Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 19:08   #153
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Fortuna się kołem toczy, a przynajmniej okazało się to prawdziwe w przypadku hazardowych eskapad Nae. Jednak nie gotówka czy fanty były w centrum jego zainteresowania, a wiedza. Wiedza, którą członkowie załogi Argosa nie chcieli się chętnie dzielić. Nie mniej udało mu się co nie co pozyskać... złomki, fragmenty, wspominki. Drobne rzeczy które rysowały większy obrazek tej części galaktyki i z tego się cieszył. Zastanowiało go jednak jedno... jak bardzo jego Rodzina mieszała w tym swoje palce? Pewnie sporo, bo był w tym wielki zysk!

Nie mniej, wróćmy do hazardu. Tinnoe w pierwszej serii przegrał sromotnie, ale już w drugiej srogo się odkuł. Co tu dużo mówić, mógłby na tym poprzestać, ale chciał delikatnie wyłuskać od załogi plotki i nowinki. Niestety, niebyli nader rozmowni, a trzecia seria, ostatnia przed powrotem na "Przystanek Kolonia" przyniosła mu rekordowe straty. Nie tylko stracił co ugrał, ale i jeszcze trochę. No cóż... Fortuna kołem się toczy, co nie?

Potem, po różnych zawirowaniach, znalazł się z powrotem w Kolonii i tam miał okazję do nietypowego, ale jak najbardziej wyczekiwanego spotkania co postaramy się przytoczyć jak najdokładniej.

* * *

Był już wieczór, a Kze'tah zdawał się czekać na zewnątrz właśnie na niego.
- Człowiek na którego mówią "Tek" to ty? - Stojąc oparty o jeden z kontenerów, Kze'tah zapytał niespodziewanie przechodzącego obok Nae. - Słyszałem, że masz tatuaż podobny do mojego. - mężczyzna podwinął rękaw, ukazując tatuaż sępa przysiadującego na stalowej zębatce, po czym powoli uniósł kąciki ust w rosnącym uśmiechu.



Nae spojrzał na mężczyznę, to na tatuaż i jedyne co powiedział to:
- Chodź ze mną.
Po czym ruszył do swojego habitatu. Odnalazł człowieka którego miał odnaleźć. Choć bardziej… to on go odnalazł.

Uśmiech na twarzy Kze’taha urósł jeszcze bardziej, zaraz jednak zniknął i podążył za Nae. Gdy znaleźli się w habitacie odezwał się znów.
- Trochę spierzyłem sprawę, ale najpierw ty... - skinął głową domagając się by Nae odsłonił ramię.

Nae podwinął rękaw by ukazać swój tatuaż, po czym go zakrył i powiedział.
- Opowiadaj. Rodzina chce wiedzieć co z naszymi interesami na Avalonie.
Wymawiając te słowa sięgnął pod pryczę na której usiadł i wyciągnął skrzynkę, a z niej butelkę ciężkiego alkoholu.

Kze’tah również miał ze sobą niewielki bagaż, odłożył go na bok. Nae usłyszał głuche uderzenie, sugerujące metalową skrzynkę.
- Ten wasz gubernator na to nie wpadł - Kze’tah spojrzał z wdzięcznością na napitek i sam podał kielony, które były pod ręką. - Jak pewnie już się domyślasz, to przeze mnie nie poleciałeś z Nadzieją Albionu. Możesz mi dziękować, bo cholera nie było za ciekawie. Avalon… no no… to gruba sprawa. Chrysomallos. Tak na nie mówią. Te pająkowate istoty produkują jakiś syf, który ewidentnie zasmakował załodze Excalibura. Mam próbki tutaj - Kze’tah klepnął plecak, który wcześniej odstawił. - Chcę byś je przejął i dobrze schował, póki nie wymyślimy co dalej. Jestem na celowniku gubernatora. Wie, że coś wiem… więc pewnie... - Kze’tah zawirował dłonią w powietrzu w geście “bedę musiał się ulotnić”.

Nae w czasie przemowy członka Rodziny zdążył dobyć kielonki i polać wręczając mu jeden, a butelkę kładąc na podłodze. Warunki były dość spartańskie.
- Nie mam żalu. Rodzina wie co robi. - powiedział - Zaopiekuję się nimi, coś wymyślę.
Sięgnął do kieszeni płaszcza i dobył paczkę fajek.

- Palisz?

- Od czasu do czasu

Lisi uśmiech zawitał na twarzy technika i wyciągnął dłoń z Imperialami w kierunku survivalowca.

- Powiedz mi bracie… - Kze’tah nachylił się po fajkę - … powiedz mi, czy ktoś jeszcze interesował się twoim tatuażem?

- Nikt za wyjątkiem medyka który mnie wybudzał z kriosnu. Choć nie nazwałbym tego zainteresowaniem. Bardziej gość miał wiedzę na temat tego kim jesteśmy, ale sam stwierdził, że nie jego sprawa i żebym nie robił kłopotów…
Zaśmiał się tutaj lekko.
- ...ja mu na to, że chcę zacząć od nowa. Że to już przeszłość. Chyba kupił tą bajkę.

- Pamiętasz jak się nazywał? - Kze’tah zapalił, zaciągnął się i zamyślił. - Widzisz… powinniśmy próbkę dostarczyć rodzinie, a jak słusznie zauważyłeś rodzina wie co robi...

Nae pokiwał głową. Kze miał całkowitą rację, choć przesłanie próbek…
- Przesłanie ich może być problematyczne, a starzec się nie przedstawił. Pamiętam jak wyglądał, ale imienia nie znam. Łatwiej byłoby przebadać te płyny i wysłać w formie zaszyfrowanego pliku naszym kodem. Tylko musiałbym się dorwać do modułu laboratoryjnego… coś wymyślę. Jak myślisz?
I białowłosy zaciągnął się mocno fajką, a następnie uniósł kieliszek w geście toastu i gulnął sobie jednym haustem… gotowy na nowo napełnić kieliszki jak tylko Brat swój opróżni.

Kze’tah podjął toast, choć milczał przez czas jakiś w zamyśleniu nim uniósł kieliszek do ust. Odstawiając szkiełko na stół odezwał się znów.
- [i]Nie wiem niestety, czy ów medyk jest godny zaufania, choć można by go wybadać. Przebywasz trochę na Argosie ostatnio, choć trzeba działać wyjątkowo delikatnie, skoro wie kim jesteś. Nie wiem skalecz się, czy poudawaj jakąś chorobę. Co do szyfru… i tak ktoś musi go przekazać naszym. To musiałby być… - Kze’tah wypuścił opary dymu - … ja wiem… nie mam pomysłu, podarek dla rodziny?

- Nie będę narażać Operacji na zbędne ryzyko - powiedział Nae polewając
- Wyślę zamówienie do Fundacji na konieczny sprzęt i inne “niezbędne” rzeczy. Sporo “zainwestowałem” na tą okoliczność. Wzór chemiczny wpisze się w zamówienie. Nasi w Fundacji na pewno go nie ominą i rozgryzą. Stare próchno jest zbyt niepewne, a podarek w formie dziwnej cieczy byłby zbyt podejrzany, bo nic nie produkujemy. Mam się udać na wrak Nadziei i pozyskać sprzęt. Zabiorę odczynniki i pod pretekstem produkcji leków przebadam na spokojnie tą substancję. - zaciągnął się szlugiem i mrugnął porozumiewawczo. - Mistrzem nie jestem, ale swoje wiem. Jak to się nie uda to pomyślimy co dalej.

- Zamówienie to świetny pomysł. W okolicznościach, w jakich znajduje się kolonia nikt nie będzie dziwił się, że je wysyłamy. - Kze’tah strącił nadmiar popiołu i chwilowo odstawił papierosa. - Wypiję za to.

Po kolejnym toaście, survivalowiec wstał, przeszedł w miejsce z dala od okien i wyjął zawartość plecaka. Skrzynka była niewielka. Blisko dziesięć na dwadzieścia centymetrów. Góra skrzynki była pokryta bateriami fotowoltaicznymi i posiadała niewielką klawiaturę po boku. Kze’tah wpisał kod i Nae usłyszał trzask otwieranych zamków. Mężczyzna otworzył wieko do połowy. Ze środka wydobyła się mgiełka zmrożonego powietrza.
- Wprowadzisz własny kod, podejdź.

W środku skrzynki, leżała fiolka z tworzywa sztucznego, która zawierała w środku gęstą, niebieską substancję.
- To jest właśnie powód całego zamieszania. Pilnuj, by nie wysiadła bateria. Można ją wyjąć i ładować niezależnie od paneli, zresztą co ja ci będę mówił znasz się na tym lepiej. Substancja sama w sobie jest trująca, ale wiem że załoga Excalibura opracowała metodę, by zneutralizować toksyny, to i naszym się uda. Pozyskuje się ją z organu, który połączony jest z drugim, mniejszym mózgiem Chrysomallos. Znajduje się w najwyższej części… tułowia. Jak się wie gdzie szukać, wystarczy wbić igłę w odpowiednie miejsce. - Kze’tah zamknął wieko i pozwolił, by Nae wprowadził nowy kod.

- Z tego co zdążyłem ustalić, - kontynuował - po zażyciu stymuluje zdolności psioniczne. To może być naprawdę gruby kąsek, bracie, a im mniej dostawców, tym towar droższy… i tu właśnie spieprzyłem. Wiemy, że załoga Excalibura zna jego wartość, a ja przez chwilowe zaciemnienie, zainteresowałem nim jeszcze waszego Kapuścianego.

Nae wprowadził własny kod i wysłuchał słów Kze w pełnym skupieniu. Zamyślił się widocznie.
- Kapusta nigdy sam nie przyłoży ręki do rozwoju tej technologi. Co innego gdyby go tym napoić i sam by rozwinął zdolności… to mogłoby wywrócić do góry nogami całe Imperium…
Zaśmiał się lekko i cicho.
- Które i tak ma spore problemy. Zajmę się tym. Zrobię skrytkę w habitacie i będzie bezpieczne, a potem przebadam substancję… zresztą plan znasz. Rodzina jest bystra, szybko znajdzie sposób rafinacji i syntetycznego pozyskania.
Spojrzał na mężczyznę i w końcu powiedział wręczając mu co nieco.
- Wiem, że dasz sobie radę w dziczy. Weź jedną z moich butelek i paczkę fajek na drogę. Przyda się w długie noce. Potrzebujesz coś konkretnego?

Kze’tah kiwnął głową i spojrzał za okno.
- Pamiętajcie o mnie, gdy będzie już po wszystkim. - roześmiał się cicho - To było kurewsko patetyczne, ale nie chcę doczekać tu reszty moich dni. Jeszcze chwilę się tu pokręcę, ale znikam przy najbliższej okazji. Pamiętaj, jeśli uda się wyeliminować z gry załogę Excalibura, tym lepiej dla nas.

- Trzymaj się Bracie. - powiedział Nae z uśmiechem - Odwaliłeś kawał brudnej roboty. Dobrej roboty.

Kze’tah odwzajemnił uśmiech.
- Od tego jestem, bracie. Od tego jestem…

- Nie zatrzymuję. Lepiej żeby nas razem nie widzieli. - powiedział przytomnie technik

- Prawda - mężczyzna wstał i uścisnął przedramię Tek’a, zaś ten odwzajemnił uścisk.

* * *


Nie minęło sporo czasu kiedy Nae znów był sam w swoim habitacie. Kze'tah zniknął jak duch, a technik położył się na łóżku z lisim uśmiechem i odpalił fajkę mocno się zaciągając. Tak, ten dzień jak najbardziej mógł zostać zaliczony do udanych. Teraz tylko musiał jeszcze opracować plan awaryjny na wypadek gdyby oryginalny nie wypalił... co nie powinno być takie trudne.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline