Deszcz przybierał na sile. Zaczynało cuchnąć niczym w zapuszczonym śmietniku. Robiło się chłodno, przemoczona tunika Treachera przylegała do pancerza oraz ciała. Poczuł głód, dawno nic nie jadł. Jednak zaspokajanie pragnień cielesnych było niczym w porównaniu z potęgą ducha. Z misją oraz celem jakie spadły na niego prosto z tych zachmurzonych, otoczonych żółcią chmur miejsca gdzie się urodził. Miejsca, gdzie kiedyś przyjdzie mu umrzeć; lecz nie teraz. Po raz kolejny, kapłan próbował połączyć się z Curie jednak gość z uporem nie odbierał. To mogło znaczyć wiele… Choć najpewniej facet znów nawalił się wódką, wpadł w jakiś cholerny cug i nic nie obchodziła go jego własna reputacja.
Na parkingu stało kilka aut, każde z nich potrzebowało renowacji. Chrom anty-grawitacyjnego motocykla Jack`a iskrzył się w półmroku. Kaznodzieja przypomniał sobie informacje z darknetu, które zdobył moknąc tej parszywej ulewie.
Piętaszek, zgodnie z tym co pamiętał Jack, przejął władzę po Dimie Haczyku. Był to gwałtowny, lecz tajemniczy przewrót. Po prostu pewnego dnia na haku znalazł się sam Dima. Niektóry mówili o samobójstwie pod wpływem prochów, inny podpierali dodatkowo to jego szaloną naturą. W każdym razie zaraz po zawiśnięciu na balkonie w najbardziej luksusowym apartamencie w Sojuszu, do władzy dorwał się Piętaszek. Użytkownicy mówili o jego nagłym pojawieniu się, o sile z jaką przybył oraz (co niektórzy) narzekali na zmiany, jak to zawsze bywa z nowinkami. Co do wrogów- cóż znikali szybko, choć w ciszy bez żadnych dodatkowych pokazów. Jego konszachty z psiarnią, nie były tak bardzo nasilone. Oczywiście znajdowali się ci, który go przeklinali, ale z tego co zauważył samozwańczy kapłan, Piętaszek smarował tyle ile należało, by zachować spokój oraz władzę. To co najmniej świadczyło, że grzesznik jest kimś sprytnym; przebiegłym draniem.
W każdym razie czas mijał i powoli dochodziła prawie niezauważalna północ (z racji zanieczyszczeń). Na placu wokół wieży znikli prawie wszyscy. Oczywiście z wyjątkiem strażników przy bramie… choć Ci najwyraźniej też nieco przywalili w luz. Treacher patrząc znów przez gogle, z oddycharką założona na usta, zauważył iż gangerzy raczą się jakimś samogonem. Szybko jednak słysząc basowe buczenie, dochodzące nawet na sam zrujnowany parking, spojrzał na poziom hangarów. Tak- Kawka znów wylatywała na kolejny lot, a Curie dalej nie odbierał. Treacher spojrzał na chopper`a, to na startującego verticala i począł się zastanawiać w przyśpieszonym tempie, co też uczynić. Są momenty w, których nawet Pan Najwyższy w Niebiosach, milczy dając nam do zrozumienia, iż sami musimy wybrać. Przynajmniej tak to rozumiał kaznodzieja.