Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2017, 12:58   #87
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wampirzyca obróciła osię od nich i wydobyła z pochwy sztylet. Przyjrzała się jakie pozycje zajęli atakujący. Stali raczej bezładnie, czarny dowódca bowiem dopiero zaczynał ich jakoś gromadzić. Trójka łuczników miała niby pokrywać górę, zaś reszta na chama pakować do środka, jak się da. Agnese wyszeptała kilka słów, patrząc jak czas zwalnia. Ruszyła biegiem wpadając między żołnierzy i dobiegając do dowódcy. Była w ich oczach jedynie drgnieniem, dziwną ułudą. Stanęła twarzą w twarz z mężczyzną i cięła. Krótka broń przecięła krtań, ocierając się o kręgosłup ze zgrzytliwym odgłosem. Sięgnęła do jego pasa, nim zdążył paść i wydobyła mały toporek. Widząc jak najbliższy rzezimieszek obraca się w jej stronę zamachnęła się bronią jego szefa w ciemnej skórzni i cięła. Broń zagłębiła się w ciele mężczyzny ale nie zabiła. Poleciało nieco krwi z przeciętej skóry oraz mięśni. Wampirzyca odwinęła się więc drugą ręką,w której miała sztylet. Broń zagłębiła się w ciele między żebrami, sprawdzając, że mężczyzna nagle wybałuszył powoli gały, charknął krwią, która także poleciała w obłędnym zwolnieniu, po czym zwalił się, niczym aktor udający na jarmarcznych scenach.

Ruszyła biegiem w kierunku kolejnego wąsacza i unikając spowolnionego ataku wgryzła się w szyję kolejnego mężczyzny. Wypiła szybko rzucając go sobie pod nogi. Poczuła jak lekko zaczyna ją brać wypity tej nocy alkohol. Chłop musiał wytrąbić pewnie galon jakiegoś świństwa. Pojawił się cios, akurat wtedy gdy sięgała po broń rzezimieszka. Chybiony. Przebił jednak jej ubranie przechodząc dokładnie pod pachą. Przeciwnik w pierwszej chwili myślał, że już ją nawet trafił. Pewnie nawet chciał wydać okrzyk zwycięstwa. Jednak pospieszył się. Wampirzyca odwinęła się wstając i zrobiła zamach tępym mieczem. Broń zmiażdżyła rękę na wysokości łokcia i połamała dwa żebra. Agnese widziała jak jego twarz układa się w bolesny krzyk, gdy ruszyła do kolejnego poczuła też, że jej ofiar musiała popuścić. Wpadła pomiędzy dwóch mężczyzn i chwyciła ich głowy starając się je zderzyć ze sobą używając potencji. Usłyszała spowolniony trzask ich czaszek, który powoli wracał do normy, gdy przestała działać moc wspaniałej dyscypliny. Pobojowisko, tak wyglądało to teraz.

Waleczna Agnese stała po środku bitwy, która powoli zwracała się w jej stronę.
- Gilla! - Krzyknęła, licząc na to, że udało się jej przekrzyczeć rumor i wydało jej się, że ghulica wraz z resztą ruszyli z drugiej strony, zaś Contarini ponownie puściła w obieg krew uruchamiając temporis. Przykucnęła przy świeżych zwłokach i wzięła ich bronie. Jakis toporek oraz krótki miecz, nieco zakrzywiony południowowłoskiego pochodzenia. Czuła jak czas wokół prawie zamarł. ktoś biegł, ktoś zaczynał krzyczeć i nagle wszystko. Rzuciła toporkiem w nadbiegającego mężczyznę, broń powolutku poleciała w jego stronę, gdy tylko opuściła dłoń wampirzycy, ale on ruszał się jeszcze wolniej. Natomiast Agnese przerzuciła miecz do sprawniejszej dłoni i zamachnęła się na bandytę, który stał tuż obok i chyba właśnie próbował się na nią zamachnąć. Czynił to jednak niczym ślimak poruszający się po liściu. Zero szans, niczym staruszek dźwigający dwuręczny miecz. Agnese miałaby czas kopnąć go pod punkt, potem dać po pysku, wreszcie parsknąć śmiechem prosto ku niemytemu, ryżemu pyskowi.

