Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 09:44   #65
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Drzwi do posiadłości przekroczyła w ciszy. Nikt na nią nie czekał w holu, ale służka wspomniała, że Orłow raczy ją oczekiwać w swoim gabinecie… jak tylko znajdzie czas, by go odwiedzić. Nie zdziwiło ją to. Poprosiła o przygotowanie dla siebie posiłku, po czym udała się bezpośrednio do dziennego pokoju Jana.
- Wyglądasz na sfatygowaną. Nie musiałaś tu przychodzić zaraz po… co właściwie robiłaś w tym biurze gubernatora tak długo? - zapytał Jan Wasilijewicz pochylony nad mapą kairskiego portu.
Carmen podeszła i usiadła w fotelu.
- Obawiam się, że jak się wykąpię, to pewnie zasnę na długo, wolałam to załatwić teraz. W biurze jak w biurze, delikatnie mówiąc zostałam potraktowana niewdzięcznie, co mnie zirytowało i... postanowiłam się napić oraz nowe znajomości nawiązać - odparła beznamiętnie - A co u ciebie? Coś się zmieniło?
- Byłem na randce rudą. - odparł Rosjanin nie pytając się o owe znajomości. - Wysłuchałem jej żalów i zaoferowałem pomoc w związku z dowozem jedzenie na pływającą ruinę Goodwina. Zastąpimy ją jutro w tym zadaniu.
Po czym spojrzał na Carmen.- No chyba że ty masz jakieś inne pomysły, co?
- Chciałam popołudniu Gabriele na małą wycieczkę zabrać, by jej podziękować za te chrabąszcze i stroje, które dla nas szykuje. Gdybyś chciał nam towarzyszyć, to oczywiście też nie ma problemu. A o której te dostawy jedzenia trzeba przeprowadzić?
- Późnym rankiem. I to może okazać się niebezpieczne, jeśli chcemy… zajrzeć na pokład statku. Tam są gigantyczne szczury… poddane mutagenicznym modyfikacjom. Takie pieski obronne.- wyjaśnił Orłow.
- Chcesz mnie nastraszyć czy zachęcić? - uśmiechnęła się krzywo.
- Ani jedno ani drugie.- Orłow wzruszył ramionami przyglądając się Carmen. - Po prostu powinnaś wiedzieć z czym mamy tam do czynienia. Bardziej obawiam się, że zmarnujemy czas walcząc z gryzoniami i przeszukując pusty okręt, podczas gdy Goodwin siedzi gdzieś w innej kryjówce.
Wzruszyła ramionami.
- Musimy sprawdzić każdy trop. - odparła tonem oczywistości.
- Właśnie. To co za wycieczka? - zapytał niezobowiązującym tonem głosu Rosjanin przyglądając się Carmen i jej strojowi.
Udawała, że nie zwraca uwagę na ten wzrok, choć w środku czuła nerwowość na myśl co szczegóły jej odzienia mogą mu powiedzieć.
- Znalazłam prywatne lotnisko z miłą obsługą. Biali, dwóch chłopaków i dziewczyna. Idzie im tak sobie, a wydają znać się na robocie, więc wynajęłam ich jutro, by nas na loty wzieli i jakieś akrobacje zaprezentowali. Nie wiem czy cię to w ogóle bawi, ale miejsca zarezerwowałam dla naszej trójki. - wyjaśniła beznamiętnym tonem.
- Gabi jest trochę za stara na takie rozrywki…- zamyślił się Orłow jakby próbując przeniknąć spojrzeniem przez jej strój, lub poznać jej myśli.
- To chyba ona sama zadecyduje. Mogę to odwołać, a ty wcale nie musisz z nami iść. - wstała z fotela - Coś jeszcze chcesz?
- Nie... nie… nie odwołuj. Zawsze to jakaś odmiana po robocie.- stwierdził Jan Wasilijewicz nieco… rozkojarzony. - Zobaczymy co powie ona sama. Po prostu… nie wiem.... jakoś nie widzę tu materiału na entuzjastyczne hurra z jej strony.-
Zaśmiał się cicho i dodał.- To wszystko, chyba że coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
- Miłego wieczoru - powiedziała tylko i udała się do komnaty Gabrieli.


Drzwi do pokoju Gabi otworzyły się po trzeciej serii pukania. Zza nich wychyliła się rozczochrana głowa czarnulki i uśmiechając się spytała. - Cześć, dobrze cię widzieć. Jak poszło w biurze gubernatora?
- Paskudnie. - przyznała szczerze Carmen, po czym dodała - Ale przynajmniej nie mam wyrzutów, że o czymś im nie powiedziałam. Słuchaj Gabi... nie to żebyś myślała, że się od tego masażu wymiguję. Zrobić ci go mogę dziś wieczorem, jak tylko się trochę ogarnę i coś zjem. Ale wiesz, poznałam ciekawych ludzi... mają lotnisko na peryferiach miasta. Dwóch przystojniaków i jedna ślicznotka. Pomyślałam więc, że skoro przez nas siedzisz ciągle tutaj i nawet nie bardzo masz okazję z kimś innym pogadać, to może warto ci to jakoś wynagrodzić... - uśmiechnęła się skrępowana, pamiętając jak Orłow studził jej entuzjazm dla tego pomysłu - Chciałam zaprosić cię jutro popołudniu na małą wycieczkę i przelot aeroplanem... tak dla przyjemności. Powiedziałam, że jesteśmy wymagający, więc mają się popisać i pokazać nam jakieś sztuczki. No i jak wspomniałam, są całkiem sympatyczni. Co ty na to?
- Czemu nie. Może być fajnie. - zgodziła się wesoło Gabriela, choć bez wielkiego entuzjazmu. Uśmiechnęła się ciepło dodając. - A masaż nie musi być dziś. Skoro jesteś zmęczona?
- Nie, w porządku - Carmen nie chciała przyznać, że w sumie przyda jej się towarzystwo późnym wieczorem żeby nie myśleć o tym, co będzie pewnie działo się w sypialni Rosjanina - Po prostu daj mi ze dwie godziny na ogarnięcie się.
- Coś przygotować na ten masaż? - zapytała zaciekawiona Gabriela.
- To zależy jakie masz wymagania, moja pani. - dziewczyna skłoniła się udając usłużność.
- Chcę być wypieszczona i rozpieszczana. Olejki chcę… i będę cała goła.- odparła z łobuzerskim uśmiechem Gabriela.- Chcę być cała wymasowana.
- Dobrze, moja pani. Aż mi ręce odpadną. Poprosisz służbę, by przygotowała takie olejki jakie lubisz?
- Zgoda. Acz nie przesadzaj. Nie zamierzam cię aż tak wykorzystać. - uśmiechnęła się Gabriela. Po tych słowach Carmen pożegnała się z zamiarem zjedzenia posiłku, a potem wzięcia długiej kąpieli. Bardzo niezdrowo. I bardzo przyjemnie.


Wykąpana i nieco wypoczęta Carmen zjawiła się przed drzwiami do pokoju Gabrieli. Zapukała i w odpowiedzi usłyszała.
- Kto tam?
Drzwi bowiem były zamknięte.
- Sługa uniżony - powiedziała, uśmiechając się lekko.
- Acha… już już… - zamek w drzwiach zazgrzytał i po chwili otworzyły się lekko odsłaniając ciemnowłosą dziewczynę owiniętą w puchaty ręczniczek sięgający do połowy jej uda.
- A gdzie fartuszek? I czapeczka… nie wyglądasz na pokojówkę. - zażartowała wpuszczając Carmen do środka… zagraconego pokoju. Na szczęście stół był wolny od mechanicznych części. I łóżko też.
- Jak ci wystarczy zwykła pokojówka, to może ci zaraz przyślę jakąś - Carmen pogroziła jej palcem, po czym sarkastycznie dodała - O ile wszystkie nie mają teraz dyżurów w sypialni Orłowa.
- No wszystkie na pewno… nie… Nie naraz w każdym razie.- zażartowała Gabi podchodząc do stołu i siadając na nim. - Ale do ciebie też mogłyby się ustawiać kolejki ogrodników.
- Mam nieco wyższe wymagania - odparła Carmen, po czym ugryzła się w język. Dzisiejszy dzień na pewno nie był tego świadectwem. By odwrócić myśli, rzekła:
- No to rozbieraj się i kładź. - poleciła, po czym sama zaczęła rozpinać swoją suknię. Zamierzała bowiem masować Gabrielę w samej bieliźnie.
Gabriela rozplotła wiązanie podtrzymujące ręcznik na jej ciele i pozwoliła mu opaść odsłaniając zgrabne acz nie za duże piersi, płaski brzuszek i… resztę zgrabnego niewinnego ciała, pomijając tatuaż zębatki powyżej łona. I siedziała tak… łakomie przyglądając się rozbierającej się Carmen. - Z takim ciałem możesz stawiać wymagania.
- Tylko masaż - przestrzegła ją Brytyjka więc, udając groźne spojrzenie - To gdzie te olejki?
- No tak… chwilka.- odparła ze uśmiechem Gabi zsuwając się ze stołu. I podbiegając do sterty części, by schyliwszy się do ziemi ją przeszukiwać. - Ufam że chrząszcze się sprawdziły, co?
- Bardzo - Carmen przyglądała się jej wypiętym pośladkom - Dopiero co je zamówiłaś i już zdążyłaś wrzucić do tego bajzlu? Podziwiam.
- Nie jestem zbyt porządną dziewczyną.- mruknęła ze śmiechem machając krągłymi pośladkami na boki.- To znaczy nie… jestem trochę. Ale nie umiem utrzymać porządku. I… na Skylordzie musi mnie on pilnować ze sprzątaniem. O tu jest!
Triumfalnie podniosła w górę flaszeczkę z gęstym płynem o jasnoróżowym kolorze.
- Obyś nie pomyliła zawartości z jakimś kwasem - odparła Brytyjka, przejmując pojemniczek - No to kładź się, ślicznotko.
- Powinien pachnieć różą.- stwierdziła Gabi kręcąc kuperkiem gdy wdrapywała się na stół, a potem położyła płasko brzuchem na nim. - Zresztą rzadko używam kwasów.
Carmen otworzyła flakonik i powąchała zawartość. Kiedy zapachniało jej różanym zapachem, wylała odrobinę zawartości na dłonie i rozsmarowała. Postawiła buteleczkę blisko stołu, by mieć ją pod ręką, po czym wdrapała się na stół i usiadła okrakiem na zgrabnych pośladkach Gabrieli.
- Nie za ciężko? - zapytała.
- Nie… aż taka ciężka nie jesteś.- wymruczała dziewczyna przeciągając się zmysłowo i zerknęła na Carmen przez ramię uśmiechając się łobuzersko. - Wiesz… że zaczynałam przygodę z armią od Sióstr Wojny? Służyłyśmy w południowe części Maghrebu. Piaski, dzikusy i my.
To wiele tłumaczyło. Siostry Wojny były garnizonami kobiecymi formowanymi z młodocianych przestępczyń i reformowanych przez służbę wojskową.
- Co przeskrobałaś? - zapytała Carmen, powoli rozprowadzając olejek na jej plecach i ramionach.
- Wolę o tym nie mówić…- zamruczała Gabi rozkoszując się pod dotykiem jej dłoni i prężąc zmysłowo. -... były akty wandalizmu, podpalenia budynków, takie tam… zabawy.
- No patrz... a ja cię miałam za takie grzeczne dziewczę - rzekła wesoło Carmen, bez pośpiechu ugniatając ciało dziewczyny wzdłuż kręgosłupa.
- Bo jestem… wojsko uczy dyscypliny i bycia grzecznym. I paru innych rzeczy przy okazji. - odpowiedziała Gabi uśmiechając się. - Ale na pustyni, gdy masz tylko towarzyszki i broni do wyboru i… Arabów, którzy chcą ci zrobić dużą krzywdę… sama rozumiesz, czemu… - zaśmiała się zażenowana. - Wybacz... gadam głupoty.
- To nie są głupoty, to twoje życie - odparła ze spokojem Carmen, przesuwając się teraz na uda dziewczyny i nacierając olejkiem jej pośladki.
