Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2017, 23:25   #132
Szkuner
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację

Czy wiesz jak modlić się trzeba? Wiesz jak ofiary składać trzeba?
- Haggalóhven, 'Pieśni Najpotężniejszego'




 [...]...nie wiedzieliśmy, że myślą...... złe obliczenia....błędy, ignorancja.
........................ obserwowali ucząc się ......................................
nas, stworzycieli .............. podłe plemię .....................................
słyszę ich potężne kroki, miażdżą mury niczym..................
do niszczenia przecież stworzone................. zemsta
.

~Król Pankracy, XVI tego imienia, ostatni władca 'Sokolików';
z zapisków zagrzebanych pod Wiecznym Lodem, w ruinach fortecy Zbaras, ostatniego bastionu imperium o Zapomnianej Nazwie


Legenda o Ymirze Pierwszym, Wyzwolicielu
na podstawie ustnych podań o dziejach pradawnych

Słyszeliście kiedyś o krainie na wszechdalekiej północy? O lodowcach potężniejszych niż góry, o długiej nocy i wiecznym dniu? I ja tylko słyszałem, tak bajają dziadki młodym, kiedy w kołysce berbecia lulają.

'Wykuci z lodu' - powtarzali ci, co żyli w liczbie nieprzeliczonej na umysł Jotunnowy. 'Do pracy, kopalni i transportu; bezwolne umysły, powolne ruchy, siła pięciuset robotników'. 'Podistoty'.
- Kajdany kajdany, mroźne kajdany; śpiewają babki młodym wnuczętom, strasząc bajami o zapomnianej przeszłości. O przeszłości niechlubnej dla olbrzymiego rodu, niewolniczej, lecz jednocześnie mistycznej i legendarnej. Obrośniętej w kłamstwa, ubarwiane i wymyślane, a więcej w nich herosów mocarnych niż kamyków w zupie dla zbrojnego wojska.
'Sokolicy', 'Sokoły', 'Ptaszyny' - tak zwiemy baśniowy lud, potężnych umysłem lecz nikłych w ramieniu. Wyglądem byli niczym nasze źródlane odbicie, lecz kilka dobrych razy pomniejszone. Mali choć liczni. Słabi lecz inteligentni, pomysłowi, budowniczowie starego imperium. Zapomnieli się w swojej pysze, zgubiła ich własna potęga.

W czasach kiedy ryk nasz nie był jeszcze tak piękny i doniosły jak teraz, kiedyśmy tępo przed siebie patrzyli i dziwowali każdym drzewkiem, krzakiem czy chmurą, Sokolicy zakładali nam kajdany i kazali sobie usługiwać. W górach, w lodowcach, pod ziemią w okropnie głębokich jamach, gdzie promienie nikłej, słabej tarczy Potężnego nie docierało, pracowaliśmy dzień i noc, na grzbietach ich wożąc, zabawiając własną tępotą. Płacili nam krwią, bólem i włóczniami.
Myśleli, że ryki nasze niczym zwierząt gwara, jedynie pomrukiem świadczącym o pustej głowie. Nie rozumieli nas, nie chcieli tego, zajęci własnymi sprawami. Lecz nasze oczy większe od ich oczu były, uszy szersze i łby ogromne nie od parady nosiliśmy. Latami pojmowaliśmy ich śmieszne gesty, piski i dziwaczne pokrzykiwania.

Był wśród nas najstarszy, najwyższy i najsilniejszy. Jotunnów protoplasta, Ymir Pierwszy, co Kajdany zrzucił. Tak mówią, gdyż to on zrozumiał jak nienawiść przekuć w czyn. Jak wyciosać maczugę na wzór ich oręża, jak przemawiać do braci, by za nim niczym za ojcem szli.
Kiedy Ymir nauczył nas jak władać olbrzymią furią - rozpoczęła się krwawa i długa wojna. Upadały ich fortece pobudowane z pysznego kamienia. Żarliśmy mury, łykaliśmy małe domy wypełnione 'sokolim' mięskiem, okrutny był w czynie swoim szczep jotunnowy. Trawiliśmy zmyślne maszyny wojenne, co ciskały w nas głazy i oszczepy, a oni uciekali wciąż dalej i dalej. W skomplikowanych grodach chowali się myśląc, że nie przekroczymy tytanicznych murów, nas samych wielkością przewyższające. Mylił się i płakał ludek sokoliczy, którego liczbami niepojętymi ubywało. Miażdżeni, rozrywani, zjadani - tak upadali, a myśmy po trupach przekroczyli ich świat zepsuty, ruszyli na południe - wolni, potężni i niepowstrzymani.

Jeżeli młody Jotunnie przystaniesz kiedyś w lesie ciemnym, kątem błękitnego oka ujrzysz ruch prędki i nieolbrzymi - wiedz, że to bojaźliwe stworki przed majestatem twoim czmychają, legendami o korzeniu wspólnym dzieci swoje w ukryciu strasząc.



Nie wiem dlaczego takie obrzydzenie bierze mnie na myśl i na widok tych ohydztw szkaradnych. Obślizgłych pancerzy, dzikich czułek oraz niepojętej, wręcz przerażającej woli parcia w głąb Volóndr rómu. Rozstawiłam silne warty, uszczelniłam świeżą barykadę, a wojowie ścigają się w liczbach kto więcej zmiażdżył robali i czyją szyję większa ilość zdobi błyszczących drzazg zdjętych z ich wierzchniego pancerza. Śmieją się ze mnie i patrzą żałośnie na swego Jar-Tana, "bojącego się muchy".
Być może moja niechęć budzi się z tych niepokojących snów, które nawiedzają nasz ród od czasu, kiedy wydrążyliśmy pierwsze sale? Tak sobie tłumaczę to głupstwo, a tu chodzi o tę maszkarę. O dziecko, które urodziłam. Ono, ono... Może to potomkowie tej bestii, moje wnuki... nie nie, nie w taki sposób będę myśleć! Zaprzestać pracy, uspokoić ducha góry, któremu nie podoba się nasza praca. Robi wszystko bylebyśmy tylko sobie poszli, przestali penetrować jego wnętrzności, niszczyć skarby, które przez eony niepodzielnie chronił nieprzebytą warstwą pysznego kamienia. Piękne ołtarze rozstawiliśmy, odłożyliśmy narzędzia i śpiewamy, okraszając jaskinie wonnym dymem, człapaniem w spokojnym tańcu. Och Ormie, ukochany! Gdybyś tu był, wiedziałbyś co robić...

A gdyby mało nam było trosk, zwiadowcy donieśli, że zauważono ślady ragnarowego plemienia. Heretyków i morderców, szaleńców opętanych! Odeszliśmy przecież w swoją stronę, a oni za nami?
Głupie osiłki chcą iść na kolejną wojnę, zabijać się w imię ormowego trupa. Nieprawda, wiem, że dla własnej zemsty chcą bić, zabijać tych, którzy pokradli im mężów, żony i dzieci! Rozumiem furię nimi targającą, lecz to Volóndr rómu powinno być oczkiem w naszej wspólnej głowie, Nadsilnego Plemienia Jotunnowego! Taką nazwę wymyśliłam dla naszej sprawy, podzielę się pomysłem tym na jutrzejszej uczcie.

Przekrzykiwali się, wrzeszczeli i bili stronnicy wojny i niewojny. Patrzyłam tylko znużona, umykałam czasami od lecących skał, pieńków, zmarnowanej strawy. Pozwoliłam się wojownikom wyszaleć, gdyż tylko oni tu pozostali. Każdy z nas urodzonym jest żołnierzem, bo kto inną parał się robotą, pozostał w starej osadzie, a po katastrofie podążył za herezją Ragnara. Potrzebujemy więc siły, okładania się po mordzie i gorzkiego piwa.
Oczy na mnie wywalili kiedy tęgo im przerwałam, rozdając każdemu dwa kamyczki - gładko szlifowany i z ostrymi krawędziami. Zaś we wrzawie umknęło im, że na środku pomiędzy stołami Knut na rozkaz mój ustawił ceber na głosy przeznaczony. Mieli wrzucić doń kamyczek według własnego uznania. Gładki - symbol niewojny; zaostrzony - znak nowego konfliktu. Mruczeli coś pod nosem, lecz każdy wypełnił rozkaz. W dalszej części hucznej uczty paru nawet pochwaliło dziwaczny mój wymysł, który pozwoli zadecydować o sprawie ważnej, bez rozbitych czaszek oraz połamanych oczodołów.
Zabawa trwała dzień cały i pół długiej nocy. Pogrążyliśmy się w pijaństwie, bójkach i namiętnej miłości, zapominając o trudach szarego dnia, złych duchach przeszłości, o utracie rodzin. Kiedy jednak przyszło nam wreszcie sprawdzić ceber dla podliczenia głosów - z zażenowania twarz schowałam w obie dłonie. Ile gładkich kamyczków tyle też i ostrych. Nie rozstrzygnęliśmy niczego.
- Siostry i bracia, jutro bijemy się z samego rana. Każdy komu zależy na rozwiązaniu tej sprawy, stawi się tutaj na szerokim polu, bez broni i zbroi, o gołych pięściach. - rzuciłam twardo ze złością i wściekłością swoją walcząc. Wygłupiłam się, zamiast od samego początku los sprawy powierzyć w ręce Potężnego.

Lecz oni radośni przyszli następnego dnia, a stawił się każdy z plemienia. Jako, że i w takiej bitce wszyscy mieli "prawo do głosu", spodobał się pomysł mordobicia. Drużyny były równe, a oznaczyliśmy członków każdej z nich innym kolorem. Myśmy całe opałki jagódek zmieszali z tłustą oliwą, co dało nam barwy purpurowego nieba. Przeciwnicy postanowili usmarować się krwią zarżniętych wilczków, pokazać, że należy Ragnara o życie skrócić.
Rzuciliśmy się na siebie, a kiedy starły się nasze umięśnione ciała - nawet górskie sale echem zadudniły. Laliśmy się po mordach, brzuchach, kopaliśmy po tyłkach i ciskaliśmy się wzajemnie w gęsty śnieg. Kiedy ostatni w czerwonej farbie ubabrani legli, całkiem z sił pobici, zatriumfowała nasza słuszna niewojna. Lecz przeciwnicy nie pogniewali się o to, gdyż Knut Stary i Mądry wbił im do głowy prawdę, która mówiła - "Potężny zadecydował". Wrócili więc do wyścigów o głowy pokonanych insektów i do pracy nad pospieszną rozbudową naszego domu, Volóndr rómu.
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 29-08-2017 o 23:36.
Szkuner jest offline