Miecz wszedł gruchocząc szyję. Wampirzyca nawet nie raczyła spojrzeć, jak padał. Kątem oka zobaczyła zamachującą się na siebie rękę, chwyciła ją i przyciągając do siebie atakującego wgryzła się w jego ramię. Szybko wypiła duży haust i pchnęła ciało na zamachujacego się rozbójnika. Sama ruszyła do celującego w jej stronę kusznika. Większość rozbójników miała łuki, jednak ten widocznie zdobył gdzieś kuszę. Mijając po drodzę mężczyznę, w którego głowę wbijał się akurat toporek. Chwyciła kuszę, nim zdążył zwolnić spust i uderzyła nią prosto w jego twarz. Twarde drewno połamało mu nos i ogłuszyło powodując, że poleciał na trawę. Oberwał, jednak nie był poważnie ranny, chociaż nos miał pokiereszowany. Agnese chwyciła jego broń poprawiając bełt i strzeliła w kierunku stojącego obok rozbójnika z łukiem. Bełt sunął powoli w powietrzu, podczas gdy ona wyminęła go rzucając kuszę i wydobywając sztylet zza pasa łucznika. Wbiła ostrze w kolejnego podbiegającego mężczyznę, który wyróżniał się zezem oraz krzywa miną. Wampirzyca nie mogła wiedzieć, że nawet właśni kamraci nazywali go Krzywą Mordą. Trafiła bez problemów. Poczym gdy ten powoli opadał na ziemię odwinęła się z kopnięciem na kolejnego. NIestety kopnięcie chybiło, a wampirzyca przetoczyła się bardzo szybko po trawie wśród tłumu przerażonych łajdaków. Jeszcze przed chwilą czuli się panami wyobrażając sobie gwałcenie kobiety, wyrżnięcie mężczyzn oraz okup za magnata. Jednak nagle coś wpadło pomiędzy nich mordując oraz sprawiając, że właśnie pozostała niemal połowa. Straszliwy strach opanowywał ich, bowiem nawet nie wiedzieli, co się dzieje.

Piękna Agnese mordowała, jednak po nieudanym ciosie musiała marnować czas na powstanie, jednak z drugiej strony znalazła się przy tym będzie w innej części pola bitwy. Chwyciła zaskoczonego mężczyzny, przed którym nagle objawiła się kobieta w pociętej koszuli i wgryzła się w jego szyję. Osłoniła się jego ciałem od atak i zabierając mu miecz, puściła go na ziemię, by ciąć atakującego ją wroga. Broń zagłębiła się po samą rękojeść wychodząc po drugiej stronie. Szybko wyszarpnęła broń używając potencji i wyprowadzajac cios na mężczyznę, który powoli zmaterializował się za nią. Tępą broń odcięła głowę. Wampirzyca miała deja vu. Widząc jak głowa odpada czas powoli wracał do normy. Krople krwi lecące z rozprutego ciała, nagle przyspieszały. Nagle dotarł do niej krzyk śmierci łucznika, któremu wbił się bełt w głowę.

Wampirzyca odetchnęła poprawiając uchwyt na broni. Spokojnie przetarła twarz widząc ruszających na nią wojowników, dla których “ta upiorna zjawa” w końcu się zmaterializowała. Dopiero teraz dotarło do nich, że pozostała ich mniej niż trzecia część, zaś z drugiej strony pojawili się oblegani. Kilku, szczególnie pozostali łucznicy, którzy stali na najlepszych pozycjach, wrzasnęli przerażeni.
- Whaaaaaa! - mając gdzieś wszystko spróbowali się rozbiec uciekając w mrok. Inni natomiast stali niczym zaczarowani pokazem. Dwie chwile minęły, kiedy większość ich towarzyszy zginęła niczym wybite króliki.
Agnese szepnęła. Niestety teraz już nie mogła nikogo wypuścić z tej polanki. Minęła oniemiałych mężczyzn i dopadła pierwszego uciekającego. Zamachnęła się zakrwawionym mieczem, który tylko zmiażdżył rękę uciekającego, rzucając nim o drzewo. Zamachnęła się jeszcze raz i teraz już nawet ten tępy chłam, przebił się przez ciało przybijając martwego mężczyznę do pnia. Wyglądał paskudnie, jeszcze powierzgał trochę w spowolnionym tempie zanim stał się kompletnie nieruchomy. Wyminęła opadające ciało, które wreszcie zawisło na wbitym mieczu i dopadła kolejnego uciekiniera, chyba najmłodszego, bo pewnie kilkunastoletniego z pryszczami na karku. Wgryzła się w niego. Poczuła pulsowanie krwi jak zwykle zmieszanej ze sporą dawką alkoholu. Puściła ciało czując jak już na poważnie lekko kręci się jej w głowie. Chwyciła jego miecz i idąc dogoniła kolejnego uciekiniera. Zamachnęła się odcinając mu rękę i wbijając miecz między żebra. Broń zakleszczyła się między kośćmi ale padł martwy.

Opierając się z toporkiem, który zabrała opadającemu ciału, o drzewo rozejrzała się w poszukiwaniu kolejnej potencjalnej ofiary. Ona jednak postanowiła sama do niej przylecieć, niemal wpadając na wampirzycę. Rabuś mający kółko w nosie przybiegł, ale jakże wolno. Chwyciła za jego gardło i użyła potencji, Czuła jak miękkie tkanki ulegają pod naporem jej dłoni. Puściła martwe ciało ze zmiażdżoną krtanią i ruszyła z powrotem na pole bitwy. Alkohol przyjemnie szumiał w żyłach zachęcając do troszkę brutalniejszej zabawy.

Wampirzyca dopadła odwracającego się w jej stronę rabusia i zamachnęła się na jego krocze. Toporek zagłębił się lekko tnąc miękkie tkanki i dochodząc niemal pod żebra. Chwyciła jego miecz i cięła jego sąsiada. Alkohol robił swoje, miecz wbił się w brzuch raniąc śmiertelnie ale nie zabijając. Mężczyzna opadł w konwulsjach na zroszoną już krwią trawę. przebiegła obok szefa bandy i wyjęła swój sztylet. Wymierzyła cios zaciśniętą na rękojeści pięścią rabusiowi, który osunął się obficie krwawiąc z rozwalonego nosa i wbiła sztylet w pierś kolejnego. Ostra broń zagłębiła się gładko. Mężczyzna opadł, sam się z niej zsuwając i czas ponownie wrócił do normy.

Czuła lekkie zmęczenie. Rozejrzała się stojąc spokojnie szukając kolejnych ofiar. Ale ich już nie było, a raczej właśnie ostatnia para zsuwała się z ostrzy Gilli i markiza, którzy wyglądali wręcz unurzani we krwi. Podobnie, jak reszta oddziału. Musieli stoczyź niezła walkę, zanim Agnese przybyła. Gilla miała ostre cięcie na twarzy, z którego skapywała krew, markiz przecięte ucho, rękę, zaś jego kirys wręcz powyginał się ratując wielokroć swojego właściciela. Tylko spojrzenie błyszczało w tym krwistym obrazie. Cała twarz miał schlapaną czerwienią, również włosy. Inni mieli poharatane kończyny, szczególnie pocięte ramiona, rany nóg, któryś nawet zarobił dwie strzały w udo.