- Chodzi mi ooo tooo…- zamruczała zmysłowo Gabi i zaczęła się wiercić lekko pod dotykiem palców. W końcu wypięła lekko pośladki, by ułatwić Carmen zadanie i sprawić sobie przyjemność.-... ooo tak. Bardzo przyjemne.-
Brytyjka w to nie wątpiła, wiedziała doskonale, że Gabriela ma do niej słabość. I choć wciąż nie była nią zainteresowana, stwierdziła, że w podzięce za wsparcie, teraz postara się sprawić dziewczynie przyjemność.
Przesunęła się jeszcze niżej, ugniatając od spodu jej pośladki oraz uda.
- Cudnie…- wymruczała Gabi poddając się jej masażowi i zapominając o tym co miała opowiadać.
- Nie przyzwyczajaj się. - Carmen klepnęła ją na to w tyłek, po czym wróciła do masażu.
- Auć. -odparła żartobliwym tonem Gabriela i grzecznie nadal leżała na stole.
Czas mijał, a Carmen kontynuowała masaż ciała koleżanki. Kiedy jej własne ciało było już zmęczone jedną pozycją, zeszła na ziemię i poczęła masować skórę Gabrieli stojąc obok i przesuwając rękami od jej stóp aż po głowę.
- A teraz druga strona…- zadecydowała w końcu Gabriela odwracając się na plecy i prężąc dumnie piersi z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
Carmen również odpowiedziała jej uśmiechem, choć w tym przypadku był to bardziej uśmiech starszej siostry, pozwalającej tej młodszej na odrobinę szaleństwa... pod kontrolą.
Brytyjka nabrała nową porcję olejku na dłonie, po czym zaczęła go rozsmarowywać po dekolcie, piersiach i brzuchu leżącej dziewczyny.
Ta prężyła się zmysłowo i nieco lubieżnie poddając dotykowi Carmen i czerpiąc z tego masażu niewątpliwą przyjemność. Tym bardziej że spojrzenie czarnowłosej dziewczyny wędrowało po bieliźnie Carmen próbując ją przebić spojrzeniem.
- A jak trafiłaś do wywiadu? - zapytała agentka, gładząc i uciskając na zmianę jej nagie ciało.
- Okazałam się całkiem… całkiem zwinne mam rączki.- czego dowodem było muśnięcie uda Carmen przez palce dziewczyny. Powolne i pieszczotliwe.- … i zacięcie do mechaniki i rusznikarstwa. Więc po siostrach wojny, były oddziały specjalne, a potem… ty.
- Ciekawa droga kariery. - by dać jej się nieco uspokoić, Carmen zsunęła dłonie na nogi dziewczyny - I jak wrażenia? Wiem, że nie do końca tego się spodziewałaś…
- Nie tak ekscytujące… ale cóż… ja tu jestem tylko pomocniczką. Mam dbać o twoje zabawki i dostarczać ci ich. I ogólnie… pomagać. - westchnęła przeciągając się leniwie.
- I jesteś w tym naprawde świetna. Wiem, że nie zawsze cię chwalę i... często mam zastrzeżenia, ale to dlatego, że jestem perfekcjonistką. - rzekła jej Carmen, masując jej łydki - Dlatego że jesteś dobra, to jestem tu i robię to co robię. - dodała z uśmiechem.
- Ale nie musisz… to moja robota.- stwierdziła z uśmiechem Gabriela.
- Chciałam ci to wynagrodzić. - rzekła Carmen, kończąc masaż - Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień też będzie dla ciebie przyjemny.
- Jutro mamy akcję… więc z pewnością będzie ekscytujący. - potwierdziła Gabi siadając na stole i przyglądając się Carmen.- To co teraz?
Brytyjka speszyła się.
- A co... co byś chciała?
Gabi przesunęła się na stole, ślizgając pupą po blacie. Rozchyliła szeroko nogi i oplotła nimi nagle Carmen niczym modliszka. Przyciskając ją w talii do siebie i krzyżując nogi zaśmiała cicho.
- Nie jestem taka trudna do rozszyfrowania. Więc łatwo zgadnąć. Pytanie jest… co ty byś chciała… szefowo?- spytała zadziornym tonem. I przechyliła głowę na bok.- Jak planujesz zakończyć ten wieczór?
- Pracujemy ze sobą Gabi. - przypomniała, jakby jej to przeszkadzało w relacjach z Orłowem. Choć i trzeba przyznać, że całkiem obłudna nie była, bo przecież dlatego zakończyła tę relację - Takie rzeczy... są nie na miejscu. Utrudniają robotę.
- Może…- zamyśliła się Gabriela, ale nie wypuściła Brytyjki, tylko przybliżyła twarz swą ku niej. - Ale nie o to pytałam. Wiesz co ja bym chciała, natomiast ty… nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co ty byś chciała i jak planujesz zakończyć ten wieczór? Tooo… chyba proste pytania?
- Chciałam wrócić do siebie i iść spać. - rzekła z rezerwą.
- To takie… rozczarowujące. Ale zrozumiałe.- stwierdziła po krótkim rozmyślaniu Gabi uwalniając Carmen z oków jej nóg. Zsunęła się ze stołu i ruszyła do łóżka. Pogrzebała pod nim i wyciągnęła triumfalnie na wpół wypitą butelkę irlandzkiej whiskey.
- Jak chcesz… to może pomóc ze snem.- rzekła wstając.
Brytyjce aż się oczy zaświeciły.
- Jeśli obiecasz mnie nie wykorzystać jak będę pijana, chętnie pomogę ci ją opróżnić w łóżku i opowiem kilka żenujących historii ze swojego życia. - rzekła.
- Niczego nie obiecuję. Sama musisz podjąć to ryzyko.- wzruszyła ramionami Gabi przyglądając się butelce.
Carmen nie chciała tak naprawdę zostać sama z myślami o Janie Wasilijewiczu i tym, co akurat mógł robić. Kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
- Niech będzie, ale w takim razie jak też nie obiecuję, że ci nie zrobię czegoś, gdy się zbliżysz. Naprawdę nie mam na to ochoty...


Było ciemno, gdy się obudziła. Naga. Nie pamiętała kiedy zdjęła bieliznę… zapewne na prośbę Gabi. Co ją obudziło? Śmiech. Kobiecy chichot.
Carmen zobaczył ją przy oknie. Dziewczynę w białej półprzeźroczystej halce. Nie widziała jej twarzy, ale nie mogła to być Gabriela. Ta spała obok wypinając goły zadek w górę.
Carmen próbowała się podnieść, ale zaplątana była w pościel i choć się szarpała, to biała pościel była niczym okowy, nie pozwalajac ruszyć rekami i nogami.
Zamarła, obserwując obcą kobietą.
- Jesteś sama samiuteńka. - głos był Aishy i twarz wyłaniająca się z mroku też do niej należała. - A to oznacza, że jesteś słaba słabiutka. Jakie to szlachetne odtrącać innych, prawda? Powoli podeszła do łóżka, wdrapała się na nie zmysłowo.
Carmen spróbowała wyplątać się z kołdry, lecz na próżno.
- Skoro potrafiłam zrobić to z tymi, na których mi zależy, z tobą tym bardziej dam radę. - powiedziała hardo, choć wcale nie czuła takiej pewności.
- Ależ nie… bo ułatwiasz mi zadanie.- zbliżyła się do Brytyjki. Jej język niczym wąż owinął się wokół sutka jej piersi. Po czym na moment usta Aishy przywarły do złapanej językiem krągłości uwięzionej agentki w wyuzdanej i nieludzkiej pieszczocie jej ciała.
- Jesteś sama… więc nikt nie przyjdzie z pomocą. Ani ten Rusek, ani… ona. - skinieniem głowy wskazała na śpiącą Gabi. - A Chinka… daleko.
Spojrzała wprost w oczy Carmen.- A ja znam twoje wszystkie sekrety. Te najbardziej wstydliwe też.
- Nic o mnie nie wiesz, głupia - prychnęła zadziornie Brytyjka, znów szamocząc się - To tylko sen!
- Jeszcze tylko sen. - zamruczała Aisha wędrując językiem po piersiach dziewczyny, a potem zeszła na brzuch. - I to przerażające, prawda? Wiesz że się spotkamy, a wtedy ulegniesz, bo gdzieś w głębi duszy, chcesz mi ulec. Chcesz być podporządkowana. Chcesz być niewolnicą… bo wtedy uwolnisz się od dylematów wyborów, od poczucia winy, od pruderii... od wszystkiego co cię więzi, tak jak te prześcieradła.
Carmen odruchowo oblizała wargi, lecz po chwili zacisnęła je.
- Gdyby tak było... - wysyczała - gdybyś była tego taka pewna... to byś się tak nie starała mnie złamać.
- Ja cię nie łamię. Ja obdzieram cię z iluzji w jakich żyjesz. Warstwa po warstwie.- kciukiem masować zaczęła wrażliwy punkcik tuż nad kobiecością Carmen i z sadystyczną satysfakcją przyglądała się jak jej dotyk wywoływał drżenie całego ciała Brytyjki spowodowane falami przyjemnych doznań. - Czyż nie czułaś się urażona że twój eks nie wykorzystał okazji w zaułku. Że nie zdusił twoich protestów? Że cię nie posiadł? Mogłabyś wtedy dostać to co chciałaś i zrzucić na niego winę. To takie wygodne, prawda?
Brytyjka zacisnęła powieki. Nie odpowiedziała. Chciała się obudzić... rozpaczliwie chciała się obudzić, zanim przyzna rację Arabce.
Jednakże jej życzenia wydawały się tu bez znaczenia. Tkwiła w tym koszmarze, który ktoś inny mógłby uznać za całkiem przyjemny sen. Usta Aishy schodziły po brzuchu Brytyjki w dół. nawet mając zamknięte oczy, czuła ich szlak… aż do łona. Czuła każdy pocałunek przyspieszający jej oddech, czuła wreszcie język niczym wąż wślizgujący się między płatki jej kwiatu w wyuzdanej pieszczocie. Czuła… i nie mogła nic zrobić, będąc więźniem Aishy i swego koszmaru.
Jęknęła cichutko, starając się oprzeć ze wszystkich sił. Dobrze wiedziała do czego to prowadzi. Aisha chciała ją złamać, a potem porzucić niezaspokojoną.
- Ostatnio na pustyni... nie byłaś taka chętna... do tej... roboty - wysyczała z trudem, wijąc się pod wpływem pieszczot.
- Nie jesteśmy na pustyni. Jesteśmy w twoich snach… i potrafię… w nich wyjść poza granice logiki. - wymruczała Aisha. I język który pieścił leniwymi ruchami kobiecość Brytyjki stawał się tak jakby wyraźniejszy i większy.
- Może być nas dwie … na przykład. - usłyszała tuż przy swym uchu i po chwili poczuła drugie usta całujące jej naprężone piersi. Była w niewoli rozkoszy, bezradna wobec swych oprawczyń i rozpalana do czerwoności ich dotykiem.
Znów jęknęła tym razem głośniej, bardziej... tęsknie.
- Dość... - poprosiła, starając się uciec przed słodkimi torturami - Doooość…
- Jeszcze nie…- wymruczała Aisha i Carmen poczuła silniejsze “tortury”, zwłaszcza w między udami. Wyuzdane pieszczoty jęzora, bo temu organowi już daleko było do ludzkiego języka, sprawiały, że wiła szaleńczo w swych więzach coraz bliżej i coraz bliżej i… znów. Aisha przerwała pieszczoty pozostawiając Carmen blisko ekstazy.
- Kiedyś po ciebie przyjdę kochanie. - szepnęła ironicznie do ucha Brytyjki wyrywając ją z snu.
Spoconą, drżącą… z rozpalonym od sennych wspomnień ciałem. Nie nagą. Przemoczone majteczki i pończoszki były na jej ciele. Jedynie gorset leżał koło łóżka. Bo go przegrała w karty.
Carmen zerknęła na swą przyjaciółkę… i zamarła w przerażeniu. Gabi bowiem spała z pupą wypiętą w górę, dokładnie w takiej pozycji, jaką agentka widziała w swym śnie.
Odruchowo spojrzała przez okno, a gdy nic tam nie zobaczyła, pozbierała gorset i inne części garderoby i na paluszkach wymknęła się z komnaty Gabrieli, planując dotrzeć bezgłośnie do swojej sypialni.
Koszmar jednak wywarł na niej wrażenie, biegnąć przez zimne, wyludnione korytarze rosyjskiej rezydencji raz po raz chlipała, tłumiąc płacz poprzez wciskanie twarzy w niesione na ręku ubrania.
Jakiś duży cień… przesłonił okno, gdy w korytarzu pojawiła się masywna sylwetka. Mężczyzna. Orłow w szlafroku… Carmen odruchowo schowała się w cieniu ozdobnej starej zbroi. Liczyła, że jej nie zobaczył. Pomijając jej stan psychiczny, miała na sobie tylko majteczki i pończochy. Starała się stłumić oddech, przyciskając do ust pęczek ubrań.
Niestety… ta noc nie wydawała się szczęśliwa dla Brytyjki, bo szedł w jej kierunku choć jeszcze nieświadom jej obecności. Był coraz bliżej i bliżej jej kryjówki. Nie wiedząc, co z tym zrobić, Carmen po prostu stała w cieniu zbroi. Może jednak w słabo oświetlonych korytarzach agent jej nie zauważy?
Z początku wydawało się że nadzieje dziewczyny się spełnią. Przy każdym innym by się spełniły. Ale Orłow nie był byle mężczyzną. Był agentem działającym w polu od lat. Był obdarzony instynktem i zawsze. Więc odwrócił się nagle ku niej zaskoczony jej obecnością. - Co się tak skradasz?... Co ci się stało? Wyglądasz jak kupka nieszczęścia.- dodał pospiesznie zdumiony na jej widok.
Carmen wciąż stała tak jak wcześniej z kupką ubrań przyciśniętych do nagich piersi. Pociągnęła nosem.
- Szłam do siebie. Nie miałam... ochoty na rozmowy. - powiedziała ściszonym głosem, by nie zauważył, że jest zachrypnięty od łez.
- Pożyczyłbym ci szlafrok… ale… wiesz… nie mam nic pod nim. Chodźmy do kuchni. Zrobię ci kakao. - odparł Orłow biorąc ją delikatnie za ramię i zerknąwszy niżej, na jej majteczki… tylko westchnął.- Chodźmy.
Pokręciła głową, po czym wyrwała rękę z jego uścisku.
- Nie trzeba, dzięki. Pójdę już. - ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, bojąc się, że znów zapłacze. Szybko wyminęła mężczyznę w korytarzu i ruszyła do swojej komnaty.
Posłyszała jednak za sobą kroki, pochwycił ją w pasie przyciskając do siebie. Całe jej ciało zadrżało pobudzone jego obecnością i brakiem spełnienia.
- To nie była propozycja do odrzucenia. Wyglądasz jakbyś się miała rozsypać. Chodź… spróbujemy cię poskładać.- odparł Jan Wasilijewicz wyjątkowo… nie podniecony. Nie odczuwała ni w jego głosie, ni w jego ciele pożądania. W przeciwieństwie do siebie.
Przez jej myśl przemknęło, że pewnie dopiero co zaspokoił swój apetyt na pieszczoty i poczuła bunt, jednak wiedziała, że ma rację. Była w rozsypce i tak naprawdę nie chciała zostać sama ze wspomnieniem snu o Aishy.
Skinęła głową i przyciskając do piersi gorset sukienki jakby to była jej tarcza, posłusznie poczłapała za Orłowem.
Rosjanin nie mówił nic trzymając ją za dłoń i prowadząc do kuchni. A gdy dotarli, nie mówił nic zagotowując mleko i wsypując kakaowy proszek do kubków. Nie mówił, nie dotykał… po prostu był pozwalając Carmen na inicjatywę… lub milczenie. Ona też konsekwencje wybierała to drugie, unikając wzroku Rosjanina. Jedynie dała sobie spokój z pruderią i odłożyła niesione ubrania na bok, siedząc półnago przy stole. W końcu nie pierwszy raz ją taką widział.
- Wyglądasz jak dziewczynka która bardzo narozrabiała i boi się kary.- odezwał się w końcu Rosjanin stojąc bokiem do Brytyjki.- Jeśli zaraz wybuchniesz płaczem… to ja tego nie zobaczę. I to inną naguskę mogę przytulić i pogłaskać po głowie. Zapamiętam, że to nie byłaś ty.
Nie mogła się nie uśmiechnąć na tę uwagę. Upiła odrobinę gorącego napoju, który przyjemnie wypełniał jej wnętrze.
- To raczej... ty musiałbyś udawać, że nie jesteś sobą. A aż tak bogatej wyobraźni nie mam. - odbiła nieśmiało piłeczkę.
- Nie jestem… Gdybym był sobą, ta rozmowa miałaby bardziej przyjemny przebieg. Bardziej gorący. - uśmiechnął się ironicznie sięgając do szafeczki i wyciągając z niej buteleczkę rumu.- W końcu jesteśmy w kuchni, prawie nadzy… a ty… tam wyraźnie pobudzona poniżej pasa.
Zarumieniła się.
- Jednak jesteś sobą, skoro... zauważyłeś. - westchnęła - Byłeś moim narkotykiem. Teraz... muszę po prostu znieść nieprzyjemnostki odwyku. Z każdym dniem będzie coraz lepiej. Dlatego nie chciałam z tobą teraz iść. Dlatego... powinnam już sobie pójść. - powiedziała, lecz nie ruszyła się z miejsca.
- Byłem? - zapytał z melancholią i wsunął pieszczotliwie dłoń we włosy Carmen delikatnie, co jednak podziałało jak dreszcz rozkoszy na jej wszak nadal pobudzone zmysły.
- Ty nadal jesteś moim. I wcale nie mam ochoty cię… odstawić. - dodał cicho.- Nie muszę martwić się o przyszłość. Nie w tym zawodzie, więc zamierzam nurzać się w tym co da mi radość. Jutro… nie wiadomo co będzie. Na tamtym statku, albo przy innej strzelaninie.
Westchnął cicho nie przestając czule głaskać włosów Carmen. - Powiedz mi.. czy jak już przejdziesz ten odwyk, to będziesz szczęśliwa. Zadowolona chociaż?
Zamknęła na chwilę oczy, a wizja tego jak bierze ją pożądliwie na kuchennym stole od razu pojawiła się pod jej powiekami. Odruchowo więc jakby odskoczyła, próbując uniknąć dłoni Rosjanina.
- Ja jednak wolę myśleć, że nawet jeśli nie dożyję starości, to po tej misji trochę życia mnie czeka, a ponieważ należymy do wrogich wywiadów... na co dzień. I tak by nas to rozstanie czekało. Bez epickiej śmierci. I nikt by nie pytał czy będę szczęśliwa. - popatrzyła na niego, niespiesznie przesuwając wzrok po jego twarz, szyi, muskularnych ramionach i nagiej piersi, częściowo odsłoniętej w rozcięciu szlafroka - Następne zlecenie, które mogę dostać, to zlecenie twojej śmierci. Wiesz o tym. I w drugą stronę też tak może być. Co wtedy? - na chwilę umilkła, by mógł się nad tym zastanowić - Nie wiem jak ty, ale ja... nie umiałabym tego zrobić, gdyby... gdyby było między nami tak, jak wcześniej.
- A teraz będziesz umiała?- zapytał Orłow wstając i zachodząc ją od tyłu. Położył dłonie na jej ramionach i masował powoli nie dając jej uciec. - Mogą nam zlecić pozabijać się. To prawda. Nie wiem co się wtedy stanie. Wiem, że chcę mieć jak najwięcej wspomnień o tobie. Miłych, rozkosznych… Nikt mówisz, że cię nie zapyta? To ja cię pytam? Będziesz szczęśliwa beze mnie?
Westchnęła. Oboje znali odpowiedź na to pytanie.
- Jesteś zarozumiałym snobem, wiesz? - prychnęła w swoim stylu.
- A ty śliczna… pyskata… i odurzasz mnie samą swoją obecnością.- bezczelnie chwycił ją za piersi ściskając i masując powoli.- I potrzebujesz relaksu. Potrzebujesz poczuć się lepiej.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline