Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2017, 15:59   #25
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jasiu idąc w kierunku, z którego usłyszał rogi, najpierw natyka się na świeżego wisielca w barwach zakonu, a potem na strażnicę zakonną. Strażnica musiała zostać niedawno - zapewne tej nocy - zaatakowana, spalono domostwa poza wałem, ale wszystko wskazuje na to, że atak został odparty.
Jan rozejrzał się za pozostałymi trupami. Być może znajdzie gdzieś jakiegoś napastnika lub ocalałego. Jeśli nie krzyknie w stronę wału:
- Ludzie już po wszystkim napastnicy odeszli!
Po kuronsku mu męski głos odkrzyknal, kto on i w jakim celu przybywa.
- Jan ze Skrzynna. Polski szlachcic przejazdem jestem. Zobaczyłem, że kłopoty to się zatrzymałem. Obyczaj nakazuje w potrzebie pomagać. - nie rzekł tylko jaki obyczaj i jakiego wyznania.
- Czekajcie, panie.
Czekał z dwa pacierze. Potem nad bramą objawiło się brodate oblicze i głowa szmatą obwiązana.
- Pan prosi.
Brama drgnęła i stanęła otworem. W środku Jan ścisk zastał niemożebny, widać, że się za wałami krzyżackimi okoliczna ludność razem z całą żywiną swoją schroniła. Nim Kamir bydlę w zad klepnal, jakaś jalowica z bydlat stloczonych za bramą naparla na Diabła bokiem, zamuczala przenikliwie.
- Poszły won, precz, Voiteh, zabierz te gadziny. - dobiegły go słowa przez gwar. Polskie, lecz z mocnym, twardym akcentem.
Krzyżak był stary, siwy i smagły od słońca i wiatru. Kiedyś zapewne imponował potężnymi ramionami i szeroką piersią, teraz przygarbił się mocno, ale krzepy zdaje się, ni ducha nie stracił. Oczy miał harde i niebieskie jak na poły zapomniane niebo w południe.
- Jam brat Ekkehard. Witajcie na Dębowych Wzgórzach. - odezwał się po polsku. - Daleko żeście od domu.
Obok starca stał młody zakonnik w poszczerbionej zbroi. Zapewne ów Voiteh - Wojtek.
- Witajcie bracia. Ano daleko… - lekko marudził na pokaz - Widziałem ogniska sygnałowe noc temu. Odległe to jednak było, teraz kolejna osada widzę ucierpiała. Ktoś w okolicy potężna krzywdę czyni.- pokręcił smutno głową - Któż to taki wiecie może?- i zwyczajem swoim po aury i myśli obu zakonników zaczął sprawdzać.

Młody Wojtek spoglądał ku przybyszom z nadzieją, choć nie rzekł dotąd ni słowa. Ekkehard pełen był goryczy, ale człek to był tego rodzaju, co korzeń dębu - twardy nie tylko na pokaz. Stary Krzyżak przemyśliwał, gdzież może ów Polak jechać, i czy nie dałoby się Voiteha z nim posłać.
- Nie stójmy, szlachetny Janie, do izby zapraszam. Gościa mego drugiego poznacie, co mi pomocy udzielił, gdyśmy zostali zaatakowani. Niebogaci my, aleć dla gościa zawszeć znajdzie się co lepszego, posilicie się i pomówimy.
Chata, do której Jana wprowadzono, niewiele lepsza była od ich kurnika po Leszym odziedziczonego. Tyle że na ławie naczynia zacniejsze stały, za stołem zaś siedział szczupły mąż w zakonnych szatach, o przenikliwie jasnych oczach, niepasujących do ciemnych włosów o wysokich zakolach.
- Jan z Łabędziów ze Skrzynna - odezwał się, splatając smukłe dłonie. - Zaszczyt wieczerzać ze szlachciem wielkiego rodu.
- Adalbert von Sayn, komtur elbląski - przedstawił go Ekkehard.
Von Sayn był wampirem.
- Dla mnie to również zaszczyt - skinął głową a ręką uderzył się w pierś. - Komtur widzę też kawał drogi przebył. Opatrzność zapewne zesłała do ludzi w godzinie próby. - zerkał też na gospodarza to na Komtura wyraźnie sugerując, że chce porozmawiać sam na sam. Bo i pytanie kto wioskę naszedł cisnęło mu się na usta. Sługi Tzimisce… tylko jakiego?
- Opatrzność objawiła się tym razem w osobie mistrza krajowego, któren mnie tu posłał. -
Von Sayn miał przyjemny głos. Nieco za wysoki jak na mężczyznę, ale melodyjny.
- Ojciec waści, szlachetny Bożywoj, i brat jego Włodek w zdrowiu?
- Najlepszym. Komtur ich zna? - i tak się Jan zastanawiał, że jak zna… to z której strony miecza.
- Ojca twego dość dobrze, wujowi mnie przedstawiono - naświetlił Krzyżak uprzejmie. - Lecz nie jest zdaje się, personą szukającą towarzystwa wśród bliźnich, ponad nas preferuje księgi, prawda? Byłem w grupie posłów, negocjujących ostatnie zawieszenie broni.
- Prawda to. Wuj człekiem słowa... pisanego głownie. Wiedza ponad towarzystwo. Zresztą czasami się mu nie dziwię. Świat jaki nas otacza jest piękny i szeroki. Bezkresny wręcz, miarą i możliwościami. Jest jednak jakoś tak, że mimo tego bezkresu wszystko ciągle sprowadza się do... przemocy i krwi.Pokój to rzecz cenna, tym bardziej bo ulotna- gorzko się uśmiechnął - Liczyłem, że jak przyjadę w te strony będzie, no może nie spokojnie. To pogranicze w końcu i ziemie pogan. Jednak nie tak... gwałtownie. Prywatne sprawy gorzej się załatwia w wojennej zawierusze. Kto was tu tak brutalnie naszedł?
- Podejrzewam odstępców z Zakonu, którzy znaleźli schronienie na Ozylii - westchnął von Sayn, rozkładając ręce. - Przykra sprawa zaiste, a i obawiam się, że utrudni, jeśli nie umożliwi, misję z którą mnie posłano.
- Szkoda ludzi mówiąc szczerze. - pokręcił głową Jan - Mnie ten atak również odwiódł od celu. Na dwór Jawnuty miałem zjechać. Po prawdzie pod pretekstem innym, jednak do panny tamtejszej mi śpieszno. Słabość, ja wiem ale co poradzić. - tym razem się uśmiechnął lekko.
- Z tego grzechu - Adalbert odwzajemnił uśmiech - każdy ksiądz rozgrzeszy, jeśli zamiar w sercu uczciwy. A co na południe słychać w osadach, waść zdaje się stamtąd przybył.
- Niepokój z powodu wydarzeń na północy. Wszyscy czują, że licho idzie. Posłańcy z północny wieści i prośby o pomoc nieśli. Osady tym, żyją... troska o przetrwanie. Jadąc tu widziałem uciekinierów. Z wiosek jeszcze dalej na północy. Czemu odstępcy z Ozyli palą wioskę zakonną? Pogańskie rozumiem swój powód znajdą. Jednak wasze?
- Zobowiązany jestem milczeć w tych sprawach - Krzyżak odmówił mu gładko odpowiedzi. - Jednak mam swoje podejrzenia…
I tu już Jan jasno i bez słów widział, że te podejrzenia von Sayna nie tylko martwią, ale i napawają obawą o własne życie.
- Mogę jakoś pomóc. Jak bratu chrześcijanowi w kłopotach? - spytał się Jan z faktyczną troską na twarzy.
- Jeśli droga wam teraz na dwór w Bejsagole wypada, rad bym dołączył w podróży. A i człeka, jeśli woja miejscowego macie i na nim wam zbywa, bym użyczył, by młodemu Wojtkowi w drodze do Rygi pomógł dzicz przebyć - von Sayn nie uprawiał fałszywego wymawiania się i mitygowania. - Rzecz jasna, nagrodzę go hojnie za fatygę.
- Wojów w taki czas to nigdy nie zbywa. Pomagać jednak trzeba. Z tych co mam dam takiego co drogę do Rygi znać będzie. Droga na dwór Jawnuty będzie mi wypadać. Czekam na list od panny jeno, potwierdzanie spraw pewnych. Powinien jednak już dotrzeć na dniach do wioski. Gdzie wieści wyczekuje… Po prawdzie powiem, że chciałem wpierw zobaczyć kto wioski spalił na północy. I tamtejszego wodza Niedźwiedzia wypytać, sprawa zrobiła się lekko osobista bo i mnie napadnięto po drodze. Komtur też by może zyskał wiedzę lub wskazówkę cenną. Kto tu w garnku miesza i czemu.
- A - komtur przyjrzał mu się uważniej - jakież to więzi waści z Niedźwiedziem scalają, żeś i przed atakiem na swą osobę ku niemu ruszył własną osobą?
- Póki co żadne. Nie widziałem go i nie znam. Jego ludzie w wiosce gdzie na wieści czekałem pomocy szukali. Potem w dali widział ogniska sygnałowe i ludzi uchodzących. Mam swoje talenta to wiem co nieco. Zmyśliłem sobie, że na tyłku mogę siedzieć na efekty listów czekać i spotkanie. Mogę jednak również zobaczyć co u sąsiadów panny się dzieje. Potem łatwiej błysnąć w jej oczach. Jak poza słodkimi słówkami, ma się również ciekawe rzeczy do powiedzenia.
- Jak waść oceniasz, ile czasu zajmie ci dotarcie do Niedźwiedzia? - Krzyżak lekko się uspokoił, jakby zobaczył wyjście z impasu, w jakim znalazł się i podjął jakąś decyzję.
- Około tygodnia. O ile nic mnie tam… nie zaskoczy. Mógłbyś rzec Panie w jakiej sile i co was tu zaatakowało? - Jan rozumiał że Ozylianie, chciał jednak uchwycić siły i skalę.
- Dwóch nieumarłych, jak oceniam. Dwudziestu sług ludzkich. I owe bestie psom piekielnym podobne, wybacz, zbyt szybkie, bym ocenić mógł liczebność poprawnie, w zaskoczeniu i ferworze, po ciemnicy zupełnej. Skoro jednakże grasują gdzieś w okolicy, być może rozumnym byłoby połączyć siły na czas podróży - zasugerował uprzejmie. - Nie jestem wprawdzie najwprawniejszym szermierzem czy siłaczem pośród mych braci, lecz swoje umiem i odgryźć się potrafię - zapewnił.
- Brzmi rozsądnie na wskroś. Tylko czy ruszysz w takim razie ze mną w stronę Niedźwiedzia? Czy w drodze powrotnej dołączysz?
- Sprawa niewątpliwie Zakonu dotyczy, toteż wesprę ją swą osobą i talentami - Sayn wyłożył wprost swoje stanowisko. - A i dla twej sprawy, szlachetny Janie, rad się przysłużę. Panny przychylniej patrzą na tych, co orszakiem pod ich okienko zjeżdżają.
- Niedźwiedź ponoć z zakonem w sfarach. Trzeba by ci jechać skrycie w mojej świcie. Znak zakonny może sprowadzić na nas kłopot. Tym bardziej teraz, gdy zakonni oczywiście prawda inni… spalili domy i narżnęli tam ludzi.- powiedział wprost z cieniem zakłopotania. - Pod krzyżem jechać tam nie sposób. Czy mogę liczyć, na twoją słowo panie? Gdy tam dotrzemy nie podejmiesz wrogich mu działań? Zaakceptujesz również moje poczynania. Choć jak rzekłem nie wiem co nas spotka.
- A jednak gdy buntownicy z krzyżem na płaszczach uderzyli na wioski, gawiedź pobieżała, by się za innym zakonnikiem schronić - Sayn uniósł wąską, arystokratyczną dłoń - Wiem waść, że zagrożenie istnieje. Jeno wskazuję, iż świat nie jest prosty ni czarno-biały jak stroje nakazane braciom przez regułę. Jestem też przekonany, iż Ekkehard znajdzie dla mnie i mych ludzi coś bardziej… barwnego.
- Prawda panie. - choć Jan nie dopowiedział, że gawiedź schowałaby się i u samego diabła. Byleby przed innych diabłem uciec - Czy zatem dasz mi słowo? - Janek pytał z zakłopotaniem nie chcąc by dwie obce czy wręcz wrogie sobie siły zderzyły się wrogo za jego przyczyną.
- Jestem posłem. Człowiekiem słowa, nie miecza. Negocjuję i obserwuję.Tak, masz moją obietnicę - Sayn przykrył jasne spojrzenie powiekami, które, teraz Jan to zauważył, zdawały się lekko opuchnięte.
- Pozostaje nam ustalić panie twoje nowe miano. Mi natomiast poinformować sługi...

 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 02-09-2017 o 16:09.
Icarius jest offline