Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2017, 09:59   #32
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Parviz Jehuda.
- Gdzie jest Polidor?

Nabrzmiała twarz archigosa Skilthry nie napawała optymizmem co do dalszego przebiegu rozmowy.

- Znaleźć! Dostarczyć! - wyszczekiwał, dobitnie dając do zrozumienia, że nie przyjmie do wiadomości negatywnego wykonania zadania.

Posłaniec wyskoczył z pokoju, szczęśliwy, że może uniknąć dalszej perory i złego chumoru Parviza.

- Szara... Nekri, dlaczego nie przyszła?

Białe kłykcie oparte o blat biurka. Twarz pąsowa.

- Kamieniem uderzona na placu. Nie żyje.

- Nie żyje - rozsmakował na języku słowo wlepiając przymknięte oczy sekretarza. - Nekri nie żyje...

Zdawać by się mogło, że niemożliwe stało się możliwym.

- Kto z anakratoi... Kto im - skupił się na wymówieniu trudnego słowa - przy-wodzi...

- Jagon Minskin.

- Gdzie on?

- Czeka.

- Niech nie czeka! Dawaj go!

Brown.
Znalezienie ścierwnika nie okazało się trudne. Skrzypiący wóz z psującym się towarem przemierzał puste nocne ulice Zaułka. Woźnica niczym czarne, posępne ptaszysko przykucnięte na żerdzi kiwał się na koźle w jednostajny, leniwy takt ciągnionego przez, Brown mógłby przysiąc, przemorfowanego, równie czarnego jak woźnica potwora, kłapiącego złośliwie paszczą, starającego się kłapnąć, tego był równie pewien, ramię Browna i jedynie sztywna uprząż i strzelający bat go przed tym powstrzymywał.
Może zmęczenie to spowodowało, lecz Agatone miał wrażenie, że to nie brzdęk monet lecz brzmienie słowa "Decato" dodało posępnej postaci animuszu. Wkrótce też zmasakrowane truchło odmieńca znalazło się obok innych trupów i gdy Decato, w krótkich urywanych słowach instruował ścierwnika, Brown skorzystał z okazji by przeszukać labolatorium.

Brown. Decato.
Zamtuz Hagne przechodził tej nocy prawdziwe oblężenie. Czy to duzi chłopcy chcieli odreagować stres ostatnich dni, czy sprawiła to opieka ludzi Browna nad burdelem, który w tym okresie okazał się być jednym z bezpieczniejszych miejsc w Zaułku, dość że żadna z dziewczyn nie narzekała dzisiaj na nudę i brak ruchu w interesie. Wręcz przeciwnie - interesy w ruchu były cały czas.

- Wprowadzę ją bocznym wejściem - powiedziała Hagne zmęczonym głosem przenosząc wzrok z Utishy na Decato i z powrotem. - Gotowi ją jeszcze wydupczyć nim zdążę powiedzieć "owrzodzona dupa morfa".

Miejsce, w którym Agatone postanowił spędzić resztę nocy razem z diatrysem, okazało się być skromną sutereną. Miejsca doglądał jeden z jego ludzi, mieszkający tuż nad nią w śmierdzącej szczynami kamienicy położonej w prostopadłej do burdelu uliczce. Na całe wyposażenie niewielkiego pomieszczenia składał się śmierdzący siennik. Mistrz gildii wiedział, że pod nim znajdowało się ukryte zejście do podziemi i ze względu na ten właśnie fakt, wybrał to miejsce. Spojrzał na Decato niechętnym wzrokiem nie bardzo wiedząc czy oddać mu jedyne miejsce, w którym można było się wygodnie przespać, lecz ten siadł krzyżując nogi w kącie i zastygł w takiej pozycji, uwalniając go od rozterki.

Parviz Jehuda.
Jagon miał wygląd wymiętego chłopca na posyłki, ostre rysy twarzy, ciemne włosy, twarz spaloną słońcem, zacięte, wąskie usta i ubranie poplamione świeżą krwią.

Jehuda zdał sobie właśnie sprawę, że nie było oficjalnej drogi do zdobycia stanowiska anoterissy... anoterosa (poprawił się w myślach). Od kiedy powierzył opiekę anakratoi, tajnej policji Syntyche, zdawało się, że taki stan rzeczy będzie trwał wiecznie. Chłopak miał sporą odwagę stając tutaj przed nim i oświadczając, że jest anoterosem. Spodobało mu się to.

- Mów! - rzucił po prostu, sam siadając wygodnie w fotelu.

Decato.
Szybko zapadły w stan płytkiego snu, rodzaj letargu, w którym odpoczywając czuwały. Słyszały człowieka, który kładł się na śmierdzącym sienniku, szeleścił posłaniem, mruczał coś pod nosem, szeleścił i skrobał w końcu chrapał, mamrotał coś przez sen i wiercił się szeleszcząc i skrobiąc,. Szelest, jednostajne miarowe skrobanie.

Ciemność zaalarmowała ją nad ranem gdy pierwsze blade światło wlewało się leniwie przez piwniczne, okienko do pokoju.

Otworzyła oczy. Rozejrzały się wokół. Mężczyzna jeszcze spał. Nie zauważyły nic niepokojącego. Szelest. Włosy na skórze zelektryzowały się w jednej chwili. Dreszcz przebiegł po plecach aż do czubków drobnych dłoni. Podrapała swędzącą skórę policzka i... Spojrzała na lepkie palce. Lepkie, umazane krwią palce. Sięgnęła znowu do policzka. Tam gdzie wczoraj zadrasnął ją morf znowu czuła swędząco-piekącą ranę.

Skrobanie. Wytężyła słuch. Ciemność rozlała się po pomieszczeniu. Przez chwilę trwały w całkowitym bezruchu nasłuchując źródła dźwięku. Szelest słomy i posapywanie człowieka, który kręcił się niespokojnie dręczony jakimś złym snem. Skrobanie. Jak gdyby ktoś drapał pazurami po ścianie. Zogniskowały wzrok w miejscu, z którego dochodziło. W miejscu, w którym mężczyzna śnił swoje niespokojne sny. Podeszły bliżej. Uklęknęły. Znowu nasłuchiwały. Skrobanie powtórzyło się dokładnie wtedy gdy mężczyzna otworzył oczy.

Brown.
Szepty, cholerne szepty. Coś do niego mówiły suchymi spękanymi wargami lecz on nie mógł ich zrozumieć, choć tak bardzo wytężał słuch. Krążył po omacku ciemnymi korytarzami podziemi a one sunęły za nim szurając bosymi stopy po wytartych kamieniach, szorując podartymi przydługimi szatami, trąc wysuszonymi palcami po ścianach.

Szum i syczenie w jego głowie doprowadzały go do szaleństwa.

- Czego chcecie?! - warczał.

I w końcu zrozumiał. Powtarzające się niezmiennie, nakładające się głosy powtarzały jak mantrę:

ZABIĆ STARCA!
ZABIĆ SSSSSSTARCA!

Obudził się mokry od potu, widząc nad sobą nachylającą się twarz diatrysa.

Parviz Jehuda.
Za oknem już się szarzyło gdy archigos Skilthry z nowomianowanym anoterosem anakratoi kończyli dyskusję.

- W razie ponownego pieprznika bądź gotów.

- Wszystko będzie przygotowane - Jagon wyprostował zgięte plecy aż zatrzeszczało. - Już wydaję dyspozycje.

- Znajdź mi Polidora - archigos skrzywił się jakby na wspomnienie smaku kwaśnego jabłka.

- Doprowadzić...

- Nie! - przerwał. - Nie chcę go więcej widzieć na oczy.

- Rozumiem. Coś jeszcze?

- Tak. Gaios, nowy strategos...


Fernike Spiros.
Fernike obserwowała zajście przy bramie przez szczelinę w wozie-fortecy.

- Z polecenia archigosa bramy zawarto - zaperzył się dziobaty anoteros. - Morfa.

- Wiesz kim jestem? - pulchny mężczyzna o obwisłych tłustych polikach i siecią pajęczych naczynek na twarzy nie ustępował.

- Wiem - przełknął ślinę tagmata. - Strategos Skilthry, Polidor ale rozkaz...

- Otóż to żołnierzu. Rozkaz rzecz święta. Dlatego otworzycie teraz bramę i przepuścicie ten wóz a później zameldujecie to komu uważacie za słuszne i nikt nie będzie miał do was pretensji, że wykonaliście rozkaz - szeroki uśmiech rozjaśnił twarz strategosa. - Rozumiemy się?

- No... - anoteros ciągle nie był przekonany.

- Rozkaz żołnierzu - Polidor zrobił minę służbisty. - Otworzyć bramę!

- Tak jest - odpowiedział bez entuzjazmu i skinął do stojących przy kołowrotach.

Zagrały łańcuchy.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline