Szczególnie skórzane spodnie w swej obcisłości były niby druga skóra szlachcianki.
Ciężko było mu się skupić gdy na to patrzył.
-
A dlaczego miałbym nie przyjść, przecież obiecałem? - spytał, po czym dodał ciszej: - P
rzepraszam za moje wyjście wczoraj. Ja... nie chciałem, wybacz.
Uniosła dłoń, dając znać, że nie ma o czym mówić. Następnie owinęła się szarą opończą, którą zwykli nosić na sobie strażnicy i skryła złociste włosy pod szerokim kapturem.
-
Dobrze, że jesteś. Prowadź - powiedziała ze spokojem.
-
Zanim wyjdziemy… obmyśliłem małą opowiastkę, by nie myśleli Bóg wie co o naszym wspólnym wyjeździe bez… hm, przyzwoitki. Oczywiście nikt nie pomyślał sam z siebie aby przywieźć powóz z miejsca napadu. Ta banda leniwych łajz czasem mnie dobija... W nocy gdy “Torin nas ocalił”, zabłądziliśmy, ale trafiliśmy na pustelnika żyjącego w górach co pokazał nam drogę. Ja chcę sprawdzić czy jest powóz, ty podziękować demerycie. - Wyciągnął przed siebie wielki kosz z którego pachniał świeżo upieczony chleb. -
Możesz zgłodnieć w czasie fechtunku - powiedział szeptem i mrugnął. - Pustelnik się ucieszy. A że nikt oprócz nas nie radzi sobie dobrze konno, to pojedziemy sami.
-
Brzmi dobrze - przyznała z tym dziwnym spokojem dziewczyna. -
Tylko że to oznacza... tylko jedną lekcję, prawda? Bo przecie nie będziemy starca co tydzień odwiedzać.
- Nie. Mam pewien pomysł, opowiem ci o nim już w lesie.
Skinęła więc tylko głową i bez słowa za nim ruszyła tam gdzie ją prowadził. Nie szli do stajni co zauważyła po tym, że kierował ją ku innej części zamku niż wyjście na dziedziniec.
W końcu stanęli przed masywnymi drzwiami do jakiejś komnaty.
-
Spokój tu u nas i bezpiecznie. - Alexander wyciągnął jakieś klucze. -
Bo burgundzki ród całe Niderlandy i wiele innych ziem pojednoczył. Nie zawsze tak jednak było. Ot hrabiowie różni wojenki toczyli. Hainaut, Namur, Luksemburczyki, biskup Liege. Oj działo się tu w Ardenach podobno, oj działo... - Drzwi szczęknęły otwierane. -
Ród Andrusa musiał trzymać wiele więcej żołnierzy niż ta nasza beznadziejna szajka. - Zapalił kaganek wchodząc pierwszy. -
Teraz to nikomu nie potrzebne. I oby już nie było.
Oczom Aili ukazała się zamkowa zbrojownia. Nie szopa, gdzie ich nieliczni strażnicy trzymali partyzany, halabardy, kusze i bełty. Tu broni było zdecydowanie więcej. Dla większej zbrojnej zgrai. I lepszy wybór.
-
Wybierz miecz, co go będziesz dobrze czuć w dłoni. Nieważne, żeś nie zaznajomiona i nie wprawiona. Poczujesz czy dobrze leży. Mój za ciężki, samaś wtedy to czuła. - Zrobił szeroki gest by coś sobie upatrzyła.
Panna de Barr zaczęła więc przypatrywać się broni, przechadzając z wolna. Czasem brała w dłoń jakiś miecz, czasem się zamachnęła. Nie komentowała jednak swoich wyborów, toteż trwali czas jakiś w milczeniu.
Wreszcie dziewczyna wróciła do
miecza, który niemal jako pierwszy wpadł jej w oko. Na tyle lekki, by unieść go potrafiła jedną ręką i na tyle długi, by jako przedłużenie jej dłoni, ziemi sięgał.
- Ten - zdecydowała, po czym spojrzała na mężczyznę. -
Sire znów mnie w nocy odwiedził - dodała. -
Gości nam zapowiedział niedługo.
- Gości? Jakich gości? - Alexander ani słowem nie skomentował wyboru broni, jakby w pełni ufał, że dziewczyna wybrała tę jaką dobrze “poczuła. To był zawsze najlepszy wybór.
-
Powiedział mi tylko, że zjawi się jego przyjaciółka imieniem Theresa. Z mężem. Mam ich przedstawić jako swoją rodzinę cioteczną - odpowiedziała Aila tym samym obojętnym tonem co wcześniej.
-
Nie wiadomo kiedy?
- Może dziś wieczorem... może jutro. W każdym razie wieczorem mają zajechać, żeby wrażliwość na słońce tej Theresy nie wydawała się służbie dziwna. Kazać trzeba jak wrócimy przygotować komnaty... i ciemne zasłony do nich.
Skryba zaklął żałośnie w duchu.
-
Pan często cię odwiedza… - powiedział by zmienić temat.
-
Może ciebie też by odwiedził, ale zajęty byłeś - odparła krótko.
-
Chodźmy. Nie ma co marnować dnia - odpowiedział zrezygnowany kierując się ku wyjściu ze zbrojowni. -
Ukryj miecz pod peleryną.
Kiwnęła głową na znak zgody i schowała broń. Następnie bez słowa podążyła za Alexandrem. Miał on jednak wrażenie, że przygląda mu się bardziej niż wcześniej.