Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2017, 20:57   #41
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nad ranem Alexander poczuł jak ktoś delikatnie acz stanowczo tarmosi go za ramię.
- Nosz... jak niedźwiedź... rusz się... musisz mi pomóc... trzeba zdjąć z ciebie te... te szmaty... - usłyszał znajomy głos.
Przez chwilę jakby wyglądało, że jednak otworzy oczy, ale wygrała chęć snu. Przekręcił się na brzuch i schował twarz w poduszkę. Mruknął coś przy tym chyba nieprzyzwoitego.
Łoże było ubłocone, a gdzieniegdzie na białej pościeli widać było zacieki krwi. Brudna koszula znaczona była krwawymi pręgami tam gdzie jucha z rozciętych pleców przemaczała tkaninę.
Aila dostrzegła to rano i była szczerze wstrząśnięta. Rozumiała jednak, że wycieńczony mężczyzna potrzebuje snu, a gdyby oddała go w ręce służby - na pewno zajęliby się nim lepiej niż ona, ale za to nie dali spać. Postanowiła więc sama choć oczyścić rany i spojrzeć czy nie potrzebuje on cyrulika. Choć widok krwi wciąż ją przerażał, dzielnie zagryzała zęby, ściągając ostrożnie górę odzienia byłego skryby.


Wrzask jaki z siebie wydał, sprawił, że przestraszona prawie spadła z łóżka. Koszula przylgnęła do tych miejsc gdzie skóra była rozcięta wiążąc się ze strupami zaschniętej krwi. Delikatnie, nie delikatnie… Odeszły razem z tkaniną.

Alex zszokowany i… wybudzony tym na dobre, odwrócił się patrząc półprzytomnym wzrokiem. Zobaczył przerażoną twarz Aili, która aż odskoczyła od łóżka, patrząc teraz to na jego twarz to na plecy.
- Ja.. Jak... Jak ty mogłeś z tym spać? To...to straszne! Myślałam, że przemyję twoje rany, ale to... ja, muszę iść po cyrulika... - jąkała się w nerwach.
- Ledwo pamiętam jak wróciłem. Tom i nie czuł dużo. - Skrzywił się. - Jak żem łeb na miękką poduszkę złożył, to usnąłem jak trup.

Słuchając jego wyjaśnień Aila podeszła do drzwi i uchyliła je akurat, gdy stanęła przed nimi Maria zaalarmowana krzykami z komnaty pani.
- Co się...?
- Wezwij cyrulika - weszła jej w słowo szlachcianka, jednocześnie stając w drzwiach tak, by stara nie mogła nic zobaczyć - Pan jest ranny. I niech nikt poza cyrulikiem tu nie wchodzi, chyba że wezwany.
- Panienko to nie...
- Idź! - rozkazała dawnej piastunce dziewczyna, zatrzaskując jej drzwi przed nosem. Potem wróciła do łóżka. Z otwartych na nowo ran zaczęła sączyć się jucha. Dziewczyna więc nie myśląc wiele sięgnęła po gałganek, który miała koło miski do mycia twarzy i zaczęła nim przemywać plecy Alexandra.
- Co ci się stało... co oni ci zrobili... - szeptała cicho, starając się nie płakać.
- Wybatożyli, żem chciał wilka skraść. - Alexander skrzywił się na samo wspomnienie.
- Wybatożyli? Ciebie?! Jakim prawem?! - oburzyła się Aila, jakby ta część o kradnięciu wilka wcale jej nie dziwiła.
- Ano szlachta sobie coś uwidzi względem nisko urodzonego, to w prawie jest czynić co się podoba - odpowiedział i ziewnął. Był strasznie niewyspany.
- Przecie ty teraz pan na zamku i... no prawie, ale mąż kasztelanki. Kto się odważył? - zapytała, jednoczesnie zatroskana i zła, przez co mocniej gałganek docisnęła do jego pleców, tamując krew.
- Uh - z wizgiem wciągnął powietrze. - Hrabia Jan z Nevers. Ot spotkanie po latach. To ja może… opowiem od początku? - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Powinieneś! - fuknęła, jakby to na niego była zła.

Podeszła do stolika i nalała sobie oraz Alexandrowi po kielichu wina. Następnie podsunęła mu jedno z naczyń, a on podziękował skinieniem głowy i osuszył kielich za jednym razem.
- Zdałem sobie sprawę, że sire okrutnie ze mną zagrał. Dał nadzieję… ale przecież samo istnienie takiego wielkiego wilka o dzień drogi mało prawdopodobne. A wytropić, a złapać po zagonieniu. Dwa dni… - Wspomniał swoje myśli, gdy zdał sobie z tego sprawę po raz pierwszy. - I gorycz mnie zalała. Alem w mieście usłyszał o tym, że łapacze jakowyś… - Starannie ominął jego wizytę w karczmie i chlanie gdy czas uciekał. Opowiadał poza tym wiernie co mu się przez resztę tych dwóch dni i dwóch nocy przytrafiło.

- … jam wtedy odpowiedział. - Gdy doszedł do momentu gdy czekali na odpowiedź po co mu wilk, przełknął ślinę. Zastanawiał się czy tu wiernie opowiedzieć Aili, czy nie. O jedno słowo szło, którego użył aby w młodej hrabiance tym litość wzbudzić i przychylność tej romantycznej dworskiej duszy chowanej na chanson de geste. - Powiedziałem, że dla ukochanej mej to czynię, bo od tego zależy czy się z nią połączę. Że pan kazał mi wilka co szkody czyni schwytać, albo zgody na ślub nie da, lubo jak nawet da to po prawo pierwszej nocy sięgnie. - Tak się wzruszyła, że dalej ojca błagać by mi tego wilka jednak oddać. No a Nevers już i tak do tego przekonany był. Ten niemiecki książę oponować przestał aby tym nie zrazić do siebie przyszłej małżonki. - Alex znów przechylił kielich gdy Aila mu napełniła. - Ale Nevers złośliwy był. Wozu oddać nie chciał, rzekł, że wilka mogę wziąć. Na ręce i precz z oczu. No to co miałem zrobić. Wziąłem go na barki i przyniosłem.
Rozłożył ręce z lekkimi iskierkami wesołości w oczach przebijającymi przez ból. Wszak w to, że z hrabstwa Rethel wściekłego wielkiego wilczura na plecach przyniósł nikt przy zdrowych zmysłach by nie uwierzył.

Prychnęła.
- Jednak nie jest z tobą tak najgorzej, że figle ci w głowie. Mów, jak żeś sobie poradził, a potem ja będę ci suszyć głowę za te głupoty, coś poczynił.
Westchnął.
- Za grosz wiary w słowa męża przyszłego… - Spojrzał jej znów w oczy, figlarne ogniki nie zgasły. - Wybłagałem hrabiównę, aby ta wybłagała ksiecia, by upchnął mnie z wilkiem w armatę i…
Poczuł jak palec szlachcianki dźga go w bok nieco poniżej jednej z ran.
- Uh.. no dobrze już dobrze! - Poddał się. - Wilk złamany nie był, ale zmęczony, bo od pożaru siana i koni wybudzony, w szaleństwie do rana z kratami walczył. Zresztą tak wyglądało jakby parę dni to czynił od kiedy go złapano. Zmęczony był, pełen rezygnacji, a przez to spokojny. Daru pana użyłem by go omotać i... - w ostatniej chwili ugryzł się w język i pominął działanie tegoż daru - poprosiłem o linę. Nevers złośliwie powiedział, że da, jak sam do klatki wejdę i spętam. Zgodziłem się choć trochę strach brał czy basior jednak się nie rzuci. Dał się związać nawet nie powarkując. Sznura nie żałowałem, oj nie. Pysk, łapy, całego prawie, że niczym szynka wyglądał, a i tak by łbem ruszać nawet nie mógł. I tak go wziąłem na barki i poszedłem. Oni tylko stali z rozdziawionymi gębami, córka Neversa omdlała i cucić ją musiano. - Alex uśmiechnął się. - No ale rady przecież go tu donieść bym nie dał na czas. Szczęściem Noel z ukrycia wszystko obserwował, bo po podpaleniu siana zemknął i nie ujęli go. Z końmi naszymi był i do mnie dopadł jeszcze niedaleko obozu. Przytroczyliśmy wilka do jednego wierzchowca, ja na drugi… i hajda. Miał pieszo wrócić na Kocie Łby. Czasu było coraz mniej, droga daleka, to poganiałem ile wlezie. Mój koń padł, to na drugim szło jechać z tym cielskiem. Jeszcze przed Coiville padł tedy i drugi. A już noc i nie daleko tak do świtu było. Po krew pana sięgnąłem by sił dodała i od tamtąd znów na barach jakoś doniosłem. Choć przy bramie to już sił nie miałem choćby okrzyknąć straże. Szczęściem zauważyli. Ot i tyle, dwa konie w tył jesteśmy…

Aila, choć rozbawiona wstawką o armacie, potem strapiła się mocno opowieścią narzeczonego.
- Dwa konie... ty prawie zginąłeś... i kolejny dziki zwierz w niewoli - podsumowała. Nie powiedziała mu, że jej zdaniem to nie było warte takiego poświęcenia. Źle mógłby to odebrać i poczuć, że trudu się podjął na marne, a i może do niej miał pretensję, że nie dość opiera się, by Elijahowi cnotę oddać? Sama przed sobą musiała przyznać, że ta sprawa tak bardzo jej nie mierziła, ale rozumiała Alexandra. Chciał być prawdziwym mężem. Chciał ją chronić.
Pogładziła jego ramię.
- Łba ci nie zmyję, bo pusty jak ten kielich, ukarać nie mogę, boś już wybatożony, toteż nie zostaje mi nic, jak pomóc ci się wylizać z ran do południa. Wtedy bowiem ceremonię nowy kapelan zaplanował. Gdym go prosiła, by jak najdłużej z tym zwlekał, domyślając się, że zmęczony wrócisz. - westchnęła, a Alexander wyglądał jakby ucieszył się na wieść o ślubie tak niedługo. Mimo zmęczenia i chętki na ospanie jeszcze. Nie komentował jednak słuchając dalej: - No i jest coś jeszcze... przyjaciółka sire’a przybyła, za moją ciotkę się podając. Z mężem i kuzynką domniemaną, co prawdopodobnie są jej sługami krwi…

I pokrótce opowiedziała Alexandrowi o gościach i przebiegu ich wizyty. Opowiedziała mu o nocnych rozmowach Elijahy i Theresy, które wiele krwi kosztowały Giselle oraz o tym jak jej Roderick dnia następnego pomógł. Przemilczała jeno swoje omdlenie i to, że owemu ghulowi zawdzięcza iż karku nie złamała, spadając z końskiego grzbietu.
- Akurat teraz… że też nie mogli jutro przyjechać. - Skryba pokręcił głową. - Mam nadzieję, że długo nie zabawią. Boję się, że nic dobrego z tej wizyty nie wyni… - urwało mu pukanie.
- Kto tam? - zapytała dość ostro Aila.
- Cyrulik pani, wzywałaś po mnie...
- Tak, wejść - rozkazała szlachcianka, a zgarbiony staruszek wślizgnął się do środka, najwyraźniej będąc poinstruowanym co do rozporządzeń panienki, by nikt inny do jej sypialni nie wchodził teraz.
- Co my tu... uuuuu - powiedział, widząc plecy Alexandra.
Aila tymczasem wstała od łóżka.
- To ja was zostawię. Jakby trzeba było pomocy, wzywajcie Marię. Będzie pod drzwiami. - rzekła szlachcianka, po czym zwróciła się jeszcze do mężczyzny na łożu. - Śniadanie każę ci przynieść. Czegoś jeszcze sobie życzysz?
- Południa. I wieczora.
Spojrzała na niego zaintrygowana, on jednak nie rzekł nic uśmiechając się lekko.
- Jeśli tylko będziesz w stanie - rzekła, po czym wyszła z komnaty.

Przed nią Maria stała jakby przewidziała, że panna mająca jeszcze sporo na głowie sama wyjdzie lada chwila. Nie chciała wchodzić do pomieszczenia. Teraz spojrzała na szlachciankę i uśmiechnęła się.
- Ksiądz Jean przybył, czeka na dole na panienkę!
- Teraz?! - Aila wytrzeszczyła na nią oczy, uświadamiając sobie, że wciąż ma na sobie jeno koszulę nocną. W dodatku gdzieniegdzie poplamioną błotem i juchą.
- Każ go na śniadanie zaprosić, niech służące powiedzą, że z nim je zjem. Ja tylko jaką szatę znajdę... - spojrzała na drzwi komnaty, lecz po chwili przypomniała sobie, że powinna mieć gotową szatę “przedślubną” w pokoju kąpielowym.
Aila szybko ruszyła w tamta stronę, rzucając jeszcze do Marii przez ramię - A ty nigdzie nie chodź, jak trzeba to cyrulikowi pomóż. Jeśli zawoła!
- Dobrze panienko.


Ksiądz Jean siedział przy stole z jakąś strapioną miną. Na widok szlachcianki wstał i skłonił się.
- Panienko, piękny dzień. Bez jednej chmury na niebie. Dobry Bóg pokazuje jak Wam błogosławi.
W odpowiedzi Aila uśmiechnęła się pięknie, jak to tylko ona potrafiła.
- Wybacz Ojcze, że kazałam ci czekać - powiedziała, siadając przy stole. - Mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną śniadać.
- Z przyjemnością. Mam jednak… delikatną sprawę bardzo i nie wiem jak z niewiastą to… - Stary pleban był jeszcze bardziej stropiony. - A wszak o ciebie tu najbardziej idzie…
Dziewczyna podniosła na niego wzrok, obdarzając nieco smutnym wejrzeniem.
- Proszę bez kurtuazji Ojcze. Odkąd wuj umarł... chyba niewiele jest rzeczy, które mogą mnie prawdziwie dotknąć.
- O pokładziny idzie…
Pokiwała głową.
- Tak, Alexander mi mówił, że bez tego się nie obędzie. Jestem czysta, nie mam nic do ukrycia, Bóg mi świadkiem, Ojcze.

Duchowny odetchnął głęboko i zasiadł. Jakby kamień mu z serca spadł. Mimo to wciąż był zawstydzony… Ksiądz Jean i takie tematy to nie było dobre połączenie, żartowano nawet, że “jakby kawałek babiego cycka zobaczył, to zatrzymałby się w biegu dopiero w Rzymie tylko po to by w kościele paść krzyżem”.

[MEDIA]https://catholicwvengeance.files.wordpress.com/2012/05/the-rite-1.jpg[/MEDIA]

- Dobrze. Z zamku kogo sami obierzecie. Burmistrz będzie, to rzecz jasna. I tu zaczęło się źle, bo nie było takiego w mieście co by świadkiem być nie chciał. Sroga awantura na posiedzeniu rady była, oj sroga. Lubieżniki bezwstydne. Ktoś nawet zaproponował, że jako ciężko wybrać, to niech hurmem wszyscy… Swołocz.
- Dziękuję - powiedziała z powagą. - Myślę, że słowa mej dawnej piastunki Marii oraz opiekuna scriptorium Teodora nikt nie podważy, a my... będziemy czuć się nieco może lepiej, zważywszy ile sługi o nas wiedzą i tak.
Starzec pokiwał głową.
- To i dobrze. A z miasta… długo radzili, do niczego nie doszli. W końcu zapadło. Burmistrz i opat Armand. Wszak duchowny, pozycji ważkiej i dobra klasztoru po sąsiedzku. Niechętnie, ale zaakceptowane to ostało. Więc tylko dwóch obcych moje dziecko.

