Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2017, 18:42   #26
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Pani? - Ostrożne zapytanie Marii wybudziło Ailę ze snu. - Czas chyba wstawać, kur już dawno zapiał.
Dziewczyna podniosła się z poduszki i usiadła na łóżku. Poczuła, że kręci jej się w głowie.
- Do... dobrze. Daj mi chwilę, bym się mogła rozbudzić.
- Każę przynieść drewna do kominka. Zimno dziś.
Skłoniwszy się, stara piastunka opuściła komnatę. Aila została sama ze wspomnieniami ostatniej nocy. Elijah faktycznie odpowiedział na jej prośbę. Spotkał się z nią w dawnej komnacie Torina, której sprzęty teraz należały tylko do szlachcianki. Nie miała jednak głowy, by zmieniać tam wystrój, więc na łożu leżały nawet te same skóry. Wampir mimo to kazał jej się tam położyć, a potem...
Aila potarła skroń. W przeciwieństwie do tego co mówił Alexander, sire nie był dla niej zły. Nie... nigdy nie był. Wydobywał jednak z niej pragnienia, o których sama wolałaby nie wiedzieć, że takowe posiada, a potem obiecywał ich spełnienie. Nie za darmo oczywiście. Musiała płacić. Wiernością, lojalnością, a teraz też i... własnym ciałem.
Zakryła twarz dłońmi.

Tak też znalazła ją Maria, która zagoniła dyskretnie szlachciankę do jej codziennych czynności. Stara dobra Maria była teraz tym, czego potrzebowała Aila, by wrócić do rzeczywistości.

Kiedy też była całkiem ubrana i gotowa zjeść śniadanie w sali rycerskiej, jak ostatnio miała w zwyczaju, by dać dworzanom szansę spotkania ze sobą i porozmawiania o sprawach zamku w niezobowiązującej atmosferze, coś jeszcze sobie przypomniała z nocnej rozmowy... czy też zabawy z sire. Musiała o tym pomówić z Alexandrem nawet jeśli ciężko będzie jej teraz patrzeć mu w oczy.


Nim więc zeszła na śniadanie, podeszła do komnaty skryby i zastukała delikatnie - na tyle, by usłyszał, jeśli nie śpi oraz by go nie zbudzić, jeżeli wciąż odzyskuje siły.
- Tak? - usłyszała słaby głos Alexandra.
- To ja, Aila... możemy porozmawiać? - zapytała nie otwierając drzwi.
- Tak, wejdź - usłyszała, a gdy otworzyła je w pełni zobaczyła go leżącego jak uprzednio, pod skórami. Teodora znów nie było i (a jakże) Giselle znów wykorzystywała okazję. Przeskoczywszy właśnie na skraj łoża próbowała na szybko zasznurowywać suknię służebną na biuście. Jeżeli Alexandrowi do wydobrzenia potrzeba było okładów z młodych piersi, to świeży nabytek zamkowej służby z determinacją i godnym poświęceniem jak widać leczył zamkowego kanclerza i chyba nie tylko pro bono publico.
Tym razem jednak szlachcianka jakby nie zwróciła na to uwagi. Była jak zwykle, zanim Torin zmarł, zanim ona i Alexander odbyli wieczorną rozmowę - chłodna i wyniosła.
- Jadłeś już? - zapytała mężczyznę.
Kiwnął głową, a Giselle wstała i jakby udając że jej nie ma, pobiegła do wyjścia.
- Giselle... - Aila zatrzymała ją, gdy ta już miała odetchnąć, że udało jej się uniknąć konfrontacji ze szlachcianką.
- Ta... tak pani?
- Idź do psiarni i upewnij się, że nakarmili wilka mego wuja - poleciła spokojnie. - Taki basior nie powinien chodzić głodny. Ty to powinnaś rozumieć...
- Tak pani, już pędzę.


Gdy znów zostali sami, Aila podeszła do łóżka, lecz tym razem nie usiadła obok. Spojrzała jednak z troską na mężczyznę.
- Jak się czujesz?
- Wciąż… jutro powinno być lepiej. Nie przejmuj się Ailo. -
Głos i wyraz twarzy miał jakby żywsze niż wczoraj.
- Mam dobre wieści... chyba - na moment jakby wypadła z roli, a jej oblicze się strapiło, ale już po chwili była dawną Ailą, która z góry patrzyła na mężczyznę w łożu. - Nie musisz się ze mną żenić, jeśli nie chcesz. Sire chce tylko byśmy oboje mieli zapewnione miejsce na zamku i nie opuszczali go... przez najbliższe lata. Jeśli więc uda ci się nas tutaj... osadzić bez zbędnych kontrowersji... ożenek nie jest konieczny - powiedziała.
- Tak rzekł?

Kiwnęła głową.
- Od nas zależy czy wolę Torina spełnimy.
- Ale… Nie rozumiem. -
Opadł głową na poduszkę. - Przecież Torin nie mógł tego spisać.
- Też tak myślę. Elijah nie rzekł mi wprost, że to on, mówił jednak, że wuj i tak umierał... i on tylko sprawił, by odszedł bez bólu i strachu. Wuj wiedział, że to koniec...
- I będąc w stanie w którym był, wmówił sobie, że dysponować może zamkiem, zarządztwem. Jakby był Andrusem. Jak w jego imieniu. -
Alex przymknął oczy. - Tak, gdy wspomnę… tak, to ma sens…
- To już chyba nie istotne -
ucięła krótko Aila. - Wiemy czego chce sire. Teraz jano musimy zrobić tak, by był zadowolony.
- On, a my?


Młoda kasztelanka odgarnęła długi warkocz, w który splecione były dzisiaj jej złociste włosy.
- Nie rozumiem. O czym myślisz teraz?
- Myślałem o tym co mówiłaś, wtedy, tamtej nocy. Sama kierować swym istnieniem. Być panią swego losu. Pamiętasz?
- Mhm... ale to jakby nie było, moje pragnienie. Co ty masz do tego? -
zapytała wprost chłodnym tonem, pod którego brzmieniem odwrócił lekko głowę.
- Ja… nic, przepraszam.
Aila wydawała się gotowa na konfrontację, ale gdy ta nie nastąpiła, zmieszała się nieco i zaczęła przyglądać rzeźbieniom jednej ze skrzyń.
- No to tyle w tym temacie. Jak wydobrzejesz... będzie trzeba podjąć jakąś decyzję. Ludzie czekają - przypomniała, jakby chcąc podkreślić, że dla niej samej jest to bez znaczenia. - Jest też... coś jeszcze... - odetchnęła.
- Co takiego? -
Znów obrócił do niej głowę, z ulgą że nie drąży co chciał powiedzieć. Nie miał szans w takiej choćby pseudokonfrontacji.
- Wczoraj kiedy spałeś, jeszcze przed świtem ktoś napadł wartowników. Jeden został zabity. Nic jednak nie zginęło, poza... poza ciałem zbója, co go kazałeś wywiesić ku przestrodze. - Zamilkła, dając skrybie chwilę na przyswojenie informacji.
- Ciałem? - Wyraźnie się zdziwił. Fakt, że widać było po nim takie emocje był dowodem na poprawę. - Po co? Przecież to nie ma… Które ciało?
- To z roztrzaskaną głową. Też mnie zastanawiało to zdarzenie, dlatego powiedziałam o tym Elijahy i... -
zmarszczyła brwi - reakcja sire’a była dziwna. Zaczął mamrotać. Niewiele zrozumiałam, ale... powiedział coś jakby “trupojady” i “znalazł mnie”. Dziwne to było, ale wyglądał na przejętego. Kazał mieć oczy szeroko otwarte i zmarłych głęboko chować lub palić najlepiej.
- Prawda...sire przecież nie wie. -
Alexander zamknął oczy i po raz pierwszy chyba od powrotu uśmiechnął się mocniej.
- Nie wie... o...? - ponagliła go Aila.
Spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co jej chodzi.
- No przecież… - Patrzył na nią jakby nic nie rozumiał. Nie rozumiał czemu ona nie widzi tego co on, choć była tego świadkiem.

Zła, że nie rozumie, Aila podeszła do łoża i pochyliła się nad nim.
- Mów! - rzekła rozkazującym tonem. Była pewna, widziała to po nim, że nie chce powiedzieć, ale był zbyt słaby. A z nią walczyć nie chciał.
- Tylko proszę. Nie rzekniesz nic sire…
Przygryzła wargę.
- Nie rzeknę... z własnej woli - Oboje wiedzieli, co miała na myśli.
- Valentino. Jemum obuchem berdysza łeb w drobny mak rozwalił by jego ciało robiło za banitę. Za Giselle. Jeden rozrąbane plecy. Jeden popalony i cięty toporem. Jeden sztylet w twarz. Jeden z rozrąbaną głową. Jeden cięty przez pierś. Tylko Valentino łeb miał rozwalony w pełni. Ktoś tu się zakradł tylko po to by jego ciało zabrać.
- On też mówił, że ktoś nadejdzie... tylko mam wrażenie, że i jemu i sire nie chodziło o tę samą postać. -
Aila strapiła się, kucając koło łoża.
- Ten młodzik, jak mówiłem, za naiwny, za mało sprawny na wampira. Jest i drugi zatem.
Szlachcianka kiwnęła głową.
- Nadchodzą ciężkie czasy dla Kocich Łbów - powiedziała i podniosła się ciężko. - Nic chyba na to nie poradzimy póki co. Idę na śniadanie. Chcesz czegoś? - zapytała, po czym dodała: - Giselle pewnie wróci, jak tylko zauważy, że mnie tu nie ma. - Uśmiechnęła się lekko.
- Sprytna bestyjka. Aleć samaś rzekła, że ja to nie Pieterzoon.

Aila podeszła do drzwi.
- Do później zatem. Odpoczywaj - rzekła jakoś tak krótko.
- Tak uczynię i… mogę mieć prośbę? - Zawahał się jakby jak na jego stan pytanie lub prośba były zbyt śmiałe. W końcu jednak rzekł: - Życie, ciepło, słońce. Nieśmiertelność. Potęga. Wieczna młodość. Ja, rozumiem cię, sam nie wiem co myśleć. Aleś naprawdę pewna tego? Całkiem pewna, że chcesz być jak on?
Zapadła w komnacie cisza. Szlachcianka stała przy drzwiach, patrząc z jakimś nieogadnionym wyrazem twarzy.
- To masz prośbę, czy pytanie? - zapytała, by chyba zyskać na czasie.
- Prośbę byś mi to rzekła, szczerze. To bardzo ważne.
Znów cisza.
- Wiem... wiem czego nie chcę - odpowiedziała w końcu. - Nie chcę, by moje życie było pozbawione sensu. Nie chcę żyć tylko po to, by urodzić dzieci swemu mężowi, a potem bawić ich dzieci... aż umrę, gdy nikt mnie potrzebować nie będzie. - Zmarszczyła brwi, jak to miała w zwyczaju, gdy skupiała na czymś myśli. - Tego jestem pewna skrybo, że nie chcę tak żyć. A to, co niesie żywot wieczny... tego nie znam. Sire wciąż jest dla mnie zagadką. Nie wiem też ile w tym jego własnej natury, a ile... wąpierzej. Czy taka odpowiedź ci wystarczy?
Pokręcił głową.
- A gdybyś miała gwarancje… życia trzymając swój los w pełni. Całkowicie. Czy zdecydowałabyś się przejść w noc?
Aila stała spokojnie, lecz po sposobie w jaki wyłamywała sobie palce, można było poznać, że się denerwuje.
- A kto by mi dał taką gwarancję? - zapytała. - Ty? Dopiero co przez niego złamany? Nie gadaj głupot, jeśli nie wiesz o czym mówisz... - prychnęła.

Usiadł i uniósł skórę by wstać.
Wszak nie na ciele był sponiewierany, jego ruch był sprężysty, ale wstrzymał się. Jego nagi tors… chyba nie był jedyną nagością skrytą pod skórami. Lekko zaczerwieniony zrezygnował z powstania i opadł na poduszkę. Blondwłosa niewiasta zaś nie mogła się nie uśmiechnąć na to zachowanie, choć również jej oczy teraz jakby uciekały przed spojrzeniem Alexandra. A może po prostu nie chciała za bardzo mu się przyglądać?
- To… Starczy mi za odpowiedź - odezwał się. - I Ailo, może to wino, a może… nie wiem. Nie spodziewałem się, ale lepszej zapłaty za naukę szermierki nie dostałbym nigdzie na świecie. Jutro przyjdę po ciebie, wdziej męski strój.
Pokiwała głową, najwyraźniej samej sobie nakazując, by na komplement nie zareagować.
- Z rana raczej czy pod wieczór? - zapytała.
- Z rana. Przyjdę po świcie.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Bywaj zatem - rzekła, otwierając drzwi, lecz jakby sama chciała przedłużyć w czasie tę chwilę, gdy jeszcze za nimi nie zniknęła.
Jakby zauważył to i chciał coś powiedzieć. Otworzył nawet usta…
... ale nie miał w sobie jeszcze dosyć śmiałości w odbudowującym się rozbitym charakterze.
Tak się rozstali.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline