Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2017, 18:26   #12
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Dla różnych osób rządy Khalika znaczyły różne rzeczy.

Dla dwójki Słonecznych braci była to przede wszystkim wolność przebywania w mieście. Nie było to wiele – byli potężni i nikt nie mógł im zabronić robić tego, co chcieli – ale był to miły, symboliczny gest. Khalik Al-Malik był bardzo blisko swojej bogini, a bóstwa, w przeciwieństwie do śmiertelników, były dobrze świadome tego, kim są Solarzy i jak wygląda ich historia, tak więc nowy władca nie dyskryminował Mosiężnego Słońca i Gwiazdy Zarannej w żaden sposób, nawet jeśli nie mógł przekonać reszty swej populacji, by nie patrzyli na nich bykiem.

Khalik, będąc doskonale świadomym, komu zawdzięcza swoją pozycję, pozwolił nawet, by armia Mosiężnego Słońca osiadła na wyspie An-Teng, korzystała z baraków i koszar oraz spożywała swoje posiłki razem z lokalnymi żołnierzami. Było to gestem zaufania z jego strony i świadczyło o tym, że zamierza wypełniać swoje nowe obowiązki.

Dla Złotego Pana i Bladej Pani rzeczy nie wyglądały tak różowo jak dla Exaltedów. W ciągu paru dni od mianowania nowego władcy, jego wojska wdarły się do ich świątyni i zarekwirowały wszystkie bogactwa, które tam znaleźli. Zostały one przechowane w skarbcu pałacowym, skąd miały zostać po części wydawana na bieżące potrzeby ludu kraju, a po części obracane na giełdzie, by zainwestowane w ten sposób pieniądze się mnożyły i by starczyło ich dla przyszłych pokoleń.

Khalik ukrócił także kult lokalnych bóstw, uznając je za odpowiedzialne za niedostatek i korupcję, których ofiarą padli jego poddani. Kastę kapłanów wypędzono z budynków, a okazałe obrazy liturgiczne i posągi przy wejściu z szczerych, ozdobnych i bogatych kruszców zastąpiono prostymi, geometrycznymi symbolami nowego bóstwa, to jest Królowej Niebiańskiego Porządku. Parę punktów połączonych w różny sposób liniami było wszystkim, do czego teraz modlili się ludzie An-Teng. Być może nowe bóstwo nie zebrało jeszcze dość wyznawców, by się zamanifestować fizycznie, lub uważało z przyczyn filozoficznych, iż nie powinno tego robić, ale nikt nie wiedział jak królowa wygląda. Jej kapłani twierdzili, że w jej kulcie chodzi bardziej o głoszone idee niż o jej osobiste zaangażowanie i wiernym taka odpowiedź musiała wystarczyć. Niektórzy drapali się po głowie, ale w obliczu Plugastw mających wsparcie władzy taki bieg rzeczy wydawał się małym dziwactwem.

Achmain od sztyletów stał się bardziej introwertyczny. Spędzał też dużo czasu w świątyni, być może odnajdując w zasadach nowej wiary pocieszenie lub coś intrygującego? Nikt go o to nie pytał, a on zdawał się zadowolony, milcząc i trzymając się swoich spraw.

Shin Wu-Jen, zgodnie z poradą udzieloną Al-Malikowi przez Solara, nie został wygnany. Ofiarowano mu mały domek poza miastem i przynoszono codziennie miskę ryżu z sosem warzywno-rybnym. Khalik wyznał Pomazańcom, iż osobiście wątpi, by Shin kiedykolwiek zrozumiał swój błąd, ale liczył się z ich opinią w tym temacie i nie miał zamiaru w żaden sposób go krzywdzić – kolejny przejaw jego szacunku względem tych, który go wsparli.

Tak więc dzień mijał za dniem, a tydzień za tygodniem. Solarzy zostali w mieście na wypadek jakiś rozruchów społecznych, a także dlatego, że nie mieli lepszego pomysłu co z sobą zrobić, a Al-Malik traktował ich bardzo dobrze.

Wszystko wydawało się nową, lepszą erą… do czasu.

~*~

Dżungle wokół An-Teng

Thueban siedział na swym tronie z bambusa, obserwując swe dzieci. Przekrzywiał głowę na długiej, giętkiej szyi. Gra światła i cieni rzucanych przez korony drzew na jego ciało sprawiała, iż jego łuski lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Przy jego tronie stała oparta włócznia z księżycowego srebra, zmieniając się subtelnie wraz lekkimi powiewami wiatru.

Jego rodzina krążyła przed jego tronem. Łowcy właśnie wrócili z polowania, niosąc martwe zwierzęta uwiązane na wielkich kijach, które nosili po dwóch jeden. Wkrótce jego córki miały je obedrzeć ze skóry, upiec, dodać do nich zebrane w gęstym lesie egzotyczne zioła i podać. Oczywiście, pierwsza część należała się ich ojcu.

Jeden z jego synów prowadził za sobą na sznurze związanego człowieka. Thueban zainteresował się nim. Było powszechnie wiadome, iż ta część dżungli należy do niego i jego rodu. Każde żywe stworzenie w nim mogło paść jego ofiarą, wliczając w to istoty ludzkie. Takie było prawo łowcy i zwierzyny, rozumiał to doskonale jako wybraniec Luny. Jak widać, nie wszyscy podzielali jego zrozumienie.

Jego syn kopnął jeńca, rzucając go na kolana, po czym syknął, ukazując ociekające jadem kły. Jego ojciec wstał i powoli podszedł do zdobyczy. Zamierzał ją zjeść, a jakże, ale zanim to się stanie, pragnął zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, co nowego dzieje się w świecie śmiertelników.

Odpowiedzi na jego pytania jednocześnie go zaintrygowały i rozwścieczyły.

~*~

An-Teng, parę dni później

Khalik wezwał do siebie Solarów i Lunara. Tryb narady był natychmiastowy, odbywała się w pałacu, w najbardziej strzeżonym pokoju. Obok AL-Malika byli tu jego zaufani doradcy, jasne jednak było, iż wszyscy czekali na Wybrańców. Gdy tylko weszli do środka, władca uniósł oczy i spojrzał na nich. Jego twarz była sposępniała, a w jego wzroku widać było prawdziwą rozpacz.

- O Bogowie Kreacji, jak się cieszę, że Wasz widzę – przywitał ich – Mam złe, złe wiadomości. Wybraniec Luny, Thueban i jego potomstwo, Węże Które Stąpają Jak Ludzie, zbliżają się do naszego miasta. Moi zwiadowcy mnie o tym poinformowali. Będą tu za dzień, może dwa. Nie wiem czemu do nas maszerują, obawiam się najgorszego. Proszę, ocalcie mój lud - powiedział strapiony.
 
Kaworu jest offline