Tymczasem śliczna Agnese wyprostowała się wsuwając sztylet w pochwę. Uśmiechnęła się do reszty i wycisnęła z włosów sporą porcję krwi.
- Strasznie długo wam to zajęło. - W jej głosie dało się usłyszeć lekkie drżenie od wysiłku. Jednak taka przebieżka co nieco ją kosztowała i krwi, i sił.
- Chyba masz rację, signora - powiedziała Gilla wyglądająca jak stworzenie wyjęte z czerwonego błota. - Przepraszam.
Zaś markiz po prostu chciał podbiec do niej, jednak widząc, że nie wykonała żadnego gestu w jego kierunku zatrzymał się.
- Dobrze, że nic ci się nie stało - powiedział cicho. - Więc wszystko tak właśnie wygląda? - rozejrzał się wręcz tocząc spojrzeniem człowieka, który po prostu nie wie, co się stało. Właśnie jednak tak wyglądało pobojowisko, straszne nawet dla tych szczęściarzy żyjących. Stanowczo nie trzeba było wampira do takich widoków, szczególnie, kiedy obce mocarstwa oraz kondotierzy znaczyli Italię nowymi miejscami starć. Jednak markiz wcześniej miał szczęście ich nie widzieć. Dla niego takie coś było nowością. Nawet starzy wiarusi musieli się przyzwyczajać, kiedy rozpoczynali swoje wojowanie, młodzieniec więc wychowany wewnątrz klasztoru również musiał. Usiadł prosto w kałuży nie przejmując się niczym oraz ciężko dysząc. Próbował przetrzeć zczerwieniałą od wysiłku, krwi, potu twarz brudnym rękawem.

Tymczasem Agnese podeszła do Gilli i zalizała jej ranę na policzku.
- Niech ktoś pójdzie po Alessio i małą, są w szopie niedaleko. - Wampirzyca wskazała kierunek i podeszła do markiza. Gilla ruszyła w podanym kierunku. Piękna Agnese klęknęła przed Alessandro i otarła krew z jego twarzy, tak naprawdę tylko ją rozmazując.
- Jak się masz mój wojowniku? - W jej głosie było sporo ciepła i mimo zakrzepłej na twarzy krwi widać było, że wampirzyca uśmiecha się.
- Podle - wyszeptał. - Zabiłem chyba dwóch … Gilla mówiła, że musimy wytrzymać … że nie możemy uciekać, bowiem tamci znają teren oraz wyłapią nas, że musimy wytrzymać … wytrzymaliśmy, a potem przyszłaś ty … jak to dobrze, że przyszłaś - oparł się na jej ramieniu. Wydawało jej się, że robi wszystko, żeby nie zapłakać. Więc nie zapłakał.
Agnese pogładziła czule jego głowę. Wolała nie mówić, że ona zabiła przed chwilą… no właśnie… ilu? Nie liczyła.
- Broniliście się dzielnie. - Objęła go mocno. - Bałam się o ciebie, wiesz?
- A ja o ciebie. Gilla mówiła, żebym się nie bał, ale i tak się bałem. Zaś ktoś od Kowalskiego wspomniał, nawet nie mogę uwierzyć, że uczestniczył w dużych, ludzkich, normalnych bitwach oraz uznał, że są wiele gorsze niźli to co tutaj było. Czy to możliwe
?
Wampirzyca odchyliła się i chwyciła jego twarz w swoj dłonie ustawiajac ja na wprost swojej.
- Skarbie… zabiłam przed chwilą ponad 20-tu ludzi. - Patrzyła na niego spokojnie. - Tyle potrafi zabić jedna kula artyleryjska.
- Tak słyszałem
- skinął. - Podczas wojen tych strzałów pada bardzo dużo. Och, ludzie chyba zwariowali - stwierdził ciężko wzdychając. - Ale wiesz co jest najgorsze, że nawet ci co nie zwariowali, muszą się bić, żeby oprzeć się tym drugim.
- Walka na miecze jest wdzięczna… każdemu poświęcasz uwagę, z każdym się mierzysz
. - Agnese nie odrywała od niego wzroku. - Są gorsze rzeczy, są wojny, w których ludzi zabija się masowo. Ci stanęli naprzeciwko i polegli w równej walce… więc to była dobra bitwa.
- Wiesz, myślę sobie, że nie lubię zabijać
- powiedział markiz - jednak wolałbym zabić, niżby tobie, albo Sophi miała stać się krzywda. Nie można inaczej, po prostu nie można - jakby sam sobie udowadniał - tylko potem się tak kiepsko czuje.
Wampirzyca podniosła się i wyciągnęła do niego dłoń by pomóc mu stać.
- Cieszę się, że tak się z tym czujesz… ja… nie zwracam już uwagi. - Była bardzo poważna. - I nie uważam tego za nic dobrego.
- Eee
- nagle jakby jego głos wrócił do wesołości - nie jesteś taka stara. Przynajmniej tak twierdziła tamta księżna. Więc proszę nie odgrywać mi tu babuleńki - chyba jej bliskość przywróciła mu sporo energii. - Udało się wam tam, we młynie? - spytał.
Agnese podciągnęła go i wskazała na idących z lasu Alessio z jednym z żołnierzy. Faerie niósł dziewczynkę, której znów zasłonięto oczy.
- Zaraz - popatrzył na Agnese zdziwiony - kiedy tamci podeszli na tyle blisko, że rozpoznał jej rysy. - Przecież to … Vittoria. Vittoria, to ty? - przyskoczył do trzynastolatki.
- Wujek Alessandro - spytała dziewczyna. Cóż, ładny wujek niewiele starszy, ale zawsze. - To ty?
- Co ty tutaj … Agnese, Alessio, proszę przejdźmy trochę na bok oraz zdecydujmy, dobrze? Tak, to ja.
- O czym mój drogi chcesz decydować
? - Agnese uśmiechnęła się. - Zabierajmy się stąd, mamy rannych.
- Ja o niczym, przecież nie dowodzę, chciałem jedynie, żebyśmy odeszli nieco i tyle
- pokazał na opaskę na oczach dziewczyny.
- Tak, proszę - dodała Vittoria. - Wiem, że tutaj była bitwa oraz dałam słowo, że nie będę protestować, jednak ta opaska jest nieco uciążliwa - przyznała głosem damy. Wiele osób widywało w tym czasie takie rzeczy, również dzieci.

Agnese obejrzała swoje ciało, pociętą koszulę, spodnie. Wszystko przesiąknięte krwią, tak, że można było ją wyciskać. Potarła twarz. Nagle irytacja z początku nocy wróciła. Nagle posmutniała.
- Albo wytrzymasz tak do palazzo, albo jadę oddzielnie. - Wampirzyca odwróciła się i skinęła na Gillę. - Zbierajmy się, czas zająć się rannymi.
Agnese ruszyła w stronę drogi ignorując opiekunki do dziecka.
- Dałam słowo, jak sobie pani życzy - odparła dziewczyna. - Wujku, kto to? To dzielna kobieta, ale ma stanowczo problemy ze sobą. Kiedyś słyszałam jak rozmawiano o jednym takim, który miewał różne nastroje oraz właśnie takich słów użyto.
- Cóż, pewnie po prostu nie ma humoru
- odparł markiz, który chciał, żeby Agnese doszła do siebie, bowiem widocznie, wedle niego, tego właśnie potrzebowała. - Każdy ma lepsze albo gorsze chwile. Powiedzmy, że te są właśnie tymi kiepskimi, ale pamiętaj, jesteś jej winna podziękowanie, my zresztą także.
- Wiem, chciałbym to uczynić, grzecznie dygnąć, ale naprawdę to trudne z zawiązanymi oczyma. Dlaczego mam mieć takie przez całą drogę?
- Bowiem taki jest jej rozkaz, zaś ona była tutaj dowódcą
- mały włos wyrwałoby mu się, co myśli na temat takiego rozkazu, ale ugryzł się w język. Wampirzyca stanowczo miała dzisiaj zmienne nastroje, jak kobieta w ciąży, on zaś po prostu nawet jak się wkurzał, po prostu uznawał, że tak już bywa oraz że gorsze chwile należy po prostu przetrzymać.

Agnese podeszła do Gilli, a ta po krótkiej wymianie zdań. Zbyt cichych by markiz mógł je usłyszeć podała jej pożyczony od jednego z łuczników płaszcz. Mężczyzna jeszcze wiele nie rozumiał. Nie był wojownikiem. Gdy Agnese zakładała płaszcz ukrywając się pod nim dokładnie, dopiero do niego dotarło, że też jest ranna, że też widać po niej zmęczenie. Cóż, chyba kompletnie nie szło im dzisiaj ze sobą. Obydwoje, jak widać, oczekiwali kompletnie czegoś innego oraz pewnie uważali, że partner właśnie nawalił. Cóż, bywa. Kwestia, żeby umieć zakończyć taki durny stan, który nigdy nic dobrego nie przynosi.

Kobiety cały czas coś omawiały. podczas gdy pozostali przy życiu pomogli przygotować jakieś kule i wstępnie opatrzeć rany. Gdy przygotowania do wyruszenia zostały zakończone, a u Agnese widać było tylko dokładnie wytarty dół twarzy, dała sygnał Alessio i ten jakby wiedząc zdjął chustkę z oczu Vittorie.
-Możemy ruszać. - Spokojny głos Agnese poniósł się po polanie. Dając dobry przykład ruszyła powoli przodem.
- Signora, pozwól że zostanę na chwilę, zaraz do was dołączę - Gilla pokazała dłonią, iż chce sprawdzić pobojowisko zajmując się ewentualnie tymi, którzy byli ranni. Mogło bowiem się przytrafić, choćby przy tym mającym połamany nos, że wyszedłby cało oraz zacząłby rozpowszechniać plotki. Ponadto ciała wyssane z krwi.
- Niech ktoś ci pomoże, dobrze? - Agnese ciepło uśmiechnęła się do ghulicy. Chociaż jedna, która się przejmowała.
- Wolę sama, to niezbyt miła robota - skinęła odchodząc. Planowała zostać oraz wziąć się za to, kiedy wszyscy odejdą.
- Masz pół godziny potem wracam się. - w głosie wampirzycy dało się usłyszeć niepokój.
- Tak signora. Nawet tyle nie będzie potrzebne. Jeśli odpowiednio się załatwi, wszyscy uznają to za porachunki pomiędzy gangami. Naprawdę dobrze, że nie ma tam naszych - uznała Gilla.

Ruszyli wszyscy za Agnese, zaś po chwili markiz doszedł do niej dościgając. Wampirzyca mogła dostrzec, że mocno powłóczy lewą nogą, zresztą nie on jeden spośród oddziału.
- Jak było, tam, wiesz, czy czy nic ci nie zrobili? - chyba do tej pory wydawało mu się, że po prostu wampiry potrafią rozwalać ludzi niczym kot myszy. Stu czy tysiąc, co za różnica dla tak potężnej istoty.
- Troszkę mnie pocięli i straciłam sporo krwi… najbardziej niepokoi mnie, że chyba lekko upiłam się ich krwią. - Agnese zerknęła na jego nogę. Miał obwiązaną jakąś szmatą na łydce i udzie. Kiedy poruszał się widać było, jak nasiąkają krwią.
- Pocięli, gdzie - chyba chciał ją złapać za ramiona, ale nagle sobie uświadomił, iż może właśnie tam oberwała, więc złapał za dłonie. - Naprawdę jesteś ranna … jednak myślałem, że wampiry, no … wszystko natychmiast im się leczy, zaś upić krwią … wezmę cię na barana - powiedział nagle - siadaj - nastawił się, bowiem wiedział, iżby na rękach po prostu nie dał rady. Nawet zresztą na barana stanowiło to solidne wyzwanie. - Tyle zrobiłaś dla nas wszystkich, że podziękowań nie starczy, ani niczego, cokolwiek bym powiedział, ale mogę moją ranną oraz pijaną - spojrzał na nią niewiele rozumiejąc, ale skoro tak mówiła - ukochaną zanieść jakoś do domu.
- Leczę się dosyć szybko
. - Agnese uśmiechnęła ciesząc się, że w końcu okazał jej trochę troski. Cóż chyba będzie musiała starać się mówić mu wprost co myśli. - Dam radę iść bo nie skaleczyli mi nogi, w przeciwieństwie do ciebie.
Wampirzyca na chwilę spojrzała na swoją dłoń i po chwili szepnęła.
- Mogę dać ci trochę swojej krwi, to przyspieszy gojenie. - Podniosła rękę gładząc go po zakrwawionym policzku. Widać było po niej, że jest zmartwiona. Markiz sam widział, że rozmowa z księżną miała dziwny charakter, do tego te cale pogadanki o pływaniu i walka. Obserwował przygaszone oczy swojej narzeczonej, rzeczywiście lekko mętne jak u osoby, która trochę wpiła, widząc jednak, że coś gdzieś w głębi się w nich tli. - To wszystko dzieje się za szybko, chciałabym ci na spokojnie wytłumaczyć, bo cały czas mam wrażenie, że nie rozumiesz kim… czym dokładnie jestem. Okaż mi jeszcze odrobinę cierpliwości, dobrze? - Jej uśmiech nabrał ciepła i czułości, które znał. Uniosła się lekko na palcach i ucałowała markiza, starając się jednak nie obciążyć go i jego nogi. - Kocham cię Alessandro, naprawdę cieszę się, że nic ci nie jest.
Oddał namiętnie pocałunek.
- Ja także kocham cię tak, że po prostu nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo. Nawet nie wiem, jak ją okazać - nastoletni markiz, dla którego Agnese była jedyną miłością, uniósł ręce. - Jak mogę cokolwiek, powiedz proszę moja najdroższa

Westchnął głośno kontynuując.
- Zaś nogi, Gilla powiedziała, że drobiazg. Raz strzała przeszła, ale dosłownie tylko skórę ruszyła na górnej części uda. Podobno udało mi się, wiesz, że nie trafiła tego, zaś drugi raz, to trochę moja wina. Chciałem takiego kopnąć wiesz gdzie, jak tam wycofaliśmy się, ale opuścił tarczę. Zamiast więc go po ten tego wiesz, walnąłem w tarczę i jak nie zabolało ... Jednak sam jestem sobie winien, choć czuję to, ale ty pewnie też … mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia i Agnese, ja naprawdę cię kocham. Dla mnie … właściwie masz rację, nie całkiem rozumiem, kim jesteś i czuję się czasami zagubiony. Czasem jesteś milion razy bardziej ludzka, niż wszyscy ludzie, choć twierdzisz, że nie jesteś, czasem zaś, jak coś powiesz, kompletnie nie wiem, co robić. Pewnie myślałeś właśnie o takich chwilach, prawda … - stwierdził pytająco. - Doskonale wiem, że to jest nie najważniejsze, ale jestem już taki, że sam mam nastroje i strasznie im podlegam. Przyznaję, że po prostu potrafi mnie zdołować wiele rzeczy. Niestety, to widać nawet jeśli staram się z tym walczyć. Ech … Cierpliwość, Agnese, zawsze cię będę kochał i zawsze okażę cierpliwość, ale proszę, nie gniewaj się, kiedy będę miał trochę kiepściejszy nastrój. Choć bardzo tego nie chcę, ale wiem, że taki jestem, co wcale nie napawa mnie dumą. Ale może urocza małżonka nieco mnie utemperuje oraz sprawi, że będę lepszym człowiekiem - uśmiechnął się do niej. - Bardzo nie chciałbym ci sprawiać przykrości. Zaś krew … jakoś wytrzymam, sama mówiłaś, jeśli dobrze zrozumiałem, że nie powinno się brać jej zbyt często. Tymczasem ja … chciałbym pozostawić sobie te razy na sytuacje, kiedy już nie będę mógł, jak wtedy poprzednio - końcówkę powiedział wampirzycy do ucha wyjątkowo wstydliwym głosem. Chyba odczuwał takie chwile jako splamienie męskiego honoru.
 
Kelly jest offline