Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2017, 16:24   #45
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie odpłynęła z rozkoszy. Widział jak jej oddech uspokoił się, a powieki opadły. Florence ostrożnie opuściła jej nóżki.
- Nadal mam ci trochę za złe, że mi ją zabrałeś. - Szepnęła i ucałowała ostrożnie delikatną skórę kobiety. Jej córka odstąpiła od niej i podeszła do sporego barku, by wyjąć z niego butelkę. - Porozmawiamy teraz o tej sprawie?
- Proszę potraktować - uśmiechnął się do niej Gaheris - to wszystko jako wspaniały dar, który nabywa nowych umiejętności oraz chętnie przekaże je także swojej mentorce. Liczę bowiem na to, że te wspaniałe chwile nie są jedyne, wydaje mi się, że Charlie także chętnie byłaby do dyspozycji pań. Natomiast sprawa - spoważniał - oczywiście porozmawiajmy.
- Ach Henry, Henry. O ile ciało tej wspaniałej istotki może być moje. - Florence ułożyła Charlie, ostrożnie na sofie. Chwyciła jakiś leżący obok pled i okryła ją. - To serduszko tego maleństwa już jest skradzione. Nie widzisz tego, czy wampiry w twoich czasach nie zwracały na takie rzeczy uwagi?

Wampirzyca przeszła do stolika, przy którym siedzieli na początku i zasiadła przy nim nago. Po chwili Sylvia ustawiła obok nich trzy kielichy wypełnione słodko pachnącą krwią.
- Serce człowieka jest nieodgadnione - powiedział ostrożnie Gaheris nie domyślając się co Starsza klanu ma na myśli. - Jakkolwiek jednak jest, wszyscy możemy się cieszyć wspólna przyjemnością oraz spędzać miłe chwile. Rzeczy sobie nie przeczą - popatrzył na Charlottę czule. - Cieszę się, iż otrzymała to, czego pragnęła oraz że ty jej to dałaś - uniósł kielich do góry. - Wypijemy za nią, za jej powodzenie, wszyscy wspólnie? - zapytał wampirzyce. Charlotta była wspaniała, miała chęci poznawania rzeczy nowych, odkrywania nowych obszarów przyjemności, jednocześnie potrafiła kochać. Rzadziutko spotykane połączenie. Uśmiechała się tak leżąc przykryta pledem.

Florence wzniosła kielich, podobnie Sylvia. Obie wampirzyce wypiły toast.
- Nie strać jej dla naszego klanu. Nie zwlekaj zbyt długo z jej przemienieniem. Zasługuje na to by należeć do klanu Róży. - Florence odstawiła kielich i uważnie przyjrzała się wampirowi.
- Planuję tak zrobić, jeśli jej będzie to pasowało. Wydaje mi się, że tak, kiedy tylko zechce, oczywiście jeśli uzyskam oficjalne pozwolenie - odparł wpatrując się bystro. Podczas takich spraw lepiej było nadmiernie wykazywać ostrożność, niżeli sobie poszaleć zbytnio na terenie księcia.
- No tak… jesteś tu jeszcze nowy. - Florence zerknęła na mapę. - Jeśli chodzi o te morderstwa. Zadbałam o to by policja wiedziała tylko o tych, których już nie byłam w stanie ukryć. - Wampirzyca pochyliła się nad mapą, przez co jej jędrne piersi zawisły nad stolikiem. Jej szczupły palec przesunął się po kolejnych punktach, przy których były napisane daty i imiona. - Jeśli się przyjrzysz, ktoś stara się okroić moją strefę wpływów. Z każdym kolejnym zabójstwem pojawia się tu coraz więcej policji, a ja obawiam się że tuż za nimi idą łowcy. To zbyt krwawe morderstwa by nie zwrócili na nie uwagi.
- Oczywiście przebiegłe, pytanie jednak, czy masz kogoś takiego na oku, bowiem chyba jakieś podejrzenia, jakieś przypuszczenia na ten temat już snuła najpiękniejsza głowa Londynu? - spytał, bowiem dla niego, właśnie obcego, każda uwaga była cenna.
- Anna podejrzewa, że komuś jej klanu przekręciło się w czaszce bardziej niż zwykle. Ja po swojemu obwiniam Ventrue, bo regularnie wchodzą mi na teren, tak jak zrobili porywając Charlie. I na jedno i na drugie nie ma dowodów. Równie dobrze może być to jakiś klan z za rzeki, który postanowił sobie oczyścić ten teren.
- Czy może być to ktoś spośród twoich podwładnych, który chciałby przejąć biznes po tobie? - spytał wprost. - wprawdzie osobiście uważam, ze byłoby to szaleństwo, jednak jak widać szalone sytuacje właśnie omawiamy.
- Sylvia sprawdza wszystkich. - Florence rozsiadła się z powrotem w fotelu, zakładając nogę na nogę. - Jednak nadal wychodzi na to, że odczuwają do mnie tyle samo miłości co zwykle.
- Nic dziwnego, więc pozostają dwa pozostałe tropy. A co powiada policja, niewątpliwie masz wgląd do prowadzonych śledztw.
- Podejrzewają jakiegoś lekarza, z uwagi na używane narzędzia, prawdopodobnie kogoś z urazem do kobiet. Wiesz, trudna przeszłość itd. A tak naprawdę są w kropce. Niestety nawet mimo, że mogliby mi pomóc nie mogę im pozwolić wejść do domen wampirów by tam węszyli, przez co ich ogląd na sprawę jest mocno ograniczony. - Zobaczył jak starsza w zamyśleniu delikatnie gładzi się po piersi. - Nosferatu patrzą co się dzieje w podziemiach, ale podobno tam też cisza. Najgorsze jest to, że obawiam wysłać więcej moich dziewcząt na patrole na ulicy. Przyznam, że wierzę iż ciebie będzie trudniej zabić niż je.
- Przyznaję, iż mam podobne przypuszczenia. Po pierwsze niewielu mnie zna, więc raczej będę lekceważony. Po drugie nawet jakby ktoś znał, jednak raczej przypuszczałbym, że mam zdecydowanie dalsze pokolenie. Hm, czy wiesz, gdzie na przykład warto zacząć? - spytał Florence.
- Są dwie opcje, albo obszar gdzie wdarli się najmniej. - Wskazała na południową stronę Soho. - Albo tam gdzie wdarli się najbardziej. - Teraz wskazała na północ. - Od wschodu i zachodu ostatnio miały miejsce ataki.
- Rozumiem, albo raczej nie rozumiem, jednak powoli spróbuję się dowiedzieć. Dranie rzucający się na kobiety powinni wypaść - faktycznie bowiem, rycerz nie cierpiał takich łotrów. Pojęcia nie miał, jak się za to właściwie zabrać, jednak liczył na Charlottę. Sprytne dziewczę, które zajmowało się wywiadem, niewątpliwie miało doświadczenie, co powinien robić. Chciał także porozmawiać ze swoją przyjaciółką wampirzą.
- Wiesz, że mało kto uważa dziewczyny z ulicy za kobiety? - Florence mrugnęłą do niego. - Zawsze mnie to fascynuje. Szczególnie gdy spotykam tych nadętych mężczyzn, którzy regularnie tu bywają, a potem wyrażają się o dziewczynach jakby były przedmiotami.
- Wiesz jak jest … - zawahał się. - Można powiedzieć, że to swego rodzaju wyraz uznania, iż wykorzystają usługi tych, których podobno nie lubią lub gardzą. Banda hipokrytów, jednak gdybyśmy wszystkie osoby mające takie myśli powybijali, świat stanowiłby bardzo puste miejsce.
- Może nie było by to takie złe. - Florence spojrzała na śpiącą Charlie. - Najgorsze jest to jak łatwo sprawić by cię zakwalifikowali do dziewczyn z ulicy. Zadbam o to był żadne złe słowo nie wyszło na jej temat.
- Dziękuję ci - powiedział szczerze. - Charlie jest absolutnie wyjątkowa. Piękna bardzo, mądra, dzielna. Lubi eksperymenty, więc pewnie odwiedzimy ciebie oraz Sylvię nieraz. Ma charakter prawdziwego Toreadora. Tutaj staraliśmy się cichutko przejść, zaś Charlie ukrywała oblicze przed niepowołanym spojrzeniem. Marzeniem jej teraz jest bank. Gdyby utraciła twarz, wszystko poszłoby na księżyc niewątpliwie.
- Ona nie jest taka jak ja czy Sylvia. Gdyby nie ty pewnie nie próbowałaby tych gierek… ale może to i dobrze. - Florence uśmiechnęła się powracając do niego wzrokiem. - Fascynuje mnie to, że w tej dziewczynie z ulicy więcej jest z damy niż w tych wszystkich Lady, które zdarza mi się spotkać. Z resztą pewnie niebawem sam się przekonasz.
- Znam dawne Lady, jednak spośród tutejszych, chyba tylko Rachelę - przypomniał sobie, co słyszał na temat córki księcia. - Charlie jednak faktycznie, tak jest faktycznie specjalna. Pewnie nie próbowałaby tych gierek, jednak jesteśmy razem. Dziękuję Florence, nasze spotkanie kiedyś nie było dobre, ale niekiedy bywa, iż powoli wszystko się poprawia mocno. Cieszę się bardzo - zerknął na Charlottę, czy dziewczyna jeszcze śpi.

Charlie spokojnie leżała na boku, uśmiechając się. Jednak tyle przyjemności wyraźnie ją wymęczyło.
- Mogę ją obudzić? - Florence patrzyła tam gdzie on.

SkinÄ…Å‚.
- Chyba powoli powinniśmy ruszać. Która jest godzina, ile do świtu? - rozejrzał się szukając zegara.
- Masz jakieś trzy godziny do świtu. - Starsza podniosła się i przysiadła na krawędzi sofy. Nadal zupełnie naga, nachyliła się nad Charlie, przeczesując jej włosy dłonią. - Księżniczko, już pora wstać.

Charlotta przeciągnęła się tak, że jej piersi wydostały się spod koca. Lekko się speszyła.
- Przepraszam. Zasnęłam? - Rozejrzała się, szukając Gaherisa. Gdy go znalazła, od razu odetchnęła z ulgą.
- Troszkę cię wymęczyliśmy. - Florence pogładziła jej policzek, po czym podniosła się, robiąc dla Charlie miejsce. Dziewczyna usiadła otulając się kocem, rozejrzała się w poszukiwaniu swoich ubrań. Rycerz uśmiechnął się do niej, pochylił się całując oraz wziął ubrania dziewczyny podając. Rozejrzał się, czy jest tutaj jakiś dodatkowy pokój, czy parawan, gdzie mogłaby się ubrać. Domyślał się, że teraz dziewczyna wolałaby nie ubierać się na powszechnym widoku. Jedyną osłoną był ekran do kominka, z uwagi na gabaryty samego paleniska, tak wysoki, że dla Charlie wystawały by tylko głowa i ramiona. Jedyne wejście, to było to którym przyszli, czyli prowadzące na korytarz.
- Proszę, chyba tam byłoby najwygodniej - wskazał na ów ekran delikatnie dotykając jej smukłą dłoń. - Mamy jeszcze chwilkę czasu, ale wolę nie ryzykować, zaś podczas powrotu porozmawiamy.
- Florence, czy można wezwać tutaj dorożkę, czy trzeba dojść?

Starsza machnęła dłonią.
- Skoro wyjaśniliśmy pewne nieporozumienia, po prostu pożyczę wam jedną z moich.

Charlie podniosła się, nadal zakrywając się kocem. Mimo jej usilnych prób raz po raz spod marteriału wyłaniał się jakiś kawałek obcałowanego ciała, który przyciągał uwagę wszystkich wampirów. W końcu udało się jej jednak schronić za ekranem. Gdy zrzuciła koc, wampirom ukazała się jej ładnie oświetlona sylwetka.
- Dużo mnie ominęło? - Jej głos był lekko niepewny, speszony.- Przepraszam, że usnęłam.
- Byłaś cudowna, kochanie - ujął ją za dłoń rycerz. - Oprócz zachwycania się tobą, poważnie - podkreślił - jednak porozmawialiśmy na temat owych problemów, które wspomniała wcześniej lady Florence. Opowiem ci po drodze - zaproponował chcąc, ażeby pokonała speszenie skupiając się na czymś innym. Naprawdę wydawała się bardzo specjalna.

Charlie szybko narzuciła na siebie bieliznę, a potem suknię. Po czym przyłożyła gorset.
- Może pomogę? - Sylvia podeszła do ekranu. - Henry też powinien się ubrać. Choć przyznam, że widok twojego ciała mógłby być niemałą atrakcją w Soho. - Mrugnęła do niego, zabierając się za sznurowanie gorsetu.
- Fakt - przyznał parskając śmiechem. Kiedy człowiek jest zapatrzony na inna osobę, sam zapomina najprostszych rzeczy. Stroje męskie jednak były znacznie prostsze aniżeli suknie oraz całkowite oporządzenie kobiecych ubrań. Dlatego właśnie zanim Charlie była ponownie ubrana, spokojnie stał sobie elegancki oraz ustrojony, jakby nigdy niczego nie zdejmował tutaj.
Wampirzyce narzuciły na siebie tylko przejrzyste szlafroki, podobne do tego w czym powitała go Sylvia przy pierwszym spotkaniu. Musiało być to dużo wygodniejsze niż ubrania, w jakie z uporem maniaka wciskała się Charlie, przy każdej okazji. Widział jednak, że teraz wyprostowana w tych wszystkich warstwach, nabrała pewności siebie, której brakowało jej gdy przemykała się owinięta kocem. Czekało go jeszcze co nieco pracy.

Dorożka, która na nich czekała była wykonana z ciemnego drewna, wykończona złotymi okuciami. Zaprzęgnięte do niej były dwa kasztanowe konie.

Wampirzyce zatrzymały się w progu domu.
- Gdybyście czegoś potrzebowali, jesteście tu zawsze miłymi gośćmi. - Powiedziała z uśmiechem Florence.
- Rozumiemy oraz hm, uważaj z tymi zaproszeniami, bowiem jeszcze ci się znudzimy, jeśli będziemy zbyt częstymi gośćmi - zażartował wesoło.
- Wierzę, że nasza droga Charlotta zapewni ci tyle rozrywki, że zdążysz zapomnieć adres tego domu, nim znajdziesz chwilę by się w nim ponownie pojawić.
- Wierzę, ruszajmy - Gaheris postanowił skończyć przekomarzanki. Pewnie dziewczyna nie miała ochoty wysłuchiwać. - Miłej nocy, szanowne panie - pokiwał cylindrem Florence i jej seksownej córce.

Charlie nie inicjowała rozmowy. Wampir widział jak nagle przybywa jej rumieńców, po czym uspokaja się i znowu. Zupełnie jakby jej głowa odtwarzała wydarzenia tej nocy. Podobnie jak Gaheris, który nie spodziewał się czegoś takiego. Jednak stanowczo nie narzekał, tylko objął dziewczynę ramieniem. Pomyślał także, iż lepiej o pewnych sprawach rozmawiać nie w powozie, ale kiedy już dotrą do swojego domu. O dziwo Charlie zadrżała dziwnie pod jego dotykiem, ale po chwili przysunęła się i oparła o niego. Coś krążyło po tej główce i wampir czuł, że bardzo martwiło jego towarzyszkę.


Dorożka odwiozła ich pod same drzwi, a Charlie cały czas zamyślona otworzyła im mieszkanie.
- Charlie, co się dzieje? - spytał wprost, kiedy już się znaleźli sami w mieszkaniu bez towarzystwa woźnicy powozu oraz ewentualnych uszu, które mogłyby ich podsłuchać na korytarzu.
- Ja… - Kobieta stanęła na środku pokoju patrząc pod nogi i tylko ukradkiem zerkając na wampira. - Zachowywałam się dziwnie. Nie powinnam. Tak nie przystoi, a do tego Florence jest ważna u was i jest kobietą.
- Charlie - powiedział poważnie - zachowywałeś się cudownie i powiem więcej, wywarłeś szalenie pozytywne wrażenie na Florence oraz Sylvii. Florence wręcz zachęcała, bym zamienił cię będąc pod niesamowitym wrażeniem twojej osoby. Uznała, że ktoś taki byłby wspaniałym członkiem rodziny Toreadorów. Odpowiedziałem, że zrobię to tylko wtedy, jeśli zechcesz oraz kiedy zechcesz. Jako ghulica masz naprawdę sporo czasu - uśmiechnął się do niej.
- Ale kobieta nie powinna tak z innymi kobietami. Tak nie przystoi i to w ogóle, w czwórkę. - Charlie potarła swoje ramiona jakby zrobiło się jej zimno. - Wyszłam na jakąś ladacznicę, prawda?
- Nie. Odpowiedz mi na jedno pytanie: czy było ci przyjemnie? - powiedział bardzo poważnie tak, iż czuła, że naprawdę chce usłyszeć uczciwą odpowiedź.

Charlie podniosła na niego wzrok i zobaczył jak na samo wspomnienie, dzisiejszych igraszek jej twarz spłonęła rumieńcem.
- Było bardzo przyjemnie. - Wydukała w końcu i opuściła ponownie wzrok. - Ale tamten mężczyzna w tym lokalu, w którym byliśmy, też pomylił mnie z jedną z dziewczyn, prawda? Czyli wyglądam na taką.
- Zacznijmy więc od tego, że on widział jedynie twoją sylwetkę skrytą pod peleryną oraz kapturem. Nie widział więc ciebie, zaś większość tam kobiet rzeczywiście zajmowało się sprawianiem przyjemności za pieniądze. Gdyby zobaczył cię, ani nie pomyślałby, nawet nie ma mowy. Wyglądasz na damę, Charlotto Ashmore - powiedział dobitnie. - Zaś reszta. Widzisz, większość ludzi poszukuje przyjemności, chce, żeby im było dobrze. Identycznie my. Więcej, szukając jej nie skrzywdziliśmy nikogo, było nam po prostu razem ze sobą dobrze. Jakież więc zło stąd wypływa. Prawda, wiele osób wyznacza sobie rozmaite granice. Seks jedynie przez dziurę koszuli nocnej choćby. Jednak naprawdę przynieśliśmy sobie jedynie przyjemność bez jakiegokolwiek krzywdzenia - podkreślił silnie.

Charlie przygryzła wargę. Czuł, że ją uspokaja. Jednak głowa biednej dziewczyny została zbombardowana serią nowości, z którymi musi sobie jakoś poradzić.
- Ja chciałabym być tylko twoja… widziałam, że podobały ci się Sylvia i Florence… są naprawdę piękne. Pewnie też dużo lepsze niż ja w tym więc… ale jakoś. - Podniosła na niego niepewny wzrok.
- Żartujesz? Byłaś wspaniała, cudowna, seksowna oraz … mamy jeszcze chwilę do rana, bo wiesz, bardzo mam na ciebie ochotę, na ciebie oraz tylko na ciebie we dwoje w naszym wspólnym łóżku. - podszedł do niej obejmując.
- Też mam na ciebie ochotę, Gaheris. - Powiedziała cichutko, opierając czoło o jego pierś.
- Wobec tego pozwól, że cię rozbiorę moja droga. Uwielbiam patrzeć na twoje piękne, nagie ciało - uśmiechnął się zaczynając robić za służkę, która powoli zdejmuje garderobę ze swojej pani.

Czuł, że jego towarzyszka jest podniecona. Myślenie o tym co zaszło, mimo jej obaw najwyraźniej wywoływało w niej przyjemny dreszczyk. Gdy wampir zdjął z niej halkę, zobaczył, że jej piersi są napięta, a malinki sterczą, mimo, że w pokoju było ciepło. Bez trudu dostrzegł też ślady wilgoci na jej kobiecości.
- Jesteś piękna, jesteś pełna wdzięku, jesteś kochana. - rozbierając ją przypatrywał się Charlie. Rzeczywiście była wyjątkowa. - Czy chciałbyś teraz pomóc mi się rozebrać?

Przytaknęła ruchem głowy i zabrała się za zdejmowanie kolejnych warstw męskiego odzienia. Na pierwszy rzut poszły, marynarka, chusta, kamizelka, tuż po nich koszula. Każda kolejna część ubioru wylądowała na sofie. Charlie chwilę przyglądała się jego spodniom i po chwili, pomalutku rozpięła guziki. Zsuwając się na kolana, zsunęła też spodnie, przez co nagle skryta za bielizną męskość Gaherisa znalazła się na wprost jej twarzy. Niepewnie podniosła na niego pytający wzrok.
- Weź go - wyszeptał. - On cię pragnie oraz też cię pragnę moje piękne kochanie.

Charlotta opuściła jego bieliznę i ostrożnie wzięła męskość wampira do ust. Poczuł jak zaciskają się na nim gorące, chętne wargi i powoli zaczynają sprawiać mu przyjemność ssąc, liżąc. Na początku nieśmiale, z każdym jednak kolejnym ruchem coraz pewniej i mocniej.
- Ach - westchnął poddając się jej ruchom oraz pozwalając jej sterować. Stał przed nią ułożywszy swe dłonie na jej pięknej główce. Czuł, że nie tylko jego męskość, która drżała wewnątrz ust kobiety podniecona straszliwie, reagowała. Także jego biodra odruchowo poruszyły się jakoś, najpierw powoli, później mocniej. Podobnie dłonie chciały przyciągnąć jej głowę tak, by włożyć jak najwięcej. Jednak wszystko to powoli, powoli, za każdym razem zwiększając nacisk ciut ciut, jednak stale. Jego praca odniosła sukces, w pewnym momencie, zanurzył się tak, że wszedł niemal do gardła Charlie, a ona swymi wargami, prawie dotknęła jego podbrzusza. Była niesamowicie gorąca. Wampir niemal czuł pulsowanie jej języczka na swojej męskości, a do tego nie czuł nic po za jej zapachem, który zdawał się wypełniać całe mieszkanie. Zapachem jej perfum, skóry, a przede wszystkim, słodkich soków, które musiały wypływać ze szparki gdy zajmowała się nim.

- Jejku Charlie, jesteś obłędnie … - coś dalej powiedział, jednak utonęło to w jęku. Poruszał się coraz szybciej czując każde jej muśnięcie języka, pieszczotę warg oraz dotyk prawie gardła. Chciał ja, chciał jej tam trysnąć swoją krwią oraz czuł, że się zbliża. Nacisk na dole, tuż pod korzeniem na podbrzuszu gwałtownie wzmógł się. Jęknął ponownie posyłając nagle cała fontannę krwi prosto w jej słodkie usta. Charlie piła ją zachłannie. Czuł jak jej języczek uciska lekko spód jego członka, zachęcając by ten wyrzucił z siebie wszystko. Gdy już skończył, kobieta oblizała go dokładnie, dbając o to by nic się nie zmarnowało. Poczuł jak oparła się o jego udo, rozpalonym czołem.

- Jednak coś jest ze mną nie tak. - Szepnęła cicho klęcząc u jego stóp. - Cały czas czuje, że mogłabym więcej. Że chcę więcej.
- Ja też chcę więcej - uniósł ją do góry całując. Później wziął na ręce i poszedł niosąc w kierunku łoża niczym księżniczkę. - Pragnę cię i pragnę się z tobą kochać, aż nie oszalejemy ze szczęścia - wyszeptał.
- Zrób tak bym myślała tylko o tobie, dobrze? - Charlie wtulała się w niego trochę jak dziecko.
- Kocham cię - wyszeptał do niej układając Charlottę na plecach. - Chcę cię wziąć teraz, bez czekania, natychmiast - powiedział, zaś ona mogła wyczuć gwałtowny napływ podniecenia. Ustawił się chwytając jej nóżki w kostkach, mocno unosząc oraz rozciągając. - Jesteś piękna - wyszeptał zaś jego ponownie wyprostowany pal leciutko zachybotał się nad jej słodką szparką. Jednak tylko przez chwilę. Bowiem moment później zbliżył się do niej odpowiednio oraz mocno pchnął wschodząc.

Charlie jęknęła lekko zaskoczona. Jednak wampir czuł, że jej ciało przyjęło go chętnie. Jej mokre gorące wnętrze objęło go, wpuszczając do samego końca. Chwilę potem zadrżała z rozkoszy, a jej rozmarzony wzrok skupił się na nim.
- Też cię kocham Gaheris. - Uśmiechnęła się do niego, rumieniąc się lekko.
- Kocham cię - poruszył się mocno w niej do tyłu oraz ponownie do przodu - Charlie, wyjdź za mnie, proszę - nie przerywał ani na sekundę.

Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Mówiła mu na początku czemu nie wzięła ślubu. To dlatego udawali kuzynostwo, a jednak teraz. Ucieszyła się, tak rozkosznie po ludzku ucieszyła się.
- Gaheris ja… - Zobaczył jak jej oczy zaczynają błyszczeć z radości. Czuł nawet jak jej ciało zaciska się na nim. - Wiesz ile z tym teraz będzie zamieszania? Jesteśmy kuzynami i… - Pokręciła głową, a z kącików jej ust popłynęły radosne łzy. - Tak. Chcę za ciebie wyjść.
- Pomyślimy później nad organizacją - uśmiechnął się niby zwyczajnie jednak widać było, jak bardzo ucieszyła go jej pozytywna odpowiedź. Czuło się owo targnięcie radością. - Pomyślimy później - powtórzył - jednak teraz skupmy się nad tym, co robimy - ucałował ukochaną przyspieszając ruchy biodrami. Zdał sobie sprawę, że ją zarówno kocha, jak szaleńczo pragnie.

Charlie nie odrywała od niego wzroku. Czuł, że go kocha i wierzył, że nie była to tylko i wyłącznie kwestia wypitej krwi. Wiedział, że jego kochanka zaraz dojdzie. Widział to w jej rozwartych ustach, rozpalonym spojrzeniu, biodrach wychodzących mu naprzeciw. Czuł niemal krew którą z niego spiła, krążącą w jej wnętrzu, otaczającą go w jej gorące szparce. Zobaczył jak dochodzi, jak jej ciało wygina się pod nim z rozkoszy. Nie zamknęła oczu, patrzyła na niego z zachwytem.
- Gaheris… - Jęknęła wyciągając dłonie do jego twarzy. On zaś mocniejszym uderzeniem posłał w nią kolejny raz fontannę kropelek krwi. Jęknął podniecony, zaś jego usta zbliżyły się do jej ust, ucałował ją gwałtownie leciutko kalecząc się w język. Jego krew delikatnie zwilżyła język kobiety. Charlie zaczęła spijać krew z jego języka, swoim szukając jego kłów. Gdy na nie trafiła celowo rozcięła o nie swój język, mieszając jego vitae ze swoją krwią. Czuł jak jej biodra zaczęły poruszać się pod nim. Uwielbiał to, rzeczywiście była niesamowita oraz bardzo kochana. Musiał tylko dojść do tego, żeby to rozumieć. Ruszył szybciej biodrami mocniej jeszcze się wbijając. Jęknąłby głośno, jednak ich usta były zajęte sobą. Chwilę zaś potem nie mogąc już wytrzymać jego męskość wyrzuciła krwawe pociski ku wnętrzu jej cudownego łona. Usłyszał, a może nawet bardziej wyczuł jak Charlie zamruczała, gdy poczuła co dzieje się w jej wnętrzu. Nie przerwała jednak pocałunku obejmując mocno jego szyję. Niemal wyczuwał jej radość po oświadczynach, ten niesamowity entuzjazm gdy oddawała mu całą siebie. Jednak on też dawał tyleż samo. Właśnie dokładnie tak powinno być.

- Hm, kochanie - odezwał się, kiedy już leżeli obok siebie. - Chyba muszę się położyć.

Pora układania się do dziennego snu bowiem nadchodziła. Charlie odsunęła się lekko i spojrzała na niego niepewnie.
- Mogę spać z tobą? - Zobaczył jak się lekko zarumieniła. - Tak przez kilka godzin, potem muszę pojechać do banku.
- Wiesz, że tak, ty moja najwspanialsza, najpiękniejsza. Ale musimy się położyć na zapleczu kuchni, bowiem tam będzie bezpieczniej. Przed obcymi oraz światłem - wstał unosząc ją na rękach. - Kiedy będziemy mieli wspólny dom, zbudujemy sobie coś, żeby nie było problemem spanie.

Charlie dała się podnieść, a gdy tylko udało mu się jakoś ich ułożyć w ciasnym schowku usnęła na nim, jeszcze zanim Gaherisa uśpił zbliżający się poranek.


30 maja 1853


Obudziły go rumor i dwa kobiece głosy dochodzące z oddali. Na jego słuch, pewnie z pokoju Charlotty.
- Panno Dosett już wystarczy. - Charlotta jęknęła lekko z bólu.
- Musi Panienka dobrze wyglądać. - Bez trudu rozpoznał nieznoszący sprzeciwu głos starszej pani.

Powoli wstał. Coś nie grało. Czyżby Charlotta się pochorowała? Uff, chciałby wyjść jednak pani Dosett nie powinna go zobaczyć. Ubrał się oraz czekał na trzaśnięcie drzwiami. Wyglądało jednak na to, że kobiety prędko nie skończą. Jednak gdy się przysłuchiwał kolejnym jękom towarzyszki zaczynał odnosić wrażenie, że drzwi do pokoju Charlie są zamknięte. Dlatego leciutko uchylił spoglądając, czy w następnym pomieszczeniu nikogo nie ma, później zaś ruszył starannie zamykając za sobą. Podszedł do drzwi pokoju Charlotty. Co się dzieje?
- Proszę nie zaglądać! - Głos Panny Dosett zaatakował jego wrażliwy słuch.
- Henry, przebierz się do opery, dobrze? - Charlotta zabrzmiała troszkę radośniej.

Jednak wyczuły go. Panna Dosett musiała mieć słuch niczy stary lis. Zaiste stanowczo się nie spodziewał, ale posłuchał.
- Dobrze, już już - najpierw jednak poszedł do kuchni zobaczyć, czy jest tam może królik. Niestety nic na niego nie czekało. Przykre, jednak prawdziwe. Szczęśliwie nie był wypompowany zbytnio. Dlatego najpierw skoczył do szybkiego mycia, potem zaś ubrał elegancki strój gentlemana, który Charlotta zamówiła niedawno u krawieckiego specjalisty. Przystrojony niczym prawdziwy dandys, lord co najmniej, ruszył ponownie warować przy drzwiach.
- Już jestem - powiedział głośno. Co się działo, że nie chciały, ażeby wchodził.

Usłyszał kroki do drzwi. Drobne nie dające się pomylić z niczym innym. Panna Dosett otworzyła drzwi.
- Panienka też jest gotowa. - powiedziała dumnie, wpuszczając go do środka.

Charlie akurat przeglądała się w lustrze. Miała na sobie niesamowitą czerwoną suknię, pasującą do jego kamizelki.


Widząc go w odbiciu, uśmiechnęła się.
- I jak wyglądam, Henry? - Cieszyła się, ale wyczuł w jej głosie pewną obawę.
- Wyglądasz tak, że krew buzuje w żyłach - powiedział szczere słowa iście wampirzym komplementem. Dziewczyna wyglądała niczym istna zjawa, piękna oraz pełna wdzięku. Jednocześnie barwa sukni niezwykle pasowała zarówno do jej jasnej karnacji, jak właściwie do związku, który obydwoje reprezentowali. - Będziemy się musieli dużo częściej wybierać do opery, jeśli miałabyś przywdziewać takie suknie. Jesteś piękna, zaś ten strój podkreśla twoją urodę tak, iże zamiast na grajków, wszyscy będą patrzeć na ciebie wyłącznie. Oczywiście ze mną na czele - pochylił się lekko ujmując jej dłoni i całując je. - Pani Dosett pewnie także należą się podziękowania - spoglądał na obydwie kobiety.

Starsza Pani tylko pokręciła głową, widział jednak że się ucieszyła
- Zostawiam, was. Niebawem powinna być dorożka. Niech panienka, nawet nie siada z powrotem do tych papierów.

Charlie przytaknęła ruchem głowy, a panna Dosett opuściła mieszkanie.
- Wybacz, chciałam by wyszła wcześniej, ale uparła się by wszystko poukładać, jak należy. - Uśmiechnęła się do wampira czule. - Cieszę się, że ci się podoba.
- Nawet brakuje słów. Wyglądasz fantastycznie. Ale jak z bankiem, stało się coś? Pani Dosett wspominała jakieś papiery - spojrzał na nią bystro.
Kobieta stanęła na palcach i teraz już bez zahamowań pocałowała go w usta.
- Tak, podpisałam wstępną umowę przejęcia banku. Czytałam jeszcze co nieco i nanosiłam poprawki do umowy końcowej. - uśmiechnęła się ciepło, jednak widział że ma jakieś wątpliwości. - Będziesz się mógł pojawić na spotkaniu za tydzień? Może udałoby się nam trochę więcej ugrać.
- Wiesz, że tak. Jako twój przyszły mąż, powinienem dbać o wspólny majątek. Ponadto kiedy wrócimy, chciałbym porozmawiać z tobą o Florence oraz zadaniu, które wyznaczyła, albo przynajmniej zasugerowała. Kiedy przyjedzie dorożka, zawołają nas, czy lepiej czekać na ulicy?
- Zawołają. Damie nie wypada czekać na ulicy. - mrugnęła do niego. Widział jednak niepewność w jej spojrzeniu. Po chwili opuściła wzrok. - Gaheris… naprawdę myślisz o ślubie?
- Poprosiłem ciebie o rękę, bo kocham ciebie oraz pragnę. Chciałbym byśmy byli mężem i żoną. Tylko od ciebie zależy, aż do chwili, gdy powiesz tak podczas samego ślubu, czy tego chcesz, czy - zawiesił głos nie dokańczając. - Myślałem rzeczywiście poważne. Jakże mógłbym inaczej, wszak to poważna sprawa.
- Ja… ja jestem bardzo szczęśliwa. - Uśmiechnęła się do niego i widział, że nawet w jej oczach lśnią radosne płomyki. - Też cię kocham. Tylko… dzisiaj cały dzień myślałam jak to zrobić. Tylu osobom powiedzieliśmy, że jesteśmy rodzeństwem. Nawet nie wiem jak to… - Widział, że jest skołowana. Trzymała kurczowo jego dłonie, jakby bojąc się, że ją zostawi. - Nie mam pojęcia jak to przeprowadzić.
- Kuzynostwem, ale jeśli rodzeństwem, cóż po prostu wyjaśnimy, że mieszkaliśmy ze sobą jako dzieci, tak się też traktowaliśmy ze względu na pokrewieństwo. Jednak później po prostu zakochaliśmy się i tyle. Dla wielu osób będzie to bardzo romantyczna historia. Możesz mi wierzyć, że pod tym względem nie będzie problemów.

Charlie pokręciła tylko głową i oparła czoło o jego pierś. Martwiła się i to bardzo. Jednak nie chciała go wyraźnie tym dłużej zadręczać. Jednak trudno było nie dostrzec, iż nie przyjmuje owych wyjaśnień. Widocznie w grę wchodziło coś jeszcze.
- Kochanie - spytał - co się dzieje?
- Zamartwiam się głupotami… plotkami. - Charlie podniosła na niego wzrok. - Mieszkaliśmy razem, jeśli okaże się że nie byliśmy takim prawdziwym rodzeństwem, zaraz zaczną gadać o tym że pewnie robiliśmy coś przed ślubem. Co zresztą nie byłoby niezgodne z prawdą… to głupota. Najwyżej przez chwilę nie będę miała życia w towarzystwie.
- Hm, wobec tego powinien poprzeć nas ktoś, odwiedzić ślub ktoś, kogo nie będzie można ignorować. Czy dałoby się przez Rebeccę zaprosić parę osób należących do arystokracji? Zastanowił się głośno. Ona jest blisko samej królowej. Więc niewątpliwie, gdyby takie towarzystwo się pojawiło, to wszelkie plotki czy nieplotki musiałyby zamilknąć - zaproponował dziewczynie. - Mógłbym porozmawiać z Rebeccą oraz Anną, która także ma odpowiednie kontakty, podobnie jak jej syn prowadzący Carlton Club. Niewątpliwie także Florence mogłaby pomóc. Ona może nawet najbardziej, jednak najpierw musielibyśmy znaleźć bandziora - szybko zreferował jej sprawę, którą przedstawiła Florence.
- Yhym…

Charlie już chciała odpowiedzieć, jednak u drzwi rozległo się pukanie. Chwilę później zagrzmiał też głos panny Dosett.
 
Aiko jest offline