Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2017, 21:25   #66
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Osaczał ją, a ona miała coraz mniej siły woli, by się mu oprzeć - jeszcze po tym śnie z Aishą.
Zadarła głowę do góry, by na niego spojrzeć, jak stał z tyłu. Po chwili wyciągnęła nieśmiało dłoń, by przyciągnąć jego twarz do pocałunku. Pozwolił jej na to, całując jej usta zachłannie i namiętnie. Rozkoszował się tańcem ich języków, nie przerywając lubieżnego masażu jej piersi.
Kiedy ich usta rozłączyły się jednak, Carmen wstała gwałtownie z krzesła.
- Czas na mnie... - powiedziała, nie patrząc na niego, wiedziała wszak że był to ostatni moment, by jeszcze dała radę mu się oprzeć.
Orłow jednak pochwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Znowu czuła pośladkami jego pożądanie i jego dłonie błądzące po jej brzuchu.
- Mamy tak mało czasu dla siebie. Czemu ty i ten czas nam odbierasz ?- szepnął cicho Orłow wodząc po szyi dziewczyny ustami.
Czemu? Coraz częściej sama zadawała sobie to pytanie. Chciała być mądra, chciała umieć oprzeć się pokusie, lecz przez to cierpiała... szczerze cierpiała. Toteż teraz zapłakała głośno, pozwalając mu się złapać i pocieszyć.
- Oj przestań… burzysz nastrój.- mruknął cicho Rosjanin tuląc ją do siebie, tak jakoś mało podniecająco. Przyciskał delikatnie i czule i cmokał w policzek. Jakby chciał ją pocieszyć, a nie posiąść.
- Sama widzisz, że ci to odstawienie wychodzi bokiem. To może… eeech… może coś lżejszego? Po prostu będziemy się kochać, coraz rzadziej i coraz krócej? Może tak będzie ci łatwo mnie odstawić na półkę z napisem: Moi byli? - pytał potulnym głosem.
- Wierzysz w to? - zapytała cicho, tuląc się do jego ciała i czując, że jest jej go mało. Sama rozwiązała szlafrok Jana i wsunęła się pod jego poły, przywierając do jego szerokiej piersi i w niej odnajdując pocieszenie.
- Oczywiście…- starał się brzmieć wiarygodnie, ale nie brzmiał. -... jestem pewien że ci się uda.
Pogłaskał przytuloną do niego Brytyjką po włosach mówiąc.- No i będzie cię mniej bolało. Może znajdziesz sobie innych kochanków i to rozejdzie ci się po kościach. Bo widzisz… że nie można tak po prostu zerwać z nałogiem.
Czując jego bliskość na własnym ciele, Carmen jednak coraz mniej zwracała uwagę na słowa. Jej dłoń delikatnie badała każdy załamek jego ciała, każdy mięsień, każdą... bliznę, na którą natrafiła.
- Próbowałam - szepnęła tylko.
- Cóż… miałaś prawo. - szepnął cicho z lekko zazdrosną nutą w tonie głosu. Nadal był wobec niej czuły i delikatny. Nadal głaskał po włosach i po plecach. Tyle że o podbrzusze Brytyjki coraz wyraźnie ocierał się dowód jego niecnych zamiarów. Ocierał o majteczki, które nie miały jeszcze okazji, by wyschnąć.
- Ty też... i wciąż masz. I chyba to... mnie złości. - odparła szczerze, po czym musnęła ustami skórę nad jego obojczykiem.
- Nie ma co udawać. Nie jesteśmy spokojni i opanowani. Mamy lawę pod skórą. - westchnął cicho Orłow zaciskając zaborczo dłoń na pośladku dziewczyny. - Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę. Jak mocno chcę cię posiąść i pieścić. Jak rozkosznie brzmią dla mnie twe jęki spełnienia. Nie wiem co bym zrobił, gdybym cię przyłapał z innym. Czy bym najpierw go obił, czy ciebie porwał wpierw i kochał się z tobą… by udowodnić, że nie ma… lepszego ode mnie dla ciebie.
- Gdy tak mówisz, to aż korci spróbować... - rzekła na to Carmen, otaczając jego kark ramionami i przyciągając do siebie, by znów pocałować jego usta. Tym razem znacznie bardziej zachłannie, wwiercając się języczkiem w jego wargi.
Ten pocałunek był płachtą na byka dla Orłowa, pochwycił mocniej za pośladki unosząc Brytyjkę i sadzając na stole. Nie odrywając swych warg od jej, zaczął szarpać się z jej bielizną, próbując zedrzeć z niej przeszkadzający mu kawałek materiału. Nie powstrzymywała go, pozwalając dojść do głosu tak długo powstrzymywanej żądzy. Chciała, by usta Wasilijewicza zmyły z jej ciała wspomnienie jęzora Aishy.
- Zrób to... zanim się rozmyślę. - rzekła mu do ucha, po czym go ukąsiła.
Klnąc głośno po rosyjsku i po polsku zapewne, Orłow szarpał się przez chwilę z jej bielizną, by z głośnym trzaskiem zerwać z niej majtki i posiąść ją gwałtownie. Poczuła ten szturm całym ciałem, brutalnie pojawiającą się obecność kochanka w sobie. Byłaby to pewnie obecność bolesna, gdyby nie fakt że jej kwiatuszek od dłuższego czasu był gotowy na przyjęcie dumy Rosjanina. Kolejne ruchy bioder wstrząsały jej ciałem wywołując dreszcze. Był bezlitosny, brutalny, zwierzęcy niemal w tych figlach na kuchennym stole. A Carmen czuła jeszcze coś co wywoływało uśmiech satysfakcji na jej twarzy. Jan Wasilijewicz stęsknił się za nią. Wczepiła palce w jego włosy i nie mając wyrzutu, ze musi go przy tym szarpać, przylgnęła do mężczyzny. Jej usta odszukały jego ust, a gdy już znalazły... ugryzła go w odwecie za brutalne wzięcie. A może to było podziękowanie?
Orłow pochwycił za pukle jej włosów zmuszając do odgięcia głowy do tyłu, by odsłoniła szyję i dumnie wypięła piersi. Te odkryte skarby pieścił pocałunkami i wielbił muśnięciami języka. I lekko kąsał jako swoją własność. Doznania te połączone z twardą nieustępliwą obecnością kochanka mocnymi szturmami wypełniającą ową dotkliwą pustkę którą czuła niedawno między udami wzbierały niczym sztormowa fala pchająca łódeczkę świadomości Carmen do ekstazy. Nie tylką ją zresztą. Jej kochanek też zbliżał się do eksplozji. Kiedy ukąsiła go boleśnie w bark, by stłumić krzyk rozkoszy, doszli oboje - nagle i gwałtownie.
- Chcę więcej… ciebie. - wyszeptał cicho Orłow, tuląc zaborczo Carmen po akcie miłości. - A ty? Czego chcesz?
Wtulona w jego ciało, poczuła nagły ścisk w gardle. Zamknęła oczy.
- Pokaż mi... pokaż mi to. Ukarz mnie. Spraw, bym przestała wątpić, gdy przyjdzie ranek... - wyszeptała.
Rosjanin wyswobodził się z jej objęć tylko po to by pogłaskać ją po głowie.
- Chcesz kary? To klęknij przede mną. - rzekł cicho w podnieceniu. Po czym podszedł do lodówki, by coś z niej wyciągnąć.
Takie polecenie wywołało u Carmen naturalny bunt, jednak dziewczyna nie była tym razem w pełni swych sił. Czuła się złamana. I bardzo pragnęła Jana Wasilijewicza. Posłusznie opadła więc na kolana.
Mężczyzna sięgnął po buteleczkę z syropem klonowym, powoli rozlał ową słodką kleistą ciecz, po swym podbrzuszu, a zwłaszcza po swej męskości.
- Postanowiłem osłodzić ci nieco twą karę. - zażartował podchodząc bliżej do agentki. Dziewczyna podniosła oczy na jego przyrodzenie, oblizując ze smakiem usta. Nie zrobiła jednak nic. Tylko spoglądając teraz w oczy górującego nad nią Rosjanina, powiedziała:
- Wydaj rozkaz…
- Zajmij się moją męskością. Ale tylko ustami i języczkiem. - szepnął wyraźnie podnieconym tonem głosu.
Carmen podniosła dłonie w geście poddania, po czym ułożyła je na swoich plecach. Spełniając wolę swego kochanka, pokutowała, pieszcząc wargami wyprężony czubeczek jego męskości. Przy tym nie byłaby sobą, gdyby trochę się z nim nie podroczyła. Lizała go, całowała, muskała... lecz nie wkładała do ust całkiem. Jakby badając ile Orłow wytrzyma takich pieszczot.
Rosjanin póki co okazywał się twardy, choć to co akurat Brytyjka pieściła było jeszcze dość mięciutkie. Delektował się jej uległością i samymi widokami nagiego ciała agentki.
- Piękna… jesteś. - szeptał.
- Wyobrażałeś sobie... mnie... biorąc inne? - zapytała, pomiędzy smagnięciami języczka i zlizywaniem syropu z jego męskości - A może... jak mnie ukarzesz? Każesz... cierpieć? - pytała prowokacyjnie.
- Może? A może wyobrażałem sobie jak patrzysz na mnie… jak biorę inne. Jak czekasz na swoją kolej… jak cierpisz… a może… wyobrażałem sobie, jak oddajesz się innej kobiecie na moich oczach… w nadziei że mnie to pobudzi i sprawi że przestanę być tylko widzem? Może po tym jak się spiszesz języczkiem, zajmę się twoim tyłeczkiem? Może parę klapsów… mocnych i bolesnych… będzie odpowiednią karą. A i zawsze może ktoś wejść do kuchni… i oglądać twoje poniżenie.- mruczał podnieconym głosem Orłow głaszcząc jednak Carmen po włosach czule i pieszczotliwie.
Ona zaś drażniła jego męskość pieszczotami ust, słuchając każdego słowa i pomrukując z rozkoszy. A im większe pożądanie w jego oczach widziała, tym bardziej sama chciała sprawić, by stracił nad sobą kontrolę.
- Głębiej… nie wahaj się go objąć usteczkami.- zacisnął delikatnie dłoń na jej włosach, próbując nakłonić ją do bardziej intensywnych zabaw.- Leży jedna taka w moim łóżku… mogę cię tam siłą zaciągnąć i zmusić cię do jej pieszczenia na moich oczach. A potem… jeśli się spiszesz… wziąć na jej oczach. Chciałabyś takiej kary? -
Taka jedna… nawet nie pamiętał jej imienia. Nie była ważna… liczyła się dla niego obecnie tylko jedna kobieta. Ta która właśnie pieściła ustami jego organ miłości.
Brytyjka udała, że waha się przed wzięciem pomiędzy wargi męskości kochanka, kiedy jednak to zrobiła, poczuł jak słodko ssie go z oddaniem. Nie odpowiedziała na jego pytanie, najwyraźniej pozwalając jemu zadecydować czy chce się nią cieszyć na wyłączność czy też wziąć ją do bardziej wyuzdanej zabawy. Na razie zresztą rozkosz, którą mu sprawiała była zbyt intensywna by miał ochotę na zmianę scenerii, przytrzymując ją jedną dłonią za włosy, narzucał Carmen coraz intensywniejsze tempo zabawy. Coraz twardszy, coraz bliższy erupcji… jej pan i władca karający ją za ten post, do którego zmusiła go swym postanowieniem. To ją podniecało. Jednak niemniej jak buntowanie się mu. Korzystając z gibkości swojego ciała w jednej chwili wywinęła mu się z uścisku, porzucając jego pal rozkoszy. Jeszcze z kącika ust ciekła jej ślina, gdy z uśmiechem odezwała się.
- Chyba za pewnie się poczułeś, amigo. - mrugnęła do niego prowokacyjnie i... zerwała się, by uciec.
I udało się. Zaskoczyła go…. zyskała dystans między nimi.
To było szaleństwo. Biegła jedynie w pończoszkach i z rozwianym włosem, przez posiadłość która była wszak pełna służby. Może i teraz spali, ale obudzą się wkrótce by przygotować jaśnie państwu jaśnie państwu kąpiel i posiłek.
To było szaleństwo, ale jakże cudowne. Za sobą słyszała odgłos pędzącego Orłowa. dyszał z gniewu i podniecenia. Znała karę za swój bunt, wyuzdaną i gwałtowną jeśli da się złapać.
Pędziła więc przez korytarze na oślep ze śmiechem na ustach i wyzbywszy się wszelkiej pruderii.
Radosna i szczęśliwa.
- Carmen! Nie tam.. skręć do ogrodu! Nie otwieraj tamtych drzwi! - usłyszała za sobą krzyki próbującego ją złapać Rosjanina. - Za nimi jest teren deus ex machiny.
Na drodze jej ucieczki stanęły bowiem masywne drzwi i mogła je sforsować, skręcić w lewo w kierunku garaży i placu głównego przed posiadłością, lub wyskoczyć przez prawe okno, wprost do ogrodu.
Dziewczyna przywarła do drzwi, chwytając za klamkę, lecz nie naciskając jej.
- Poproś. Ładnie. - teraz to ona była władczą stroną.
- Carmen, to nie są żarty. Aleksy nie ma blokady humanitarnej. Może zrobić ci krzywdę. - warknął gniewnie Rosjanin, a oprócz gniewu słychać było i lęk.- I nie słucha nikogo poza moim ojczymem.
Ona jednak pogładziła klamkę tak, jak czasami jego pieściła, drażniąc męskość.
- No to albo będziesz musiał mnie ratować, albo teraz uklękniesz. - powiedziała, uśmiechając się zadziornie.
- Zgoda…- Orłow padł na kolana przed Brytyjką, ale w jego spojrzeniu nie było potulności. Patrzył na nią łakomym spojrzeniem.
Jakby niechętnie dziewczyna oderwała się od drzwi i podeszła do niego. Położyła mu stopę na ramieniu, jakby chcąc podkreślić, że teraz jest pod jej obcasem - nawet jeśli obcasów akurat nie miała.
Jan Wasilijewicz uśmiechnął się drapieżnie, chwycił dłonią za jej stopę. I zaatakował… jego usta przylgnęły do jej łydki, całując i pieszcząc leniwymi ruchami języka. Drugą dłonią na oślep muskał palcami udo drugiej nogi.
Carmen spróbowała się wyrwać, lecz było już za późno. Tracąc równowagę upadła przed Orłowem na pupę z lekko uniesionymi przez niego nogami i odsłoniętą kobiecością.
- Auuu! Co z ciebie za niewolnik?!
- Niezbyt posłuszny… jak widzisz.- kochanek rozchylił szeroko jej uda, nachylił się i językiem przesunął po jej kobiecości. Powoli leniwie… jak smakosz degustujący potrawę.
- Skoro chcesz bym był niewolnikiem, to wydaj polecenie. Tylko się pospiesz…, bo do cierpliwych nie należę.- odparł z uśmiechem, nadal smakując jej spragnione pieszczot łono.
To rozpaliło ogień wyobraźni Carmen. Dziewczyna chwilę chłonęła widok mężczyzny, pochylonego nad swoim łonem. Czuła, że... dawna Carmen odchodzi. A wraz z nią wszelka moralność i rozsądek.
- Chcę... chcę... byś patrzył. Ta kobieta... niech będzie. Jeśli się zgodzi, kieruj nią, lecz tobie tknąć mnie nie będzie wolno. Dopóki nie dojdę. Wtedy możesz zrobić ze mną wszystko.
- Jeśli się zgodzi? Hmmm… niech tak będzie. Myślisz że ją skusisz do tego? - wymruczał Orłow nie przerywając figlów językiem na jej łonie. - Bo myślę, że tak.
Odtrąciła go lekkim kopniakiem w bark.
- Lepiej żebyś ją przekonał, jeśli chcesz jeszcze poczuć ten smak. - zagroziła, podnosząc się z podłogi.
Orłow uśmiechnął się ironicznie i wstał. Pochwycił ją za dłoń i poprowadził do swego pokoju. Spieszył się i to Carmen cieszyło.

W końcu znaleźli w dobrze jej znanym pokoju Rosjanina. Na łóżku leżała ona. Otwarcie drzwi obudziło ją. Wysoką, acz filigranową blondynkę o niebieskich oczach. Była zaskoczona pojawieniem się Carmen, ale nie przerażona. Uniosła się siadając i prezentujące swe krągłe piersi, nie tak duże jak u Brytyjki.
Orłow przeszedł na rosyjski tłumacząc jej sytuację i to co się miało stać. Blondynka o imieniu Nadia trochę się zawstydziła i wyglądała na zakłopotaną. Zerkając co chwila to na Orłowa to na Carmen wydukała w końcu wpierw po rosyjsku, a potem po angielsku pytając właśnie Brytyjkę.
- Co to znaczy… że kniaziewicz mną pokieruje? Nie rozumiem.
- On ci będzie mówił, co masz robić. Co... gdzie... i jak szybko czy mocno. - wytłumaczyła ze spokojem Carmen, zdejmując resztki odzienia. Właściwie były to tylko podarte pończochy.
- Pocałuj ją Nadiu… sprawdź czy sobie poradzisz.- stwierdził Orłow siadając w fotelu znajdującym się kącie pokoju.
- No… dobrze…- skrępowana wyraźnie sytuacją blondynka podeszła na czworaka do krańca łóżka i klęknęła przed Brytyjką.
- Nigdy tego nie robiłam panienko… nigdy nie całowałam nikogo. Zawsze to mnie całowano.- zażartowała próbując rozładować napięcie związane z wyraźną tremą. Ujęła dłońmi twarz Brytyjki i powoli nieśmiało zaczęła całować jej usta. Na oczach Orłowa.
Carmen poddała się temu, przymykając usta. Kiedy dziewczyna odsunęła się, powiedziała do niej łagodnie.
- Możesz zawsze odmówić. Nie będziemy źli. Tylko ktoś będzie tutaj zdesperowany - spojrzała z uśmiechem na Orłowa.
- Nie wiem…- odparła nieco raźniej Nadia i speszyła się dodając.- Po prostu nigdy tego nie robiłam z kobietą… Ludmiła opowiadała jakie to “straszne rzeczy” działy się w sypialniach posiadłości, aż miałam wypieki na twarzy. Ludmiła by sobie poradziła z chęcią i entuzjazmem. Ja tylko mogłam dotąd… wyobrażać sobie jak to by było. Z mężczyznami nie ma takich kłopotów. Oni po prostu zdobywają. Ja zaś nigdy… nikogo nie musiałam uwodzić nawet, sami pchali ręce pod spódnicę.- zachichotała wyraźnie się rozluźniając.- Może… pani wpierw mi pokaże? Bo ja nie wiem jak dobrze spełniać polecenia.
Nie tego jednak oczekiwała Brytyjka. Od epizodu w hangarze nauczyła się traktować kochanków przedmiotowo - tych innych niż Orłow. Teraz też wstała z łóżka i nie patrząc na dziewczynę, powiedziała do niego:
- Ta się nie nadaje.
Blondynka zbladła delikatnie i w jej oczach pojawiły się łzy, zerknęła na swoje szaty i zaczęła je zbierać.
- Mmmam… Ludmiłę zawołać, pani?- zapytała drżącym głosem.
Carmen nawet nie zwróciła na nią uwagi, za to bezczelnie otworzyła szafę Jana Wasilijewicza i zabrała jeden z jego szlafroków by się owinąć. Następnie wiążąc szatę w pasie, zwróciła się do kochanka:
- Idę się wykąpać. Potem wrócę... może.
- Będzie wszystko gotowe… moja droga.- odparł cicho Orłow przyglądając się Carmen i blondynce na łóżku. Wstał i szepnął Nadii coś cicho do ucha zapewne próbując ją nieco pocieszyć.
Skinęła mu dumnie głową, choć im dalej była od jego komnaty, tym bliżej płaczu się czuła. Z jakiegoś powodu uznała, że wszystkie służące Jana Wasilijewicza to rozwiązłe panny, tylko czyhające na okazję do perwersyjnej zabawy. Tymczasem Nadia okazała się normalną dziewczyną. Może nawet została kochanką Orłowa z uwagi na jakąś dziewczęcą słabość do niego? Wszak był przystojnym mężczyzną, a jego styl bycia niejednej potrafił zawrócić w głowie, o czym Brytyjka sama się przekonała.
Nie wiedząc co robić zaszyła się w łaźni I nie wychodziła stamtąd przez ponad godzinę, kiedy to sama zaczęła odczuwać senność.
Wiedząc, że zachowuje się paskudnie, postanowiła zajrzeć tylko do komnaty Orłowa, by życzyć mu dobrej nocy. Jej ochota na zabawy minęła.

Zerkając przez uchylone drzwi Carman stwierdziła, że Orłow nie był sam. Był z kobietą. Z ładniutką kobietą w bieliźnie. Przy czym on siedział w fotelu, a ona leżała bezczelnie na łóżku.
Rozmawiali. A właściwie to on pytał, a ona opowiadała jakie to zabawy odbywały się w tym domu… w jakich to brała udział i z kim. Bezczelnie i ze szczegółami opisywała swe pieszczoty z innymi kobietami. Lubieżnie oblizując językiem mruczała o jego wędrówkach po ich ciała i zapewniała, że panienka Carmen będzie zadowolona.
- Może innym razem - rzekła na głos, wchodząc im w słowo - Rozleniwiła mnie kąpiel. Idę się położyć. Nie chciałam tylko byś czekał. - powiedziała miękko do Rosjanina.
- Dobrze…- Ludmiła gładko zsunęła się z łóżka i nałożyła na siebie jedwabny szlafroczek. Zawiązała w pasie pytając. - Odprowadzić panienkę?
Orłow zaś zamyślił się przyglądając to Ludmile to to Carmen. Po czym rzekł z uśmiechem.- Trzymam cię za słowo. Niemniej pewnie masz rację. Dość szaleństw na dziś.
- Nie trzeba, sama trafię - powiedziała dziewczynie i czekała aż ta sobie pójdzie. Po chwili gdy znów byli sami cicho zapytała:
- Mogę spać u ciebie?
- Tak… ale ryzykujesz, że nie dam ci wyjść z łóżka bez solidnej porcji wyuzdanego seksu.- stwierdził Orłow z uśmiechem sugerującym że nie są to czcze pogróżki.
- Zaryzykuję. - uśmiechnęła się ciepło, zamykając za sobą drzwi.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline