Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2017, 09:44   #84
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Najgorsze w tym wszystkim było to, że Alice zgubił się i po raz pierwszy od dawna przestraszył.

Doświadczając świadomych snów o Glasgow, czy też o niebieskich ludkach, albo sennych zderzeń z własną podświadomością przyjmującą postać diablicy - wiedział, że śni.
Częste zaliczanie takich niesamowicie realnych sennych tripów bez świadomości iż to nie jest jawa byłoby prostą drogą do szaleństwa. Broniący się przed tym szaleństwem umysł wykształcił zapewne jakiś mechanizm obronny: świadomość doświadczania świadomego snu. Problemy zaczęły się gdy zaczął śnić nie swoje wspomnienia... Obca świadomość w nim, przebudzanie się jej…
Czy to zaczęło sypać chwiejną obronę psychiki?
A może to było coś zupełnie innego?
Alice nie był tu specem, a somnologię i psychologię liznął tylko tyle ile znalazł w sieci. Bo sporo grzebał w sieci na te tematy kiedy się zaczęło.

Tak czy owak Szkot nie był pewnym czy to co widzi dzieje się na jawie, czy też śni - i to właśnie go tak bardzo zaniepokoiło. Z jednej strony to nie mogła być prawda, chyba że znalazł się w programie kręcącym socialpranki w klimatach ukrytej kamery. Z drugiej… nie czuł się jakby śnił, a czemu podświadomość miałaby wizualizować się w klimatach wstępu do policyjnego hentai?
- Będzie przesłuchanie? - spytał obserwując kobietę w mundurze i zbliżając się do drzwi.
Kobieta tylko skinęła głową, czekając na niego przy drzwiach z uśmiechem na ustach.
Odczuwał dziwny niepokój, ale nie bardzo wiedział cóż innego mógłby uczynić.
Wyszedł z pomieszczenia przesłuchań prosto do kolejnego pokoju. Tutaj na środku ustawiono wielkie dębowe biurko, a naprzeciwko znajdowała się zajmująca całą ścianę biblioteczka. Po obu stronach pokoju wisiały “święte” obrazy, a na biurku obok rzeźbionego kałamarza z przybornikiem, leżała otwarta księga. Biblia.

[MEDIA]http://i.imgur.com/gBxSa44.png[/MEDIA]

Uderzenie paniki wskutek przebudzonych wspomnień z Iverness prawie zwaliło go z nóg.
Odruchowo rozejrzał się czy gdzieś nie czai się ojciec Malcolm.
Nie mógł. Nie żył.
A jednak…
Rozpoznał cień wysokiego mężczyzny w sutannie, który zobaczył teraz przy drzwiach, przez które tutaj wszedł. Co więcej, mężczyzna był dużo większy od niego, tak jakby Alice cofnął się w czasie.
- Mam dla ciebie prezent, chłopcze... - usłyszał znajomy, znienawidzony głos.

- Nie żyjesz… nie żyjesz… - Alice powtarzał prawie bezgłośnie. Malcolm naprawdę nie żył. Głowa pękająca po którymś ciosie siekierą. Butelka benzyny wylana na trupa. Zapałka. - Nie żyjesz.
Powtarzał to jak zaklinanie rzeczywistości i wtedy zrozumiał.
Sen.
Choć wciąż na granicy paniki uspokoił się trochę.
Sen.
Majak z przeszłości.
Odruchowo zaczął szukać wokół siebie siekiery.
Natrafił na jej trzonek, a przynajmniej tak początkowo sądził. Ponieważ przedmiot ten jakoś dziwnie leżał w dłoni, uniósł go przed siebie i zobaczył nietypowe dildo, którym ostatnio straszył diablicę. A więc to jej robota...
Tymczasem Malcolm zbliżał się coraz bardziej, niespiesznie stawiając ku chłopcu kroki.
- Widzę, że już go znalazłeś... - rzekł cicho.
Gdy Alice uniósł głowę, by spojrzeć na niego, zobaczył, że twarz księdza jest przegniła i nosi ślady ran, które zadał mi Lindsay. tak jakby duchowny dopiero teraz wypełzł z grobu. Jego kościste łapska wysunęły się w stronę chłopca, który dygotał desperacko starając się przywrócić kontrolę nad swoim snem.
- Nie jestem dzieckiem - szeptał czując za plecami biurko. Przez jego umysł przebiegała świadomość, że Malcolm to już tylko kupka nadpalonych kości. Gdyby mógł logicznie myśleć po prostu starałby się wybudzić, a tak tylko powtarzał sobie, że to co przed nim stoi winno zczernieć i rozsypać się po podłodze, a on jest już dorosły.
Tylko czy na pewno w to wierzył? Czy nie czuł, że ksiądz jest jego częścią? Na zawsze...


Trupia ręka złapała jego ramię z niezwykłą siłą i odwróciła chłopca przodem do biurka, na którym leżała znana mu Biblia.
- Czytaj... - usłyszał za sobą podniecony głos. - Czytaaaaaj…
- Mii… miłość -
zaczął dukać - cierpliwa jest… ła-łaska… - Poczuł coś wędrującego mu po plecach. - Mi-miłość łaskawa jee-jest. Miłość nie… nie… Nie. NIE!!! - wrzasnął odwracając się i wyprowadzając cios. Przerażenie i pamięć bólu, upokorzeń, krzywdy wszystko to ewoluowało w gniew.
Straszny.
Wypaczony żądzą mordu.

Malcolma jednak już tam nie było. Za to od strony Biblii rozległ się ostry, kobiecy śmiech. Znana mu już diablica siedziała swoimi zgrabnymi pośladkami na księdze i przebierała racicami ponad krawędzią biurka, najwyraźniej przednio się bawiąc.
- To było… czyste kurestwo - rzekł patrząc na nią spode łba. Zacisnął mocniej dłoń na “prezencie od ojca Malcolma”.
- A ty ostatnim razem zaprosiłeś mnie na kolację przy świecach a potem zaproponowałeś spacer nad brzegiem morza. Nie pierdol Lindsay. Zresztą chyba mi nie powiesz, że księżulek nie dał ci przy tym żadnej przyjemności? Może zresztą to najbardziej cię przeraża, co? - Uśmiechnęła się wrednie, odsłaniając nieludzko ostre zęby.
- Kręci cię kolacja przy świecach i spacer brzegiem morza? - spytał nie odpowiadając na kwestię ewentualnej przyjemności wykorzystywanego seksualnie dziecka.
Potworna i zarazem niesamowicie seksowna istota oblizała usta długim jęzorem. Alice poczuł, że nie jest już małym chłopcem. Był dorosłym mężczyzną. I reagował jak dorosły mężczyzna.
- Nie mniej niż ciebie smak jego spermy, kochasiu - odpowiedziała, obserwując go.

Znów uderzenie gniewu.
Wściekłość.

- Wiesz dobrze, że nie ma tam nic co by mnie kręciło. - Chwycił ją za szyję i pochylił wykrzywioną złością twarz ku niej.
Ona jednak wydawała się tylko na to czekać. Odchyliła nawet głowę, ułatwiając mu to... a może po prostu eksponowała swoje wielkie, krągłe piersi?
- Nie? I może nigdy nie doszedłeś przy księżulku? - zapytała z kpiną, najwyraźniej znając odpowiedź.
On tego wszak nie wiedział.
Starał się nie pamiętać szczegółów, tym bardziej takich szczegółów.
Efekt wyparcia.

Tym bardziej się wściekł. Nawet przeszło mu przez myśl, że ona chce go doprowadzić do takiego stanu krańcowej furii, w sobie znanym celu. Nie potrafił się przeciwstawić, rozbudzając w sobie wściekłość szedł drogą, którą go prowadziła podsycając to uczucie. Bóg wie dokąd to prowadziło w jej zamysłach.
- Nic nie wiesz. Nic - wycedził mocnym ruchem ręki trzymającej ją za gardło wręcz rzucając na biurko, na plecy i przygważdżając do dębowego, starego mebla.
Zasyczała, lecz po chwili na jej twarzy znów malował się ten kpiący uśmiech.
- Za to ty wiesz wszystko, co chłoptasiu? Dokładnie znasz smak ciała starego księżulka...
- Znam. I nie zapomnę -
nie zwalniając chwytu przysunął twarz do jej twarzy - ale pamiętam też łeb rozpierdalany siekierą. - Pacnął lekko zmodyfikowanym krucyfiksem w jej policzek. - Na kawałeczki. Zamiast wspomnienia bólu, satysfakcja.
Diablica patrzyła na niego roziskrzonymi oczami, jakby dotyk zabawki wcale nie był jej nieprzyjemny. Może ostatnim razem udawała, wciągając go do swojej kolejnej chorej zabawy...?
- On też dawał ci satysfakcję. W tym rzecz, chłoptasiu. Pewnie dlatego nie wywaliłeś go z głowy. A ja go tylko odgrzebałam... - Zaśmiała się.
- Jest martwym cieniem - powiedział przesuwając ‘przyrządem, po policzku i ustach. - Przez niego jestem kim jestem. To jest i będzie częścią mnie. Ale satysfakcja? Nie. Tylko naprawdę chory umysł mógłby podejrzewać, że była jakaś satysfakcja - dodał jakby zapominając, że rozmawia z własną podświadomością. Przynajmniej jak sobie tłumaczył wizyty senne “diablicy”.
Długi jęzor sięgnął do jego zabawki i oblizał czubeczek prowokacyjnym gestem.
- Naprawdę chory umysł... powiedział facet, który zatłukł innego młotkiem, który gryzł ludzkie mięso, który przeleciał wnuczkę jedynej przyjaznej mu jeszcze osoby... Masz rację, to naprawdę chory umysł. Pamiętasz jeszcze smak spermy na jego butach? - kłamała. Czuł to. Musiała kłamać.
Nie mógł przecież…

[MEDIA]http://i.imgur.com/Dh8cLz8.png[/MEDIA]

Cokolwiek jednak Malcolm mu robił, a Alice wywalał te szczegóły z pamięci mając jedynie poczucie bólu i krzywdy mu czynionej siedziało w nim głęboko. Tak jakby ksiądz-dyrektor przykościelnego sierocińca wywołał demona. Demona w głowie Alice’a siedzącego w nim i rzutującego na niego samego.
- To dlatego ta postać? - spytał smutno przejeżdżając ’krucyfiksem’ pomiędzy dużymi, pełnymi piersiami i po brzuchu. - Demon we łbie utkany z tego co ze mną się stało. Rzutujący na resztę, tworzący potwora. - Przejechał zabaweczką niżej. - Chcesz mi wmówić jakim to jestem skurwysynem? Proszę. Zatłukłem gryząc do krwi. Zawodowego mordercę. Przeleciałem tę dziewczynę z żądzy… gdy sama tego chciała - przesunął obłym kształtem pomiędzy jej nogami. - Nie wmówisz mi, że jeno zło czynię. Zajrzyj głęboko, odpowiedz czy byłbym zdolny oddać nawet własne życie za kogoś kogo kocham. - W sumie to sam tego nie wiedział. Takich rzeczy się nie wie, póki nie przyjdzie podjąć decyzję. Alice wierzył, że jest do tego zdolny, że jest w nim coś więcej niż samo skrzywienie. Inaczej to nie miało sensu.
Diablica leżała teraz spokojnie, pozwalając mu zabawiać się swoim ciałem... a może pobudzając wyrzuty sumienia?
- Tylko jedno pytanie, kochaniutki - powiedziała prawie czułym tonem - a kogo ty kochasz? Jesteś w ogóle zdolny do takiego uczucia mój biedny, zakompleksiony socjopato?
Prawie zapomniał o niej i ‘krucyfiksie’.

Był?
Był zdolny?

Przez głowę przeleciały mu wspomnienia, niesforne ciemne kosmyki otulające śliczną, pełną dobroci twarz.
Był.
Isa…
- Jestem - powiedział łagodnie składając lekki pocałunek na czole diablicy. Puścił jej rękę trzymającą szyję. - Jestem. - Uśmiechnął się.
To była konfrontacja z samym sobą? Wewnętrzna spowiedź i rachunek sumienia? Próba zrozumienia czy i ile ma w sobie człowieczeństwa poza tym co obudził w nim, lub co zniszczył ojciec Malcolm?
Wygrał?
Przez chwile czuł tylko to dobre, piękne i szczere uczucie względem kobiety, z którą dzielił życie i miał dwójkę dzieci.
Wygrał?
W aspekcie tej wewnętrznej walki i tego co mówiła diablica czuł się jak zwycięzca. Być może przedwcześnie...
- Oooo... jakie to urocze... - pazur Diablicy pacnął go w czoło. W głowie pojawiło się wspomnienie seksu z Ann Rose. Zdradził wtedy Isę. I nawet za bardzo się z tym nie krył. Obraz był żywy jak na filmie... brał kobiet od tyłu. Obrót kamery... i zamiast twarzy Ann była twarz Isy... rozpalona pożądaniem... Znów ruch kamery, zbliżenie na jego twarz. Tylko, że to już nie było jego oblicze, lecz Andy’ego - jego dawnego kumpla. Andy ruchał jego żonę. Teraz? Tylko w jego głowie? Tego Lindsay nie wiedział.
Wiedział natomiast jaka była Isa.
To, nie mogła być prawda.

Zatrzymał się jednak przy tej myśli.
Nie mógł tego pamiętać, nie mógł być tego świadkiem.
Nie pomyślałby nawet o takiej możliwości, to było zbyt abstrakcyjne, zbyt niemożliwe, aby wizualizowała mu to jego własna podświadomość.
Był oszukiwany, to już wiedział Ale czy przez siebie?
Wspomniał jej słowa z niedawnego spotkania we śnie


“(...) sikałeś po nogach, robaczku, wiedząc, że nie jestem tylko twoją fantazją…”


Cofnął się jeszcze o krok. Mógł wierzyć w kosmitów, ale TO co zaczęło mu przebiegać przez głowę gdy patrzył na diablicę...
Przecież to nie mogła być prawda.
Włosy stanęły mu dęba.

Uniosła się na łokciach i spojrzała na niego z rozbawieniem, jakby karmiąc się każdą jego emocją.
- Dwa miesiące, czternaście dni i jakieś siedem godzin, uwzględniając zmianę czasu - rzekła, po czym doprecyzowała. - Tyle ją rucha. Oczywiście romansować zaczęli wcześniej, bo Twoja żoneczka długo się łamała. Myślę, że możesz być z niej dumny, że tyle się opierała. Jednak... sam powiedz, mimo dwójki bachorów całkiem gorąca z niej dupeczka. Szkoda by zarosła...

Jeżeli miała takie informacje, to definitywnie nie była to gra świadomości i podświadomości.
Przerażenie walczyło z uczuciem ulgi. Była znów szczęśliwa? Ktoś się nią opiekował? Ktoś potrafił dać jej spełnienie…?
I przy tym mimo wszystko ten smutek, żal, rozpacz przez utratę jej.
- Czemu…? Co do cholery stało się w Glasgow?!?!
- Życie się stało mój cudownie zaskoczony kochasiu... -
Demonica przeciągnęła się zmysłowo. [i]- Myślałeś, że ona będzie wiecznie czekać? Co ty w ogóle masz jej do zaproponowania? Związek na odległość? Laska nawet nie doceni, że dobrze gałę robisz.
- Pytam o Glasgow. Ja i Isa. Czemu musieliśmy się rozstać. Co tam się stało?!
- Nie pukałeś ją w kakao, więc jak się jej dostało, to się spodobało -
parsknęła śmiechem diablica.
- Powiedz mi. Przynajmniej czemu nie pamiętam. - Czuł, że wariuje.
- To było twoje życzenie. Mogłam dać ci cokolwiek miśku, a ty wybrałeś zapomnienie. Pizdusia.
- Odeszła ode mnie? Wiedziała o Tobie?

Diablica bawiła się teraz setnie jego kosztem i nawet nie starała się tego ukryć.
- Wiesz, jak to mówią... pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika. Chciałeś zapomnieć i... voila!
- Nie… nie… -
Alice ścisnął głowę dłońmi. Ze wszystkich sił chciał się obudzić.
- Mój biedny, mały robaczek... - Długi jęzor diablicy prześlizgnął się po jego policzku teraz, gdy ona stanęła za nim. - Zrobiłeś tyle złego... nigdy tego nie odpokutujesz, wiesz? To dlatego - przysunęła usta do jego ucha. - Jesteś mój. Na zawsze MÓJ!


Nagle Alice stracił grunt pod nogami. Obudził się, upadając na zimną posadzkę pokoju przesłuchań. Nie wiedział ile czasu minęło, lecz kilka kartek z lustra zdążyło już wyschnąć i odpaść. A on wciąż był tu sam.
Skulił się pod ścianą do pozycji płodowej i popadł w totalną apatię.
Niebieski sukinsyn zagnieżdżony w nim jak się okazało nie był jego jedynym problemem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-09-2017 o 09:53.
Leoncoeur jest offline