Młoda szlachcianka starała się zachować spokój. Dobrze jednak było, że to z nią rozmawiał ksiądz, a nie z Alexandrem.
- I chcecie opata jeno w tym celu wzywać? - zapytała, przestając jeść całkiem. - Przecie on nawet ceremonii odprawiał nie będzie. Toż to aż wstyd, żeby tyle drogi po co? Po to by nowożeńców mógł słuchać? Prześcieradło obejrzeć? Ja go po prawdzie też nie bardzo znam, za to księdza... - spojrzała na niego swymi wielkimi, pięknymi oczętami - Księdzu ufam całkowicie.
- Też tak myślałem i spodziewałem się, że opat odmówi. I dalej będą rozprawiać. - Ksiądz jakby w ogóle nie zrozumiał aluzji. Jakby sama myśl, że mógłby być w tej samej komnacie, gdzie nowożeńcy konsumują związek, odbijała się od jego mózgu niczym francuska jazda od zasiek walijskich łuczników pod Azincourt i Crecy. - Ale o dziwo, opat Armand odpowiedział że bardzo chętnie.
- Kiedy ma przybyć? - zapytała cicho Aila, zastanawiając się jak to powiedzieć narzeczonemu.
- Pewnie niedługo. Nie spodziewałbym się przecież by jakikolwiek uczciwy człowiek przybył jeno na biesiadę i pokładziny a nie na ceremonię. - Jean uśmiechnął się łagodnie.
- Rozumiem - kasztelanka uśmiechnęła się uprzejmie. - Czy coś jeszcze z niewygodnych tematów nas czeka, czy możemy już oddać się radości dzisiejszego dnia?
- Tylko z tym przyszedłem. No poza jeszcze drobnym szczegółem wydania za mąż najśliczniejszego dziewczęcia w tej części gór.

Szlachcianka roześmiała się na te słowa perliście. Pospiesznie dokończyła śniadanie i przeprosiła księdza, wymawiając się obowiązkami. Następnie szybkim krokiem skierowała się do swojej komnaty.


- Cyrulik wciąż tam jest? - zapytała Marii, siedzącej w swym fotelu pod drzwiami.
- Nie, wyszedł. Był jakiś… wstrząśnięty - odpowiedziała stara piastunka.
Na te słowa Aila wykonała w tył zwrot i prawie pobiegła, chcąc złapać zamkowego medyka, nim ten wróci do siebie, ale nie znalazła go po drodze i nie było go w jego komnacie. Dopiero w kuchni ujrzała go, jak jadł śniadanie.
Zła, że straciła tyle czasu, rzekła:
- Panie... musimy porozmawiać. Na osobności jeśli można.
Spojrzał na nią jakby lekko przestraszony.
- T..ttak panienko. - Wstał i wciąż patrząc na nią lekko nieufnie czekał gdzie chce go zabrać i jakby… co z nim chce zrobić?
Aila poprowadziła go do pustej teraz sali rycerskiej, gdzie wcześniej jadła w towarzystwie księdza.
- Jak jego stan? - zapytała bez wstępów.
- Wymęczony - odparł wymijająco. - Rana po postrzale goi się wyśmienicie. Te od wilka szczęk też. Mocny jest, taki wilk jak zaciśnie to bark mógłby zdruzgotać, a że obojczyk wytrzymał… dziw. No a te - speszył się i uciekł wzrokiem - plecy. To płytko. wydobrzeje szybko. Od bata się nie umiera.

Aila zacisnęła usta, jakby z czymś się mierząc.
- Wiem, że wiele zniósł. Że wcześniej jak pies z kotem żyliśmy to każdy tu wie, ale nawet ja... nawet mi jest go żal. Dlatego mam prośbę do ciebie, panie... prośbę, za której spełnienie sowicie zapłacę, lecz bardzo mi zależy, by nikt się nie dowiedział. Otóż... - udała zawstydzenie - czekają nas pokładziny, a dwa dni temu w karczmie Alexander ponoć spił się tak, że zaczął gadać ile to razy mnie... no, pan wie. Mężowie niektórzy tak ponoć mają, szczególnie jak długo muszą czekać. Niemniej... trochę mnie to przeraziło. Dla mnie to pierwszy raz przecie będzie, a i on... on po tych ranach strudzony być powinien. Dlatego pomyślałam, że chyba nic się nie stanie, jak mu po pierwszym razie, jak już całkiem sami będziemy, kielich z jakim środkiem na sen podam. Toż to mu tylko pomoże... - spojrzała znacząco na cyrulika.
- Pani… nie proś mnie o to. - Mężczyzna skulił się i wciąż uciekał wzrokiem. - On tu panem będzie, a jak się dowie, jak kiedy to wyjdzie, to gorze mi. Ludzie mówią, że i tak go do łoża nie dopuścisz w małżeństwie. Zrób tak tedy i odmów, a nie na mnie gniew ściągaj.
Aila poczuła narastającą irytację.
- Więc mi daj te zioła. Dla mnie. Bym mogła spać jak już będzie po. I by mi obojętne było co on... co... - Wiedziała, że musi posunąć się do radykalnych rozwiązań i... wybuchnęła płaczem.
- Dobrze, dobrze! - Łzy szlachcianki podziałaly na zamkowego medyka. - Przyślę do Twych komnat pani…
- Tylko proszę nie zapomnieć... - Aila sterroryzowała cyrulika widokiem swoich pięknych oczu, teraz jeszcze dodatkowo zaszklonych. Plan uśpienia opata nim dojdzie do pokładzin wydawał się rodzajem mniejszego zła, jednak i tak czekało ją poinformowanie Alexandra, że ten będzie obecny na ich ślubie. Westchnęła, co towarzyszący jej medyk mógł odebrać za wyraz goryczy, po czym ukłoniwszy się lekko, oddaliła się ku swojej komnacie.

Gdy weszła na spiralne schody na piętro, spotkała Hansela. Właściwie to nie spotkała tylko prawie zderzyła się z nim.
Ona na górę.
On w dół.
Wąskie schody…
Nim którekolwiek z nich zdążyło próbować się przykleić do ściany by przepuścić drugie (Aila wszak uważała, że to on ją winien przepuścić!) usłyszeli głos służek z korytarza, obok wejścia na schody.
- … i strasznie wrzeszczał z pokoju panienki. Podobno stara Maria prawie ducha wyzionęła. A cyrulik mówił, że pan wybatożony… Panienka musiała go nad ranem batem ćwiczyć… - Przeszły.
Głosy cichły.

Hansel uniósł brew, ale nie rzekł nic. On się usunął, ale mimo to Aila nie miała dużo miejsca, aby się przecisnąć.
- Dzień dobry - powiedziała jak gdyby nigdy nic, a przechodząc obok kapelana mruknęła tylko pod nosem: - Niektórych doprawdy wyobraźnia ponosi...
Wikary delegowany jako “zamkowa posługa duchowa” nie skomentował. Jedynie spojrzał jej w oczy gdy mijała go w ścisku sunąc piersiami po jego torsie.
Uśmiechnęła się zakłopotana, po czym szybko przemknęła dalej.

Gdy dotarła do własnej komnaty, zapukała dyskretnie, lecz odpowiedziała jej cisza. Dziewczyna odczekała chwilę, po czym wślizgnęła się do środka. Tak, jak się spodziewała, Alexander spał na jej łożu, teraz obandażowany i pachnący ziołami, ale wciąż niemożebnie brudny. Aila podeszła do łóżka i spojrzała na jego uśpioną twarz. Będzie trzeba go niedługo zbudzić, by wziął kąpiel i przyodział się odświętnie, teraz jednak dała mu spać. Czekając na specyfik od cyrulika przypatrywała się jego licu. Dziwnie czuła się z myślą, że tej nocy on... i ona... Po wydarzeniach nad strumykiem bynajmniej nie czuła niechęci na myśl o tym, wręcz przeciwnie - kręciło jej się w głowie z wrażenia. Gdyby tylko nie “widzowie”, którzy mieli być w tym samym pokoju... może nawet byłaby szczęśliwa? Teraz jednak odczuwała niepokój.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a gdy spytała kto, opowiedział się Bernard.
Przyniósł w niewielkim woreczku dawkę sproszkowanych nasennych ziół od cyrulika. Zmył się szybciej niźli mogłaby podejrzewać. Na całym zamku trwały ostatnie przygotowania. Ludzie wili się jak w ukropie.
Aila schowała woreczek w fałdach ubrania.
Po chwili ona również opuściła komnatę, kierując się do pokoju kąpielowego, gdzie miały już na nią czekać służki, by przygotować pannę młodą na ceremonię.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline