Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2017, 20:09   #27
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Po dość obfitym śniadaniu i wysłuchaniu kilku najnowszych dworskich ploteczek, jakie zaserwowała Aili Tamara - główna szwaczka na zamku, szlachcianka poprosiła swoją rozmówczynię, by ta bez zbędnego rozgłosu przygotowała jej męskie odzienie, skrojone na jej miarę. Oczywiście, coś takiego było idealnym wprost materiałem dla naczelnej plotkary, jednakże Aila wiedziała jak odwrócić jej uwagę. Jeszcze większa plotka, ot co!

Przy tym kasztelanka musiała przyznać przed samą sobą, że nie myślała nigdy, iż potrafi być tak... kobieco zajadła. Giselle ze swoimi podchodami wydała się jednak idealnym obiektem knowań.

Panna de Barr opowiedziała więc Tamarze zmyśloną historię o tym, jak Giselle umyśliła sobie, że by pan Alexander wyzdrowiał, zabierać go będzie na spacery. A że jakby nie było to prawie narzeczony Aili - ta część z trudem przeszła przez jej gardło - to chciała ona się upewnić, czy jeno na spacery tych dwoje wychodzić będzie. Toteż potrzeba jej przyodziewku, w którym jak najmniej hałasu narobi i jak najmniej rzucać się w oczy będzie.
Zapewniła przy tym, że ufa skrybie, ale... ale w końcu ona też może wybrać się na spacer, prawda? Tak, te pobudki szwaczka zdecydowanie rozumiała. Obiecując panience dyskrecje, zapewniła ją, że wieczorem strój zostanie dostarczony do jej komnaty.

Tak też, gdy miary Tamara pobrała, Aila mogła zrealizować swój kolejny plan - uwolnienie starego basiora. Pełna szlachetnych pobudek ruszyła więc ku stajniom, by tam kilku pachołków do pomocy zabrać. Nie myślała nawet, że stara bestia może wymagać bardziej wprawionej ręki do prowadzenia.
Wilk jakby miał to wszystko głęboko pod ogonem. Leżąc z pyskiem między łapami patrzył na zbite z drewna ogrodzenie ni to zagrody, ni to klatki. To był jeden z jego trzech stanów. Totalna apatia, dzika szalona wściekłość gdy rzucał się na ogrodzenie, lub żałosne wycie. W pierwszym przypadku ignorowano go, w drugim dostarczał rozrywki, w trzecim… prawie wszyscy na zamku chcieli “Pchlarza” (jak go zwano) ubić, bo wycie to wbijało się boleśnie się w głowę niby mizerykordia.

Aktualnie ze stanu apatii korzystały dwa koty. Oba czujne, jakby stan starego basiora miał nagle zmienić się w ‘opcję nr 2’. Jeden, bury z postrzępionym uchem gryzł go w ogon nie uzyskując tym żadnej reakcji, drugi za to tylko siedział i patrzył oddalony dwa kroki od łba dręczonego niewolą zwierzęcia.

Szlachcianka, która kazała przygotować silne powrozy, by bestię schwycić i wyprowadzić z zamku, przyjrzała się wilkowi.
- Twoje winy, jakiekolwiek były, zostały odkupione - rzekła - Dziś wracasz do lasu.
- Ale pani...
- próbował zaprotestować jeden z parobków. Aila jednak uniosła rękę.
- Mówiłam, co macie robić. Załóżcie mu pęta na szyję. Dwa osobne, niech każdy po jednym trzyma. I tak go wyprowadźcie z klatki. - nakazała.

Cóż było robić? Chcąc nie chcąc musieli posłuchać i przygotowali dwie pętle, które na kijach włożyli przez drewniane kraty Koty obserwowały uważnie jak najpierw jedna, potem druga opadają na biały, przybrudzony łeb i chwile trwało zanim Aloise psiarczyk, oraz jeden z pachołków mogli zacisnąć pętle na karku zwierzaka. Ten znosił wszystko bez protestu, wyglądał dokładnie tak jak Alex po powrocie do komnaty.
Jeden ze zbrojnych z partyzaną w ręku zbliżył się, na wszelki wypadek pochylając broń
- Wejdź do niego, zdejmij obrożę - powiedział mu Aloise-psiarczyk.
- Chyba kpisz…
- Trzymamy go przeca

Zbrojny łypnął na niego złym wzrokiem, ale przy szlachciance… Wszedł.
Wilk nie reagował gdy mężczyzna spięty i gotów uskoczyć odpinał mu zamknięcie srebrnej obroży. Zaraz po tym wyskoczył z klatki blady na twarzy i sięgnął po odstawioną uprzednio broń, gdy wyprowadzali wilka z klatki. Aloise i pachołek mocno ciągnęli w swoje strony stojąc po obu bokach zwierzęcia na odległość wyciągniętego kija.
Dopiero teraz można było zobaczyć jak duży to wilk. Wychudzony co prawda, ale wielki. Wrażenie niszczył zwieszony łeb i sztywny krok. Zwierze dławione sznurami wywiesiło różowy jęzor.
Aila podeszła bliżej, przyglądając się zwierzęciu z boku i idąc obok niego w odległości większej jednak niż długość “smyczy” krępujących szyję basiora.
- Poluzujcie trochę. Chcemy go wypuścić, a nie udusić. - powiedziała ostro do pachołków.
- Aale… - zaczął psiarczyk, ale zrezygnowany spełnił polecenie. Wilk zaskomlał i podniósł łeb. Spojrzał na Ailę, a ta zobaczyła w jego oczach szaleństwo. Zamerdał ogonem.
Uśmiechnęła się do niego, odczytując ten gest jako wyraz wdzięczności. Podeszła nieco bliżej.
- Jeszcze trochę staruszku. Za bramą cię puścimy. Tam zaczyna się las. - mówiła do zwierzęcia łagodnie.
Koty z ciekawością drepczące za wilkiem zareagowały pierwsze.
Tak z niczego, nagle.
Oba w jednej chwili kładąc uszy po sobie czmychnęły cwałem w dwie różne strony, dosłownie jedną chwilę zanim zareagował “Pchlarz”.

Normalnie wilki dają znać o chęci rzucenia się do ataku choćby pozą, warkotem dobiegającym z gardzieli, czy też wyprężonym jo tyłu ogonem. Ale nie ten.
Szlachcianka na widok skaczącej na nią bestii odruchowo cofnęła się, przewracając na ziemię, a właściwie siadając na niej ale nie ocaliłoby jej to gdyby nie Aloise i ten drugi wciąż trzymający kije z pętlami. Szczęki zacisnęły się nie dalej niż dwa palce od jej twarzy. Aila krzyknęła przerażona. Wstrzymany w ten sposób basior szarpnął się mocno wyrywając kij z rąk młodego pachołka, który pociągnięty poleciał do przodu. Zbrojny z partyzaną zareagował na szczęście równie szybko pchając ostrzem, które rozorało jedynie futro na grzbiecie. Skowyt jaki wydobył się z gardzieli był pełen raczej szalonej wściekłości, nie bólu. Zwierz rzucił się na halabardnika zatapiając potężne zębiska na jego twarzy i nic sobie nie robiąc, z zaciśniętej na szyi pętli. Zresztą psiarczyk, który wciąż trzymał kij też teraz upadł pod wpływem mocnego szarpnięcia bestii.
Wilk natomiast jednym kłapnięciem szczęk pozbawił halabardnika nosa i górnej wargi. Śmiertelnie zatrwożona tym widokiem blondwłosa szlachcianka znów krzyknęła, starając się odczołgać jakoś. Zresztą nie tylko ona krzyczała, wszyscy co to widzieli na placu, podnieśli wrzask lecz... to ją bestia znała. Wilk widział wszak dziewczynę nieraz w towarzystwie Torina - swego głównego dręczyciela. I ku niej właśnie skierował teraz swoje kroki.



Testament Torina miał swoje uroki.

Wprawdzie młoda szwaczka z Namur (jak przynajmniej twierdziła) jeszcze gdy Torin żył wahała się czy nie zakręcić się wokół ‘drugiego na zamku po zarządcy’, ale po jego śmierci i ogłoszeniu testamentu opory wszelkie już straciła. Służba (a więc i Giselle) relacje Aili i Alexandra znajdowała conajmniej napiętymi. Wszak nikt na zamku nie wiedział o ich niedawnym spotkaniu w tej komnacie, gdy tak bardzo się przed sobą otworzyli i coś między nimi… pękło? Może jeszcze nie runęła, ale zatrzęsła się w posadach bariera, mur stojący między dumną szlachcianką, a skrybą wypranym z sumienia intrygantem. Zobaczyli się w innym świetle, a choćby przelotne dotyki elektryzowały. Przynajmniej Alexa, choć przecież widział jej zachowanie. To działało i w drugą stronę. Do tego Jeremi mówił mu, jak przychodziła co dzień, jak czekała z nadzieją.

Służba nie wiedziała o tych sprawach, służba myślała, że panienka z musu interesuje się losem księdza martwiąc się o własny los. Służba wiedziała, że Aila Alexandrem w pewien sposób gardzi, a on widzi w niej dumną do przesady pusta wydmuszkę.
To samo przez służbę wiedziała Giselle nieświadoma drugiego dna.

Nie była nawet początkującą intrygantką i widać to było jak na dłoni. Do tej pory raz udało jej się z niedorozwiniętym idiotą, a to wszak epicki wyczyn nie był. Mimo to dla niej było to jakieś osiągnięcie i działała tą sama taktyką. Prostą naturalnością pomieszaną z pewnym uporem sprawienia w głowie Alexa, iż może dać mu wiele i być dla niego ważna. W ujęciu innym, można by powiedzieć, że zabierała się trochę jak pies do jeża, a trochę w tym temacie nurkowała jak dzik w żołędzie. I to może średnio działało by na skrybę w pełni sił, ale teraz sprawdzało się nieźle.

Gładząc nagie, kształtne udo odkryte spod podciągniętej sukni służebnej i patrząc na obnażone piersiAlex czuł się naprawde nieźle.
Zaprawdę miał te uroki testament Torina.

giselle uparła się, że słyszała iż babcia matce mówiła, że chłop jak cycki młode zobaczy to się go nie powstrzyma i poleci za nimi choćby na łożu śmierci leżał. Wprawdzie nie pamiętała kiedy i w jakiej sytuacji, ale z półpoważnym tonem upierała się, że terapii spróbować trzeba.
Nażarty, syty Alex napojony winem, leżał w miękkim łożu macając jędrne uda dziewki, która uparła się go uwieść i podziwiał panoramę pięknych widoków. Pytała go o różne księgi, a on reagował leniwie poddając się jej obecności i głosowi. w normalnej kondycji psychicznej taką sytuację mógłby odnajdowadx beznadziejnie infantylną i dziewczyna musiałaby sięgnąć o wiele głębiej do arsenału swych możliwości aby wywołać bezsprzeczne zadowolenie. Ale dziś na skrybę to wystarczało w dwójnasób.

I wtedy wszystko się spieprzyło, a leniwy raj zbudowany przez młoda czarnowłosą dziewkę prysł.

Krzyk Aili pełen przerażenia, wrzaski spanikowanych ludzi na dziedzińcu, jazgot ujadania psów… Nie wróżyło to dobrze. Otępiały skryba spojrzał ku oknu za którym działy się jakieś dantejskie sceny, gdy krzyk powtórzył się.
Aila.
Wspomniał o jej opowieści. O ataku, najpewniej, łowcy wampirów, a któż byłby lepszym celem na początek niż służka nieumarłego?
Zerwał się przewracając giselle na łoże i doskoczył do okna uderzeniem pięści otwierając okiennice.
Na dole wielki stary basior właśnie skoczył na pachołka leżącego twarzą do ziemi i próbującego zbierać się na czworaki, szczęki zatrzasnęły się na karku i chyba wyobraźnia dopowiedziała Alexandrowi ten upiorny trzask jaki usłyszał. W tym harmidrze wszak nie przebiłby się do jego uszu. Zbrojny wył z bólu i strachu trzymając się za twarz i kopiąc nogami po ziemi, a psiarczyk Aloise tyłem, półleżąc wycofywał się oszalały ze strachu. Kilku zbrojnych na murach pędziło ku schodom, ale byli za daleko.
W tym wszystkim Aila jak sparaliżowana półleżała kilkanaście stóp od wściekłego zwierza.
Krzyknęła znowu.

Wyprucie z woli nie miało tu wiele do rzeczy, tu wszak nie było konfrontacji, pojedynku charakterów, spojrzeń… Był tylko krzyk przerażonej kobiety. Jej. I To kim Alex się stał budując swój własny etos wokół duszy której nie złamał ani klasztor, ani wojny, ani Elijah.
Wskoczył na parapet szykując się do skoku w dół.
- Panie!!! Nie!!! - Giselle krzyknęła ze strachu widząc co zamierza.
Chociaż rzecz działa się praktycznie pod oknami skryby, to był jeden zasadniczy problem.
Ot, blisko sześćdziesiąt stóp między oknem, a ziemią. Jeżeli nie śmierć z upadku, to choćby połamanie i zagryzienie przez zwierza już na dole.

Sytuację uratowała Aila… choć raczej nieświadomie.
Nawet nie tyle Aila co jej niedoświadczenie w kierowaniu służbą zamkową.
Pachołkowie, jak wszędzie, byli bardziej niż leniwi i wyznawali zasadę “jak masz coś zrobić dziś, to zrób to pojutrze”. Alexander budził w nich obawy, toteż choć skryba na zarządzaniu zamkiem nie znał się ni w ząb… robili co trzeba by nie oberwać gdy wymownie nakopał w dupy raz, drugi i trzeci za coś co zrobione nie było, a zrobione być powinno, nawet gdy nie wydał nikomu polecenia. Wraz z jego zniknięciem i przejęciem zarządzania tym wszystkim przez kasztelankę, nastąpiło spore rozprzężenie.
Wielki wóz drabiniasty upchany na amen i wysoko sianem dla koni, stał sobie nie ruszony od wczoraj naprzeciw stajni, pod zamkowa ściana i czekał, aż ktoś się nim łaskawie zajmie.
Dokładnie pod oknami komnaty Alexa, który nie tracąc czasu na choćby zastanowienie się czy to mimo wszystko nie za wysoko - skoczył.
Znów kobiecy wrzask rozdarł powietrze, lecz tym razem była to Giselle, która myślała chyba, że skryba oszalał i rzucił się z okna.
Alexander zaś jak przystało na kogoś, kto popisał się heroiczną głupotą, miał wiele szczęścia. Spadł w sam środek wozu, ześlizgując się gładko po sianie i zeskakując na ziemię niby kot. Gdyby to sobie tak zaplanował, to by równie dobrze nie wyszło.
Aila zaś spojrzała na niego zupełnie zdziwiona ze łzami w oczach i ustami rozwartymi jakby wciąż echo krzyku się z nich wydobywało.
Mniejsze wrażenie to jednak zrobiło na wilku, który tylko doskoczył, a widząc nieuzbrojonego człeka, znów skierował się ku upatrzonej ofierze - Aili de Barr.

[MEDIA]http://i.imgur.com/TaY0aUq.jpg[/MEDIA]

Wielki basior spiął się i skoczył prosto na nią w powietrzu zderzając się z Alexandrem, który również skokiem jakby przefrunął ponad szlachcianką. Człowiek i wilk spięli się i zakotłowali na dziedzińcu. Rozwarte szczęki celowały w szyję skryby, ale ten trzymając zwierzę odchylił się i zębiska zatrzasnęły się na jego lewym barku.
Ryk bólu rozdarł powietrze gdy ugryzienie naruszyło ranę po postrzale z kuszy nie do końca zagojoną wampirzą krwią i kilkoma dniami jakie minęły od napadu bandytów. Skryba wylądował na plecach, wilk na nim zaciskając szczęki, które mogłyby zgruchotać bark, gdyby nie szybka reakcja Alexandra. Wyjąc z bólu i spinając wszystkie mięśnie docisnął biały łeb do siebie jakby wbijając bark głębiej w paszczę drapieżnika i utrudniając mu tym zaciśnięcie jej. Wilczur zaczął się dławić i drapać, próbował odskoczyć, ale opasujące go prawe ramię Alexandra utrudniało to. Mężczyznie nabrzmiały żyły na skroni gdy z wysiłkiem przekręcił siebie i basiora zakleszczonego pyskiem na jego barku, aby mieć zwierze pod sobą. Coś jakby trzasnęło, a skryba znów zawył z bólu, mimo to udało mu się zmienić pozycję i przycisnąć ciało wilka do ziemi podczas gdy głowa zwierzęcia wykręciła się przez to pod nienaturalnym kątem. Krew ściekała po ramieniu człowieka i wydawało się, że ten poda się już lub szczęki strzaskają mu cały bark. Jednak to stary wilk odpuścił pierwszy i rozluźniając uścisk cofnął łeb. Prawica skryby docisnęła go za gardło do ziemi .
Basior charczał i wierzgał wszystkimi czterema łapami, ale nie mógł wyzwolić ani łba od zaciśnietej na szyi dłoni, ani ciała spod ciężaru Alexa. Drapał zostawiając gdzieniegdzie pręgi na ciele mężczyzny. W końcu charkot przeszedł w cichy skowyt i znieruchomiał.
Żył jeszcze ciężko dysząc i widać było, że skryba nie musiał już robić tego co zrobił nad półprzytomnym z braku oddechu zwierzem. Na wpół bezwładną lewą ręką pogłaskał lekko, wilczura po głowie. Jak z pieszczota względem starego przyjaciela. I docisnął mocniej prawicę miażdżąc gardło.
Wilk wyprężył się i znieruchomiał.

Aila, która w międzyczasie otrząsnęła się z szoku na tyle, by pochwycić jeden z hyclowatych kijów, stała teraz kilkanaście kroków dalej i patrzyła. Wystarczyła krótka wymiana spojrzeń, by Alexander wiedział, że ona rozumie dlaczego zrobił to, co zrobił.
Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym weszła w pański ton.
- A wy co się tak gapicie? - krzyknęła na pachołków - Jużci panu macie pomóc, a nie się obijać. Żadnej z was pomocy. I ty tam - wskazała na jedną z dziewek, które wybiegły z kuchni - Leć po cyrulika, ale to już!
Wydawszy nakazy, sama podeszła wartkim krokiem do rannego mężczyzny.
- Lubisz jak... jak cię podziwiają, co?
- uśmiechnęła się krzywo, choć w oczach wciąż miała łzy. Ze zdziwieniem dostrzegła malujący mu się na twarzy gniew. Coś co było poza jego możliwościami od kiedy wrócił. Iskry gniewu, nawet jak nie był jeszcze do końca sobą. Jakby to co zrobił dodało mu pewności siebie. Nim jednak dał upust temu uczuciu, choćby odcinając się… zdał sobie sprawę, że leży przed nią tak jak wyskoczył z łoża. Nagi jak nowonarodzony i pełen opadającej adrenaliny oraz podniecenia walką.
Z wszelkimi tego konsekwencjami i teraz musiał się zastanowić czy nie o tym Aila właśnie mówiła, bo trzeba przyznać, że... prezentował się. Oj prezentował...
Na szczęście za chwile przybiegli pachołkowie, a jeden z nich pomyślał i płaszcz wziął, by nagość pana skryć. W ruch poszły też materiały koszul, by paskudną ranę na barku zatamować. W obliczu tego zamieszania, Aila cofnęła się kilka kroków, niepewna co robić.
- Co tu się stało? - Aila była pewna, że normalnie dodałby do tego coś choćby na granicy przyzwoitości w jej towarzystwie, ale i tak mocny ton wskazywał pewne zmiany. - Jak on się wydostał?!
Panna de Barr mimo spąsowiałych policzków, spojrzała w oczy Alexowi.
- To moja wina. Jak chcesz krzyczeć, to na mnie. - powiedziała tylko, lecz jej postawę cechowała dawna duma, jakby chciała dodać “jeśli się odważysz”.
Nie odwazył. Tak silny by się z nią mierzyć jeszcze nie był.
- Ale… jak to twoja wina, cóżeś ty uczyniła?
- Pierre, nie żyje - Aloise rzekł rozedrganym głosem. Psy wciąż ujadały, a zbrojny z odgryzioną częścią twarzy wył i zwijał się na ziemi.
Aila stała wyprostowana, choć było widać, że drży na całym ciele, a jej głos brzmiał nosowo, kiedy mówiła:
- Chciałam zwrócić mu wolność. Torin zmarł. Nie było potrzeby go trzymać. Nie myślałam... - zaczęła się sypać.
- Wolność. - Alexander rzekł cicho i zaczął się podnosić z pomocą dwóch ludzi. W końcu ze strasznym grymasem bólu stanął na nogach.
Zaczął iść ku Aili nie zwracając zbytnio uwagi, że pachołek nie zdążył zapiąć mu płaszcz.
Ona również chyba nie o jego nagości teraz myślała. Patrzyła mu w oczy, starając się nie poddać szlochowi, który targał jej piersią. Czekała na to, co chciał jej zrobić.
Stanął tuż przed nią.
- Wolność? Gdzie wolność? - spytał cicho.
Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc czemu tak bardzo uczepił się tego słowa. Podjęła głupią decyzję, teraz to wiedziała, życie tych dwóch tutaj (bo pewnie halabardnik lada moment wyzionie ducha) nie było warte jej górnolotnych wizji powracającego do pierwostanu basiora.
- Do lasu. - odparła tylko, z trudem wytrzymując jego wzrok.
- Do lasu… - Skryba dostał jakby w łeb. chwile milczał. - Andrus przywlókł go tu na lata zanim przybyłem. Oszalałe zwierzę nie dałoby sobie rady... - Objął ją ramieniem. - Nienawidzący ludzi, ale tylko przy siedliskach mogący znaleźć jakiekolwiek pożywienie. Jest wrzesień, dzieci chodzą do lasu zbierać grzyby… - Objął ją mocniej, na twarzy miał smutek.
- Nie pomyślałam... - powiedziała szeptem, a potem załkała tuląc się do jego ramienia. To był doprawdy przeszywający płacz, jakby wyrażał nie tylko żal po epizodzie z wilkiem, ale znacznie, znacznie więcej.
Przytulił ją i głaszcząc po głowie, pocałował w skroń. Jej włosy moczyła krew z rany rozszarpanego barku, która zaczęła się zasklepiać gdy Alex tak jak przy powozie użył vitae sire w nim krążącą. Była cenna, a nie miał większych nadziei iż Elijah jest jakoś z niego ostatnio specjalnie zadowolony na tyle, żeby dać mu pić z siebie.
Ale tak było trzeba. Pęknięta kość obojczyka zrosła się jeszcze zanim sięgnął ramieniem w dół by złapać szlochającą dziewczynę pod kolana i niosąc na rękach skierować się ku jej komnacie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline