Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2017, 10:39   #23
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Została sama. Całkiem sama. I to jeszcze po tym, co się przed chwilą wydarzyło między nią a Alexandrem. Po tym co zrobiła. Nigdy nikogo nie pocałowała... no, może w policzek, ale nigdy w taki sposób.
Może mu się nawet nie podobało? A może teraz uzna, że ma nad nią władzę? Może sam sire już tak uznał, skoro wezwał tylko jego?

Zadręczając się pytaniami bez odpowiedzi, Aila odłożyła miecz na miejsce i usiadła na łożu skryby. Czekając na niego, rozglądała się ciekawie, łowiąc wzrokiem każdy szczegół wystroju, zapamiętując każdą ozdobę, każdy przedmiot, który Alex pozostawił na widoku.

Nadeszła północ, a mężczyzna wciąż nie wracał.
Młoda kasztelanka położyła się na skraju jego łoża. Czekała. Pełna nerwów i obaw czekała, aż w końcu nad ranem była tak tym zmęczona, że odgrodziła się od własnych emocji.

Nim zamkowa służba zbudziła się do życia, Aila przemknęła do swojej komnaty. Tutaj też jednak nie zmrużyła oka.
Najgorsze było to, że gdy już ze zmęczenia powoli zaczynała ją możyć senność, pod drzwiami usłyszała jakąś awanturę prowadzoną ściszonym głosem. Wychwyciła jedynie głos Marii kategorycznie uznającej, że nie będzie panny budzić, bo za wcześnie i by Bernard znikał stąd czym prędzej.
Aila jednak wszystko słyszała, toteż podbiegła do drzwi komnaty i otworzyła je gwałtownie ku zaskoczeniu sług.
- Tak? - zapytała.
- Eeee… - Bernard był lekko zmieszany. - No… bo… ksiądz Alexander kazał mi w nocy pomagać w wystawieniu ciała i miałem przyjść do niego o świcie bo chciał mnie z czymś do miasta posłać. Ale nie wiem z czym, a jego nigdzie nie ma…
“I nie będzie”
- Aila poczuła znajomy uścisk gardła, dlatego spróbowała skupić się na konkretach. Podała mężczyźnie listy, które poprzedniego dnia napisała do rodziny o śmierci wuja.
- Wyślij to, a w miasteczku powiedz, co się stało. Niech obwieszczenie zrobią na rynku w południe. I niech powiedzą, że zwłoki są wystawione i mogą przyjść pożegnać starego pana. - przełknęła ślinę - I że pogrzeb będzie, a potem stypa w Święto Plonów. I że wszyscy, co wuja szanowali, są zaproszeni. Rozumiesz?
Kiwnął głową z entuzjazmem i smyrgnął korytarzem aby wypełnić polecenia.

Alexander nie wracał. Ani tego dnia, ani następnego, ani jeszcze następnego. Co ciekawe, wraz z nim zniknął też Pieterzoon, Aila więc podsunęła sugestię, że dzielny skryba ruszył za nim w pogoń. Rozpoczęły się poszukiwania, jednak nikt nic nie znalazł.
Przy tym szlachcianka zauważyła, że zniknęła z zamku jeszcze jedna osoba - grajek Elijah. Co to mogło znaczyć? Nie wiedziała.

Próbowała dowiedzieć się czegoś od Giselle, lecz dziewka nawet nie pamiętała, że wieczorem przyszła do komnaty kapelana. Nie pamiętała też, co widziała - co akurat ucieszyło Ailę. Ciekawym było, że była banitka zdawała się być chyba najmocniej zaniepokojona zniknięciem Alexandra i najmocniej rozpytywała wszystkich czy go nie widzieli.

Czas mijał, a nikt nic nie znalazł - ani wieści, ani trupów, toteż nie mogąc dłużej czekać z pogrzebem, bratanica Torina postanowiła trzeciego dnia posłać po opata i z jego udziałem wyprawić wujowi pogrzeb. Zresztą najwyższy czas to był. Wprawdzie nad katafalkiem rozciągnięto prowizoryczny baldachim, ale ciepły wciąż wrzesień dawał się we znaki… Z miasta już nikt nie przychodził składać hołdu leżącemu trzeci dzień ciału, a i służba jakoś na dziedzińcu starała się nie bywać jeżeli nie musiała. Sprowadzenie opata niemało pannę de Barr kosztowało, jednak w tej chwili nie miała głowy do rachunków. No i uroczystość wyszła całkiem dobrze, choć sama Aila nie wiedziała czy to smutek po stracie zarządcy zamku, czy też niewiadomy los kapelana sprawiał, że nawet podczas stypy ludzie byli jakby przytłoczeni, rozmowy prowadzono cichym głosem, mimo że całkiem tłoczno było na dziedzińcu zamku, gdzie kasztelanka kazała wystawić stoły z jadłem. I tylko jakiś miejski pieśniarz zawodził religijne piosenki. W sumie to całe dwie, które znał po łacinie. Na szczęście, ktoś się ulitował nad słuchaczami i zaprosił go na poczęstunek.

Słońce chowało się za horyzont, gdy opat i jego świta pożegnali się, by wrócić do klasztoru. Być może to skupienie na pogrzebie i wyprawieniu stypy tak zajmowało dziewczynę, że wcześniej nie zauważyła nic w duchownym. Dopiero gdy opat przyszedł się pożegnać zwróciła na niego baczniejszą uwagę, bo widziała go do tej pory jeno dwa razy i to raczej przelotnie. Może to coś co miał w sobie, może fakt iż jego i jego mniszej świty habity wyglądały i skrojone były identycznie jak Alexandra… Czy to możliwe, że to był ten klasztor? Panna de Barr, która teraz nieoficjalnie sprawowała obowiązki rządcy, pożegnała ich, po czym opuściła zamkowych żałobników, by choć na moment zostać samą. Udała się do komnaty Alexandra, gdzie ostatnio nadzwyczaj często przebywała, częściej niż u siebie nawet. Choć nadziei za wiele w jej sercu już nie było na powrót właściciela.
Ułożyła się też teraz na jego łożu, wciąż tak samo zasłanym skórą wilka, na boku z podkulonymi nogami i zamknęła oczy, by dać ciału choć odrobinę odpoczynku. Rządzenie Kocimi łbami, jak się okazało, wcale jej nie bawiło...
W komnacie panował półmrok, więc niewiele było widać, ale usłyszała ciężki krok w korytarzu, w drzwiach stanął ktoś w powłóczystej, chyba mniszej szacie.

Dziewczyna poczuła, jak serce bije jej tak mocno, iż omal z piersi nie wyskoczy. Uniosła się na łokciach gwałtownie i spojrzała na przybysza.
Gdy zbliżył się rozpoznała twarz księdza z Coiville sprawującego opiekę nad tą parafią. W czasie pogrzebu i stypy (przynajmniej dopóki na niej była) wyglądał na trochę urażonego i smutnego, że do pogrzebu wzięła opata klasztoru, a nie jego, ale znał swoje miejsce, wszak w pozycji i niejako hierarchii opat stał wyżej niż parafialny ksiądz.
- Powiedziano mi, że tu znajdę cię moje dziecko - odezwał się. - Porozmawiać z tobą chciałem pani, poświęcisz mi chwilę?
Starając się nie pokazać po sobie zawodu, Aila wstała i uśmiechnęła się smutno.
- Oczywiście. Wybacz ojcze, myślałam o zaginionym kapelanie i... chyba przysnęłam odrobinę.
- Ja o nim właśnie pomówić chciałem. Nadzieje wielkie pokładam, że wróci, nawet gdy jak kto zaginął w okolicy nie wracał nigdy. Ale nawet jak wróci… W Coiville huczy od plotek o testamencie Torina, wszyscy wiedzą już. Jeżeli nie wróci lub sutannę zrzuci by cię pojąć.
- Ksiądz popatrzył na Ailę smutno. - Już teraz z zamku służba do kościoła lata na spowiedzi lub po porady. Jam już stary i tu na wzgórze się do owieczek wyprawiać też nie dam rady. Mogę wysłać tu wikarego, który w posłudze Alexandra zastąpi. Póki ten nie wróci, o ile wróci, mam nadzieję.
- Dziękuję, ojcze, ale myślę, że to za szybka zmiana. Nie chcę, by ludzie myśleli, że pa.
.. - zająknęła się - pana Alexandra tak szybko na straty spisałam. Jeszcze by kto powiedział, że się niedoszłego małżonka pozbyłam, bo mi nie odpowiadał. - uśmiechnęła się krzywo - Poczekajmy do soboty, a jeśli faktycznie wieści nie będzie żadnych... będę wdzięczna ci ojcze za przysłanie wikarego na niedzielne kazanie.
- Dobrze. Tak czy owak jak wróci, to przyjdzie nam nad tym pomyśleć, jeżeli ma stan duchowny opuści…
- urwał na skrzypnięcie drzwi, których nie zamknął wchodząc do komnaty.

W progu stał Alexander rozpoznawalny po potężnej sylwetce, który pewnie zawadził o nie . Był jakby skulony i opierał się o framugę. Ksiądz uniósł kaganek aby przyświecić i aż się wzdrygnął. Kanclerz zamkowy wyglądał strasznie. Kilkudniowy zarost i zapach niemytego ciała, oraz przekrwione oczy były niczym przy twarzy bez żadnego wyrazu. Alex wyglądał jak żywy trup, bezwolne zombie zapatrzone przed siebie nic nie widzącym wzrokiem. Nawet nie cierpienie, po prostu - pustka.
- Ach, to takie zaginięcie… - ksiądz Wilifred pokiwał oczy, ale jakby nie oceniał. Jasnym było w jego spojrzeniu rzucanym to na skrybę, to na szlachciankę, iż uważa “zniknięcie” za alkoholowy cug ukrywany przez Ailę, przyszłą żonę. - No nic, na mnie pora. - Skierował się do wyjścia i odwracając głowę od zapachu, przecisnął obok Alexandra na korytarz.

Aila zmarszczyła brwi, gotowa już obsztorcować bezczelnego duchownego, ale stwierdziła, że szkoda na to czasu. Podeszła prędkim krokiem do Alexa, wyciągnęła do niego rękę, lecz jakby zawahała się.
- Wróciłeś... - szepnęła z uśmiechem, choć przyglądała się mężczyźnie z niepokojem - Każę ci zrobić kąpiel... albo wpierw wolisz coś zjeść? Siadaj... naleję ci wina... właśnie trwa stypa... ja nie mogłam... dłużej czekać... a ten mi tu jeszcze przyszedł gadać... i opata wezwałam... i... - umilkła, orientując się, że swoją nerwowość przykryła paplaniną. Spojrzała niepewnie na Alexa, ale reakcji nie zauważyła żadnej. Jedynie głowa obróciła się ku niej, choć jakby w reakcji na dźwięk jej głosu, a nie ton, czy to co mówiła. Puste spojrzenie nie zmieniło się, tak jak wyraz twarzy. Może tylko w głębi oczu coś jakby się tliło, nędzne resztki zupełnie stłamszonej i rozbitej woli, a może był to tylko poblask świecy?

Alexander wyminął ją w drodze do łoża.
Spojrzała na niego strapiona. Dopiero, gdy zauważyła, że mężczyzna chyba będzie się kładł, podbiegła do niego i nie bacząc na zapach, ściągnęła z niego wierzchnią szatę, rzucając w kąt podłogi. Następnie ściągnęła skórę wilka, by mieć go czym przykryć.
- Połóż się - powiedziała cicho, choć nie liczyła, że ja zrozumie - Zaraz dam ci wina. Jesteś już bezpieczny... - przełknęła ślinę, starając się nie rozpłakać, tak nędzny obraz teraz sobą przedstawiał. I wciąż nie reagował. Kiedy podała mu kielich obojętnie patrzył, ale kiedy przytknęła mu do ust jakby posłusznie zaczął pić opróżniając naczynie. Położył się na wznak i patrzył chwile na ścianę. Zamknął oczy i coś szeptał chyba zasypiając. Okryła go skórą, chwilę mu się przyglądając.

- Co on ci zrobił... - szepnęła, po czym skierowała się do wyjścia z komnaty. W drzwiach zaś minął się z nią jeden z zamkowych kocurów, który jakby nigdy nic wskoczył na łóżko, a potem ułożył się na piersi mężczyzny. Aila przyglądała mu się chwilę, lecz gdy zwierzak zaczął pomrukiwać, wyszła.
Skierowała się do kuchni, by tam ogłosić radosną nowinę... niezbyt radosnym tonem. Nakazała jednak, by przygotować jadło i trunek i zanieść do komnaty skryby. Posłała tez po starego Teodora, który miał czuwać nad snem pana, a gdy ten się zbudzi, zawlec go do kąpieli. Przy tym szlachcianka surowo zakazała by Alexandra o cokolwiek pytać, co robił w trakcie nieobecności, a już tym bardziej o Pieterzoona. Na razie muszą kapelana postawić na nogi - zarządziła.

Choć najchętniej sama czuwałaby przy śpiącym, wiedziała, że jako pani na zamku nie może na to sobie pozwolić i z poczucia obowiązku wróciła na stypę, by tam również ogłosić powrót Alexandra oraz przestrzec, że do niedzielnego kazania nie będzie on pełnił posług kapłańskich, bo musi wpierw do zdrowia wrócić.

Wieści te nie wywołały szmerów ni radości, lub innych żywiołowych reakcji, najwidoczniej ksiądz już puścił plotkę po powrocie na salę.
I chyba nie tylko o tym że wrócił.
- Widno tak strasznie Torina ukochał - mówił jeden z gości, chyba miasteczkowy kowal nie za głośno do burmistrza siedzącego obok. Aila przechodząc jednak usłyszała wymianę zdań. - Tak mocno, że chleje już któryś dzień z żalu.
- Musi być, ale jaka to była miłość, to ja już wiedzieć nie chcę. Że Torin w mężach gustował jeno plotki do tej pory były o Andrusie, teraz to. Tfu zaraza i sromota.

Tego już Aila nie zdzierżyła.
- I co, z Pieterzoonem poszedł spółkować? - zapytała niegłośno, lecz ostro niczym nóż przeszywając swym głosem powietrze, a wszyscy wokół pomilkli - O nim zapomnieliście? O bandycie, co go Alex... wuj mój tutaj przywiódł? Co na cześć moją chciał nastawać? Z nim to waszym zdaniem skryba pił? Całkiem żeście chyba zdurnieli, a ten kto takie plotki rozsiewa patrzeć musi wydać po sobie. - prychnęła i wściekle szeleszcząc długą spódnicą, ruszyła, by swoje miejsce przy stole zająć i też się wreszcie wina napić. Nikt zresztą nie ważył się jej odpowiedzieć, a kilka głów do końca stypy już unikało jej wzroku.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline