Alex nie skierował się wprost do komnaty, ale do… spiżarni zamkowej.
Zamek wyglądał jak wymarły. Już poprzedniej nocy, gdy Bernard przyniósł wieści o napadzie na powóz, mało kto spał do rana, a zmożona przed świtem, zdenerwowana służba wstać musiała z rana by wypełniać swe codzienne powinności. Jakby tego było mało, część została wieczorem przegoniona przez Alexandra każącego przygotowywać zamek do pogrzebu.
Większość spała już jak zabita.
Ale nie wszyscy.
Ci co w sobie znanych celach szwendali się po zamku pożałowali tego strasznie. Dwóm pachołkom jakich skryba nakrył w hallu, kazał znaleźć kogo jeszcze do pomocy i wynieść ciało Torina na katafalk wzniesiony pod wkopanym w dziedziniec krzyżem. Kolejnemu, jakiego zauważył z krużganków, gdy przez dziedziniec przemykał, polecił rumaka pana ze stajni przywieźć i do tegoż krzyża uwiązać. Dwóch zbrojnych co do kuchni szli się posilić wysłał na nocne czuwanie przy ciele zmarłego zarządcy. Bernard na jakiego skryba się natknął, przykazane miał o świcie iść do burmistrza Coiviille i rzec co zaszło, oraz że msza i pogrzeb na nonę przewidziany i kto hołd pośmiertny panu chce złożyć od świtu niech przybywa na dziedziniec, gdzie pan będzie leżał.
Jeżeli kto jeszcze siły miał aby w swoich celach po zamku przemykać, to takich wymiotło momentalnie.
Choć… nie wszystkich.
Alexander ze spiżarni wziął beczułkę dobrego wina i ruszył do komnaty swej aby ją do porządku doprowadzić, lecz prawie zderzył się w korytarzu z Giselle.
-
Uch, jak żem się przestraszyła! - Odskoczyła odruchowo, choć jej poza skrybie ledwo udawaną się wydała.
-
Śpij Giselle, jutro tu mnogo ludzi będzie, wiele roboty nas czeka z pogrzebem.
- Kiedy… - rozejrzała się odruchowo. -
Kiedy spać nie mogę. Boję się. Pieterzoon wciąż dycha, ni oka mi zmrużyć.
- Umrze pewnie jeszcze przed świtem, nie bój się - Alex odrzekł łagodnie.
Nie miał złudzeń, że po tym co przeszła, jeszcze zanim omotała Pieterzoona to gwałt na niej wczoraj nie był już takim szokiem. Do tego nie dało się przyzwyczaić. Ból, upodlenie… ale za którymś razem nie bolało już tak duszy. Alexander nie miał złudzeń, że to co zaszło na polanie i co robili Giselle bardziej odczuła Aila, choć nie ją wzięli w obroty. Mimo to wiedział, że w czarnowłosej dziewczynie jest rana. Uśmiechnął się dodając jej otuchy i delikatnie uścisnął ramię.
- Tu nic ci nie grozi.
Przylgnęła do niego lekko.
-
Panie… bo ja… - wyglądała jakby nie wiedziała jak coś powiedzieć, jak on jakiś czas temu w komnacie Aili gdy szło o pelerynę.
-
Tyś mnie zratował - powiedziała w końcu -
tobie ufam… a tam gdzie kazali mi spać jestem sama. Najmniejszych szmerów się boję. Tyś ksiądz, nikt nawet źle nie pomyśli... - Przygryzła kosmyk włosów. -
Pozwól mi spać u siebie, bym w spokoju snu zaznała. W kącie się skulę, nawet mnie nie zauważysz panie.
Alexander westchnął w duchu.
Doskonale wiedział o co jej chodzi i gdzie to prowadzi, szczególnie, że po testamentu odczytaniu i jego poleceniach dotyczących przygotowań do pochówku wychodziło jakby bezsprzecznie, że on tu lada dzień będzie świeckim panem.
W dziewczynie nie zauważył nawet przesadnego wyrachowania i większych kombinacji. Ot wyszło jej raz z Pieterzoonem, że mogła czuć się dostatnio i bezpiecznie, to czemu nie spróbować raz kolejny? Była bystra. Wyglądało po niej nawet, że nie oczekiwała wiele, a dać gotowa była za to ile tylko miała.
Alex przez chwile żałował, że nie wzieli tych bandytów żywcem, bo chciałby nabić na pal i drzeć pasy skóry. Mężowie doprowadzający uczciwą dziewkę do tego, że gotowa była oddawać się za jeno namiastkę bezpieczeństwa. Stabilności.
Żył jeszcze tylko Pieterzoon. Niedorozwinięty kretyn, który jej to dał gdy potrzebowała.
- Giselle… - uścisnął jej lekko ramię -
nie tej nocy. Jutro pogrzeb.
Skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.
- I tak oka nie zmrużę. Gdybyś… - zawahała się. -
Gdybyś nie przydzielał mi prac jutro zbyt ciężkich, w dzień bym przespała się w komnacie twej? Noc poczuwam przy ciele…
Skinął głową.
- Jeno na mszy bądź pogrzebowej.
Uśmiechnęła się rozradowana, skłoniła i pobiegła na dziedziniec.
Alexander poszedł do siebie aby czekać na Ailę. Dziwnie mu tak było w swojej komnacie z myślą, że zaraz zjawi się tam kobieta. I to jaka kobieta! Jedna z najpiękniejszych jakie widział. W dodatku ktoś napisał ręką jej wuja, że może ją poślubić... To był absurd, ale myśli wciąż krążyły po głowie kapelana dręcząc go i męcząc. W takich chwilach gotów był uznać, że to jednak sire za tym stoi, który zawsze lubił swemu słudze mącić w głowie.
I dręczyć.
Wspomniał jej słowa, że coś ją łączy z wampirem, czego on nie pojmie. Czy to możliwe, że działała na polecenie sire? Albo wręcz razem z nim chciała czerpać przyjemność z zadawaniu Alexandrowi katuszy.
Wtem do drzwi rozległo się cichutkie pukanie. Gość przybył.
Gdy uchyli drzwi, Aila de Barr spojrzała na Alexandra jakimiś takimi roziskrzonymi oczami. Nie miała jednak na sobie peleryny, a jedynie białą, delikatną halkę obszytą najpiękniejszym haftem. Dziewczyna uśmiechnęła się słodko, przesuwając powoli wzrok po sylwetce skryby. Biorąc pod uwagę niejakie standardy obyczajności dotyczące stroju, oraz tego, że przyszła do jego komnaty tak odziana w nocy, równie dobrze mógłby ją odnaleźć w swoim łożu wracając do komnaty na spoczynek. Do tego ten jej wzrok…
Wspomniał swe myśli o niej, o sire, o udręce i katuszach rozumiejąc, że to musi być jednak to. Na twarzy wykwitł mu przebłysk żalu, ale oderwać wzroku od niej nie mógł.
Ba, nie potrafił nawet trzymać wzroku na wodzy i nie prześlizgnąć się po pięknych kształtach wyraźnie zarysowanych pod halką. Choć się starał.
- Witaj ponownie Pani - odezwał się w końcu odnajdując język w gębie -
w mym skromnym królestwie - posilił się na żart i odsunął aby wpuścić ją do środka.
-
Zechciej spocząć. - Wskazał na wygodne obite materiałem krzesło. -
Gdy zginął druh, kompan, z towarzyszami często piliśmy wino za jego pamięć po… - urwał. -
Tak i za Torina chciałbym, zaszczycony będę, jeżeli zechcesz mi w tym towarzyszyć - dodał.
Dziewczyna weszła do komnaty, okręciła się na pięcie, by wszystko sobie obejrzeć i nie bacząc na zaproszenie, podeszła nie do krzesła, a do skryby. Stanęła przed nim, z lubością wypatrując czegoś na jego licu.
-
O testamencie chciałam z tobą rozmówić się... I o twoich pragnieniach, mój drogi skrybo. - szeptała kusząco.
-
Już rzekłem przecież... nie zadręczaj się tym. Nie chcę pozbawić cię zamku... - desperacko starał się skupić na czymkolwiek tylko nie na “pragnieniach”, ale zdradliwy wzrok i tak prześlizgnął się po dekolcie halki.
-
Jesteś taki opiekuńczy... może nie byłoby mi tak źle z takim mężem u boku... - powiedziała na to Aila, chwytając jego dłoń i kładąc znów na swojej talii. Jej piękne piersi, które miał okazję widzieć w pełnej okazałości raz po raz unosiły się w oddechu, co podkreślał jeszcze głęboki dekolt halki.
-
Powiedz mi więc Alexandrze... powiedz czego ty pragniesz…
Chciał jej powiedzieć, wyrzucić to z siebie. Jednak nie mógł, nie teraz. Jeszcze nie. Zacisnął lekko dłoń na jej kibici, a drugą położył na kształtnym biodrze.
-
Mało ci, że widzisz to jasno? Usłyszeć chcesz koniecznie jak na głos to wyrzekam? - spytał lekko drżącym z podniecenia głosem, niemal szeptem przy jej uchu.
Zarzuciła mu szczupłe ramiona na szyję i spojrzała głęboko w oczy.
-
A ty tego nie pragniesz? - zapytała -
Może to ten czas... czas prawdy... Powiedz mi, Alexandrze...
Pragnął powiedzieć jej czego pragnął. Wciąż jednak bał się, że to jeno zabawa nim, zaplanowana przez nią, lub przez nich oboje udręka. Gdyby wszak wyznał swe najgłębsze pragnienia byłby zniszczony.
Objął ją splatając swe ręce na jej plecach, niżej niż wymagała tego przyzwoitość.
- Wiesz, że cię pragnę - odpowiedział patrząc jej w oczy i szukając w niej tego co ona zdążyła już rozpalić z nim. Z wyrachowania jeno bądź nie.
Dziewczyna pociągnęła delikatnie za jego kark, by pochylił się bardziej, a gdy ich usta już prawie się dotykały, szepnęła:
-
Nigdy nie będę twoja... bękarcie!
W tym momencie Alexander otworzył oczy. Wciąż był w swojej komnacie, siedząc na skraju łoża. Czyżby przysnął? Najwyraźniej... Ktoś zapukał do drzwi. Może to nawet ten dźwięk go wybudził, jeśli się zastanowić. Ciężko podniósł się kierując kroki do drzwi. Emocje wzbudzone tak realnym snem wciąż w nim buzowały.
Otworzył, spodziewając się wszak kogo tam zastanie.
Aila uśmiechnęła się trochę niepewnie, widząc jego minę. Miała na sobie pelerynę o której rozmawiali i nie zachowywała się jak... jak tamta ze snu.
-
Chyba mnie nikt nie przyuważył. - szepnęła.
- Witaj ponownie Pa… - zaczął orientując się iż to samo powiedział we śnie. - Zadrżał lekko na samą myśl, czy przez echa pożądania, czy przez to co wzbudziły w nim ostatnie słowa mary sennej. Ranę.
Przepuścił ją czym prędzej, aby nie stała na korytarzu, a gdy weszła zamknął drzwi i przekręcił klucz.