Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2017, 08:06   #183
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Black Cross - doktor tylko nieznacznie podniósł głos, lecz Richard wiedział że w przypadku tego człowieka świadczy to już o jakimś przejęciu - Można się było tego spodziewać. Jeśli po tym wszystkim sądzicie, że mieliście szczęście, to nie macie racji. Ci ludzie was znajdą i zabiją. To co teraz powiem jest bardzo ważne. Lećcie na wody Qard. Trzeba odnaleźć ciało Enzo. Świat musi się dowiedzieć o jego historii. Inaczej motywy Shagreena mogą zostać źle zrozumiane.
Oczy Richarda zwęziły się. Nie wspomniał ani słowem o tym, że mają nowy statek powietrzny. Doktor jednak z rozmysłem powiedział “lećcie”.
- Gdzie on teraz jest? I co ma zamiar zrobić? - Choć myśli szlachcica wirowały wokół tego, któż może być donosicielem, to w jego głosie nie dało się usłyszeć wahania.
- Shagreen zmierza na wyspę Eliasza. Była mowa o pertraktacjach, jednak tajemnicą poliszynela jest, że chce tam zabić Barnesów i zakończyć swoją misję.
Nastąpiła krótka pauza i Richard mógł już sądzić, że doktor mimo wszystko nawiąże do ich zeppelinu lub ostatnich perypetii w ogóle.
Priorytety rozmówcy były zgoła odmienne.
- On nigdy nie zapomni operacji sto dziesięć. Niektórzy mogą twierdzić, że bezmyślnie przelewamy krew. Lecz odpowiedz mi na pewne pytanie. Jesteś człowiekiem, które reprezentuje władzę, a zatem stoją za tobą konkretne wartości. Co według ciebie jest ważniejsze: wliczona w koszty śmierć cywilów lub prawo do sprawiedliwości? Wszakże jeśli choć trochę osłabimy to drugie, traci cały swój sens. Słuszność nie uznaje półśrodków. Albo masz prawo przelać krew, albo takiego prawa nie posiadasz.
Szlachcic nie drgnął nawet na moment.
- Nie jest sprawiedliwym gdy ktoś samemu staje się sędzią i katem.
- A co jeśli świat zapomniał o twojej sprawie? Albo gorzej - nigdy się o niej nie dowiedział?

Pytanie istotnie nie należało do łatwych, być może dlatego więc Richard postanowił zmienić temat.
- Co znajdziemy w Quard? Jak mamy to przekazać do opinii publicznej?
- To właśnie tam, w zatopionym mieście Myth ostatnim razem był widziany Enzo. Jego skafander było wyposażony w zestaw rejestrujący mowę. Logi mogą udzielić wiele odpowiedzi i służyć za dowód w naszej sprawie. W następnej kolejności skontaktujecie się z Kurierem Oriona lub bezpośrednio z nami.

Cooper milczał do tej pory. Był całkiem zadowolony z wypowiedzi doktora, lecz należało wprowadzić do gry kolejną zmienną.
- Powiedz, że będziemy potrzebować czasu, bo chcemy zwerbować piratów Kidda do naszej sprawy. Będzie potrzebny. Black Cross również nie planują pokojowych negocjacji - wyszeptał nachylając się do Richarda i osłonił usta obiema rękami. Tak na wszelki wypadek, by nikt prócz szlachcica nie usłyszał nawet najlżejszego szmeru.
- Zajmie nam to nieco czasu. W latającym mieście straciliśmy sterowiec, a chcemy zwerbować ludzi kapitana Kidda. Będą bardzo przydatni gdy dojdzie do walki. A dojdzie z pewnością, bo Czarnokrzyżowcy nie planują pokojowych negocjacji - co ciekawe szlachcic brzmiał naturalnie. Jakby był przyzwyczajony do podpowiedzi suflera. Choć zmierzył po tych słowach Coopera piorunującym wzrokiem.
Doktor nie zastanawiał się długo.
- Taki był plan. Daliśmy młodej Kidd dostęp do pewnych implantów w zamian za wsparcie piratów. Nie rozumiem jednak co każe wam sądzić, iż zechcą oni płynąć na wyspę bezpośrednio z wami. Zrobią co zechcą, jak zawsze. Co do ilości czasu natomiast, nie mam wpływu na Shagreena. Nawet gdybym chciał zmienić jego plany, mogę mu jedynie sugerować pewne niuanse w jego planach. Ale nie chcę.
Richard uniósł prawą brew i spojrzał na historyka. W powietrzu zawisło nieme “co dalej?”
Szlachcic odkaszlnął przed kolejnymi słowami do radiostacji.
- Zaszły pewne komplikacje. Samantha zginęła w czasie ataku na nasz sterowiec.
Radiostacja zatrzeszczała. Nastąpiły pewne komplikacje, po których odezwał się przeciągły krzyk. Facet był naprawdę wściekły… lecz nie był to reprezentant ZOA. Sprzęt złapał inne fale i prawie natychmiast cofnął się do poprzednich. Prawdopodobnie Jacob i Richard zupełnie przypadkiem usłyszeli dźwięki mające źródło w którymś ze zdewastowanych miast.
- Zatem to komplikuje sprawę - kontynuował wreszcie interlokutor - Nie mam podstaw, aby wam wierzyć, jednocześnie pozostaję w pozycji, która mnie do tego zmusza. Piratki użyliśmy, bo choć nie była cywilizowana, to dało się z nią pertraktować. Reszta jej bandy zrobi sieczkę, nim cokolwiek zdążycie powiedzieć. Dążę do tego, że nadal możecie zrobić coś dla sprawy, lecz nie z dziesięcioma kulkami na głowę.
Zakłócenia zaniepokoiły Richarda. Spojrzał najpierw pytająco na Coopera i na technika. Tego drugiego zapytał ściszonym głosem:
- Czy na pewno nikt nas nie może podsłuchać?

Inżynier przyjrzał się aparaturze i podrapał po głowie. Widocznie sam średnio rozumiał zaistniałą sytuację.
- To dziwne szefie, ale zachodzą jakieś zakłócenia w eterze. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Nie sądzę jednak, aby otwierało to furtkę dla dodatkowych uszu. Ktoś musiałby znać nasze konkretne częstotliwości, a używamy takich, które były nieaktywne przez całe lata.
To na razie musiało uspokoić dwójkę. Tymczasem Jacob podszedł do Richarda, aby kontynuować konsultację.

- Zapytaj czy coś konkretnego ma na myśl. Jeśli nie, to warto zaryzykować i dwadzieścia kul, bo wsparcie morskie będzie potrzebne. Ale do tego trzeba nam czasu.
- Bez ich floty możemy nie mieć szans z Black Cross. A nas jest już tylko kilkoro. Macie jakiś inny plan niż piratów?
- zapytał w końcu szlachcic
- Nie. Większość opinii publicznej uważa nas za dysydentów. Stąd też, przyznaję jak na ironię, do pomocy pozostają nam tylko anarchiści właśnie. A trudno znaleźć kogoś komu ten termin lepiej pasuje niż piratom.
Starr przetrawił informacje i jak zwykle miał gotowy scenariusz co robić dalej. Ponownie nachylił się do kompana.
- Będziemy zatem potrzebować piratów. Krzyżowcy rzucą wszystko. Jeśli nam się nie uda, to niewielka strata, więcej i tak nie zorganizują, a jeżeli się powiedzie, przypłyną dodatkowe siły. Jedyne, czego potrzebujemy, to czas. To bardzo tania inwestycja.
La Croix nie potrzebował specjalnie dużo czasu, aby ubrać to we własne słowa. Zbliżył się do mikrofonu.
- Czyli ich flota w ogólnym rozrachunku ma większe znaczenie niż nasza garstka. Skąd więc teza, że to my mamy większe znaczenie niż kilka okrętów wprawnych zabijaków? Myślę, że to jest dla nas wszystkich wielka szansa. Szansa warta ryzyka. Dajcie nam tylko nieco czasu. Od tego mogą zależeć losy znanego nam świata.
Szlachcic spróbował zagrać na emocjach. Ukazać się w świetle walczącego o wspólną sprawę. Gdyby rozmawiali twarzą w twarz czułby się pewnie. Radiostacja zaś mogła wszystkie emocje odczłowieczyć. [Bardzo trudny Test Obycia]
- Swoją wartość udowodniliście już w K’Tshi - stwierdził doktor. - Posiadamy mocne podstawy, aby podejrzewać, że zniszczenie sporej części zaopatrzenia Black Cross to wasza zasługa. Zapamiętamy ten fakt, lecz nie zmienia on faktów. A są one następujące. W istocie daleko mi od powstrzymywania was przed ewidentnym samobójstwem, jakim byłoby spotkanie z piratami na własną rękę. O ile w ogóle ich znajdziecie, gdyż nikt nie wie gdzie znajdują się oni obecnie. Nawet my. Poza tym, jak już mówiłem, nie posiadam bezpośredniego wpływu na decyzje naszego przywódcy. To człowiek absolutnie oddany swojej ocenie sytuacji. I wreszcie, spotkanie jest już ustalone od jakiegoś czasu. Gdyby Barnesowie nikogo zastali na wyspie, to porzucą perspektywę przyszłych rozmów. Bez względu na to, czy piraci tam dotrą lub nie, będą musiały wystarczyć siły, jakimi dysponujemy.
Cooper nie musiał niczego analizować. Jego kolejne pytanie już wisiało w powietrzu.
- Zapytaj jakimi siłami dysponujemy, bo może istotnie wsparcie piratów nie będzie w takim przypadku konieczne. Wtedy zamiast prób werbunku zjawilibyśmy się osobiście.
- A co z Quard? Nie rozdwoimy się - rzucił szeptem Richard do Jacoba, po czym odchrząknął i głośno dodał.
- A czym dysponujemy? Może bardziej przydamy się na miejscu, niż w Quard? - Dla szlachcica był to też moment prawdy. Jeżeli Doktor wiedział, że są w posiadaniu sterowca, to w tym momencie się do tego przyzna. Na to przynajmniej liczył szlachcic.
- Nie sądzisz chyba że podam ci dokładne zasoby, które mamy w posiadaniu - usłyszał odpowiedź - Jeśli rzeczywiście uważacie się za istotnych, możecie przybyć. O ile odnajdziecie wyspę. Ujmę to tak. Ktoś, kto byłby nam potrzebny jest na tyle umiejętny, że potrafiłby zlokalizować ją samodzielnie. Stawiamy na efektywnych ludzi. Tymczasem wy zrobicie jak zechcecie. Wszakże my tutaj walczymy o sprawiedliwość, a wolność jest jej częścią.
Uśmiechnął się szeroko do Richarda.
- Później. Tymczasem przekaż, że rozumiesz brak zaufania nie pozwalający zdradzić nawet ogólników umożliwiających oszacowanie czy potrzebujemy kolejny raz narażać życie w niemal samobójczej akcji. Poznaliśmy już położenie wyspy i kilka informacji odnośnie sił Black Cross, jakie tam przybędą. Z pewnością jednak doktor doskonale rozumie, że sprawa jest ważniejsza niż zaufanie między osobami, z którymi się pracuje.
- To tak jak Black Cross. Przynajmniej w tym zakresie, o którym się dowiedzieliśmy. Być może dostarczymy wam te informacje. No chyba, że okażemy się nieefektywni. W każdym razie nie widzę powodu, żeby kontynuować te tyrady o braku zaufania wobec grupy ludzi ryzykujących życie dla sprawy. Poświęcających życie dla sprawy - szlachcic nie musiał się wysilać, żeby postępować według podpowiedzi Jacoba. Zaciskał szczęki ze złości myśląc o tym, jak przedmiotowo są traktowani. Po tym, jak część jego zaufanych ludzi skończyła na dnie oceanu we wraku sterowca.
- Tymczasem dziękujemy za całą przekazaną pomoc - po tych słowach szlachcic odwrócił się i ruszył do wyjścia. Z pewnej już odległości rzucił:
- Możecie zamknąć transmisję.
Nie usłyszał odpowiedzi. Radiostacja wydała tylko ostatnie szczeknięcie, po czym odległy szum wyciszył się.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline