Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2017, 07:18   #24
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
CSI: Waldbach


- A tak się kręcę - Daan uśmiechnął się do wieśniaków - cyrulikiem jestem, chodzę po wsi, czy kto pomocy nie potrzebuje. Napady wszak były. Nawet pensa bym nie wziął, alem od drzwi się jednych odbił, drugich. - Potrząsnął niewielką torbą z przyborami medycznymi jaką zabrał ze sobą po zostawieniu worka i rusznicy w pokoju, o którym mówił Julien by go zająć. - Od was kto nie ranny, albo chory?

Mężczyźni spojrzeli po sobie zaskoczeni. Z pewnością nie spodziewali się czegoś takiego. Po chwili jednak wszyscy odpowiedzieli, że nie.
- E, ale w sumie córkę Sary widziałem ostatnio w bandażu na czole - powiedziała “końska morda” do reszty. - Niby nie było krwi, ale no… może coś jej jest.
- Sara jej jest i tyle -
stwierdził wysoki mężczyzna. - Wiesz jaki ona ma temperament. Zwłaszcza odkąd straciła męża.
- Straciła! -
zaśmiał się wąsaty. - Spierdolił chłop i tyle. Też bym nie wytrzymał z taką babą…
Mężczyźni zaczęli się śmiać.
Wyglądało jakby całkiem zapomnieli o istnieniu Daana.

- Toście szczęśliwi. Dwa napady, rannych żadnych jeno dziecko ze stłuczoną głową.
Na słowa chłopaka cała czwórka nagle spoważniała. Przez chwilę wydawało mu się, że za chwilę któryś z nich mu przywali, jednak wąsacz pierwszy westchnął i odezwał się uspokajająco.
- Tak. Możesz wierzyć lub nie, ale ci bandyci nie pozostawiają rannych… A przynajmniej nie ciężko. Jeżeli już komuś przywalą mocniej, to biorą go ze sobą.
- Nie wiem czy dobrze rozumiem -
Daan spojrzał uważniej na wąsatego wieśniaka - mówicie, że jak kogo ubili to ciężej rannego, czy zmarłego zabierają tak jak żywych? - Cyrulik wyglądał na lekko spłoszonego, ale i zainteresowanego.
Wąsaty pokiwał głową.
- Na to wygląda. W tym chaosie tylko raz udało mi się dojrzeć jak kogoś porywają, ale z tego co słyszałem, to zazwyczaj rzucają się w kilku na jedną osobę, starają się ogłuszyć i jak najszybciej zabrać. Jak ktoś się rzuci na pomoc, to kończy tak samo.
- Pewnie nie mają czasu nawet sprawdzić, czy ten kogo biorą jeszcze dycha czy nie -
odezwał się czwarty mężczyzna.
- Oby się okazało, że dychają. Może ich się uda odbić. Wszak jak starają się zywcem brać - Daan zastanawiał się na głos starając się zachęcić tym wieśniaków do własnych wynurzeń - to by potem nie ubijali. Bo po co? Tylko po kiego im porywać ludzi?

Mężczyźni wzruszyli bezradnie ramionami.
- Wy chyba jesteście tu po to, by się tego dowiedzieć - stwierdziła “końska morda”. - My nie wiemy co siedzi w głowach tych szalonych pojebów.
- Ano jużci. I zamierzamy do dup tych pojebów się dostać -
Daan znów się uśmiechnął, jakby zaaferowany - ale przecież każden sobie co myśli skąd te ataki. Jam na przykład kombinował, że do Granicznych stąd niedaleko. Handlarze niewolników mogliby tamtejszym władykom przerzucać porwanych na niewolnych chłopów. Ot każda myśl warta by nad nią przysiąść. Wam nic się nie uwidziało skąd te ataki? Choćby i dziwne pomysły.
- No taki pomysł jak twój też padł. To by mogło być nawet całkiem prawdopodobne -
rzekł wąsacz. - Część osób myśli też, że to jacyś kultyści są.
- A inni z kolei mówią, że to sługi wampirów -
odezwał się kolejny. - W końcu Wissenland piętnaście lat temu został najechany przez nie. A mimo, że udało się odeprzeć ich armie nieumarłych, to i tak podobno ani jednego z nich nie udało się zatłuc.
- Bzdura. Po co jakieś wampiry miałyby aż z samych Gór Krańca Świata się tu fatygować, skoro po drodzę jest jeszcze przynajmniej tuzin takich wiosek jak ta. W dodatku oni wysługują się ludźmi, a przynajmniej nie żywymi.

- A jak napadali, to ilu ich było, tak mniej więcej? -
Daan postanowił wykorzystać, że się trochę rozgadali. - Bo to podobno różnie ludzie mówią. Tak jak Hasso opowiadał o napadach na traktach, co to z palisady tu ludzie widzieli. Wielu ich?
- Dwudziestu na bank...
- E no, trzydziestu przecież musiało być co najmniej.
- Nie wiadomo -
przerwał rozważania wąsacz. - Wartownicy rzekli, że na podróżnych zmierzających tu napadło tuzin zbójów. Ale na wioskę napadło zdecydowanie więcej.

- A sprawiali wrażenie jakoby mocnymi byli? Tęgie chłopy? Zbroje jakoweś choćby skórznie, nielicha broń? - Cyrulik patrzył na wieśniaków dopytując. - Dobrymi w walce się zdawali? Czy może przeciwnie, albo i przeciętni w wojaczce?
- No przywalić mocno potrafili, ale raczej nie wyróżniali się zbytnio od przeciętnego chłopa. Gdyby napadali na ludzi w pojedynkę, to pewnie by mieli problem.
- Chciałbym, żeby który na Blasiusa wyskoczył. -
Daan uśmiechnął się szelmowsko. - To ten duży, z mięśniami jak postronki. Powiedzcie mi jeszcze, jak oni tu od miesiąca łupią. Kopalnię, podróżnych, na wioskę ataki… To cosik dziwnego, albo znaczącego wydarzyło się w okolicy na niedługo przed ich pierwszymi atakami?

Mężczyźni zaczęli zastanawiać się przez chwilę.
- Raczej nie - powiedział wąsacz. - Nic niezwykłego się nie działo, chyba… Chociaż… Jakiś tydzień, nie więcej, przed pierwszymi zniknięciami, praktycznie w środku nocy do wioski przybył jakiś dziwny typ. Przenocował w gospodzie i następnego dnia sobie poszedł, chociaż wcześniej chciał czegoś od naszego Morryty. Nie widziałem go osobiście, ale podobno był jakiś… dziwny.
- Ja żem słyszał, że miał pół twarzy w bandażach -
dopowiedział wysoki.
- Jak chcesz wiedzieć więcej, to pogadaj z Maxem. To ten chłopak, który gonił dzisiaj koło Hasso. Podobno coś tam z nim gadał.
- Tak uczynię, dzięki. -
Z Daana bił entuzjazm. - A rzeknijcie mi jeszcze na odchodne… jak wam się tu z baronem żyje i z kim na pieńku nie miała wieś, żeby ktoś mógł tych łotrów tu nasłać?
- Baron to otyły, stary cep, ale raczej nikomu specjalnie nie szkodzi -
stwierdził jeden z mężczyzn. - A co do osób, które nam wadziły… No jest, a raczej był taki jeden…
- Chyba nie mówisz o Markolfie -
zaśmiała się “końska morda”. - On obsługi cepa uczył się trzy dni. Nie myślisz chyba, że to może mieć z tym coś wspólnego.

- Tylko mówię, że był taki. Obraził się na wioskę i uciekł w las. Później coś tam kombinował z kilkoma kolegami. Próbowali obrabiać podróżnych, czy coś, ale zawsze obrywali i znowu chowali się w lesie. Pewnie już dawno został porwany przez tamtych...
- Może… -
Daan zamyślił się. - Rzeknijcie mi jeszcze gdzie ta Sara mieszka, skocze dzieciaka obejrzeć - dodał.
- Ano pójdziesz główną drogą co przez środek wsi idzie, ale za karczmą po prawej będziesz miał taki budynek co czerwone okiennice ma, za nim skręcisz... - wąsacz zaczął tłumaczyć drogę.

Daan w chwilę później szedł już sprawdzić co z dzieckiem, oraz podpytać o wydarzenia w wiosce jego matkę, Sarę.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline