Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2017, 22:46   #20
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Opowieść Alexandra d'Eu



- Plotki jakie służba czasem rozpowiada prawdą są. Moim ojcem jest Karol, hrabia Eu, w ósmym pokoleniu potomek króla Francji, Ludwika, ósmego tego imienia, zwanego Lwem. Lecz jestem potomkiem nieślubnym. Ojciec mój został wzięty przez Angielczyków do niewoli w rzezi pod Azincourt, podobnie jak książęta Orleanu, Burbon i wielu, wielu innych. On spędził w tej niewoli 23 lata. Najlepsze lata swego życia, bo ledwie dwie dziesiątki miał gdy więźniem króla Henryka V został.
Skryba uśmiechnął się lekko.
- Jak wiesz, dla prostego ludu pęta, lochy i kamieniołomy. Szlachta, szczególnie wysoka, w niewoli się trzymając nic sobie wzajem nie odmawia. Poza wolnością ojcu memu na niczym nie zbywało, nawet na polowania mógł się udawać. Nie stronił też od kobiet… Tak zresztą poznał mą matkę. - Upił łyk wina. - Ona ze starego rodu pochodziła, który wysokim i szlachetnym był za anglosaskich czasów. Dawno. Przed podbojami Wilhelma “Zdobywcą” zwanym. Normanowie wiele rodów anglosaskich z czci i pozycji odarli, ród matki mej dawno już mieszczańskim był gdy Karol z Eu w niewolę popadł, ale stare tradycje, jak matka opowiadała, w domu żywe były i duma jakaś całkiem zatarta nie została, ale szlachcianką matka nie była. Służbę na zamku pełniła i jako służkę Karol ją posiadł. Po dobroci i nie raz, dla niej wszak romans z tak możnym Francuskim władcą to było coś.

Alexander spojrzał Aili w oczy. Ta przełknęła ślinę. Wyglądała na nieco... zawstydzoną?
- Tak pojawił się bękart. Och, z pewnością nie pierwszy, bo i nim mą matkę ojciec poznał to przez lata i inne nawet lepiej rodzone do łoża zaciągał. Ten dzieciak był jednak inny. Nie wiem czy ojciec matkę kochał, raczej nie… może jeno w łożnicy przymiotach ją wielbił, ale zauroczyła go bardzo. Gdy król Henryk VI zdecydował po długiej niewoli go w końcu zwolnić, ten zapragnął Annę ze sobą wziąć. Do Francji, a ona… - wzruszył ramionami. - Urodziwa bardzo, ale z bękartem na ręku i mieszczańskiego będąc stanu, kogóż by za męża spodziewać się mogła? Rzeźnika z Berkeley Hill, co to w tygodniu dwa dni bije, dwa dni pije, a siedem dni śmierdzi? Z ochotą zgodziła się. Na ożenek szans nie miała, ale godne życie jako jego cicha kochanka już tak. I dla syna to robiła. - Urwał zapatrzywszy się w kielich.

Kiedy wypił jego zawartość o dziwo to Aila wstała i nalała jemu i sobie nowej porcji wina. Alexander zaś tkał dalej swą opowieść:

- Wiesz przecie jaka jest różnica między bastardem, a bękartem. Pierwszy nieślubny, owszem i może nawet z chłopki, ale uznany. Cornelius Burgundzki dajmy na to, lub brat jego Antoine, synowie księcia Filipa. Sławni, o potędze większej niż połowa książąt i hrabiów Rzeszy. Zresztą Filip ćwierć setki nieślubnych dzieci ma chyba, a nawet niższa szlachta niderlandzka i burgundzka tratuje się by za takich wydać córki, czy synów. Niektórzy nawet lordami są i włości własne mają. Co innego Ailo bękart… taki do którego ojciec przyznać się nie chce, albo ma go tam gdzie… przy pięknej niewieście nie użyję tego słowa. - Skryba uśmiechnął się tym razem przekornie. - Problemem był fakt, że król Anglii może i wypuścił Karola, ale północną Francję twardą ręką w wojnie trzymał. Eu nadał nawet jednemu ze swoich możnych. Ojciec mój wolny, ale bez ziemi był. W czasie bojów z Anglikami jednak nim w niewolę popadł, ocalił życie księciu Andegawenii i Maine, Ludwikowi II. Jego syn, Karol z Maine chciał ten dług spłacić, więc dał ojcu w zarząd jedną ze swych włości, hrabstwo Guise przy granicy z Burgundzkimi Niderlandami i biskupstwem Liege - spojrzał znów Aili w oczy upijając wina - tu niedaleko. I dnia drogi chyba nie trzeba by granice włości tej osiągnąć. Ojciec do czasu odzyskania swego hrabstwa miał zatem pieniądz, mógł utrzymać dwór…. A czas to był dobry, bo Filip Burgundzki strony zmienił i miast jak dotąd z Anglikami lać Francuzów, zaczął z Francuzami lać Anglików. Jeno kwestią czasu było wyparcie wroga za morze i odzyskanie Eu.

- I odzyskał -
powiedział z goryczą - ale czas spędzony w Guise tragedią się skończył dla matki mej. Na dworze pojawiła się niejaka Nicolette, która ojca omotała strasznie. Po latach dowiedziałem się, że to służka krwi wampira była, oni choćby dla zabawy lubią wpływy na władców wywierać i ich z sobą w ten czy inny sposób wiązać. Karol na jej punkcie oszalał, wszak wiesz, że my krew nieśmiertelnych w sobie mając zwykłymi ludźmi nie jesteśmy. A ona była… niesłychanie udanym narzędziem. Matka czuła iż ta przybyła mota i starała się Karola od jej wpływów uchraniać, ale na próżno. Zaś Nikolette zażądała od księcia-kochanka, by Annę z bękartem odprawił. Daleko było jeszcze by ojciec matką się znudził, ale przy Nikolette uczucie wygasało. Zdecydował odprawić. Ona zaś przez lata nabrała śmiałości, wykrzyczała hrabiemu Eu, że własne dziecię wyrzuca… a on - skryba oblizał wargi - on się wściekł. Podobno też wykrzyczał, że nijaki to jego syn, jeno bękart jakich w Anglii na pęczki napłodził. Zabić własnego dziecka wszak nie mógł, nie był złym człowiekiem, ale tak chciał go ukryć, aby nikt nie wykorzystał dziecięcia przeciw niemu.

Tym razem to Alexander nalał im do opróżnionych podczas opowieści kielichów. Aila zaś rozumiejąc, że potrzebuje chwili przerwy, nie wyręczała go w tym. Czekała.
- Są różne klasztory Ailo. Są i takie… że strach - powiedział w końcu, po długiej chwili milczenia, jakby samo wspomnienie nim wstrząsnęło i brakowało mu słów. - Nie jeno miejscami dla mnichów, ale odosobnieniem dla najgorszych dewiantów i zwyrodnialców, co z jakichś względów w lochu trzymać lub ubić nie lza. Był sobie taki klasztor w Ardenach, całkiem blisko Guise co nawet biskup Liege nie wiedział że pod jego władzą jest. Przeorzy tam od lat proceder uprawiali, że za sute datki trzymali takich i owych. Taki dajmy na to młody syn rycerza, co gdy sąsiad na wojnę poszedł, zasadził się na domostwo. Na oczach żony tegoż rycerza-sąsiada mniej niż dziesięć lat mająca córkę pohańbił, a potem na oczach tej dziewczynki matkę. I tak cały dzień nim się nie znudził. Tymczasem gospodarz tego dworu walcząc za królestwo z Angielczykami, w niewolę popadł. Na ile lat? Nie wiadomo, przeciez na okup nie było bo “rycerz” - skryba to słowo z siebie wręcz wypluł - gwałciciel dwór splądrował i spalił. Tak Ailo, jak się pewnie domyślasz: z obiema pohańbionymi w środku. Ubić takiego? Niee... Za cichą zgodą wstrząśniętego czynem ojca tego chorego sukinsyna, załadowali go do klasztoru. By żył tam aż sąsiad z niewoli wróci i cichcem mu złoczyńcę oddać. Niech ból choć trochę wtedy ugasi… Do lochów nie, bo przecie by go tam w trzy dni za czyny jego zamordowali choćby i strażnicy więzienni. Klasztor Ailo. Klasztor... Inny człek, pół miasteczka wymordował zatruwając studnie. Kilkaset ludzi, w tym starców, dzieci. Bo uznał, że rada miasta go prześladuje. Ale jakież on piękne wiersze pisał… No to rządca Hainaut jednocześnie odosobnić go z dala od ludzi chciał, ale niech mu pisze wiersze jakie ten dziewkom szlachetnie rodzonym jako swoje przedstawiał. Mógłbym ci wiele takich historii opowiedzieć, bo za podszeptami Nicolette to tam mnie ojciec wysłał. Gdym osiem lat miał, lubo dziewięć. Nie pomnę. Znam historie wszystkich co tam wtedy siedzieli.

Alex milczał, jakby coś ciężkiego przez usta mu przejść nie chciało.
- Matka… matka chciała mnie chronić. Ubłagała to jedynie, żeby ją ze mną wysłano. Spytasz jakże to? Kobietę do męskiego klasztoru? Tak, bzdura to i nie do pomyślenia rzecz. - Pokiwał głową. - Nie do pomyślenia gdy o zwykły klasztor idzie. Ten wszak zwykły nie był. Nicolette “zlitowała” się nad Anną i wstawiła za nią. Och jakże to było szczere wstawiennictwo… wszak wiedziała, że tej bandzie zwyrodnialców prócz wolności nie zbywa na niczym. Prócz dziewek. Ciężkie prace jej przydzielano i oddawała się po dobroci, aby mnie nie krzywdzili, ale że takim bydlakom przyjemność sprawia branie siłą niewiasty, to i tego doświadczała. Bym patrzeć na to nie musiał wypraszała mnichów abym całe dnie mógł przesiadywać w dobrze zaopatrzonej bibliotece. Och nie za darmo rzecz jasna. Pieniędzy jak dobrze Ci się pewnie zdaje jednak nie miała. Wyimaginuj sobie jak płaciła aby z dala mnie trzymać od tych zwierząt. Przez dwa lata przeczytałem wszystkie księgi tam, niektóre dwukrotnie. Ot ciekawostka. Nie zgadłabyś co w niektórych bibliotekach klasztornych znaleźć można. Mają tam kopię “Picatrix” o wiedzy tajemnej. Stos za to pewny. - Roześmiał się, ale zaraz jakby znów humor mu się zwiesił. - Z matką widywałem się jeno w nocy. Po jakimś czasie już nie płakała nawet. Trzymała ją przy życiu determinacja. Ja.

Znów zajrzał do pucharu. Aila nie patrzyła na niego. Siedziała na skraju łoża ze splecionymi dłońmi jakby w modlitwie. Nie modliła sie jednak, lecz patrzyła na ogień w kominku. Ogień zawsze przywoływał wspomnienia. A młoda szlachcianka już wiedziała czym jest gwałt. To jednak, czego doświadczyła matka młodego Alexandra przechodziło nawet jej wyobraźnię.

- Zmarła pewnej nocy. Cicho. We śnie. - Westchnął. - Ci których tam osadzają to bydlęta tchórzliwe, które wiedzą, że za ich czyny bez możnej protekcji na zewnątrz by ich ubito jak psy. Ludzkie mendy, słabe co jeno słabszym ból i sromotę lubują się zadawać. Tacy nie uciekają. Zresztą przeor zapowiedział, że jeden ucieknie, czterech w mękach umrze. Te gnidy pilnowały się nawzajem, a i mnisi byli niezwyczajni. Niektórzy to byli dawni rezydenci tego rozkosznego miejsca - skrzywił się. - Jednak ze mną było odwrotnie. Dla mnie zagrożenie czyhało wewnątrz, nie na zewnątrz. Niektórzy z tamtych nie pogardzili by młodym chłopcem, a matki zabrakło… nie miał mnie kto chronić. Zaczekałem jedynie aż ostygła i czmychnąłem.

Alexander wstał i podszedł do zbroi.
- Są dobrzy ludzie na tym świecie, przygarnął mnie na pachołka jeden wędrowny rycerz. Miałem lat dziesięć, może jedenaście... Blisko dwadzieścia kolejnych zajęło mi nim wyszedłem na swoje. Miałem nawet własny orszak. - Skryba jakby chciał dotknąć napierśnika, pogładzić czule, ale wstrzymał dłoń. Jakby nie mógł. - Ja, kopijnik drugi, giermek, dwóch konnych kuszników, dwóch zbrojnych pachołków. - Odwrócił się do dziewczyny i zbliżył do stołu aby napełnić kielichy. - Tu opowieść milsza, wiele razy byś się zaśmiała, ale nie całe me życie tu Ci dziś opowiadać. Z tym o co zapytałaś wspólnego to ma niewiele. Właściwie to nic, poza tym do czego w końcu w życiu swym dojść mi się udało.

Zasiadł koło niej z powrotem i upił łyk. Ona jednak nie piła. Czekała, napięta niczym struna.
- Ojciec już wtedy Eu odzyskał, Anglicy wyparci zostali z francuskiej ziemi poza nielicznymi miastami nad kanałem. Sam w tej wojnie walczyłem - prychnął - można by zatem rzec, że dołożyłem się jakoś, by tatko na swych włościach znów zasiadł. Zapragnąłem go zobaczyć, stanąć przed nim. Pokazać kim się stałem, mimo wszystko, mimo tego co uczynił. Może wykrzyczeć ból i złość, może patrzeć na jego minę mówiąc, że matka do końca nie darzyła go nienawiścią za to co jej uczynił. Chciałem wyprosić by zezwolił mi, niepasowanemu, nieszlacheckiego rodu bękartowi, stanąć w szranki na turnieju, który organizował. I widzieć jego twarz gdy jego czempiona z konia zwalam. A może i - odwrócił głowę ku oknu - gotów byłem poświęcić pamięć tego co uczynił i po chrzescijańsku mu wybaczyć, z nadzieją, że przyjmie, że zatwierdzi jako bastarda. Czy byłem gotów to zrobić? Nie wiem Ailo. Nie wiem… Hominem me (esse) memento. - Uśmiechnął się z goryczą. - Na szczęście nie dane mi było dowiedzieć się, czy mógłbym się tak sprzedać. Nie było go na zamku, przyjęto mnie z rezerwą, wszak nie herbowy, ale jednak zbrojny z orszakiem. W czas wojny, potencjalne dwie kopie najemne weterana w chorągwi hrabiego. Tam jednej dziewce na sianie, która ochoczo dała się zaciągnąć, wyjawiłem pijany kim jestem i po com przybył.

Znów westchnął
- Przyszła do mnie następnej nocy. Nie rozpoznałem jej, choć mimo lat dwudziestu nie zmieniła się nic, widno przez umyślnych jej sire krew dosyłał do Eu, by jego służka nie musiała spłacić długu czasu jaki oszukiwała. Albo i podróżowała do niego czując iż jego vitae w niej już niewiele. Ot za mały byłem w Guise by tę piękną twarz zapamiętać, niestety. W skrytości żyła w leśnym dworze, boć dworzanie przecież by zauważyli iż się nie starzeje. Dwie dziesiątki lat, a ona wciąż z twarzą młódki tą samą. Ojciec częściej u niej bywał niż na zamku, wciąż nim kręciła… i miała na zamku swych ludzi, między innymi tę dziewkę z którą igrałem. Och jakiż zaszczyt, że się osobiście pofatygowała do mej skromnej osoby już nastepnego dnia! Uwiodła, zaciągnęła do łoża. Rano skuty za koniem biegłem na wschód. Nie zgadniesz gdzie - tym razem lekki uśmiech wyrażał coś jakby... Alexander w morzu goryczy znajdował doskonały żart - do pewnego klasztoru...

Umilkł na chwilę.
- Jak uroboros gryzący własny ogon. Wszystko zatacza krąg. Myślałem, że zupełnym przypadkiem wrzucono mnie do celi z której uciekłem, w której zmarła matka. Potem jednak zrozumiałem, że nie, to był jej zamysł i rozkaz. Wyrosłem jak widzisz mocno. Choć mocy krwi sire jaka teraz we mnie buzuje nie miałem wtedy, to przecież gdyby mnie przed ucieczką próbowali powstrzymać, zanim głowę bym dał to kilku bym ubił. Wiedzieli to. Czułem ich strach. Miałem być jedynym przykutym w tym klasztornym więzieniu. W tej celi. Alem ich uprzedził - znowu uśmiechnął się, ale Aila mogła zauważyć pewną w nim zawartą satysfakcję. - Gdy poczęto szukać kajdan i jeno dwóch przy mnie na straży ostało, łby porozbijałem i czmychnąłem z tego miejsca po raz drugi. Na koniu jednego z tych co mnie z tam przywiedli.

Odwrócił się ku pięknej kasztelance. Wyczuła jego wzrok i również nań spojrzała.
- I tu chichot losu, bo wszystko łączyć się zaczyna. Akurat na tym koniu zbiegłem, któren był tego człeka, który listy wiózł. Poczytałem je sobie, oj poczytałem. Uśmiejesz się, wciąż mam jeden, ten kluczowy. Sire uznał, że to mój triumf, niechaj mam trofeum. List Nicolette do jej Pana w którym opisała, że mnie ujęła w Eu i odsyła do klasztoru, gdzie kazał mnie umieścić gdy Karol matkę i mnie precz z Guise odprawił. “Jurny byczek, a jaki naiwny!”, pisała - zacytował jakby znał ten list na pamięć. - Jednocześnie sprawozdała, że jak przykazane, pilnuje, ale jej misja się kończy, bo hrabia Karol d’Eu potomka już mieć raczej nie będzie. Że stary już i w łożu stanąć na zadania wysokości nie może, że żony już truć nie będzie trzeba na wszelki wypadek, jak z poprzednią uczyniła. Że sukcesja pewna jest, na krewnego księcia Burgundii, Jana z Nevers siostrzeńca mego ojca. Polityka Ailo. Ot polityka. W liście też czuć było tęsknotę Nicolette. Nie tylko ze słów, ale… biła wręcz z pergaminu. Tęsknota jej do pana, do sire, do niejakiego… Elijahy.

Urwał na chwilę.
- Twej ocenie ostawiam, czym głupi czy jednak nie. Ja za głupiego się nie mam. Tak oto tedy pomyślałem: skoro ten z listami nie odłączył się i z moją eskortą aż na taką dzicz ardeńską przybył, znaczy listy gdzieś tu miał dostarczyć. Wypytywałem zatem, o Elijahę. Przepełniony bólem i nienawiścią chciałem ubić go, wszak nie wiedziałem wtedy jeszcze że to wampir. Rozpytywałem za głośno i nie tych co trzeba, a Pan ma w okolicy oczy i uszy. Andrus wysłany przez sire opadł mnie z kilkoma ludźmi i na sznurze mnie tu zaciągnięto za koniem. Sire nie zdecydował się umieścić mnie po raz trzeci tam skąd dwa razy zbiegłem, myślę Ailo, że to co osiągnąłem wzbudziło w nim jakiś szacunek. Oczywiście na ile nieumarły może mieć jakiś szacunek do nędznego śmiertelnika. Związał mnie krwią zamierzając uczynić swym sługą, “Jurny byczek” mógł się wszak przecież przydać. Moja nienawiść była jednak zbyt silna. Mimo uczucia wzbudzonego krwią opierałem się. Ileż woli kosztuje aby się w czym sprzeciwić… Na Boga, jakaż to moc… - Pokręcił głową. - Można, ale jeno na krótko. Człowiek traci wiele staje się niczym bezmyślny trup bezwolny i długo do siebie dochodzi. Dziewięć razy tak docierałem na skraj, a za każdym razem gdym wolę odzyskiwał opierałem się dalej. Nic po takim słudze…

Po raz kolejny upił łyk wina.
- Wtedy Andrus zmarł, był jego sługą, odporniejszym niż ludzie zwykli, ale istotnie gruźlica go złożyła. Z tym też pewna opowieść się wiążę, a i Torin ma tu udział. Ale na inny czas to, może kiedyś. Pan jednak po pierwsze ostał bez sługi krwi na zamku któren by chciał jego wolę spełniać, a mnie tu liczyć nie można było. - Zrobił wymowną minę. - Oraz problem się stał, bo jako sługa krwi Andrus potomka spłodzić nie mógł i ród wymarł… Kocie Łby oficjalnie przeszły na własność seniora, księcia Filipa Dobrego, władcy Burgundii. Wtedy, po tylu złamaniach woli do szczętu zaproponowałem ugodę. Obiecałem mu służyć i się nie opierać, alem chciał pomsty. Na Elijahu wywrzeć nie mogłem, to choćby na Nicolette. By tym sire zranić odbierając mu służkę, by matkę jakoś pomścić, by starego ojca uwolnić od jej wpływu, boć się przecież okazało, że on zmanipulowany winny niczego nie był. Zażądałem jej głowy. Straci służkę, zyska sługę. Choć ona od trzech dziesięcioleci mu służyła i utalentowana w intrygach, to zgodził się. Jej mniej potrzebował, swoje w Eu osiągnął, intrygi i polityka chyba go znudziły. Potrzebował obrońcy jakiego miał do tej pory w Andrusie i chyba uznał też, że jestem idealnym kandydatem, aby cieszyć się patrząc jak popadam w szaleństwo. Tu, pod jego bokiem. Tak silna miłość i tak silna nienawiść do jednej osoby, to już jakaś droga do utraty rozumu. Dał mi jej głowę. Zabawne..., pan ma gest i fantazję. Dał mi ją na srebrnym talerzu - wskazał naczynie leżące obok pulpitu do pisania listów. - Ale mści się za to żądanie. Mści okrutnie, do dziś.

Zamieszał palcem w winie.
- Koniec tej historii jest zaiste ciekawy. W sire może i mieszka szaleństwo ale i geniusz. Nieumarli to co czynią, to planują czasem na dziesięciolecia, czas dla nich nie gra roli. Wszystko ma swój cel, jest zamysł, nie ma przypadku. Przekonałem się o tym zrozumiawszy ten szerszy plan… Wysłał mnie do… hrabiego Nevers. Któż inny miałby dostęp do kancelarii władcy Burgundii Filipa Dobrego, niż najbliższy jego rodowiec? Wszak ich ojcowie byli braćmi, a Nevers jest drugi w kolejce do tronu, po synu Filipa. Nevers miał wszak dług u sire, mój stary ojciec, jego wuj przecież zostawi mu Eu, bo ktoś wystarał się aby nie miał dziedzica.

Alex znów spojrzał na Ailę, jakby lekko twarz mu pojaśniała.
- Byłem na dworze księcia Filipa w orszaku hrabiego Nevers. Jakiż splendor! Jakaż potęga! Królowie Francji przy Filipie to jakoby żebracy. Na uczcie pieczony słoń! Cuda! Aleśmy przecież nie po to tam byli. Ze scriptorium zniknęły wszelkie zapiski o Kocich Łbach, do dwudziestego pokolenia rodu Andrusa. A kto bez słowa pisanego pamiętałby o zamku na kraju cywilizacji i niewielkim miasteczku? Nevers spłacił dług, czeka jeno śmierci mego ojca. Elijah tu rezyduje bez książęcego zarządcy jaki z pewnością przysłany by został. Wszyscy są szczęśliwi. - Uśmiechnął się sztucznie. - Gdym wrócił, sire pochwalił. Rzekł, że skorom tak się z pergaminami sprawił to zatem jest moja przyszła rola. Zakazał choćby tknąć miecza i zbroi na zamku, aleć uznał hojnie, że to przecież moje - skinął głową ku zbroi w kącie i mieczowi wiszącemu nad nią na ścianie - niech mam, niech patrzę co dzień. Kazał habit jeno nosić, żadne inne szaty. Nie zgadniesz Ailo skąd ten habit wziął, oraz skąd inne bierze gdy który się ze starości porwie. - Znów uśmiech. Szyderczy. - Tyle dobrze, że tak dawno to było, iże to z pewnością nie są to te, które nosili bydlęta co używali na mej matce. I to cała historia Ailo. Tak brzmi historia moja i sire. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz czemu inaczej patrzę na ten testament i nie masz we mnie rywala do Kocich Łbów, bo nie jest mi do nich tak znów prędko. Tom co ci rzekł o zmuszaniu cię do czegoś co ci wstrętne, szczęściu twym i moim honorze, to jedno. Bodaj najważniejsze. Bo i poza honorem nic już nie mam. Nic. Z drugiej strony Elijah łaskawie darował mi Kocie Łby, miejsce które ma za swe leże. Którego każda piędź okupiona jest łzami, bólem i upodleniem matki. Którego ceną jest wymarcie rodu mego ojca, Kapetyngów z Artois, bocznej i dalekiej gałęzi rodu królów Francji. Oraz zroszone jest wszędzie moją krwią, która wylewałem przez blisko dwadzieścia lat tułaczki dochodząc do czegoś, na co teraz mogę jeno popatrzeć. I daruje mi za żonę ciebie. Piękno niezrównane, a gdy pojmę cię za żonę i pokocham, zrobi z ciebie kolejną Nikolette.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-09-2017 o 10:23.
Leoncoeur jest offline