollu, w cieniu wielkiego gargulca i obserwowała jak służba uwija się ze swoimi zadaniami. Nie było tu dla niej roboty, choć przecież to ona winna zajmować się szczegółami pochówku jako najbliższa wujowi krewniaczka. Alexander znów ją uprzedził.

Dziewczyna zacisnęła dłonie na poręczy. Z jednej strony obowiązki pogrzebowe przerażały ją i byłaby wdzięczna każdemu, kto by jej tu chciał doradzić czy wręcz ją odciążyć - każdemu z wyjątkiem zamkowego skryby. Bo i czemuż on to robił? Czy nie po to właśnie, by pokazać, kto jest nowym panem na zamku? Czy nie po to, by uzależnić ją od siebie i sprowadzić jej rolę do ślicznej, pogrążonej w smutku panienki, co tylko zmawiać zdrowaśki potrafi?

Krew zawrzała w Aili. Elijah coś jej obiecał, gdy zawierali swój pakt. Nie była jego ofiarą, jak chciał to przedstawiać Alex. Zawarli umowę, a lojalność dziewczyny miała być jej ceną.
Teraz jednak faktycznie zaczęła mieć wątpliwości, czy wampir jej aby nie wykorzystał. Choć nie chciała w to wierzyć, gdzieś tam na dnie duszy Alexander zasiał ziarno niepokoju.
- Przyjdź do mnie... - szepnęła bezgłośnie niemal. - Przyjdź do mnie tej nocy... Potrzebuję cię.

Chwilę jeszcze stała na balkoniku, po czym skierowała się do swojej komnaty. Na razie postanowiła tańczyć tak, jak gra jej skryba. Niech i tak będzie. Dla uśpienia jego czujności i... dla szacunku względem wuja, którego obrządek pochówku nie powinien zostać zakłócony przez żadną swarę.
- Będę u siebie - powiedziała starej Marii - ale jeśli trzeba wybrać kwiaty czy... pomóc jakoś przy planowaniu pochówku, nie wahaj się mnie wzywać. Zacznę tymczasem pisać listy... do rodziny.
I po tych słowach zniknęła w swych pokojach.


Minęło trochę czasu wypełnionego postukiwaniem na dziedzińcu i ogólnym rozgardiaszem gdy służba starała się doprowadzać zamek do porządku.
Po napisaniu listów Ailę zmogło zmęczenie położyła się jeno na chwilę i zapadła w płytką drzemkę.
Obudziło ją pukanie do drzwi komnaty.
- Proszę! - rzuciła odruchowo, podrywając się z łóżka. Jakie było jednak jej zdziwienie, gdy zamiast starej Marii lub innej służki zobaczyła Alexandra. Dziewczyna aż się zachwiała z wrażenia, toteż uczepiła się odruchowo brzegu sekretarzyka, na którym leżały zapieczętowane listy.
- Pan Torin gotowy, w zbroję przybrany. Mary na dziedzińcu na wystawienie ciała i nocne czuwanie też. Tyś jednak krewniaczką zmarłego Pani, do ciebie decyzje pewne co dalej - skryba rzekł gdy przystanął po wejściu do komnaty.
Tylko przez moment widział coś jakby ironię na jej obliczu, zaraz potem zastąpiła ją jednak powaga i dostojność. Dziewczyna złożyła dłonie na padołku i rzekła uprzejmie:
- Dziękuję. Masz coś konkretnego na myśli, czy po prostu chodzi o to, bym wyszła i się tymi sprawunkami zajęła? Dziwi mnie wszak, żeś sam przyszedł, a nie służącą posłał.
- Decyzjim ciekaw. -
Alex nie dał po sobie poznać czy wyczuł wcześniejszą ironię czy nie. - I to delikatna kwestia. Kazałem katafalk pięknie wystrojony na dziedzińcu wystawić, gdzie ciało pana wedle zwyczaju wystawione zostanie. W zbroi, z mieczem na piersi, z wiernym rumakiem uwiązanym u wezgłowia. Jeno egzekwia mam odprawić z rana jako i mszę świętą jeno dla mieszkańców, czy na nonę popołudniem i bramy zamku otworzyć by mieszczanie z Coiville mogli przyjść i w ciągu dnia hołd ostatni panu poczynić? Złożon ma być w kryptach pod kaplicą zamkową gdzie leżą kości Andrusa i jego rodu, czy umyślasz w kościele miejskim go złożyć, albo i może zmarłego w rodowe strony konduktem odwieźć aby w rodzinnej twej krypcie był złożony. Ucztę stypną wyprawić czy nie, a jak tak to czy kogo z Coiville zaprosić. Może i każdego co chwały by zmarłemu przyniosło? Zechcesz rady w tym? Wypowiem, nie zechcesz, zamilknę, ale decyzja Twoja.

Aila słuchała, słuchała i czuła jak diabeł w nią wstępuje. Skryba miał to wszystko tak dobrze zaplanowane, tak bardzo ogarnięte i nawet wybory jej przygotował, by nie czuła się niepotrzebna. Szlachcianka poczuła, że ma ochotę naruszyć ten jego mały świat stabilizacji.
Podeszła do Alexandra kocim krokiem, jakoś tak inaczej niż zazwyczaj się poruszała. Jej niebieskie oczęta utkwione były w jego twarzy, przez co nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Tymczasem szlachcianka stanęła blisko... bardzo blisko i chwyciła go delikatnymi paluszkami za rękaw szaty.
- Zatem radź mi, panie... - zrobiła wymowną przerwę, by myśli mężczyzny same dopowiedziały “mężu” - skrybo.
Nieświadom pułapki spojrzał na nią i rzekł:
- Wuj twój dobrym człowiekiem był, ludzie dobrze o nim prawili, pozwolenie na przyjście i oddanie mu hołdu nim pogrzeban zostanie z pewnością ściągnie wielu. Dla niego to chwała gdy żegnać go będą setki, nie jeno siostrzenica i garstka sług. Zresztą… - skrzywił się niechętnie. - Plotki być mogą. Kilkoro z Coiville wie o sire, a i opowieści wśród innych chodzą różne. Tylko wieść o śmierci? Cichy pogrzeb pod kaplicą? Ot mogą myśleć, że Torin nie do końca umarł. Kolejne ploty wydumane i bajania do kolejnych uszu mogą dojść, a nuż jaki łowca sprawdzić zechce... - zawiesił głos. - Co do miejsca pochówku. Jak w zbroi chcesz go złożyć, to nie poza murami zamku. Choćby i w podziemiach kościoła spoczął, to grób sprofanuje ktoś aby zbroję skraść. Co zaś do stypy… Ty tu rządzić po swym wuju będziesz, dobrze byś Coiville’czykom pokazała się jako pani hojna i dobra, dbająca o pamięć wuja. Choćby ucztą stypną, a i dla wszystkich co zechcą przyjść poczęstunek na dziedzińcu zrobić to lepsze dla pamięci Torina i twej przyszłej pozycji.
Dziewczyna bawiła się rękawem jego szaty, niby to przypadkiem jego ręką zawadzając o swoje biodro.
- Dobrze mi radzisz... dbasz o mnie - szepnęła głosem uwodzicielskim, lecz przywodzącym na myśl żmiję jadowitą. - A co byś radził sobie, by o swoją pozycję zadbać? Może... - przysunęła twarz do jego szyi - mMoże... powinieneś siąść obok mnie na tej stypie? Kielichami się wymienić? A gdy ja zapłaczę nad pamięcią wuja, ramienia użyczyć... i nie tylko... ot, pocieszyć biedną szlachciankę w rozpaczy... Nie sądzisz, że to dobra rada?
- Co…? Ale…? -
Widać było, że wyprowadziła go z równowagi.

Słowa, uwodzicielskie gesty…
Sam ze sobą walczył przez ulotny moment by nie położyć dłoni na jej biodrze, którą tam na moment skierowała. Zadygotał lekko od oddechu omiatającego mu szyję.
- Moja pozycja… nieważna - odpowiedział spięty starając się nawiązać do czego innego niż “pocieszanie biednej szlachcianki w rozpaczy”.
Bo myśli podpowiadały mu jak można by pocieszać.
Jej palce przesunęły się po grubym ściegu szaty w górę, aż do jego barku, potem szyi, delikatnie muskając ją drobnymi opuszkami. Dziewczyna cały czas przyglądała się z uwagą Alexandrowi, łowiąc każdy, nawet najmniejszy gest mimiczny. Czuła jego napięcie. Zesztywniał pod jej dotykiem i wyglądał na oszołomionego. W uczuciach kłębiących się w nim zauważyła iż udało jej się chyba to co zamierzała. Zbudziła w nim pożądanie, którego nie potrafił przykryć aby nie było widoczne. Tylko trochę przypominało to jego wzrok na rozbójniczej polanie, gdy stał nad nią, a banici kazali jej klęknąć. Tam też przez ulotny moment zauważyła iż jej pragnie, ale tu, teraz było to bardziej widoczne. Mimo to gdzieś tam w cieniu przebiegało i inne uczucie widoczne podczas ich eskapady, ale nigdy tu, na zamku.
Chęć otoczenia jej opieką. Choć ginęło to w emocjach związanych z innymi chęciami uczynienia jej czegoś innego, co świadomie w nim rozpalała.
- Nieważna? Mhmmm... a co w takim razie jest dla ciebie ważne? Co tak naprawdę ma znaczenie? - zapytała słodkim tonem kusicielki, ocierając się lekko o jego bok.

Objął ją w talii jakby machinalnie.
- Kiedyś ci powiem… co ma znaczenie - powiedział spoglądając jej w oczy. Jakby zdezorientowany szukał w nich wskazówek iż dziewczyna okrutnie się nim bawi, albo przeciwnie, zaproszenia. Po ich rozmowie w komnacie Torina to drugie było mało prawdopodobne, ale w takich sytuacjach rozpalonemu mężczyźnie to umykało. - Albo sama to zobaczysz.
Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
W sumie nie było jej źle, gdy tak ją obejmował, nie czuła doń obrzydzenia... wtedy jednak przypomniała sobie zachowanie zbirów na polanie i to co robili z Giselle. Aila spróbowała odsunąć się zdecydowanym gestem. Nawet jeśli nie udało jej się to, co zamierzała, nie była w stanie wytrzymać bliskości, która wprost mogła prowadzić do zbliżenia. Ramię Alexandra trzymało ją jednak pewnie przy sobie.
Dziewczyna podniosła na niego spojrzenie.
- Co robisz? Mało złego narobiłeś już? - zapytała cicho. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
Może gdyby poprzestała na pierwszym pytaniu, zauważyłby swą nieprzystojną i z odruchów wynikającą śmiałość.
Speszyłby się.
Puścił zawstydzony.
Jednak to drugie pytanie wzbudziło w nim jeszcze głębsze zdezorientowanie. Miast puścić ją, zacisnął dłoń na jej kibici i pochylił się.
- Cóżem ja złego ci uczynił Ailo. Bóg mi świadkiem, że nie wiem. Ojcam ci w bitwie zabił? Brata w turnieju z konia zrzucił, a za to zbroję i rumaka przejmując, do nędzy doprowadziłem? Cóże? Co złego?

Wytrzymała ten wzrok. Gdy mówił, rozchyliła nawet usta. Może jeno chciała szybko zabrać głos, ale przy zaczerwienionych licach, wyglądała, jakby składała je do pocałunku. Przestała się też wyrywać, za to dumnie stanęła przy mężczyźnie, prostując plecy i wyprężajac piersi.
- Doprawdy nie chce mi się wierzyć, że umysł w knowaniach wszelakich tak podstępny i, co by nie rzec, błyskotliwy, zaćmą się otacza, gdy idzie o obyczaje. Pomyśl, skrybo. Dopiero co noc spędziliśmy poza zamczyskiem. Sami praktycznie w głuszy, skąd ja w podartej na piersiach sukience wróciłam. Potem ten testament mego wuja... traktuje on o tobie jako kandydacie na mego małżonka. Ludzie więc zaczną teraz inaczej na ciebie patrzeć... jeśli wcześniej jeszcze nie robili tego, bo wiadomo, żeś nigdy z przesadnej religijności jako klecha nie słynął. - Wzięła głęboki wdech. - I wreszcie zjawiasz się tutaj, pod wieczór w mej komnacie. Sam jeden, gdy ja sama jedna wiadomo, że jestem... Zadam ci więc pytanie skybo, jeśli jeszcze tegoś nie pojął: jak myślisz, ilu dworzan i ilu służących wciąż wierzy w mą cnotę nienaruszoną? Ile mi pozostanie czci w ludzkich oczach, gdy ty zaczniesz testament podważać i powiesz otwarcie, że nie chcesz się ze mną żenić? No... powiedz. - Popatrzyła nań wyzywająco.

Wyglądał jakby dostał obuchem. Powoli, jakby bał się że szybszy ruch może zburzyć posady świata, zdjął dłoń z jej talii i cofnął ją. Sam też wycofał się o pół kroku.
- Ja… -
Wyglądał jakby nie wiedział co powiedzieć. - Jeżeli ktoś choćby żartem, plotkę rzeknie albo i własne przemyślenia takowe nawet cichcem względem twej czci wygłosi, to zrzucę z blanków Kocich Łbów - odezwał się w końcu. - Ja… nie chcę woli z testamentu spełnić, choć nawet nie wiesz jak wiele ona dla mnie znaczy przy tym co tam zapisane. I nawet nie o Kocie Łby tu idzie. Tylko jeden jest powód mego oporu, ale ważki dla mnie. Ty nie chcesz mnie, bom ci wstrętny i niechęć ku mnie czujesz, co tyle razy okazywałaś. Gdybym za małżonkę cię wziął to nie byłbym lepszy od tych choćby bandytów Pieterzoona co siłą, lub korzystając z okazji, niewiastę do łoża ciągną, albo i na sąg drewna, jak Giselle. Przemoc i siła czy zapis w testamencie? Zajedno. Gwałt zwykły czy ożenek? Zajedno. Jam nie chowany na dworze panienko - w głosie miał jakieś dziwne zgorzknienie - więc bardziej mi obce małżeństwa z rozsądku, ku bogactwu, z polityki. Czasem człowiek ma jeno wolność, godność i honor. Mnie dwojga z tego pozbawiono, sire chce odebrać mi i to trzecie. Gdybym wiedząc, że mnie nie chcesz wziął cię na ślubną... bym to stracił i ciebie szczęścia pozbawił.

Cofnął się jeszcze o pół kroku.
- Pytałaś co zrobię, gdy Elijah każe mi uczynić to co w testamencie. Jego wola niczym młot. Będzie jednak musiał nim moja wolę roztrzaskać w takim razie, bo odmówię nawet jemu.
Aila stała naprzeciwko niego i przyglądała mu się, nie ukrywając zdziwienia. W jej oczach dostrzegł też coś jeszcze - coś, czego nigdy tam nie widział, gdy na niego spoglądała. Szacunek? To zbyt duże słowo, bo wciąż była tam też nieufność, ale owszem, było tam coś podobnego - respekt.
- Potrafiłbyś? - spytała cicho.
- Nie wiem - odpowiedział szczerze z pewną dozą paradoksalnego połączenia bezsilności i uporu. - Przyjdzie mi to sprawdzić, może już tej nocy.
Spojrzała na niego w zamyśleniu.
- Niech myślą, co chcą, ale... to prawda, że nie chcę być tej nocy sama. Oboje też czekamy na sire’a i... no cóż, myślę, że nadszedł czas, by lepiej się poznać. Może... może uda mi się zrozumieć dlaczego jesteś tu gdzie jesteś - powiedziała ostrożnie, po czym dodała ciszej: - Czy... przyjmiesz moje zaproszenie?
- Tak. Z wielką radością. Ale… -
zawahał się. - Przesadzasz chyba wskazując iż służba może myśleć że my, tu… - speszył się lekko. - Wszak szczegółów pochówku pana omawianie przez księdza i siostrzenicę zmarłego potrzebne. Jeżeli jednak nie wyjdę z twej komnaty i na noc zostanę, to jutro nie będzie jednego, kto uwierzy, żem ci jeno towarzystwa dotrzymywał… - Alex spojrzał na kasztelankę nie dodając rzecz jasna, że po tym jak go rozbudziła to i siebie pewny nie jest.
Aila najwyraźniej jednak nie lubiła rezygnować z raz podjętych decyzji.
- To może... może poczekam aż Maria przyśnie i się wymknę, by nikt mnie nie widział. Ona zwykle i tak zasypia przede mną, a w ten sposób będzie przeświadczona, że jestem w komnacie. Taaak... tak będzie najlepiej. Zatem to ja do ciebie przyjdę - zaproponowała z niezwykłą wprost naiwnością.

“Jakby to co zmieniało” pomyślał Alex z przekąsem. Ładowanie się mu do komnaty na całą noc mogłoby bardziej odbić się na niej niż jakby on stąd nie wyszedł.
Oczywiście gdyby ją zauważono.
Przez chwilę wahał się co rzec.
- Błagam Cię Pani, źle mnie nie zrozum i nijak nie chcę tym obrazić ni uchybić... - Widać było po nim, że się w sobie skręca jakby nie wiedział jak coś rzec. - Jeżeli jednak ryzyko by miało być, że kto cię zauważy - odwrócił głowę ku ścianie nie patrząc na dziewczynę - rozważ ubranie peleryny z kapturem, jakie służki tu na Kocich Łbach zakładają gdy noce chłodniejsze. Nie dziwne to zda się komu kto przyuważyć może do mej komnaty takiej wejście, choć z rzadka się to zdarza - zastrzegł z jakimś zawstydzeniem sam dziwiąc się, w sobie tego uczucia. - Hominem me (esse) memento - wciąż uciekając wzrokiem sparafrazował łacińską sentencję, w beznadziejnej próbie wytłumaczenia się.

Młoda szlachcianka przyglądała się mężczyźnie, marszcząc lekko swoje piękne brwi, jakby nie rozumiała jego wątpliwości, choć przecież sama mu to wcześniej wygarnęła, że nie myśli o jej czci. Pomysł Alexandra przyjęła jednak z aprobatą.
- Maria ma taką pelerynę. Bez trudu więc się w nią przyodzieję - powiedziała, po czym dodała: - Teraz jednak skupmy się na obrządkach. Chcę by... było jak najbardziej uroczyście. Niech przychodzą, niech oddają mu hołd. Wszak był dobrym panem. I... niech spocznie obok swego przyjaciela, Andrusa. Nawet jeśli nam powiedzą, że w ten sposób wynosimy rządcę zamku do godności właścicieli... mam to w nosie. Wuja za dziecka spotkałam tylko raz, lecz po dziś dzień pamiętam jego opowieści. To wtedy... wtedy go pokochałam, jako bohatera - dodała speszona, po czym wróciła do wątku: - Opowiadał mi o tym, jak walczył u boku przyjaciela Andrusa, jak zaatakował ich niedźwiedź i... - Nagle uzmysławiając sobie swoją swobodę wypowiedzi i dawny dziecięcy zapał, speszyła się. Znów złożyła dłonie na podołku. - Wydam stypę dla wszystkich, którzy zechcą w niej uczestniczyć. Niech w kuchni zaczną się szykować. Stypa wszak będzie miała miejsce w trzecią noc po śmierci wuja, Święto Plonów wtedy wypada to i podzielimy się zbiorami, co by obfitość ich w przyszłym roku sobie zagwarantować.
- Wszystko będzie jak sobie zażyczysz - Alexander uśmiechnął się. - I chętnie posłucham o twych wspomnieniach o wuju, bardzo go lubiłem, a przed nami cała noc. Oddalę się, komnatę przygotować by bałagan tamtejszy nie uchybiał gościowi. -
Uśmiech poszerzył się po raz pierwszy tego wieczora nadając twarzy skryby jakiś weselszy wyraz.
Aila nie zatrzymywała go. Sama musiała się przebrać i przygotować na wystawienie ciała zmarłego wuja.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-09-2017 o 10:15.
Leoncoeur jest offline